Rozdział Jedenasty


 Harry pamięta ten jeden, wyjątkowy moment w jego życiu. To było jeszcze wtedy, gdy było ciepło, a ich związek był już oficjalny, ale wkraczał w ten pierwszy etap. Louis zabrał go wtedy samochodem w długą podróż, aż w końcu wylądowali tam, gdzie nie zamierzali, bo Louis ich zgubił. Byli jednak we dwoje, słońce bardzo jasno świeciło i Harry przysięgał, że oddałby wszystko, aby trwać tak z Louisem wieczność. 

 Leżał z głową na jego kolanach, na przednim siedzeniu jego samochodu, a jego nogi wystawały przez otwarte drzwi. Prawie przysypiał, był już na krawędzi, gdy Louis nagle złapał jego dłonie w swoje, zaczynając bardzo powoli i czule całować jego kostki. Ten gest nie tylko bardzo rozbudził Harry'ego, ale sprawił również, że jego serce zaczęło bić mocniej, a stado motyli zatrzepotało w jego brzuchu. 

 Teraz jednak Louis nie reaguje, nie otwiera swoich oczu i nie posyła Harry'emu spojrzenia, które mówi „Jesteś irytujący, ale Cię kocham". Jego dłonie są blade i wątłe, prawie że nie widzialne, więc Harry ściska je mocniej ze łzami w oczach. Ma nadzieję, że Louis jakimś cudem się obudzi, składa pocałunek na każdym odkrytym kawałku jego skóry, ale nie otrzymuje reakcji. I to jest właśnie ten moment, w którym zaczyna płakać.

- P-Powiedz mi, że jestem bachorem. Gówniarzem. Powiedz mi, jak irytujący jestem, wygoń mnie do lekcji, powiedz to, powiedz cokolwiek, Lou - szepcze, pociągając swoim nosem. - Zapnij moje pasy, abym był bezpieczny, i abyśmy byli bezpieczni oboje, razem. Powiedz mi, jak bardzo się martwisz. Wróć do mnie. 

 Jego oczy są wypełnione są gorącymi łzami, które co jakiś czas spływają po jego policzkach, pozostawiając po sobie mokre smugi. Znowu pociąga nosem i wyciera go w rękaw swojej bluzy. Patrzy na twarz Louisa, na jej spokojny wyraz, na usta, które zakryte są maską tlenową, a które są bardzo różowe - takie, jak zazwyczaj. Jego długie rzęsy rzucają cień na policzki, a powieki skrywają pod sobą błękit jego oczu. Skrywają to, co w Louisie najpiękniejsze, i co kocha w nim najbardziej. 

 Gorzej jest wtedy, gdy zdaje sobie sprawę z tego, gdzie się znajduje i dlaczego. Wtedy biały bandaż, obwiązany wokół jego głowy i głośna aparatura, która kontroluje pracę serca Louisa sprawiają, że czuje się naprawdę źle. Przyciska usta do wierzchu dłoni Louisa, starając się powstrzymywać szloch, który wstrząsa jego ciałem. 

 Harry nienawidzi siebie za wszystko. Nie wie, co będzie, gdy Louis się obudzi, nie wie, czy zostanie przy nim, czy odejdzie. Nie wie, czy mógłby z nim dalej być, ale jeśli tylko by tego chciał, a gdyby tylko Louis poprosiłby, aby Harry odszedł - zrobiły to. Teraz jednak jest wdzięczny Bogu, że dał mu szansę i pozwolił, aby jego stan był stabilny. Harry'emu zdaje się, że nie oddycha jeszcze samodzielnie, ale jego klatka piersiowa unosi się i powoli opada, więc chyba jednak oddycha. Jego serce bije

 Jest nieprzytomny. Nie odzywa się, nie rzuca jakiegoś mało śmiesznego żartu i nie odpowiada właśnie sarkazmem na jedno z głupich pytań Harry'ego. Nie rzuca mu badawczego spojrzenia, nie uśmiecha się ani nie wpatruje się po prostu w jego oczy. Jego silne ramiona bezwładnie spoczywają na szpitalnym łóżku, nie obejmują Harry'ego, nie napinają się, gdy podnosi coś ciężkiego, wyręczając przy tym Harry'ego. A Harry wątpi nawet, że Louis zachowuje jakąkolwiek świadomość, prawdopodobnie nie rozumie go, a tym bardziej nie słyszy. 

 Skóra Louisa nie jest już nieskazitelna. Na jego rękach widnieją mniejsze i większe zadrapania, ma rozcięty łuk brwiowy i prawdopodobnie więcej bandaży w okolicach brzucha i klatki piersiowej. Chociaż Zayn mówił coś o złamanej nodze, nie wygląda, jakby któraś z jego nóg była złamana. Przynajmniej tak mu się wydaje. 

 Z korytarza dobiega kilka podniesionych głosów, które budzą w nim niepokój. Odrywa na chwilę wzrok od swojego ukochanego, zwracając go w stronę drzwi i ściska nieświadomie jego dłoń mocniej, gdy te się otwierają. 

- Mówiłem, nie wchodź tam! 

- Muszę z nim pogadać. 

  Do środka wpada Liam, który widząc, w jakiej sytuacji zastał kuzyna, wygląda nagle na bardzo zakłopotanego. 

- Harry. 

 Nastolatek nie odpowiada. Wpatruje się w niego, czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia. Nie wie, czego ma od niego oczekiwać, ale jedyne, czego chce, to szczerej prawdy. 

