Rozdział Siódmy

Od: Nieznany 

Zasługujesz na prawdę. 

 Harry ma ochotę się rozpłakać. Wpatruje się w ekran swojego smartfona już od kilku minut, nie wiedząc, co powinien zrobić. Może powinien był powiedzieć o tym Liamowi lub nawet Niallowi, ale nie myślał o tym wtedy, kiedy ostatni raz się widzieli. Teraz czuje się przerażony i zaintrygowany jednocześnie. Jest prawdopodobnie zbyt dociekliwy.

 W niedzielę wieczorem udało wybrnąć mu się z sytuacji, tłumacząc się Anne bardzo długą i podkoloryzowaną historią o tym, jak on, Liam i Niall wybrali się na jedzenie a później na spacer. Gemma wpadła na weekend i nie spodziewała się zastać brata w takim stanie, ale Harry, mimo tęsknoty za siostrą nie był zbyt zadowolony jej wizytą akurat wtedy. 

 Poniedziałek był najgorszy. Brian był wyjątkowo natrętny, wypytując o szczegóły kłamstwa, które wcisnął mu Harry. Wszyscy w szkole wciąż oglądali się za nim i za jego siniakiem, którego można było dostrzec już z końca korytarza. Na lekcjach zakrywał się plecakiem albo przytrzymywał rękę w tamtym miejscu, chociaż wszyscy już wiedzieli, co ukrywał. To było, jednym słowem, bardzo upokarzające.

 Jest wtorek wieczór, gdy siedzi przy biurku w swoim pokoju, starając się skupić nad zadaniem domowym z matematyki. Przynajmniej to pozwala mu odciągnąć myśli od ostatnich wydarzeń. Teraz jednak znów nie umie się skupić, bo dostał kolejną, niespodziewaną wiadomość, chociaż miał cichą nadzieję, że to już koniec. Nie tylko koniec dziwnych, anonimowych wiadomości, ale również wszystkiego, co z nimi powiązane, mimo że wciąż nie wie, co będzie dalej. 

 Ostatecznie zamyka swój zeszyt, wiedząc, że i tak nie będzie w stanie czegokolwiek się nauczyć bądź cokolwiek zrobić. Żałuje, że nie spędził więcej czasu z Gemmą, która wyjechała wczoraj. Mogła zostać przynajmniej jeszcze kilka dni, aby pomóc Harry'emu nie popadać w obłęd, co właśnie teraz robi. 

- Harry! - słyszy krzyk swojej mamy z dołu, na co cicho wzdycha. Nie zamierza schodzić na dół, jest zbyt zmęczony wysilaniem swojego mózgu na skomplikowanych obliczeniach. Jest dziewiętnasta, więc i tak zamierzał położyć się już spać, aby wyspać się do szkoły i nie zaspać po raz kolejny. Zdecydowanie zdarza mu się to zbyt często. 

 Przeciera twarz dłońmi i opera czoło o blat biurka, zbierając siły na to, aby wstać. Nie ma siły nawet na to a jego policzek wciąż piecze, chociaż momentami zapomina, że coś takiego w jego życiu w ogóle miało miejsce. Dotyka go niepewnie palcami i krzywi się lekko, bo wciąż boli, gdy przyciśnie mocniej. Zniknie prawdopodobnie za tydzień albo dwa, ale musi przyznać, że Louis ma dobrego prawego sierpowego. 

 Nie słyszy głosu swojej mamy ponownie, słyszy za to kroki, które są coraz bliżej. Cichną w końcu, pozostawiając ostatni odgłos pod drzwiami jego pokoju, które cicho skrzypią, prawdopodobnie zostając otwierane. 

[Dla bardziej depresyjnej atmosfery możecie puścić w tle The Fray - Never say never]

- Mówiłem Ci, abyś pukała - mruczy i prostuje się, zbierając kilka zeszytów w jedno miejsce, aby Anne nie upominała się o bałagan na biurku. Nie odpowiada jednak na jego uwagę żadnym słowem, więc nieco niepewnie odwraca się do drzwi ze zmarszczonymi brwiami. Zamiera, bo w drzwiach nie stoi Anne, ale Louis. 

