Rozdział Pierwszy
Uśmiecha się leniwie, gdy powoli rozbudza się ze swojego snu. Może i był przyjemny, ale z całą pewnością nie przyjemniejszy niż życie poza snem. Czuje na sobie ciężar ciepłego ciała, ale zamiast je odepchnąć albo przekręcić się na drugi bok, wplata palce w karmelowe włosy, które łaskoczą jego szyję. Słyszy cichy pomruk i czuje usta, które muskają jego prawą pierś, na co uśmiecha się jeszcze szerzej.
Nie chce jeszcze otwierać oczu, ale ma świadomość, że może być już południe, więc niechętnie otwiera oczy i zerka w stronę okna. Zasłonięte żaluzje wpuszczają do pokoju trochę słonecznego światła, odbijając się na opalonej skórze, kontrastującą z tą Harry'go - bladą i mlecznobiałą. Gdy patrzy na zegarek, musi zamrugać kilka razy, bo jest już dwunasta.
- Louis - mówi w końcu, a jego głos jest zachrypnięty, i tylko w połowie przez poranną chrypkę. Jego gardło jest zdarte i czuje to nawet wtedy, gdy nie mówi. - Południe.
Nie uzyskuje odpowiedzi; zamiast tego chłopak wtula się bardziej w jego ciało, korzystając z możliwości zrobienia sobie z niego poduszki. Harry może i jest szczupły, a nawet kościsty (jego nogi są w porządku, ale naprawdę narzeka na swoje wystające kości biodrowe albo obojczyki), ale gdy budzi się każdego ranka, po wspólnie spędzonej nocy z Louisem, zastaje chłopaka leżącego na jego brzuchu.
Uśmiecha się pod nosem, bo nie potrafi być względem niego stanowczy - zawsze polega, bo Louis zbyt stworzony jest do kochania, i nie pozwala być na siebie złym.
- Louis - powtarza, bawiąc się jego włosami, a ich kosmyki przesuwają się pomiędzy jego palcami. Są naprawdę miękkie i puszyste, bez obecności lakieru do włosów, bądź żelu. Lubi je najbardziej rano, gdy są potargane i opadają mu na czoło, i Harry wtedy śmieje się z tego, ponieważ Louis zawsze jest zdezorientowany i nigdy nie wie, o co mu chodzi i na co tak patrzy.
- Przecież jest poniedziałek - mruczy cicho, owiewając ciepłym oddechem skórę Harry'ego. Na jego ciele od razu pojawia się gęsia skórka, bo głos Louisa zawsze brzmi bardzo seksownie zaraz po obudzeniu.
- Powinienem być w szkole - zauważa, a kilka sekund później Louis podnosi głowę i patrzy na niego zaspany, z jednym przymkniętym okiem. Odgarnia grzywkę na bok i również zerka na zegarek, a gdy widzi godzinę, cicho klnie pod nosem.
- Kurwa mać - z tym z powrotem opada na jego tors.
Gdy Harry patrzy na niego z dołu, wygląda to całkiem zabawnie, ponieważ to Louis jest tym, który jest wyższy i silniejszy. Za dnia dba o niego i stara się, aby niczego mu nie brakowało. Wieczorem jest tym, który dominuje i Harry wie, że może czuć się bezpiecznie, ale gdy śpi...
- Jeszcze pięć minutek.
...gdy śpi, jest najbardziej bezbronną istotą na tej planecie. W szczególności, gdy ta trzęsie się od jego niesamowicie głośnego chrapania, a jeśli Harry chciałby go obudzić, musiałby wjechać do domu czołgiem.
Ma ochotę pocałować Louisa, być tym, który całuje go i pozwala być całowanym, chce nawet zaproponować to Louisowi, ale zamiera, gdy słyszy na dole dźwięk przekręcania zamka w drzwiach. Otwiera szeroko jego oczy, a jego serce zatrzymuje się na moment.
- Louis - mówi szybko w momencie, w którym ten zrywa się z niego, a Harry razem z nim.
- Powiedziałeś, że wróci wieczorem.
