Rozdział Trzynasty
Nic nie jest w stanie zatrzymać nastolatka, pędzącego właśnie przez przejście dla pieszych na czerwonym świetle. Chociaż ludzie oglądają się i wykrzywiają usta, nie starają się nawet podjąć próby spytania, gdzie się tak spieszy. Przebiera swoimi długimi, chudymi nogami najszybciej i najsprawniej, jak potrafi i modli się, aby jego niezdarność nie dała o sobie znać w postaci potknięcia się o nierówność w chodniku i wywrócenia na oczach wszystkich ludzi. Wciąż z resztą czuje ból w okolicach pępka, podejrzewając, że w tamtym miejscu znajduje się już prawdopodobnie siniak wielkości pięści.
Zwalnia już po kilku metrach, z trudem nabierając powietrza do płuc i ze zdziwieniem zauważa, że i tak dobrze mu poszło. Ostatkiem sił wyciąga z plecaka inhalator, zatrzymując się na chwilę, aby móc wziąć kilka, głębokich wdechów. Udaje mu się uspokoić dopiero po dwóch minutach, podczas których wpatruje się w drogę przed sobą, a która ma być dalszym celem jego podróży.
Do szpitala zostaje mu tylko dziesięć minut. Nie myślał o niczym innym wtedy, gdy przepraszał Ruby, tłumacząc się potrzebą nagłego wyjścia. Wydawała się rozumieć sytuację, jednak w jej głosie Harry mógł wyczuć smutek. Chyba nie była zła? Nie zdążył nawet powiadomić Anne o swoim nagłym wyjściu, ponieważ i tak nie wróciła jeszcze do domu.
Jednak najważniejszym było teraz, że Louis się obudził. Że otworzył swoje oczy, nabrał pierwszego, samodzielnego i głębokiego oddechu w pełnej świadomości i rozejrzał się, niestety nigdzie nie znalazłszy wzrokiem Harry'ego. Nastolatek czuje się winny, dlatego pędzi teraz do szpitalnej sali, w której leży jego ukochany.
Gdy znajduje się na odpowiednim piętrze, zaczyna panikować. Panika przysłania mu uczucie ulgi i szczęścia. Co, jeśli Louis dostanie amnezji i nie będzie go pamiętał? A co jeśli w ogóle go znienawidzi, bo zda sobie sprawę, że nie ma przyszłości, będąc z kimś takim jak Harry?
Dzisiaj po raz pierwszy od dłuższego czasu ich oczy się spotkają. Na samą myśl Harry'emu przewraca się w żołądku, ale mimo to nie waha się przed naciśnięciem klamki i wejściem do środka.
- Wow, stary, minęło pół godziny. Fuj, ale masz obleśny sweter.
Wita go już od progu głos Nialla, komentujący jego jasnożółty, wełniany sweter, który bardzo lubi. Nie zwraca jednak na niego uwagi, na drżących nogach podchodząc powoli do szpitalnego łóżka. Głowa Louisa zwrócona jest w stronę okna, ale nie odwraca jej w zaciekawieniu w jego kierunku ani nie odzywa się. Harry marszczy swoje brwi i dotyka niepewnie jego ciepłej dłoni, a gdy jego dotyk również nie wywołuje u niego żadnej reakcji, chłopak postanawia pochylić się i spojrzeć na niego twarz.
- Śpi - ponownie odzywa się Niall z miejsca na niewygodnym krześle w rogu pomieszczenia. - Obudził się właściwie na jakieś pięć minut, a później głowa mu opadła i zasnął.
- Mówił coś? - opada na krzesło i przesuwa je najbliżej Louisa, jak jest to możliwe. Z powrotem chwyta jego dłoń w swoją, z nadzieją wpatrując się w jego w tył jego głowy.
- Nie, spojrzał się na mnie tak dziwnie, mruknął coś pod nosem - wzrusza ramionami. - Dzwoniłem już do Zayna i Liama, są w drodze.
- Był tu jakiś lekarz?
- Owszem, był. Podejrzewam, że zajrzy jeszcze zaraz.
Harry kiwa swoją głową, nie będąc w stanie powiedzieć nic więcej. Nie chce. Czeka tylko w napięciu na moment, w którym Louis ponownie otworzy swoje oczy, a on będzie miał szansę, aby ujrzeć błękitne tęczówki ponownie. Oddałby wszystko, aby zobaczyć je chociaż po raz ostatni.