- Musimy porozmawiać, ja-ja będę na dole. Nie śpiesz się. 

 Szybko wycofuje się z sali, pozostawiając Harry'ego jeszcze bardziej zagubionego, niż był. Toczy wewnętrzną walkę, pomiędzy zostawieniem na chwilę Louisa, a zostaniem z nim najdłużej, jak to możliwe. Potrzebuje jednak wyjaśnień w tej chwili i wie, że samym siedzeniem nic nie zdziała. Po raz kolejny w swojej głowie powtarza, że Louis by tego nie chciał. Nie chciałby, aby Harry się zadręczał, mimo że ten wie o swojej winie. Wszystko jest tylko i wyłącznie jego winą. 

 Jeszcze przez około dwadzieścia minut siedzi u jego boku, na przemian całując i przyciskając do swojego policzka jego ciepłą dłoń. Jego serce w spokoju pracuje, pompując krew i zbierając powoli siły w jego ciele. Decyduje się nagle na pewną rzecz, którą robi dość niepewnie i bardzo powoli. Nachyla się nad Louisem i delikatnie przyciska ucho do jego lewej piersi, mogąc usłyszeć stąd bicie jego serca. Przymyka swoje oczy, wsłuchując się w jego rytm coraz głębiej i nie zauważa nawet, gdy rytmy ich serc się synchronizują. 

- Zaraz przyjdę. Kocham Cię. - szepcze i na krótką chwilę przyciska usta do jego szorstkiego policzka, zanim podnosi się, zostawiając w sali swoją kurtkę. Ostatni raz patrzy na Louisa i wychodzi z sali. Na korytarzu zastaje jedynie Nialla, który gra w grę na swoim telefonie, wydając przy tym bardzo dziwne odgłosy. 

- Um... gdzie Zayn i Liam? 

- Huh? - przyjaciel dorywa na chwilę wzrok od ekranu, aby rzucić Harry'emu krótkie spojrzenie. - Ach, na dole pewnie. Liam chciał z tobą gadać. 

- Dzięki. 

 Kieruje się na dół, już w windzie mając złe przeczucia. Zayn ostatnio chodzi rozdrażniony, a Liam ukrywa przed nim więcej, niż Harry mógłby się spodziewać. Wszyscy zachowują się bardzo dziwnie oprócz Nialla, który zawsze zachowuje się tak samo i jako jedyny myśli mądrze i racjonalnie, chociaż sposoby tego myślenia nie są zbyt często błyskotliwe.

 Nie wie, co "na dole" ma oznaczać konkretnie, ale ma nadzieję, że natknie się na Liama bądź Zayna, bo budynek szpitala jest bardzo duży, a on nie wie, gdzie ma ich szukać.

 Po drodze nie gubi się na szczęście ani razu, ale ma wrażenie, że jest świadkiem kolejnej kłótni pomiędzy Liamem i Zaynem, zastając ich na jednym z korytarzy na parterze, którym akurat planował iść w stronę bufetu. Szybko chowa się za jedną z kolumn, wiedząc, że to wypada tak podsłuchiwać. Jednak robi to mimo wszystko. 

- Tak, kurwa, Niall jest zaraz po Louisie, a na samym końcu jesteś ty, Liam.

- Czemu ja?! 

- Bo go okłamałeś, zamiast powiedzieć to, co wiesz, przedstawiłeś swoją wersję i wielce zadowolony!

- Jaką wersję?! Dobrze wiesz, że nie chciałem źle dla Louisa, chciałem dobrze dla Harry'ego! Louis sam przyznał, że Harry'emu coś grozi i szczerze mówiąc dobrze, że z nim zerwał. 

 Harry nie ma czasu na przeanalizowanie słów kuzyna. Wie tylko, że gdy tylko je słyszy, czuje bolesne ukłucie w sercu.

- Czyli chcesz powiedzieć, że twój walczący o życie przyjaciel leży tam, bo na to zasłużył? Ach, no tak, lepiej, żeby Harry żył że świadomością, że Louis naprawdę go wykorzystał?! Jesteś takim kretynem, gorszym od Louisa. Na miejscu Harry'ego chciałbym po prostu znać prawdę. Dobrze, że wtedy wyszedłem, bo nie mogłem słuchać tych głupot.

- Dobrze wiesz, jaki był jego plan, dlaczego więc go bronisz?

- Bo taki był plan, ale to nie oznacza, że Louis go nie kocha. Z resztą, to było dawno, jak był z zupełnie kimś innym i był zupełnie innym człowiekiem. I ja jestem pewien, że to nie był wypadek, ale nawet jeśli by był i stałby tam Harry, Louis poświęciłby własne życie, żeby go uratować. To wszystko co mam do powiedzenia.

 Kroki jednego z nich zbliżają się w stronę, gdzie ukrywa się Harry. Jest zszokowany tym, co usłyszał i nie może się poruszyć, nie wiedząc, czy powinien ujawnić swoją obecność. Zanim może to zrobić, postać Zayna mija go i znika na rogiem, więc niewiele myśląc rusza za nim. 

- Zayn. Zayn, poczekaj. - woła za nim i widzi, jak na dźwięk jego imienia z ust Harry'ego, jego ciało niebezpiecznie się spina. Nastolatek drży na ten widok, ale nie rezygnuje. - Wyjaśnij mi tylko. 

- Nie chce mi się z tobą gadać. 