- Bo miała - spanikowany szuka swoich ciuchów spośród kilku, które leżą na podłodze, ale dopiero po chwili udaje mu się wyciągnąć luźne spodnie, które nie należą do niego. Są na niego o wiele za duże, gdy je zakłada i zakrywa nagi tors koszulką, bo drzwi wtedy się otwierają.
Louis zdążył ubrać tylko bokserki, więc gdy odwraca się w stronę drzwi, Anne stoi i patrzy na nich bez mrugnięcia okiem.
- Mamo - mimo wszystko Harry ma nadzieję, że brzmi jak najbardziej naturalnie. Jego policzki są czerwone i ma ochotę wybiec z pokoju, ale wie, że nie może.
- Właśnie miałam spytać o samochód na podjeździe - jej spojrzenie utkwione jest w Louisie, który przez chwilę stoi i nie reaguje, prawdopodobnie czując się równie niezręcznie, co Harry. Po chwili jednak wyciąga do niej rękę, a na jego twarzy formuje się mały uśmiech, co zaskakuje nastolatka.
- Louis - przedstawia się, gdy kobieta podaje mu dłoń, a on całuje jej wierzch. Brwi Harry'ego wędrują w górę na ten gest, ale nie odzywa się.
- Ach, ten Louis - odwzajemnia jego uśmiech i zerka na syna. Harry stoi w tym samym miejscu, wciąż przyciskając koszulkę do piersi, czując się chyba najbardziej niezręcznie spośród ich wszystkich. - Wreszcie mam okazję poznać. Miło Cię gościć w naszym domu.
Harry może i nie chce, ale mimowolnie się uśmiecha, ponieważ jego mama nie wie jeszcze wielu rzeczy o Louisie. Louis przyjechał do niego w niedzielę wieczorem, gdy Anne miała nocną zmianę i Harry mógłby jej to powiedzieć, ale chyba się domyśla. Ma tylko nadzieję, że nie domyśla się, że Louis nie jest tutaj pierwszy raz, a drugi. Pierwszy raz był dwa tygodnie temu i uprawiali wtedy seks na kanapie w salonie na dole, ale Harry naprawdę ma nadzieję, że ona nigdy się nie dowie.
- Harry - zwraca się do niego, a jej mina poważnieje. - Znowu opuszczasz szkołę.
- Zawiozę go - oferuje Louis, ratując swojego chłopaka z opresji. Harry posyła mu za to wdzięczne spojrzenie. - Chociaż na te kilka lekcji.
- W porządku. Na dole za pięć minut. - wycofuje się z pokoju, ale przed wyjściem zerka na ubrania porozrzucane po podłodze i dodaje: - Posprzątajcie tu. Straszny bałagan.
W końcu wychodzi, ale nie zamyka a sobą drzwi. Harry wywraca oczami i robi to za nią, a gdy zerka na Louisa, ten się uśmiecha.
- Co?
- Nic - wzrusza ramionami i sięga po swoją koszulkę z podłogi. -Twoja mama nadal myśli, że mam osiemnaście lat?
- Tak - odwraca się do niego tyłem i ściąga jego spodnie, zanim zakłada bieliznę i wyciąga z komody swoje ciuchy. Nie odzywa się przez ten cały czas, po części zły na Louisa, że on rzeczywiście planuje zawieźć go do szkoły, a po części po prostu zamyślony. Pamięta, gdy dwa tygodnie wcześniej Louis był tutaj po raz pierwszy - to był ten czas, gdy oficjalnie zostali parą. Kilka wcześniejszych tygodni nie widywali się, wymieniali jedynie krótkie wiadomości, a decyzję o ich spotkaniu podjął Niall, zupełnie przypadkiem przejeżdżając niedaleko jego szkoły w drodze do cukierni, bo tak. Harry wie, że zrobił to specjalnie, jadąc kilka godzin do innego tylko po to, aby kupić sobie pączki, i aby Louis miał okazję znowu zobaczyć się z Harrym.
- O co chodzi? - Louis w końcu pyta. Harry zerka na niego przez ramię i widzi, że siedzi na jego łóżku w swoich ubraniach, bawiąc się zapalniczką trzymaną w dłoni.
- O nic.
- Powiedz.
Wzdycha cicho i odwraca się do niego przodem.