- Co ty masz z nosem? - Niall nachyla się nad nim, odkładając na bok swój telefon. Wpatruje się w niego ze zdziwieniem i zaciekawieniem wypisanym na twarzy. - I z ręką?
Wzrok nastolatka automatycznie wędruje w dół, na jego posiniaczone kostki, w których trzymał kastet jeszcze godzinę temu. Czerwieni się na wspomnienie jego bardzo żenującej i nieudanej bójki, po czym wzrusza ramionami.
- Takie tam.
- Wyglądasz, jakbyś się bił - stwierdza, nie spuszczając z niego wzroku, który jest trochę podejrzliwy. Być może się domyśla i tylko czeka, aż Harry wyzna mu prawdę. - Biłeś się?
- Nie - kłamie, jednak jego wysoki ton i szybkość wypowiedzenia słowa zdradzają wszystko. Głos Nialla zamienia się w wszechwiedzący. - Wyglądam na kogoś takiego?
- Wiesz, że ktokolwiek Cię pobił albo zaczepiał, to my to załatwimy. Normalnie zrobiłby to Louis, ale wolałbym, aby na razie nie wiedział, dopiero co ledwo wyszedł z tego gówna.
- Nikt mnie nie pobił, przysięgam.
- W takim razie ty pobiłeś kogoś. No i twój siniak o tu mówi sama za siebie. - wskazuje na jego policzek.
Harry nie miał nawet okazji spojrzeć w lustro, aby dowiedzieć się, że jego twarz po raz kolejny zdobi fioletowy siniak. Dotyka go wolną dłonią i lekko się krzywi.
- To nic takiego.
- Serio? - prycha, kręcąc swoją głową z dezaprobatą. - Harry ja Cię lubię, ale jesteś wkurzający czasem. Narzekasz, że nikt Ci nic nie mówi, a sam zatajasz jakieś pierdoły, jakby to była największa tajemnica świata. Po prostu powiedz, co Ci się stało.
Chłopak czuje się zażenowany przez swoje zachowanie. Zdaje sobie sprawę z tego, że Niall ma po prostu rację.
- Więc?
- Okej - z trudem przełyka ślinę, zwilżając językiem swoje usta. - Louis ma brata.
- Wiem, że ma.
- On był pod moją szkołą.
- Słucham? - przyjaciel patrzy na niego z niedowierzaniem. - Jak to był? Kiedy?
- Dzisiaj i... mówił dziwne rzeczy. Właściwie powiedział kilka słów, nagle się tam pojawił a ja się nie mogłem powstrzymać i wyjąłem kastet i-
- Skąd ty do cholery wytrzasnąłeś kastet?! - Niall prawie krzyczy, łapiąc się za głowę.
- Louis mi dał, pewnie wiedział, że będzie mi potrzebny. Nie wiem. - mówi zgodnie z prawdą. - Ale nie umiałem zrobić mu krzywdy, chociaż chciałem. Przywalił mi dwa razy mocniej.
- Och, kurwa.
- Wiem, nie powinienem był.
- Nie, po prostu... uch, nie. To dobrze, że miałeś odwagę, ale mogłeś po prostu po kogoś zadzwonić. On mógł mieć przy sobie broń, mogłoby Ci się coś stać. Wyobraź sobie, że Louis budzi się, a Ciebie nie ma. Chciałbyś tego?
Harry nie odpowiada, bawiąc się palcami dłoni Louisa. Nie patrzy na Nialla, przyznając mu jednak w duchu rację w każdym aspekcie.
- Z resztą, on to zrobił dla Ciebie, leży tutaj teraz, nie marnuj tego. Jeśli jeszcze kiedykolwiek spotkasz Jeffa, po prostu wezwij policję. To przestępca. A ja będę musiał powiadomić o tym chłopaków, nie jesteś bezpieczny. Zrobił Ci coś poważniejszego? Znów trzeba załatwić Ci obstawę.
Brwi nastolatka chcą wystrzelić w górę na słowo „obstawa", a on sam chce zadać pytanie, ale domyśla się, o co chodzi. Pamięta gdy to Louis był jego obstawą, a później Niall, poproszony o to przez Louisa. To wszystko jest takie głupie.
- Dostałem tylko w brzuch i w twarz. Ale jedyne, o czym wtedy myślałem, to zemsta - odpowiada cicho. - Gdyby nie on, Louis byłby cały i zdrowy.