- Czy to prawda? O co właściwie chodzi? Zayn, proszę. 

 Przyjaciel zatrzymuje się w końcu zrezygnowany i z głębokim westchnięciem wbija w niego swoje spojrzenie, które natychmiast łagodnieje. Skanuje wzrokiem wyraźne oznaki zmęczenia na jego twarzy. 

- Spałeś w ogóle? 

- Liam mnie okłamał? - odpowiada pytaniem na pytanie. 

- Nie, nie okłamał Cię, troszkę sobie dopowiedział, podkoloryzował. Tylko tyle. 

- Podkoloryzował? - powtarza pod nosem, marszcząc swoje brwi w konsternacji. Czy to możliwe, aby jego własny kuzyn posunął się do kłamstwa, aby... w jakim właściwie celu? - Nic już nie rozumiem. 

- Ja też nie, ale teraz wolałbym, abyś trzymał się z daleka od Louisa.

- Dlaczego? - pyta słabo, w obronnym geście obejmując swoje ramiona rękoma. Pociera je, chcąc zapewnić sobie chociaż trochę ciepła i aby nie dać po sobie poznać, że słowa Zayna mocno go ranią. 

- Bo sprowadzasz same kłopoty, a Louis za Ciebie obrywa. 

- Jakie kłopoty? Nie zrobiłem nic takiego. 

- Owszem, zrobiłeś. Louis Cię kocha i to wystarczy, aby sprowadzać kłopoty. 

 Serce Harry'ego na moment zaczyna bić. Wpatruje się w Zayna z szeroko otwartymi oczami, nie wiedząc, jak odpowiednio dobrać słowa. Louis go kocha? 

- Kocha? 

- Tak, i cholera. Jesteś takim idiotą, że uwierzyłeś Liamowi i nie widziałeś tego na co dzień. Jaki szczęśliwy przy tobie był, jak często mimo wszystko potrafił się uśmiechać. Dorośnij i przestań udawać, że jesteś tutaj najbardziej pokrzywdzony, przestań płakać po kątach i pokaż, że jesteś tu dla niego.  

 Nieważne, jak bardzo jego słowa bolą. Wszystko trafia do świadomości Harry'ego i utwierdza go w tym, że... to cała prawda. Teraz wie jednak, że Louis go kocha. Że to wszystko mogło być kłamstwem, wymyślonym przez jego kuzyna, że wszystko to, co powiedział Louisowi przed wypadkiem było... niesłuszne. 

- To Liam - odzywa się nagle. 

- Co Liam? 

- Liam pisał te wiadomości. Liam chciał go zabić. 

- Harry, z całym szacunkiem, ale nie wariuj - kręci swoją głową nieco rozbawiony. - Jedynym, czego chce Liam, to twoje bezpieczeństwo. Nawet w jakiś popieprzony sposób. 

- Więc... więc kto? 

- Podejrzewam kto, ale nie mogę Ci na razie powiedzieć. 

- Dlaczego nie? Ja chcę tylko wiedzieć, kto to był. Ja... ktoś pisał mi te wiadomości i jestem prawie pewien, że to była osoba, która to zrobiła. Sam powiedziałeś, że to nie było przypadkowe. 

- Bo nie było. A gdy się dowiesz, co wtedy zrobisz? 

  Harry nie odpowiada od razu. Myśli nad słowami Zayna i o Louisie, który, nieprzytomny, leży zaledwie kilka pięter wyżej. Ktoś skrzywdził Louisa i pragnie, aby poniósł za to odpowiedzialność. 

- Wtedy go chyba zabiję.   

- Harry - Zayn niespodziewanie zaczyna się śmiać, opierając ramieniem o ścianę obok. - Ja to naprawdę doceniam, Louis również by to docenił, ale nie wygłupiaj się ani nie wtrącaj. Jesteś dzieciakiem. 

- Ale ja go kocham. 

- To po prostu... siedź tutaj i czekaj na cud - wzdycha, przeczesując dłonią swoje kruczoczarne włosy. Wskazuje gestem na windę nieopodal, dając tym Harry'emu znak, aby wrócili na górę. - Idź pierwszy.

 Robią to w ciszy, nie odzywając się już do siebie ani słowem. Gdy z powrotem znajdują się na odpowiednim piętrze, obok Nialla siedzi Liam, który podryguje nerwowo swoimi nogami. 

- No dalej, Payno, bierz go na stronę - głos Zayna przywraca go chyba do rzeczywistości. Patrzy najpierw na niego, a później na Harry'ego, który stoi prosto i czeka, bo jak zwykle jego los pozostawiony jest w każdych rękach, tylko nie jego. Zauważył, że o tym, co dla niego najlepszy zawsze decyduje ktoś inny. I nieważne, że on naprawdę potrzebuje wiedzieć - nie może i już, bo ktoś tak chce. 

- Uch, okej. Okej, chodź. - powoli się podnosi i wzdryga się, gdy Niall niespodziewanie klepie go w pośladki. 

- Powodzenia, Lima. 

 Razem z Harrym udają się kilka metrów dalej. Przez cały ten czas Harry nie odzywa się, nie mając nawet ochoty, aby przebywać w towarzystwie kuzyna. Potrzebuje jednak wiedzieć, co tak naprawdę skłoniło Louisa, aby z nim zerwać. 

- Słyszałeś - zaczyna niepewnie, biorąc głęboki oddech. - Okłamałem Cię. 