- Po co chcesz mnie zawozić do szkoły?
- Nie rozumiem? - Louis ściąga brwi, patrząc na niego pytająco. - Musisz chodzić do szkoły.
- Nie muszę.
- Nie kłóć się ze mną.
Nie odpowiada, postanawiając po prostu odpuścić. Louis mógłby być na niego zły, a Harry tego nie chce i nie chce się z nim kłócić, więc gdy tylko się ubiera, chwyta swój plecak i schodzą razem na dół. Nie ma nawet ochoty jeść śniadania, już na dole mija Louisa, który miał zamiar skręcić w stronę kuchni, prawdopodobnie po to, aby lepiej poznać jego mamę. I Harry wie, że Louis nie ma ochoty tego robić, robi jedynie to z grzeczności i chciałby to docenić, ale jest zbyt zmęczony, aby bawić się w poznaj-swoją-przyszłą-teściową.
- Harry - dogania go, gdy zakłada swoje trampki. Harry posłusznie zerka na niego z dołu, sznurując swoje buty i widzi surowy wzrok Louisa, więc postanawia nieco się uspokoić. Ma szesnaście lat i ma prawo do młodzieńczego buntu, prawda?
- Przepraszam - z powrotem staje prosto i sięga po kurtkę, nachylając się lekko w kierunku korytarza, zanim woła: - Jadę do szkoły!
Razem z Louisem wychodzą z jego domu, obaj muszą zmrużyć oczy, bo słońce tego dnia świeci naprawdę mocno. Mimo, iż jest październik, jest bardzo ciepło i Harry nie zakłada kurtki, idąc wprost do samochodu Louisa.
- Załóż kurtkę - nalega Louis, ale Harry ignoruje go, chcąc otworzyć drzwi od samochodu. Wywraca oczami, gdy te się nie otwierają, bo są zamknięte.
- Otwórz drzwi.
- Załóż kurtkę.
- Jest ciepło.
- Zatem nie wejdziemy do samochodu. Jest za ciepło.
Zaciska swoje usta, aby kąśliwa waga nie opuściła jego ust, bo mogłoby to się dla niego źle skończyć. Od wakacji nie zmieniło się wiele. Harry wciąż jest Harrym, stara się uczyć i nie przesiadywać za dużo w internecie, wciąż jest nieśmiały i nie lubi się wychylać, będąc zakochanym w mężczyźnie cztery lata starszym od siebie. A Louis jest Louisem, którego Harry poznał kilka miesięcy wcześniej, ale teraz poznał go bardziej i zdołał poznać go aż za bardzo. Louis jest obsesyjnie troskliwy.
- Wsiadaj - otwiera mu w końcu drzwi, gdy ustąpił starszemu i założył kurtkę, chociaż rzeczywiście jest bardzo ciepło.
Louis troszczy się i stara się, aby Harry czuł się jak najlepiej, ale czasami wykracza do poza granice. Nie było tak zawsze, a w ostatnich dniach i Harry zauważył już wcześniej, że coś w zachowaniu Louisa się zmieniło. Nie wie jeszcze, co to jest, ale chce się dowiedzieć, bo martwi się i boi spytać się go o to jednocześnie.
- Co się z tobą dzieje? Myślałem, że chciałeś, abym poznał twoją mamę.
- Nie w takich okolicznościach - zapina swoje pasy póki pamięta, aby uniknąć późniejszej uwagi swojego chłopaka.
- To po prostu, bunt młodzieńczy, coś takiego? - zerka na niego, a Harry marszczy brwi. - To dlatego, że twoi rodzice się rozwodzą?
- Przestań - niemal od razu odwraca głowę w stronę okna, wiedząc, że może Louis ma racje. Ostatnimi czasy jest bardzo rozdrażniony i zestresowany i wie, że wiąże się to z rozwodem rodziców. Natomiast Louis wygląda, jakby starał się rozumieć, ale czasami zachowanie Harry'ego przerasta go również, szczególnie wtedy, gdy przebywa kilometry, aby spotkać się z rozczarowaniem i brakiem uprzejmości z jego strony. Może Louis ma po prostu rację.
- To już drwa długi czas.