- A gdyby nie Louis, leżałbyś tutaj ty. Nikt nie mógł przewidzieć, że on posunie się do czegoś takiego.
- Dlaczego ja?
- Bo tym skrzywdziłby Louisa. Słuchaj - Niall wzdycha cicho. - Tak było łatwiej, żyć w świadomości, że on Cię nie kocha. Tak było łatwiej Cię chronić.
- Przed kim?
- Przed całym złem tego świata. Przed Speed Kings, przed Jeffem, przed samym sobą. Z resztą wiesz, jaki potrafi być. Po prostu to doceń, mimo tego, co zrobił na początku.
Zanim Harry ma szansę odpowiedzieć na słowa, które mocno go uderzyły, jego dłoń zostaje mocno ściśnięta. Ich rozmowę przerywa nagły kaszel, który sprowadza chłopaków na ziemię. Niall natychmiast wstaje, aby pobiec po pielęgniarkę bądź lekarza a Harry wpatruje się w Louisa w szoku, zanim otrząsa się i również wstaje. Zupełnie nie wie, co ma robić.
Chociaż jego dłoń zostaje prawie zmiażdżona, oddaje uścisk i z szybko bijącym sercem po prostu się na niego gapi.
- Wody... - udaje się wykrztusić Louisowi, a wolną ręką łapie się za gardło.
- Och - Harry szybko wyciąga do połowy pełną butelkę wody ze swojego plecaka, dziękując sobie w duchu, że wziął ją przed wyjściem. Jest gdzieś na krawędzi, pomiędzy ekscytacją i szczęściem, a przerażeniem i paniką, ale na całe szczęście zachowuje zdolność trzeźwego myślenia i jest gdzieś tak po środku.
Przyciska szyjkę butelki do ust Louisa i przechyla ją, ale znów - niestety - wychodzi na to, że jest zbyt roztrzęsiony. Chłopak zaczyna krztusić się i kaszleć ponownie - Harry za szybko i zbyt gwałtownie przechylił butelkę, rozlewając wodę po jego brodzie i szyi. Zanim może zrobić coś więcej, Niall odciąga go do tyłu, a jedna z pielęgniarek stara się uratować sytuację.
- Co się dzieje? - pyta spanikowany, z szeroko otwartymi oczami wpatrując się w powoli uspokajającego się Louisa. Pusta już butelka, którą trzymał w dłoni, upada na ziemię, czego nawet nie kontroluje.
Louis żyje i właśnie się obudził. Jeszcze to do niego nie dotarło.
- Może by tak najpierw go podnieść, a później dać mi pić, huh?
- Przepraszam - mówi skruszony, zdając sobie sprawę, że przez niego Louis prawie się zachłysnął. - Louis-
- Dobra, musimy na chwilę wyjść - przerywa mu i chce pociągnąć go do wyjścia, ale Harry nie ustępuje. Jego oczy prawie zachodzą łzami, gdy słyszy cichy, zachrypnięty głos, który odpowiada na jakieś pytanie pielęgniarce. Nie umie wręcz oderwać wzroku. - Wszystko jest już w porządku, wyjdziemy na moment, okej? Musisz się uspokoić.
- Ale on-on... - jego słowa łamią się w połowie. Idzie za Niallem do wyjścia, oglądając się przez ramię i już na korytarzu ukrywa swoją twarz w dłoniach.
- Nie płacz, przecież jest dobrze - Niall kładzie dłoń na jego ramieniu. - Chcesz, żeby wywalili nas ze szpitala?
- T-To mój chłopak, ja mam prawo tam być - mówi z pretensją, pociągając swoim nosem.
- Przypominam Ci, że już nie jesteście razem. Ale to oznacza, że chcesz z nim jeszcze być?
- Co? J-Ja... - nagle uświadamia sobie, że Louis i on rzeczywiście nie są już parą. Harry jest już tylko ślepo zakochany a Louis go kocha, wcześniej oddając za niego życie, ale nic ich nie łączy. - Nie wiem.
- Nieważne, ale myślę, że Louis zemdleje znowu, gdy zobaczy twojego siniaka. - krzywi się, ponownie spoglądając na jego twarz. - I twój brzydki sweter też.