 Opiera się ramieniem o framugę, jego spojrzenie jest dość niepewne i od razu ląduje na policzku Harry'ego. Usta ma rozchylone, jakby chciał coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły mu w gardle. Harry również nie wie, co powiedzieć, bo gdy ich oczy się spotykają, jego gardło boleśnie się zaciska. 

- Twoja mama mnie wpuściła - odzywa się cicho, jego głos jest jak wstrząs dla Harry'ego, który musi natychmiast potrząsnąć swoją głową. Jego ciało przeszywa dreszcz, a palce automatycznie zaciska na swoich kolanach. Ze zdenerwowania zaczynają pocić mu się dłonie, chociaż nie wie, czy powinien mieć powody do nerwów. 

 W jego głowie jak film przewijają się sceny z zeszłego weekednu, ma to przed oczami...

 Louis go uderzył. Ale tak bardzo, jak go to zabolało i jak pewien był, że będzie bał się Louisa, tak bardzo nieistotne jest to w tym momencie. Widzi go po raz pierwszy od kilku dni, podczas których żył w przekonaniu, że już nigdy nie będzie miał do tego okazji. Uświadamia to sobie po raz kolejny i kompletnie zapomina o siniaku na swoim policzku, gdy atakuje go zapach... zapach Louisa. Postanawia przemówić: 

- Louis- 

- To koniec. 

 Harry z początku nie wie, co Louis ma na myśli. Przerywa mu, zanim ma szansę cokolwiek powiedzieć. Jednak te dwa słowa w końcu trafiają do niego ze zdwojoną siłą, sam ma świadomość ich znaczenia i chociaż nie chce, aby to było to, o czym myśli, tak niestety jest. Wpatruje się w Louisa z szeroko otwartymi, szklistymi oczami a obraz przed nim zamazuje się powoli. 

- Nie możemy być razem - serce Harry'ego niemal się zatrzymuje. Gorąca łza, która w tym momencie spływa wzdłuż jego policzka zdaje się być jedynym ciepłem, które w tym momencie czuje. Ma wątpliwości, czy cokolwiek jeszcze czuje. - To nie ma sensu. 

- T-To jest jakiś chory żart - kręci głową, bardzo powoli podnosząc się na nogi. Nie stara się nawet ukryć swoich łez i tego, że płacze, po prostu nie ma siły. - Żartujesz sobie ze mnie? 

- Ty masz tylko szesnaście lat. 

- Czy to ma jakieś znaczenie? - pociąga nosem, rękawem swetra wycierając swoje mokre policzki. Louis stoi w tej samej pozycji, jednak nie patrzy na Harry'ego - przygryza swoją dolną wargę i intensywnie wpatruje się w dywan. - Och, no tak, zapomniałem. P-Przecież to tylko ja, tak? „Mały, słodki, niewinny". 

- Przykro mi. 

- Słucham? - szepcze, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy. Pozwala kolejnej, słonej łzie spłynąć po swoim policzku, bo Louis potwierdza jego przypuszczenia, tym samym potwierdzając słowa Zayna. 

- To nigdy nie miało sensu. Po prostu... to i tak trwało krótko. Zapomnij o tym. 

- „Zapomnij"? P-Powiedziałem Ci, że Cię kocham - płacze, zakrywając usta dłonią, gdy z jego ust ucieka głośny szloch. Patrzy na Louisa z niedowierzaniem i jest już pewien, że w tym momencie kończy się wszystko, co ma. Co miał. - Kocham Cię, Louis. 

- Ale ja Ciebie... nie - po chwili podnosi swój wzrok i znowu patrzy mu w oczy, ale Harry odwraca swój wzrok, nie kontrolując płaczu, który wstrząsa jego ciałem. Louis odpycha się od framugi, gotowy wycofać się z pokoju Harry'ego. 