- Wiem to - odpowiada bardzo cicho, bawiąc się swoimi palcami, aby zająć czymś swoje trzęsące się dłonie. - Pytanie tylko jak bardzo. 

- Tak, okłamałem Cię, Harry. Właściwie... powiedziałem o kilka słów za dużo. Większość rzeczy, które Ci powiedziałem, była prawdą, ale ja... powiedziałem Ci, że Louis nigdy nic do Ciebie nie czuł, bo mówiąc to sam byłem w takim przekonaniu, chociaż kilka dni wcześniej powiedział mi, że jest w tobie zakochany. I że jedyne, czego chce, to zapewnienie Ci szczęścia i bezpieczeństwa. Tak bardzo mi przykro.

 „Powiedział mi, że jest w tobie zakochany"

 Te kilka słów wystarczy, aby Harry zaprzestał bawienia się swoimi dłońmi. Nie wędruje już wzrokiem po ścianach i podłodze, wbija swój niedowierzający wzrok w Liama, zapominając nagle, jak się oddycha. Kuzyn po raz pierwszy wygląda, jakby mówił szczerze, a jego spojrzenie jest bardzo smutne i współczujące. Harry chce coś powiedzieć, ale powtarza te kilka słów swojej głowie, robiąc się bardzo blady i słaby, więc jedyne, co robi, to po prostu odchodzi. Chwiejnym krokiem wraca na krzesełka, siadając na jednym tuż obok Nialla, który chowa właśnie swój telefon do kieszeni. Posyła nastolatkowi zmartwione spojrzenie. 

- Nie wierzę mu - szepcze bardzo cicho, wyglądając jak ktoś, kto za chwilę może zemdleć. Być może dlatego Nialla obejmuje go nagle w pasie. - Nie wierzę mu już w nic. 

- W porządku, nie wierz. Nie wierz, nie myśl o tym, Louis żyje. - odpowiada równie cicho, chcąc uratować sytuacje, w której się znajduje. - Chodź, zobaczysz go. Co Ty na to? On jest tam sam. 

 Harry kiwa słabo swoją głową, godząc się na to i będąc w duchu wdzięcznym, że Niall jest takim wspaniałym przyjacielem. Obaj wstają i wchodzą do sali - Niall oczywiście przepuszcza go pierwszego. 

 Gdy Harry ponownie widzi Louisa, jego oczy na nowo zachodzą łzami. 

- K-Kocha mnie. 

- Tak, wiem - prowadzi go do łóżka i gdy upewnia się, że siada na krzesełku, bierze sobie drugie i siada obok. - Kocha Cię. 

- I ja go też - Harry nie może się powstrzymać i znowu chwyta jego dłoń w swoją, chcąc mieć jakieś zapewnienie, że Louis tutaj jest i wciąż żyje. Uspokaja się nieco, gdy czuje jej ciepło i wyciąga drugą rękę, przeczesując kosmyki jego włosów, które opadły mu na czoło. 

- Wiem. Ale wiesz co, Louis to silny facet, wyjdzie z tego. Da sobie radę. 

- Niall? - odwraca nagle głowę w stronę przyjaciela. - Czy Ty... wiedziałeś? 

- Eee... no tak - speszony pociera swój kark. - Ale wiesz co, gdy dowiedziałem się, że Louis zrobił to wszystko, aby wiesz... byłem zły na niego i miałem wrażenie, że on rzeczywiście musiał być dobrym aktorem. Ale pamiętam, gdy przyszedł raz i wypaplał gdzieś w między czasie, że Cię kocha, ale nie powtórzył tego drugi raz. Nie wiem, może mu się palnęło, a może Louis ma problemy z powiedzeniem tego słowa. Może się boi? 

 Harry nie odpowiada. Myśli jednak nad słowami Nialla bardzo głęboko, nie mając mu jednak za złe, że wiedział. Niall nigdy w nic się nie wtrąca (pomijając jego przywiązanie do Louisa i Harry'ego razem, oraz czasy, w których ciągle inicjował ich spotkania, bo miał "przeczucie") i to oczywiste, że nie powinien wtrącać się w to wszystko tak, jak robił to jego kuzyn. 

- Jak się trzymasz? Ja na twoim miejscu nie wytrzymałbym. Chyba popełniłbym samobójstwo. 

 Gdy Harry patrzy na niego zszokowany po usłyszeniu tych słów, Niall otrząsa się z chwilowego zamyślenia, wyglądając na równie zszokowanego swoimi słowami, co Harry. 

 Och, gdyby tylko wiedział...

- Tego nie było. Harry, poważnie, jak coś sobie zrobisz, to Cię zabiję. 

- Myślę, że będę silny dla Louisa. Nie zostawiłbym go. 

- Wiem, rozumiem. Louis oddał za Ciebie życie. 

- Słucham? - pyta z niedowierzaniem i ściąga swoje brwi. - Jak to oddał? 

- No bo... och, Boże, zabierz mi dar długiego języka - jęczy, unosząc wzrok ku górze. - Pogadaj z Zaynem, albo nie, nie gadaj z nim. bo jest na Ciebie zły. Ale on mi coś powiedział, a Tobie nie, skoro nie wiesz. 

- Ale nie wiem czego? No tak, zapomniałem. Powinienem się przyzwyczaić, że moje życie jest jak jakiś serial detektywistyczny, w którym nigdy nie wiem, o co chodzi, a wszyscy wokół tak. - wywraca swoimi oczami nastolatek. - Ciągle dowiaduję się czegoś nowego. Czy tajemnice kiedykolwiek się skończą? 