Kilka chwil i narzekań Harry'ego później, mogą z powrotem wrócić do sali. Pielęgniarka zatrzymuje Nialla, ale Harry wchodzi pierwszy bez jakiegokolwiek pozwolenia, przez chwilę będąc z Louisem w sali sam. Jego badawczy wzrok błądzi po każdej rzeczy w pomieszczeniu, a na końcu ląduje na Harrym, który natychmiast zatrzymuje się, gdy to się dzieje. Stoi metr od łóżka, również się w niego wpatrując, a jego serce opada na samo dno jego żołądka.
Po tym wszystkim, co razem przeszli, po wielokrotnych kłótniach, pełnych namiętności pocałunkach, bolesnych wyznaniach miłości, raniących słowach i magicznych momentach, zielone oczy znowu spotykają błękitne. Hektolitry wylanych łez i nieprzespane noce były warte widoku, jaki ma przed sobą - całego i zdrowego mężczyzny jego marzeń, zwanego również miłością jego życia.
- Louis - szepcze w końcu i bezwiednie opada na krzesło, wyciągając ręce, aby złapać jego dłoń, ale ta szybko odsuwa się. Z bólem w oczach spogląda na jego twarz.
- Kim jesteś? - chrypi, z wciąż wbitymi w niego błękitnymi tęczówkami.
Jego słowa są jak mentalny policzek. Nawet Niall, który nagle się pojawia wydaje się być zaskoczony, otwierając szeroko swoje usta w szoku. Serce Harry'ego prawie się zatrzymuje, po prostu przestając na chwilę bić.
- C-Co? - głos Harry'ego drży, a jego oczy na nowo zachodzą łzami. Jego podejrzenia się sprawdzają. Wplata palce w swoje włosy i mocno za nie pociąga. Znów nienawidzi siebie za to, co zrobił Louisowi. Gdyby nie on, teraz byłoby zupełnie inaczej. - To ja, to ja, Harry, to ja. Boże, Boże, Boże... T-To moja wina, Niall, on-
- Harry - Louis szybko odnajduje jego drżącą dłoń i chwyta ją w swoją, unosząc nieco swoją głowę i krzywiąc się przy tym. - Nie płacz, żartowałem.
- Słucham? - mamrocze z trudem, nie wiedząc nawet właściwie, dlaczego płacze. Jego wzrok wędruje na ich dłonie, które to Louis splótł i z powrotem na jego twarz. Na jego błękitne oczy, które wpatrują się w niego bez cienia niepewności i z pełną szczerością. - Louis? Lou?
Nie wie, czy Louis żartuje, ale wypowiedział jego imię głośno i to daje mu pewność, że nie kłamie. Ma ochotę roześmiać się i rozpłakać jednocześnie. Gdyby nie okoliczności, Harry normalnie byłby na niego zły, ale teraz jest po prostu szczęśliwy.
- Tak - odpowiada równie cicho, a Harry dopiero teraz zauważa, że jego głos jest bardzo słaby i wydaje się, jakby do mówienia wykorzystywał resztkę zebranej w sobie energii.
- Nie mów. Shh, nie mów. - nie spuszczając z niego wzroku, przyciska wierzch jego dłoni do swoich ust, co zwykł robić przez ostatnie kilka dni. Jego dolna warga drży, ale stara się nad tym panować i nad swoimi załzawionymi oczami, które i tak są czerwone i podpuchnięte. Zapomina już nawet o mało śmiesznym żarcie sprzed minuty. - T-To nie było śmieszne...
Głowa Louisa opada wreszcie na poduszkę, z jego ust wydobywa się ciche westchnięcie ulgi, gdy może z powrotem zamknąć oczy.
- Wzruszyłem się.
Zerka zdziwiony na Nialla, który stoi niedaleko i opuszcza właśnie swój telefon.
- Czy ty zrobiłeś nam zdjęcie?
- Nawet dwa - mówi z dumą i przysuwa sobie krzesło bliżej łóżka, ignorując zdziwione spojrzenie nastolatka. Wskazuje brodą na wciąż zamknięte oczy Louisa, który leży w milczeniu.
- Niech śpi - Harry odpowiada ledwo słyszalnie, aby nie zbudzić prawdopodobnie śpiącego ukochanego. Wątpliwości jednak zostają rozwiane, bo jego dłoń ściska tę należącą do nastolatka, aby utwierdzić go w tym, że nie śpi. Powoduje tym u niego delikatny uśmiech i ponowne zachodzące łzami oczy. Ponieważ daje mu tym znak, że żyje.