- T-Tylko tyle masz do powiedzenia? „To koniec"? - udaje się wykrztusić Harry'emu. Patrzy na Louisa, ale znowu nie napotyka jego spojrzenia - może w obawie, że widząc jego przekrwione, spuchnięte oczy dopadnie go poczucie winy? - Jesteś t-tchórzem, Louis, wiesz? 

 Mimo złudnej nadziei nastolatka, Louis nie odpowiada. Siedzi cicho przez cały czas, jego twarz nie wyraża żadnych emocji i Harry rzeczywiście zaczyna wierzyć w to, że nigdy nic ich nie łączyło. Wszystko to, czemu zaprzeczał i co wydało mu się absurdalne, teraz okazuje się najboleśniejszą prawdą, jakiej mógł doświadczyć. 

- K-Kocham Cię przecież - powtarza przez płacz, mając nadzieję, że to coś zmieni. Louis jednak mruga szybko i wychodzi z jego pokoju bez słowa, a Harry zamyka za nim drzwi, chociaż ma nadzieję, że wróci. Ma ją nawet wtedy, gdy osuwa się po ścianie i chowa twarz w kolanach, nie przestając płakać. Nawet, gdyby chciał, nie mógłby przestać. Z każdym głębszym oddechem czuje ból w klatce piersiowej a słowa Louisa, dudniące w jego głowie z niesamowitą siłą ściskają jego czaszkę. 

 Ma wrażenie, jakby leżał w kałuży krwi, nieprzerwanie lejącej się z jego serca. Topi się w niej, ale nie chce nawet podjąć próby, aby móc wyjść na powierzchnię. Chce utonąć w  swoich żałośnie wylanych łzach i naiwności, która do teraz nim władała. 

 To jest chyba ten etap w jego życiu, w którym wszystko się kończy. Kończy się pewien rozdział, kończy się coś pięknego a zarazem krótkiego, coś, co miało ważne miejsce w jego życiu, ale to czas, aby iść dalej. Musi iść dalej, musi zacząć coś nowego. Louis nic nigdy do niego nie czuł i nadeszła pora, aby się z tym pogodzić. 

*** 

 Zawiązanie sznurówki zajmuje mu niesamowicie długo czasu. Ociąga się, gdy to robi, a może czas po prostu stanął w miejscu, ale głos przyjaciela nad jego głową wcale mu nie pomaga. 

- Pośpiesz się, bo ludzie chcą przejść. 

 W końcu prostuje się i odgarnia kilka loków na bok, ujawniając swój sino-żółty policzek oraz podkrążone oczy. 

- Możemy iść. 

 Idzie za Brianem pod klasę, chowając ręce w kieszeniach swojej bluzy. Nie chce podnosić swojej głowy, wpatruje się w podłogę i swoje trampki, chociaż Ruby mówiła mu ostatnio, aby zaczął się uśmiechać. Nie zaczął. 

 Szuka jej wzrokiem na korytarzu, ale nigdzie jej nie ma i jest skazany na opieranie się o ścianę samemu, bo chociaż nie jest sam, czuje się bardzo samotny. 

- Co robisz w weekend? - pyta go nagle Brian, zaskakując go tym tak bardzo, że Harry marszczy brwi. Podnosi na niego swoje badawcze spojrzenie, bo nigdy nie został przez niego spytany o cto, jakie ma plany. Po prostu wydawało się, jakby nigdy go to nie obchodziło. 

- Chyba się uczę. A co? 

- Z ciekawości. Nie wyglądasz najlepiej. Zazwyczaj jechałeś do Louisa, ale teraz - urywa, posyłając mu współczujące spojrzenie. - To już... trzy dni? Zerwaliście w środę? 

- Wtorek - odchrząkuje, nie będąc zbyt chętny do rozmowy. Znów spuszcza wzrok i wbija go w czyjeś buty, starając się skupić na powtarzaniu wzorów z chemii w swojej głowie, z których jest dzisiaj sprawdzian. 

 Jest piątek, minęło zaledwie kilka dni i... jest źle. Nie tak źle, jak wyobrażał to sobie kiedyś (zdarzały się takie dni, gdy myślał o tym, jak wyglądałoby jego życie bez Louisa), ale nie wystarczająco dobrze, aby mógł normalnie i sprawnie funkcjonować. Stara się, ale wciąż płacze po nocach i wpatruje się w ekran swojego telefonu ze złudną nadzieją. 