- Tak, rozwodzą się już ponad pół roku, dlaczego po prostu tego nie załatwią? Dlaczego moja mama nie myśli o mnie wtedy?
Louis na to nie odpowiada. Harry zakłada ręce na piersi i przymyka oczy, modląc się już, aby dzień się skończył. Chce wrócić do swojego ciepłego łóżka.
- Dlaczego nic nie powiesz? Powinieneś powiedzieć teraz, że na pewno o mnie myśli i mnie kocha.
- Nie będę wciskał Ci typowego gówna, które powiedziałby Ci każdy inny.
- W porządku, zatem powiedz mi, czy twoi rodzice też Cię tak traktują. Dlaczego nie poznałem jeszcze w ogóle twojej rodziny?
Harry zauważa, że z jego słowami ciało Louisa automatycznie się napina i zastanawia się, czy powinien ciągnąć temat. Louis nigdy nie mówił o swoich rodzicach, a tym bardziej o swojej rodzinie, bliższej czy dalszej. Harry nigdy nie pytał, nie czując takiej potrzeby, nie chcąc również naciskać, ale zawsze zastanawiało go, dlaczego Louis mieszka w ogromnym, drogim domu całkowicie sam, a jego jedynymi bliskimi są Liam czy Zayn. Wątpi w to, czy Niall nim jest, bo Louis zawsze traktuje go chłodno, nawet, jeśli Niall traktuje go zupełnie inaczej.
- Louis-
- Przyjechać po Ciebie? - przerywa mu, co jest znakiem dla Harry'ego, aby skończyć temat. Jego drogi samochód stoi już pod szkołą, a wzrok co najmniej połowy uczniów na dziedzińcu jest skierowany w ich stronę.
- Nie - odpowiada w końcu, odpinając pas bezpieczeństwa. - Jedź już do domu.
- W porządku - nachyla się do niego, ale Harry nie ma ochoty na nic więcej niż tylko zwykły całus w policzek. Natychmiast wysiada, przerzucając plecak przez lewe ramię i idzie przed siebie, mając nadzieję, że jego PMS przejdzie mu bardzo szybko, bo chce przeprosić Louisa.
Wdrapuje się po schodkach, a tuż przy drzwiach wejściowych odwraca się i zerka w stronę, gdzie samochód Louisa nadal tam stoi. Marszczy brwi, widząc w nim Louisa, który wpatruje się w kierownicę, jakby nad czymś głęboko rozmyślał. Harry nie patrzy na niego długo, bo po chwili słyszy dzwonek na kolejną lekcję i jest zmuszony iść. Niepokój jednak nie opuszcza go do końca lekcji.
***
- Naprawdę wlazła do twojego pokoju?
- Taa, sądziłem, że zacznie krzyczeć albo coś - śmieje się, wciskając dłonie w kieszenie swojej kurtki. Jest wieczór i zrobiło się trochę chłodno. Od popołudnia złość całkowicie mu przeszła i chce przeprosić Louisa, wiedząc, że tylko się o niego troszczy, ale zrobi to po powrocie do domu.
Siedzi obok Ruby na ławce w parku, nerwowo podrygując swoimi kolanami, aby chociaż trochę się rozgrzać. Wnętrze ciepłej i przytulnej pizzeri odpowiadało mu zdecydowanie bardziej.
- Twój Louis chyba mnie nie lubi - odzywa się Brian, odwracając głowę, aby wypuścić dym z ust.
- Bo wie, że palisz nielegalne rzeczy - wzrusza ramionami, a jego serce po raz kolejny przyśpiesza na myśl o Louisie. Znowu żałuje swojego zachowania dzisiaj i zdążył się stęsknić już po dwudziestu minutach rozłąki, a gdy stwierdził, że Louis jest zdolny do tego, aby być jeszcze na parkingu, wyjrzał przez okno i zobaczył pustkę. Czuł wtedy zawód, ale Louis miał pełne prawo wrócić do siebie, jadąc kilka godzin po to, aby wreszcie odpocząć.