- Dlaczego nie czuję prawej nogi?
- Mieliśmy Ci powiedzieć - mówi z przejęciem Niall. Obydwoje posyłają blondynowi spojrzenia. - Amputowali Ci jedną nogę.
- Co-
- Żartowałem - nagle zaczyna się śmiać, ale widząc, że nikomu nie jest do śmiechu, z powrotem poważnieje. - A Louis mógł sobie żartować.
- Niall...
- Chciałem rozładować napięcie.
Niall po tym już się nie odzywa. Daje im kilka chwil samotności, po dwóch minutach zostawiając ich samych, a w sali panuje cisza. Żaden z nich się nie odzywa - Louis po prostu leży, a jego klatka unosi się i opada w umiarkowanym tempie; Harry nie spuszcza wzroku z jego twarzy, wyciągając niepewnie rękę i wplata ją w miękkie włosy chłopaka.
Wciąż pamięta o tym, co zrobił Louisowi i o tym, co Louis zrobił jemu. Ale nie chciałby być teraz gdziekolwiek indziej i przy kimkolwiek innym - jest szczęśliwy, mogąc obserwować w spokoju oddychającego Louisa, trzymając go za rękę, której palce kurczowo ściskają tę należącą do niego. Jego jabłko adama drga, gdy przełyka ślinę (kiedyś Harry uważał, że jego jabłko adama jest niesamowicie seksowne i mimo wszystko wciąż tkwi w tym przekonaniu), zwilża językiem swoje spierzchnięte usta i po dłuższym czasie uchyla swoje powieki, a jego rzęsy trzepoczą w sposób, przez który Harry ma ochotę się rozpłakać.
Wciąż ma małe zadrapania na policzku, na szyi, na rękach, a bandaż zniknął już z jego głowy na całe szczęście.
- Przepraszam.
Jego nagły głos sprawia, że nastolatek zaprzestaje swoich ruchów, jakimi było uspokajające zataczanie kółeczek kciukiem na wierzchu jego dłoni. Z trudem przełyka ślinę, domyślając się, za co Louis może przepraszać, i że czeka ich teraz rozmowa, z którą zwlekali od samego początku. Nie chce jej jednak przeprowadzać teraz, ponieważ Louis jest na to jeszcze za słaby.
- Nie teraz, Louis.
- To wszystko moja wina.
- Nie teraz - powtarza, będąc na krawędzi rozpłakania się i wyznania mu, jak bardzo cierpiał przez te kilka dni. Kochał go mocniej z każdym dniem, nawet, jeśli ta miłość powoli go zabijała. Próbował nawet zrobić sobie krzywdę, ale nie zamierza nigdy powiedzieć o tym Louisowi. Może pewnego dnia. - Jeśli chcesz, możesz jeszcze iść spać. Byłeś nieprzytomny kilka dni. Lepiej powiedz mi, jak się czujesz.
- Nie mam nawet domu.
- Zamieszkasz na jakiś czas u Zayna - powtarza słowa przyjaciela, który zadeklarował się, że podejmie taką właśnie decyzję. - Nie chcę nawet wiedzieć, dlaczego tego domu nie masz.
Jego powieki unoszą się szerzej na kilka chwil. Zerka na kroplówkę, kilka urządzeń obok łóżka, na wenflon wbity w jedną z jego dłoni, w końcu lądując na twarzy nastolatka. Mruży je, skanując część jego twarzy, a Harry odwraca speszony wzrok.
- Kto Cię uderzył? - pyta od razu, nie spuszczając swojego wzroku z siniaka, który jest mocno widoczny, jak bardzo Harry nie próbowałby zakryć go krótkimi, pojedynczymi lokami.
- Ta sama osoba, która zrobiła Ci to - odpowiada cicho. - Nie mówmy o tym.
- Skąd wiesz, kto to zrobił? Zrobił Ci krzywdę? - mimo stanu, w jakim się znajduje, jego głos na chwilę brzmi groźnie, a jego wyraz twarzy przez moment wyraża złość. Natychmiast się to zmienia, gdy lekko krzywi się z bólu i kaszle.
- Chcesz wody? Boli Cię coś?
- Nie - kręci swoją głową. Duszności nie trwają długo, ale po wszystkim opada bezsilnie na łóżko. - Utopisz mnie znowu.