 Gdy wchodzi do klasy, siada tam, gdzie zwykle - na samym końcu, w ostatniej ławce. Zerka na godzinę w swoim telefonie i z powrotem chowa go do kieszeni, gdy złudna nadzieja okazuje się czynić go bardziej naiwnym, niż myślał, że jest. To jest definitywny koniec, Louis dał mu to przecież do zrozumienia. 

 Harry usunął wiadomości od nieznajomego numeru dzień po rozstaniu z Louisem. Stwierdził, że i tak nic nie miało już znaczenia. Nie starał się nawet wysilać, aby domyślić się, od kogo one były - mogły rzeczywiście okazać się jednym, głupim żartem. Był ślepo zakochany w Louisie, jak głupi, niedoświadczony dzieciak, którym rzeczywiście wciąż jest. Zayn miał rację. Jest uległy, mały i niewinny. Louis owinął go sobie wokół małego palca i mógł robić z nim co tylko chciał. 

 Louis był jedną, wielką pomyłką. Teraz rozumie, o czym mówił Liam i jakie były jego intencje, gdy trzymał go od niego z daleka. Niall miał rację, mówiąc, że wiedział, co może wyniknąć z relacji Harry'ego i Louisa. Wszyscy mieli rację, ale Harry był w niego zbyt zapatrzony jak w obrazek, aby to dostrzec. Przeklina siebie za to w myślach i znowu ma ochotę się rozpłakać, ale wtedy ktoś zwróciłby na niego uwagę, a on woli nie rzucać się w oczy. Chce pozostać niezauważony w oczach całej klasy do końca swojego życia. Chce po prostu zniknąć. 

 Pod koniec lekcji ponownie wyciąga swój telefon i nie zastaje żadnych powiadomień. Przygryza swoją dolną wargę i myśli o tych wszystkich razach, w których Louis okłamał go, albo nakrzyczał na niego. W których potraktował go źle i sprawił, że Harry chociaż przez chwile się go bał. Myśli o jego raniących słowach, o jego bardziej bolesnych czynach i przede wszystkim o tym, że tak naprawdę w ogóle go nie zna. Nie wie nawet, czy mógł nazywać go swoim chłopakiem - nic już nie wie. 

Do: Louis 

Kocham Cię. Nie zostawiaj mnie

 Robi to z czystego impulsu, wyłączając telefon na resztę dnia. Wie, że nie otrzyma odpowiedzi, ale tak jest mu łatwiej. 

*** 

- Cholera jasna - mruczy cicho, wyciągając rękę, aby wyłączyć budzik. Jest wczesny ranek w sobotę i naprawdę nie wie, dlaczego zapomniał go wyłączyć. Chce chociaż raz się wyspać i odpocząć od swojego beznadziejnego życia. 

 Z powrotem opada na materac, wciskając twarz w poduszki, ale mimo to nie udaje mu się ponownie zasnąć. Zamiast tego wpatruje się w zasłonięte żaluzje swojego okna i stara się myśleć o wszystkim, tylko nie o Louisie. Wczoraj po szkole wrócił dłuższą, okrężną drogą do domu, co zajęło mu ponad godzinę dłużej, ale potrzebował spędzić trochę czasu sam. Gdy dotarł do swojego pokoju, szykując się na kolejny, samotny wieczór, zadzwoniła do niego Ruby i przegadali ponad trzy godziny przez telefon. Uśmiecha się chociaż trochę na samą myśl o tym, bo nie uśmiechał się bardzo długo. 

 Bardzo lubi Ruby. Zbliżyli się do siebie przez ostatnie dwa miesiące, szczególnie wczoraj wieczorem, śmiejąc się, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Jest naprawdę sympatyczna i ma nietuzinkowe poczucie humoru, na dodatek świetnie rozumie Harry'ego i go wspiera (nie miał jednak okazji przyznać się jej, że to Louis jest sprawcą jego siniejącego policzka). Okazała to wczoraj, mówiąc, aby nie przejmował się Louisem, bo ma dopiero szesnaście lat i dozna miłości jeszcze nie raz. Ciężko było mu uwierzyć jej słowom, ale nagle i całkiem niespodziewanie wymsknęło mu się, czy nie wyjdą razem do kina. 