Oprócz niego są jeszcze Brent i Riley, dwaj koledzy Briana, których Harry niespecjalnie lubi, ale dogadują się i nie sprzeciwiał się, aby wyszli gdzieś w piątkę. Do końca spotkania myśli niestety o Louisie i o tym, jakim szczęściarzem jest, że mimo wszystko coś, co połączyło ich w lato zupełnie przypadkiem, zdążyło przetrwać.
Harry pamięta, gdy Niall opowiadał mu, że Liam nie był zadowolony, bo sam nie widział kuzyna od tamtego czasu. Pisali jedynie ze sobą i Harry raz zadzwonił, bo wie, że Liam ma z całą pewnością o wiele ważniejsze sprawy na głowie, niż jego nastoletni kuzyn.
Wraca do domu po dwudziestej, starając się być bardzo cicho, aby nie zwrócić uwagi swojej mamy hałasem, jaki wywoła. Nie będzie zła ani nie będzie krzyczała, ale jest pewien, że chciałaby z nim porozmawiać, a on nie ma ochoty na rozmowę. Wspomniałaby coś o Louisie i o ojcu, którego Harry widział ostatnio miesiąc temu tylko przez kilka minut, bo zamknął się w swoim pokoju.
Tak robi i tym razem. Rzuca plecak na łóżko i przekręca zamek w drzwiach, mając nadzieję, że mimo wszystko Anne i tak zmusi się do pukania, zamiast do bezcelowego naciskania klamki.
Gdy kładzie się na łóżku, wzdycha cicho i stwierdza, że woli dostać złą ocenę, niż zmusić się do wstania z łóżka, wyciągnięcia książek i spojrzenia na zeszyt od matematyki, na którego samą myśl robi mu się niedobrze. Wyciąga za to z kieszeni telefon, niemal od razu wystukując na klawiaturze to, co planował już od połowy dnia.
Do: Lou
Przepraszam. Masz rację, to przez rodziców.
Gryzie pomiędzy zębami dolną wargę, wpatrując się przez kilka chwil w ekran telefonu. Louis nie zawsze odpisuje po minucie, zdarza się, że są to godziny i Harry denerwuje się wtedy tylko z przyzwyczajenia. Sam odpisuje w tej samej sekundzie od napisania wiadomości, ale czasami zapomina, że Louis jest dorosły i nie siedzi cały czas w telefonie, tak, jak Harry od jakiegoś czasu.
Uśmiecha się szeroko, gdy Louis mu odpisuje i postanowienie o odczekaniu kilku sekund idzie w zapomnienie.
Od: Lou
wiem, kwestia czasu zanim się przyznasz ;)
Ledwo powstrzymuje się, aby wytknąć Louisowi brak wielkiej litery i przecinka w odpowiednim miejscu, bo Louis i tak się nie poprawi i nie weźmie sobie tego do siebie. Piszą chwilę, chociaż Harry jest już bardzo senny.
Uśmiecha się szerzej, bo gdy jest na granicy snu, wyrywa go z niego długo wyczekiwany dźwięk przychodzącej wiadomości. Numer jednak jest nieznany a treść, która go zaskakuje, sprawia, że kąciki jego ust opadają w dół.
Od: Nieznany
Wydaje Ci się, że go znasz. Uważaj.
Od autora: Jeśli kogoś zawiodłam, przepraszam. Widziałam wiele rzeczy, które piszecie, między innymi, że liczycie na bad Louisa, ale... no cóż, po przeczytaniu tego rozdziału... :( Mogę Was pocieszyć, że jest wystarczająco miękki, ale będziecie mieli okazję poznać go w jeszcze ostrzejszej odsłonie, jeśli na to liczycie.
CO DO TEGO PRZECINKA I WIELKIEJ LITERY, TAK, SĄ LUDZIE, KTÓRZY ZWRACAJĄ NA TO UWAGĘ (JA)
Ooch i dziękuję jeszcze raz za to, że #FFRunawayPL było w polskich trendach, yay!
PS 72489617 Ja wiem, że Louis nie jest wiele starszy od Harry'ego tutaj, ale nie będę go nazywać "chłopakiem", mężczyzną już raczej jest bez przesady, dajcie spokój... (Nie liczmy określeń typu "mój chłopak"). I jeszcze raz: jak ja za Wami tęskniłam!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top