- Nie utopię - na usta Harry'ego mimowolnie wkrada się delikatny uśmiech, bo zdaje sobie sprawę, jak bardzo za tym tęsknił. Za głosem Louisa i za jego zgryźliwymi docinkami. Tęsknił za nim całym, za wszystkim, co robił i co mówił, tęsknił za kochaniem go i za byciem kochanym. Kiedy ściska jego dłoń mocniej, uścisk zostaje oddany, a ich oczy po raz kolejny się spotykają, jak gdyby chcąc nadrobić stracone dni, tygodnie, spragnione swojego widoku.
- Dlaczego tutaj jesteś?
- Huh? - marszczy swoje brwi. - Tutaj... przy tobie?
- Po tym wszystkim, co zrobiłem. Nie spodziewałem się Ciebie tutaj, nie zasłużyłem na Ciebie.
Serce Harry'ego łamie się na pół, gdy wypowiada te słowa.
- Przecież to-to wszystko przeze mnie. Znam już całą prawdę, ale gdybym dał Ci wtedy wytłumaczyć, j-ja... - nie dokańcza w obawie przed rozpłakaniem się. Bierze głęboki oddech, zanim przemawia ponownie: - Nie wiem niestety, ile z tego jest prawdą. Liam okłamał mnie.
- On powiedział Ci całą prawdę.
- Całą? - mimo wszystko modli się, aby tylko część była prawdą. Jego serce prawdopodobnie tego nie zniesie. - Czyli to wszystko to prawda?
- Przez jakiś czas myślałem, że jazda, wyścigi są jedynym, co mógłbym pokochać, i co sprawi, że zapomnę o wszystkim złym. A później poznałem Ciebie.
Jego nagłe wyznanie wprawia Harry'ego w niemałe osłupienie. Nie wie, co ma odpowiedzieć, więc jedynie milczy.
- Ale Liam miał rację.
- Powiedziałeś, że nigdy byś mnie nie wykorzystał. - wraca wspomnieniami do dnia, w którym Louis upadł przed nim na kolana i błagał o wybaczenie. Samo wspomnienie powoduje bolesne ukłucie w sercu. - Nie wiem już, w co mam wierzyć.
- Bo nigdy bym tego nie zrobił, chociaż tak był plan. Na początku tak było. Liam powiedział Ci prawdę, ale nie mogę zgodzić się ze wszystkim. Miało tak być, naprawdę Cię nie lubiłem. - przerywa na chwilę, bo jego głos zachodzi chrypką z każdym słowem. Nie powinien tak dużo mówić zaraz po obudzeniu, ale mimo wszystko Harry nie umie go zatrzymać. - Ale nie planowałem tego, że z dziwnego zainteresowania tobą, zacząłem Cię po prostu kochać.
Ostatnie słowa są przełomem. Wrażliwym punktem, w który uderza. Harry ma wrażenie, jakby przestał na chwilę oddychać. Mówi te słowa z pełną powagą, będąc całkowicie szczerym i pewnym swoich słów. Powoduje to u Harry'ego odruch rzucenia się na niego i wtulenia mocno w jego ciało, ale robi to tylko w swojej głowie, w ostateczności nie robiąc tego w rzeczywistości. Czuje się kompletnie unieruchomiony, jakby te słowa zamroziły go.
Chociaż jego serce boli, postanawia zadać jedno, nurtujące go pytanie.
- Zdradziłeś mnie?
- Nie. Zdradziłem Amy z tobą.
To dla niego za dużo.
Potrzebuje chwili dla siebie, potrzebuje od wszystkiego odpocząć i wszystko dokładnie przemyśleć.
- Słodziaki, patrzcie kto przyszedł - Niall jak zwykle pojawia się nie w porę. Nie dostrzega intymnej atmosfery, jaka zdążyła utworzyć się między nimi ani błysku bólu w oczach Louisa w momencie, w którym Harry puszcza jego dłoń.
Do środka wchodzi Zayn, a zaraz za nim Liam. Ten pierwszy wpatruje się przez kilka sekund w twarz przyjaciela, zanim wzdycha z ulgą i szybko podąża w jego stronę.
- Lou.
Harry chce zaprotestować, że tylko on ma prawo mówić do niego w ten sposób. Jednak żaden dźwięk nie chce wydobyć się z jego gardła. Odwraca głowę w bok, unikając więcej wzroku Louisa. Napotyka za to wzrok Liama, który jest trochę niepewny i pełen poczucia winy.