 Gdy myśli o tym teraz, leżąc na plecach i wpatrując się w sufit, pozwala sobie na kolejny, nieśmiały uśmiech. Ruby jest przecież... całkiem ładna. Harry lubi dziewczyny, szczególnie takie z pełnymi, słodkimi ustami, długimi włosami i brązowymi oczami. Ruby zawsze zaplata je w warkocz, związując na końcu fioletową gumką. Ma piegi na nosie i na policzkach, nie używa kosmetyków, ale jest za to w stu procentach naturalna. Czasami myśli sobie, jakby to było, gdyby...

- Harry - Anne najpierw puka do jego pokoju, a później wciska głowę przez szparę w drzwiach. - Wyjdź gdzieś dzisiaj. 

 Zerka na nią ze zmarszczonymi brwiami, a uśmiech znika z jego twarzy. Dociera do niego, że rozmarzył się zbyt bardzo i to sprawia, że jego policzki oblewa szkarłatny rumieniec. Nie może myśleć tak w ten sposób o swojej przyjaciółce, Harry wciąż zakochany jest w błękitnookim chłopaku.

- Od kiedy chcesz, abym gdzieś wyszedł? Nie muszę odrobić lekcji albo grabić liści, coś takiego? 

- Możesz się spakować, pojedziesz dzisiaj do Liama. 

 Na dźwięk imienia swojego kuzyna, jego serce automatycznie przyśpiesza. Liam oznacza Doncaster, Doncaster oznacza Louisa. 

- Po co? - natychmiast siada. -Spakować? 

- Uprzejmie zaproponował, abyś mógł spędzić u niego weekend i nie siedział ciągle w domu taki skołowany, bo Louis wyjechał. 

 Louis wyjechał. No tak, Anne nie wie nic o ich zerwaniu, uwierzyła w bajeczkę o wyjeździe i ich kłótni, gdy Louis mu o tym „powiedział". W rzeczywistości Louis zerwał wtedy z Harrym, chociaż nastolatek wolałby, aby prawdą okazała się być ta pierwsza wersja. 

- Zawiozę Cię. 

- Okej. 

 To jest jak kolejna szansa. Harry czuje się jak nowo narodzony, pakując do plecaka jedynie swoją pidżamę i świeżą bieliznę. Wrzuca również kastet, chociaż waha się, zanim ostatecznie to robi. Teraz wszystko ma szansę się wyjaśnić, nie ma innego wyjścia. 

 Po godzinie siedzi już w samochodzie swojej mamy, niezbyt subtelnie ją pośpieszając. 

- Naprawdę nie wiem, jak mogłeś nabić sobie takiego guza. Prawdziwa ofiara losu z Ciebie. 

- Mamo, przecież wiesz, że bardzo często chodzę z rozwiązaną sznurówką. 

- Ale aż tak? Wyglądasz, jakbyś dostał porządne manto, kochanie. Jesteś pewien, że nie masz żadnych problemów? 

- Nie - kręci głową, a poczucie winy czuje aż na dnie swojego żołądka. - Zupełnie nie.

 Resztę drogi przebywają w ciszy, bo Harry włożył do uszu słuchawki i pozwolił sobie na chwilę odpłynąć, chociaż chwila okazała się być w rzeczywistości godziną. Niemal podskakuje na swoim siedzeniu, gdy w końcu widzi tabliczkę z napisem „Doncaster".

- Harry, pamiętaj, aby nauczyć się czegoś. 

- Huh? - odrywa wzrok od mijanych krajobrazów i patrzy na swoją mamę niezrozumiale. 