- Czuję się równie zaskoczony, co Ty. Ale tak odbiegając od tematu, czy miałeś w planach coś na urodziny Louisa? 

- Jakie urodziny Louisa? - dziwi się Harry, nagle zdając sobie sprawę, że naprawdę nie wie nic o swoim ukochanym. Nie wie o nim kompletnie nic, nawet tak prostej rzeczy, kiedy ma urodziny. - Kiedy? 

- Dokładnie za... mniej niż trzy tygodnie. Nie wiedziałeś, kiedy twój facet ma urodziny? 

- Nie - kręci przecząco swoją głową, smutno wpatrując się w wenflon w dłoni Louisa. - Nie powiedział mi nic. Nie wiem nawet nic o jego rodzinie. 

- Ochhh... um, no tak. Mówiłem, pogadaj z Zaynem. - odchrząkuje i po chwili zastanowienia wstaje. - No tak, czas na mnie. Czas się zdrzemnąć. 

- Pogadam, ale Niall - zatrzymuje go jeszcze, gdy ten zmierza w stronę drzwi. - Gdzie wy się właściwie zatrzymaliście? 

- Nie martw się, hotel jest tuż obok, jakby co jestem na telefon - posyła mu delikatny uśmiech i wychodzi. Harry znowu zostaje sam z Louisem, jednak czuje się, jakby był w sali jedynie sam. Jedynym, co powstrzymuje go teraz od wyskoczenia z okna jest oddech cichy Louisa, który wypełnia salę. 

 Opiera się wygodniej o oparcie niewygodnego krzesełka, zaczynając bawić się palcami dłoni Louisa. Martwi się tym, gdzie chłopak zatrzyma się, gdy tylko wybudzi się i wyjdzie ze szpitala. Co prawda Louisa domu nie ma już od dwóch tygodni, ale... kto powiedział, że to był jego prawdziwy dom? Może Louis mieszka zupełnie gdzie indziej i Harry jak zwykle nic o tym nie wie. 

 Przysuwa się w końcu bliżej łóżka, aby móc oprzeć policzek o miękki materac, wciąż trzymając jego dłoń. Zamyka swoje oczy bardzo zmęczony, wsłuchując się w dźwięk aparatury, a po części wspominając czasy wakacji. Kąciki jego ust drgają, a po chwili delikatny uśmiech wkrada się na jego twarz, gdy przypomina sobie Louisa, goniącego go po salonie Liama. Czuł się wtedy naprawdę przerażony, że chłopak go zabije, ale to był pierwszy raz, gdy Louis został u niego na noc i nie wyszedł rano, gdy nastolatek jeszcze spał. Wręcz przeciwnie, obejmował go swoją ręką, a dzień wcześniej Harry zrozumiał, że się w nim zakochał. 

 Harry wciąż go kocha. Więc czuje potrzebę, aby powtórzyć to ponownie. 

- Kocham Cię. Nie zostawiaj mnie. 

*** 

 Jest już bardzo ciemno, gdy nastolatek ponownie otwiera swoje oczy. Zaspany rozgląda się po pomieszczeniu, rozpoznając w nim salę szpitalną, w której zasnął przynajmniej kilka godzin temu. Wciąż trzyma dłoń Louisa, tracąc tym samym nadzieję, że jego ukochany mógł nią poruszyć, tym samym wybudzając się ze śpiączki.

 Prostuje się bardzo powoli, czując ból w kręgosłupie i szyi, bo spał w bardzo niewygodniej pozycji. Nie wie, która jest godzina, ale zdecydowanie jest za późno. Anne mogła do niego wydzwaniać, ale nie ma ochoty, aby wyciągnąć telefon z kieszeni. Gdy jego oczy przyzwyczajają się do ciemności, rzuca spojrzenie na twarz Louisa. Jego głowa nie zmieniła swojego położenia, miał jedynie wymienioną kroplówkę, co może wywnioskować po przesuniętym stojaku. 

 Podnosi się i niechętnie puszcza jego dłoń, jednak chce sprawdzić, czy nie jest w szpitalu sam, i czy to nie jego kolejny, dziwny sen. Wychodzi z sali, zastając na korytarzu jedynie Zayna. Opiera się plecami o oparcie krzesełka, głowę opierając o ścianę z założonymi rękami, a jego oczy są zamknięte. Sprawia wrażenie, jakby spał, ale otwiera powoli swoje oczy, kiedy Harry zamyka cicho drzwi. 

- Powinieneś może... się zdrzemnąć, albo coś - proponuje cicho nastolatek, niepewnie siadając obok niego. - Wyglądasz na zmęczonego. 

- Daj spokój. 

- Ja przy nim jestem. Chociaż to dla Ciebie nie najlepsze pocieszenie, wiem. 

- Nie o to chodzi, że Ty tu jesteś. To dobrze, Louis na pewno by się ucieszył. - przeciąga się, wzdychając przy tym cicho. - Siedzę tutaj, bo to mój przyjaciel. 

- A gdzie Niall i Liam? - imię kuzyna wypowiada ciszej, czując większe obrzydzenie do jego osoby bardziej, niż kiedykolwiek. Musi to przemyśleć i się z tym oswoić, bo przesadza czy nie, jego słowa były jak cios ostrym nożem prosto w serce. - Kim była tamta dziewczyna? 