- Będę musiał już iść - słowa wypadają z jego ust bez jego wiedzy, tak jakby nie miał nad nimi kontroli. Słyszą je wszyscy w sali, skupiając całą swoją uwagę na nim. Zayn przestaje mówić z pełnym zaangażowaniem coś Louisowi, Niallowi uśmiech schodzi z twarzy, kuzyn wpatruje się w niego nieco zdziwiony, a Louis... Harry nie wie, jak wygląda Louis, bo nie umie na niego spojrzeć. Wie tylko, że musi natychmiast wyjść, zanim nie wytrzyma.
Podnosi się na nogi, czując falę gorąca, przechodzącą przez jego ciało. Czuje, jak jego policzki palą, ale nie wycofuje się, gdy idzie szybko w stronę wyjścia.
Słyszy za sobą kroki, ale nie chce się nawet domyślać, kto wychodzi za nim tym razem. Chce rzucić się na łóżko, przytulić do poduszki i rozpłakać jak jeszcze nigdy. Pragnie, aby było po prostu tak, jak dawniej, aby mógł wymazać incydent z wypadkiem ze swojej pamięci, pominąć w życiu te wszystkie kłamstwa i przejść do momentu, w którym są z Louisem szczęśliwi, razem. Teraz jednak nie wie, czy po tym wszystkim będzie umiał być z nim dalej. Kocha go, ale nie wie, czy umie to dalej ciągnąć. Na pewno nie teraz. Nie wie nawet, co się z nim dzieje.
- Wszystko w porządku? - dłoń Liama z wahaniem dotyka jego ramienia. Spogląda na niego przez łzy i kręci swoją głową. - Nie musisz wracać do sali, jeśli źle się czujesz.
- Ja po prostu chcę wrócić do domu - pociąga swoim nosem i odsuwa się kawałek, cały drżąc.
- Odwiozę Cię, dobrze? - proponuje łagodnie kuzyn. Harry przez chwilę chce odmówić, ale później przypomina sobie, że dalsze chowanie urazu się nie ma sensu. Są w końcu kuzynami. - Zostawiłeś plecak w sali.
- Niech tam zostanie.
- Nie, pójdę po niego. Poczekaj tu na mnie.
Robi to bardzo szybko w ciągu dwóch minut, podczas których Harry przebiera nogami i wpatruje się w wysoko zawieszony zegar na jednej ze ścian kilka metrów dalej. Wciąż nie uspokoił się wystarczająco i jest na granicy rozpłakania się i ucieczki, a wbiegnięcia z powrotem do sali i wykrzyczenia Louisowi, że go kocha. Było to jednak o wiele łatwiejsze, gdy był nieprzytomny. Teraz Harry zachowuje się jak zwykły tchórz, nie mając po prostu odwagi. Musi ochłonąć.
Być może to, że kuzyn odwozi go, jest w pewnym sensie przeprosinami. Jest dla niego milszy (był dla niego miły przez cały ten czas, czego wcześniej nie docenił) i nie pyta nawet, dlaczego tak szybko wyszedł z sali. Być może się domyśla. Momentami sprawia wrażenie, jakby chciał odezwać się i podjąć jakiś temat, ale w ostatniej chwili rezygnuje. A Harry nie ma ochoty na rozmowę, żałując, że uciekł i zostawił Louisa samego, ale nie umiałby teraz wrócić.
- Będziecie z nim? - pyta zachrypniętym głosem i odchrząkuje. Odpina pasy bezpieczeństwa, będąc już pod swoim domem. Widzi auto swojej mamy i jęczy rozpaczliwie w duchu, bo będzie musiał tłumaczyć się jej z posiniaczonej twarzy i zwierzyć z dzisiejszego dnia, również z wybudzenia się Louisa. Nie ma nikogo innego, komu mógłby o tym powiedzieć, ponieważ Gemmy nie ma a jego przyjaciół to nie obchodzi.
- Tak, ale Harry... co Ci się stało w twarz? - posyła mu zmartwione spojrzenie. - Czy ty, no wiesz, biłeś się?
- Jeff - odpowiada krótko, postanawiając nie owijać w bawełnę. - Przyszedł pod moją szkołę, obił mi twarz, ale udało mi się chociaż raz go uderzyć.
