13. Last Chance

Shawn:

Poniedziałek. Jak ja uwielbiam ten dzień... To oczywiście była ironia. Na całe szczęście dzisiaj klasy maturalne są na wycieczce więc miałem mniej lekcji i nawet nie musiałem iść na zastępstwo za kogoś. Miałem dzisiaj od 9 do 13:30 i bardzo się z tego cieszę. Nie, że nie cierpię mojej pracy. Wręcz przeciwnie. Uwielbiam ją, ale nie mógłbym się skupić na prowadzeniu lekcji, kiedy rozmyślam o Aurorze.

Od tamtego feralnego wieczoru, nie dała znaku życia. Owszem, pojawiła się na lekcji, ale nie odpowiadała na moje pytania i szybko wyszła z klasy, kiedy zadzwonił dzwonek na przerwę. Nie rozumiałem, co się z nią dzieje.

---

Pojechałem po pracy do supermarketu, żeby zrobić większe zakupy, bo i tak nie miałem nic ciekawego do roboty. Kiedy chciałem wychodzić że sklepu, zaczął padać deszcz. Poczekałem chwilę, aż będzie mniej padało i wtedy szybko podbiegłem do samochodu, by spakować zakupy. Już chciałem wsiadać, gdy zauważyłem klocących się dwoje ludzi. Jakaś starsza babcia biła po głowie jakąś osobę. Nie widziałem, kto to dokładnie był, bo ta osoba była w bluzie i jeszcze miała na głowie kaptur.

Musiałem zareagować.

-Proszę zostawić tą osobę - wyciągnąłem komórkę, by zadzwonić na policję, ale ta babcia uciekła.

-Nic ci nie jest- zaniemówiłem.

To była Aurora. Miała siniaki na całej twarzy, była zapłakana i cała rozstrzęsiona.

-Co ci się stało? - zapytałem zaniepokojony.

-To była moja babcia - jak to możliwe, żeby babcia biła swoją wnuczkę.

-Ale dlaczego ona ciebie biła? - patrzyłem na Aurorę.

-Ojciec ją napuścił na mnie, bo trafił do więzienia i uważa, że to moja wina - dziewczyna zaczęła płakać na moim ramieniu.

Objąłem ją i przytuliłem. Potrzebowała mnie. To była jej ojca ostatnia szansa, żeby się zmienić. Teraz nie ma taryfy ulgowej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top