- Erin? Laska Liama. W hotelu, Niall był padnięty, on tutaj siedział dwa dni. - z powrotem przymyka swoje oczy, a Harry ma wrażenie, że zaraz uśnie i osunie się na ziemię. - Kocham tego gościa. 

- Ja też - zgadza się z delikatnym uśmiechem, również opierając tył swojej głowy o ścianę za nimi. - Zayn? 

- Hm? 

- Naprawdę zatrzymaliście się w hotelu? 

- Tak, ale szczerze mówiąc wolałbym już spać tutaj. Mimo wszystko przebywanie w jednym pokoju hotelowym z Niallem to jak jeden odcinek nieustraszonych. 

- Nie zaprzeczę - parska cicho i wbija swój wzrok z jedną z lamp na suficie. - A kiedy, um, Lou się obudzi... pewnego dnia. On nie ma domu. Nie ma, prawda? 

- Już nie ma. Jest kretynem, ale jest również moim przyjacielem. Myślę, że zatrzymam go u siebie. 

- Naprawdę to zrobisz? 

- Oczywiście, że tak. Zrobił wiele głupich rzeczy, ale nie zapomnę nigdy tego, co razem przeszliśmy. 

- Dużo razem przeszliście? - zerka na niego, zaplatając ręce na swojej piersi, przybierając taką samą pozycję, co Zayn. Krzyżuje jeszcze swoje nogi w kostkach, aby było mu wygodniej. - Możesz mi o tym opowiedzieć, jeśli chcesz. Wiesz o nim najwięcej, ja właściwie nie wiem o nim nic. 

- Znasz Louisa lepiej, niż ktokolwiek inny. Nie znasz jego historii, ale znasz go od wewnątrz, znasz jego uczucia. To brzmi tak gównianie i ckliwie. - zatrzymuje się na chwilę, otwierając na moment swoje oczy. Zwilża językiem swoje usta, dokładnie myśląc nad tym, co zamierza powiedzieć. - On wyciągnął mnie z największego gówna, w jakim mogłem siedzieć. Razem wyrwaliśmy się z naszych chorych rodzin. To było naprawdę dawno. 

- Jak bardzo dawno? 

- Jakieś... niecałe dwa lata temu. Niezupełnie tak dawno, ale z perspektywy czasu inaczej to postrzegam. Zdążyłem o tym zapomnieć i pamiętam tamte czasy jako bardzo odległe. Pamiętam, że ojciec Louisa był bardzo surowy, z resztą Louis nigdy go nie lubił i buntował się trochę, właściwie już od dzieciaka budował wokół siebie taki mur. W liceum był cichy, ale wszyscy się go bali, bo nie był nieśmiały, był po prostu milczący, ale przerażający. Rozumiesz. 

- Tak, wiem. Jego pierwsze wrażenie na mnie było również dość... straszne - chłopak chichocze cicho. - Nie dogadywał się z rodzicami? 

- Nie. Wkurzało go wszystko, co robili, co mówili, jak się zachowywali. Byli surowi, ale chcieli dla niego dobrze, a on... on po prostu nie zgadzał się z tym, jak idealne życie mieli dla niego zaplanowane. W ogóle nie podobało mu się idealne życie, chciał żyć normalnie, ale nie idealnie z góry. Czasami mu zazdrościłem i wierzyłem, że nie doceniał tego, co miał, ale z czasem dostrzegałem, że miał rację. U mnie było na odwrót, bo mojego ojca na przykład nie znałem. Ale jemu to nie przeszkadzało, właściwie nigdy nie pytał, a ja nie pytałem jego. Wiedzieliśmy. 

- Skąd? 

- Nie wiem - wzrusza swoimi ramionami. - Intuicja? Wiedzieliśmy, że oboje chcemy czegoś nowego, swojego. Po skończeniu szkoły średniej wyrwaliśmy się z tego pieprzonego Sheffield. 

- Louis jest z Sheffield? 

 Harry był kilka razy w Sheffield, gdy był młodszy. Był tak, gdzie Louis mieszkał, i gdzie się wychował. Co, jeśli w dalekiej przeszłości mogli tak po prostu minąć się na ulicy, nie wiedząc, że kiedyś spotkają się ponownie? 

- Taa, ja też. Właściwie jakoś nie ruszyła go ta nagła zmiana, wyniósł się dzień po zakończeniu roku, nie odezwał się słowem do rodziców, nie dał znaku życia. Zero. 

- Dlaczego? To znaczy, no bo chciał odejść, to w porządku. Ale bez pożegnania? To w końcu rodzice. 

- Nie rozumiesz, jacy byli. Z resztą Louis czuł się tam bardzo samotny, nie mówił mi o tym, ale ja wiem. Nawet jego brat i siostra byli przeciwko niemu, ale ich miał akurat w dupie głębiej, niż swoich rodziców. 

 - Louis ma brata i siostrę? - jego zdumienie jest większe, niż mógłby przypuszczać. Czuje się, jakby Zayn opisywał zupełnie innego Louisa, niż tego, którego (nie)znał. 

- Tego również Ci nie powiedział? 

- Właściwie... on nigdy nie lubił mówić o rodzinie. Jak zaczynałem, to zmieniał temat. 

- Więc wiesz już, że wcale nie miał łatwo. To znaczy miał, ale to nie to, czego on chciał. Może brakowało mu kogoś, komu naprawdę by na nim zależało? Nie wiem. 