- Liam zasugerował również, że pomoże Ci w matematyce. Dla Ciebie nie było nadziei, nic nie da się Tobie wbić do głowy, więc dlaczego miałabym odmówić? - parkuje na krawężniku, kilka domów od domu Liama. - Poza tym, to twój kuzyn. A ja mam bardzo dużo pracy i nie mam dla Ciebie czasu. 

- Czyli jak wrócę do domu jutro? 

- Złapiesz autobus, dobrze? 

- W niedzielę autobusy kursują rzadziej, poza tym nie mam pieniędzy, na razie - wysiada szybko z samochodu, wywracając przy tym swoimi oczami, bo wcale nie dziwi go zachowanie swojej mamy. 

- Haroldzie, widzę Cię jutro w domu. 

 Zakłada plecak na jedno ramię i szybko podąża w stronę domu swojego kuzyna, czując na swoich plecach uważny wzrok Anne. Na podjeździe stoją dwa samochody, ale na szczęście (a może i nie?) żaden z nich nie należy do Louisa. Mija je i podchodzi do drzwi, naciskając dzwonek. 

 Słyszy hałas dobiegający zza drzwi, więc naciska niepewnie klamkę, gdy nikt mu nie otwiera. Drzwi ustępują, a jego oczom ukazuje się... wypięty w jego stronę tyłek i blond włosy pochylone nad miękkim dywanem. 

- Niall? 

 Przyjaciel natychmiast siada i zerka na niego przez ramię, wyłączając swój mini odkurzacz, którym najprawdopodobniej czyścił dywan. 

- Och, hej. Nakruszyłem ciasteczkami i Liam kazał mi to wyczyścić. 

- W porządku, więc hej - macha mu z delikatnym uśmiecham i ściąga swoje buty. - Liam jest? 

- Palą sobie z Zaynem w tylnym ogrodzie. Dołączę do Was za chwilę. 

 Kiwa głową na jego słowa i mija go, kierując się we wskazane przez niego miejsce. Po drodze rzuca plecak na kanapę w salonie i puka w szklane drzwi, zanim wychodzi na taras. Zayn i Liam stoją oparci o barierkę, a ich spojrzenia od razu lądują na Harrym. 

- Hej - im również macha, nieco niepewnie i drapie się po policzku. Nie wie, na co tak patrzą, ale znów przypomina sobie o tym, o czym zdążył już zapomnieć. Że jego policzek zdobi duży, żołto-siny siniak. 

- Nie wygląda tak źle - mruczy Zayn, gasząc swojego niedopalonego papierosa. - Ten idiota naprawdę czyści ten cholerny dywan? 

- Zayn, dobrze wiesz, że mu kazałem. 

- Myślałem, że żartowałeś. 

- Właściwie nie musiał tego robić, ale jest kochany i zrobi wszystko - Liam również gasi swojego papierosa z lekkim uśmiechem, dopiero wtedy przyciągając Harry'ego do krótkiego, braterskiego uścisku. - Cześć młody. Jak się trzymasz? 

- Jakoś - wzrusza ramionami, opierając się o balustradę obok. - W sumie jest... znośnie. Tak myślę. 

- Przykro mi, że... Po prostu był mocno niezrównoważony, ale teraz będziesz miał szansę skupić się bardziej na nauce. Anne mi mówiła, rozmawiałem z nią wczoraj trochę. 

- To nie jest ważne, z nauką zawsze można sobie poradzić - mówi cicho. - Skąd wiesz, że zerwaliśmy? Powiedział Ci? 

 Patrzy na niego wyczekująco, ale czuje wzrastający niepokój, bo Zayn i Liam wymieniają znaczące spojrzenia. Wyglądają, jakby naradzali się, czy przekazać mu jakąś bardzo tragiczną wiadomość. 

- Dlaczego go z Wami nie ma? 

- Louis nie należy już do Masters.



Od autora: Hiiii, dziękuję za ponad 2K komentarzy i 2K głosów! Dziękuję również za wbicie do trendów na twitterze z hasztagiem #FFRunawayPL, wow, jesteście niesamowici! Przepraszam, że tak krótko, tylko 3K słów, ale w następnym rozdziale będzie trochę - a nawet bardzo! - emocjonująco. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top