- Jak to-jak to Jeff? - kuzyn mruga szybko, w kompletnym szoku. - Czy on-
- Taa, wiem, niebezpieczeństwo i tak dalej - mruczy, jakby z wyczuwalną w głosie obojętnością. Jeszcze jakiś czas temu by się tym przejął i zataił prawdę przed wszystkimi, bo uznałby, że jeśli nic nikomu nie powie, to nic mu się nie stanie. Natomiast teraz jest mu już wszystko jedno. - On jest chyba w mieście w takim razie. Powiedziałem Niallowi a on powiedział, że następnym razem mam dzwonić na policję. A jak następnym razem nie zdążę?
- On mógł zrobić Ci coś poważniejszego - wzdycha Liam, pocierając swój kark. - Chodzisz sam do szkoły?
- Nie, z przyjaciółką. Ale on to zrobił przy niej.
- Cholera - klnie cicho i zamyśla się na krótką chwilę. - Postaram się coś załatwić z tym, nie wiem jak, ale nie chodź po nocach sam, proszę. Nie wiem, czy odpuścił, ale to tak na wszelki wypadek.
- Jasne. Dzięki.
- Harry? - zatrzymuje go jeszcze, zanim ten zdąża wysiąść. - Przepraszam.
To zabawne, jak wszystko się zmieniło. Harry ma wrażenie, jakby od tego czasu, zyskał większej pewności siebie. Jest bardziej odważny, nawet jeśli wciąż bije się jak dziewczyna i nie umie zapanować nad emocjami. Widzi jednak zmianę, porównując siebie sprzed wakacji i teraz, gdy jest już prawie koniec roku. Jest grudzień i Louis za niedługo ma urodziny, a Harry kompletnie nie wie, co robić. Nie wie, czy zdobędzie się na odwagę i pójdzie do szpitala jutro bądź pojutrze. Czy Louis w ogóle chce go widzieć po dzisiejszym, i czy on sam jest w stanie się z nim skonfrontować.
Dlaczego leży właśnie samotnie w swoim łóżku, podczas, gdy po drugiej stronie miasta Louis leży cały i zdrowy, oddycha i może właśnie się uśmiecha? Dlaczego go przy nim nie ma, a był przez cały ten czas, gdy ten był nieprzytomny? Dlaczego to wszystko spędzało mu sen z powiek, gdy od południa aż do wieczora, a czasami od samego rana trzymał jego dłoń i całował ją, błagając, aby ten wreszcie cię obudził i powtarzając jak bardzo go kocha, a jeszcze przed paroma godzinami prawie pozwolił, aby pocałowała go najlepsza przyjaciółka?
Ma wrażenie, że zeszyty i książki, które jedynie zabiera do szkoły i otwiera okazyjnie, już dawno pokryte są warstwą kurzu. Przez to wszystko jeszcze bardziej opuścił się w nauce i obawia się, że nie otrzyma promocji do następnej klasy, chociaż jest dopiero koniec pierwszego semestru. Musi wziąć się wreszcie w garść, gdy ma pewność, że już wszystko jest w porządku. Chociaż on bardzo potrzebuje Louisa, nie chce, aby Louis potrzebował jego. Ponieważ nie zasługuje na kogoś takiego jak on.
Przekręca się na brzuch, a kilka przydługich włosów opada mu na twarz. Musi je ściąć, bo zaczynają go irytować i przeszkadzać.
Kolejne dziesięć minut wpatruje się w ścianę przed sobą i skubie rąbek swojej koszulki, intensywnie myśląc nad tym, co dalej. Musi wyjaśnić wszystko z Ruby, bo jak bardzo ją lubi, nie wie jak wybrnąć z sytuacji, w której przyjaciółka chce go pocałować. On i Louis nie są już razem, ale jego usta należą tylko do Louisa i nikogo innego. Co by się jednak stało, gdyby Niall nie napisał do niego dzisiaj? Ruby była bliska pocałowania go, a on tak jakby nie mógł się nawet poruszyć. Był zahipnotyzowany i nie panował nad tym, co robi. To nie był prawdziwy on.
Potrzebuje do kogoś zadzwonić i w końcu się wypłakać. Mógłby płakać właśnie przy Louisie i tulić go, całować jego dłoń, ale zamiast tego dzwoni do kogoś innego. Słyszy dziewczęcy głos po drugiej stronie, a jego oczy na nowo zachodzą łzami. Nie spodziewał się, że odbierze, ale gdy już to robi, jego głos załamuje się.
- Hej, Gemma.
Od autora: Przepraszam, że tak krótko :(
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top