- Ma mnie... - ma nadzieję, że te dwa słowa wypowiedział tylko w swojej głowie, jednak Zayn je usłyszał. Ale nie śmieje się z niego, o prostu się uśmiecha. 

- Wiem. To super, ale wiesz, mogłeś dać mu trochę czasu. Znacie się nawet nie pół roku. 

- Wiem, ale ja - urywa, gdy zdaje sobie sprawę, że Zayn ma rację. - Masz rację. 

- A to, że Louis zrobił to, co zrobił... No dobra, to frajer. Dostał ode mnie w szczękę raz czy dwa, nie zaprzeczę. Ale tak robią przyjaciele. 

- Biją się? 

- Muszą sobą potrząsnąć, aby coś do nich dotarło. Bo ktoś go wreszcie pokochał, wiedziałem, że z wzajemnością, a on nie mógł tego stracić. 

 Na samo słowo pokochał, Harry'ego serce znowu przyśpiesza swój rytm. Właściwie tańczy w jakiś nieznany rytm muzyki i raduje się razem z nim samym.

- Nie wiem, czy wybaczyłbym mu. 

- To już twoja decyzja, nikt do niczego Cie nie zmusza. Louis też nie. 

 Szybko analizuje w swojej głowie słowa Nialla, nad którymi zastanawiał się jakiś czas i pamiętał, aby zadać pytanie o nie Zaynowi. 

- Niall powiedział, że Louis oddał za mnie życie. 

- Co za kretyn, przecież Louis żyje - przyjaciel wzdycha zirytowany. - Chodziło o to, że ja wiem, że to było zaplanowane. On jak zwykle wszystko przekręca. 

- Ja też tak myślę, bo gdy to się stało... ktoś z tego samochodu obejrzał się i odjechał. 

- Naprawdę to zrobił? - Zayn nagle prostuje się na swoim siedzeniu, wyglądając na chwilowo rozbudzonego. - Pamiętasz, jak wyglądał?

- Nie, było ciemno, ale... wiesz kto to? 

- Nie, ale domyślam się i wiem, że nie chodziło mu o Louisa. Dlatego Niall tak powiedział, bo chodziło mu o Ciebie.

- Co? - Harry otwiera szerzej swoje oczy i otwiera szeroko usta, a szczęka opada mu prawie do podłogi. - Niemożliwe, to-to niemożliwe. Jak? Po co? 

- Tego nie wiem, ale wiesz co? W przeciwieństwie do Liama się tego dowiem i pieprzyć to. Zasługujesz, aby wiedzieć, dzieciaku. 

 Harry nie może powstrzymać szerokiego uśmiechu, pomimo okoliczności. Ma ochotę wyściskać Zayna, ale w ostatniej chwili się powstrzymuje. Dowie się. Harry się tego dowie i tym razem zrobi wszystko, aby ten ktoś zapłacił za wszystko, co zrobił Louisowi. I już nieważne, jak sam Louis go skrzywdził - kocha go i to wszystko, czego potrzebuje. 

- Wracaj do niego. Jak ktoś tu przyjdzie, to go pogonię. - kiwa głową w stronę drzwi od sali. - No już, leć. 

 Nie ma wdzięczności, którą nastolatek czuje względem Zayna. Wraca do Louisa, przez resztę nocy trzymając jego dłoń i chociaż jest bardzo zmęczony, czuje nieodpartą chęć wrócenia do Zayna i dowiedzenia się czegoś więcej. Wie jednak, że przyjaciel był już na granicy snu, potwornie zmęczony, więc ma nadzieję, że wrócił chociaż do hotelu, aby się zdrzemnąć. Każdy zasługuje na odpoczynek, szczególnie w ostatnich dniach, nawet on sam, dlatego bardzo szybko zasypia z powrotem. 

*** 

 Przez całą noc miał tylko jeden sen, którym było wspomnienie z minionych wakacji. Było ono z przedostatniego dnia Harry'ego w Doncaster, gdy został porwany przez Speed Kings, (co, jak się okazało później, było zaplanowane przez samego Louisa). Wszystko przebiegało zgodnie z tym, co wydarzyło się naprawdę, oprócz jednego, bardzo istotnego aspektu - gdy tylko Masters udało się uwolnić Harry'ego, sceneria zmieniała się i nastolatek stał na środku ulicy, wpatrując się w Louisa, w którego właśnie uderzał samochód. Jakby tego było mało, scena odtwarzała się w kółko i w kółko, a na sam koniec Louis umarł. Harry trzymał jego martwe, zimne ciało w swoich ramionach, wokół było bardzo dużo krwi (jeszcze więcej, niż było), ale łzy nie mogły wydostać się z jego oczu, sprawiając mu tym potworny ból.

 Budzi się bardzo wcześnie rano, niesamowicie zmęczony, co jest efektem bardzo złego snu. Bardzo niewygodna pozycja i koszmary, które dręczyły go całą noc niezwykle go wykończyły, ale uspokaja się natychmiast, gdy czuje, że dłoń Louisa wciąż jest ciepła i wciąż leży przyciśnięta do jego policzka. 

- Dobry. 

 Podnosi gwałtownie swoją głowę i zauważa Nialla w rogu pomieszczenia. Uśmiecha się promiennie, wyglądając lepiej, niż kiedykolwiek. Przynajmniej on się wyspał. 

- Wyspany? 

- Nie bardzo - trze dłonią swoje posklejane powieki i ziewa. - Długo tu jesteś? 

- Dwie godzinki, Zayn przyszedł w środku nocy i w końcu się położył. Ale już wrócił, Lima też, ale chyba nie ma jaj, aby tutaj wejść. 

 Nagle w sali rozlega się głośne burczenie w brzuchu, a do Harry'ego po chwili dociera, że należało ono do niego. 

- Pomyślałem o tym i kupiłem Ci jedzenie - wskazuje na papierowe pudełko na szafce, a obok kubeczek z parującą herbatą. 

- Dziękuję - posyła mu krótkie, ale wdzięczne spojrzenie i chwyta kubek oraz pudełko w swoje dłonie, czując się, jakby nie jadł od kilu dni. Co nie jest dalekie od prawdy. 

 Je szybko niezbyt zdrowe, bufetowe jedzenie, w bardzo szybkim tempie zapychając swój skurczony żołądek. 

- Jak się czujesz? - Niall po dłuższym czasie obok niego. - Myślę, że dzisiaj powinieneś wrócić do domu i przespać się. W ogóle to Ty nie powinieneś być dzisiaj w szkole? 

- Powinienem - mówi z pełną buzią i rumieni się lekko. Przełyka wszystko z trudem, postanawiając jeść trochę wolniej i mniej zachłanniej. - Powinienem, ale nie mogę skupić się w szkole. 

- Ale mimo wszystko szkoła to szkoła, no wiesz... Wczoraj twoja mama dzwoniła do Liama i pytała się, czy tutaj jesteś. No wiesz, martwi się. 

- Jasne - mruczy, odkładając puste opakowanie po jedzeniu na szafkę bok i wyciera usta serwetką. - Ile to kosztowało? Oddam Ci pieniądze. 

- Daj spokój - kręci swoją głową. - Lepiej idź i porządnie się wyśpij. 

- Nie chcę go zostawić. 

- Ja tutaj będę. Zayn może Cię odwieźć, jeśli chcesz, chyba, że chcesz, abym to był ja. 

- Nie, zbyt dużo dla mnie robisz - dopija do końca herbatę, uśmiechając się, bo Niall wziął dla niego z cukrem. - Dziękuję. 

 Słucha się jego rady i powoli wstaje, chwytając swoją kurtkę i zarzuca ją na ramiona. 

- Przyjadę jeszcze dziś. 

- Pisz do mnie jakby co - unosi w górę swój telefon i macha mu na pożegnanie. 

 Wychodząc na korytarz, myśli jeszcze raz o swoim śnie i o tym, co się w nim działo. Myśli o jego wczorajszej rozmowie z Zaynem i analizuje pewne słowa, chcąc dociec, kto tak bardzo nienawidzi Louisa, aby zrobić mu krzywdę. Aby zrobić krzywdę Harry'emu... 

- Zayn, ja wiem - mówi jako pierwsze, gdy widzi przyjaciela z kubkiem kawy w dłoni. Wygląda na wypoczętego, powodując uczucie ulgi u nastolatka. - Amy. 

- Co Amy? - pyta zdziwiony i marszczy swoje brwi, rozglądając się dookoła.

- Tak, myślę, że to ona. Bo to-to jego była dziewczyna, narzeczona, cokolwiek... prawda? Pamiętam, że kiedy przyjechaliście wtedy, ona powiedziała coś w stylu "Jeszcze się zobaczymy" albo "jeszcze zobaczymy" ja-ja nie pamiętam, ale... ale ona wiedziała, że Louis to zaplanował, prawda? I on może-uch, nie wiem, może zrezygnował? Bo jednak przyjechaliście o mnie i on wiedział, gdzie to jest. To się ze sobą nie łączy?

- To nie Amy - odzywa się nagle Zayn, kręcąc swoją głową. - To nie ona. 

- Jak to nie ona? Przecież- 

- Połączyłem fakty - powoli wstaje i wyrzuca prawie pełny kubek z kawą do kosza. - Harry powiedz mi. Dostałeś jeszcze jakieś wiadomości po wypadku? 

- Nie, ale Zayn, o co- 

- Widziałeś kogoś pod swoim domem? Czy ktokolwiek Cie obserwował? Potrzebuję wszystko wiedział. 

- Nie, ale... nie - wzdycha zrezygnowany. - Powiesz mi, kogo podejrzewasz? 

- Nie. Ale myślę, że udam się teraz w krótką podróż do Doncaster. 

- Co? Po co? Jadę z tobą. 

- Nie, nie jedziesz. Zostajesz tutaj z Niallem i z Louisem. 

- Dlaczego nie mogę jechać z tobą? 

- A dlaczego ciągle się gdzieś wpychasz? Nie umiesz usiedzieć na dupie i poczekać, aż będzie coś wiadomo? Plączesz się tylko pod nogami, Harry. 

 Zayn ma rację. Harry czuje się bardzo głupio przez jego słowa, ale nie może poradzić nic na to, że jest bardzo dociekliwy. 

- Słuchaj - jego ton głosu od razu łagodnieje, bo zdał sobie najprawdopodobniej sprawę, że był może trochę za ostry. - Nie pamiętasz, jak zawsze było? Ty masz chyba jakiś zanim radaru, który mówi Ci, co wolno a czego nie wolno. Nie rozumiesz, kiedy istnieje zagrożenie i przez to sprowadzasz chyba na siebie kłopoty. 

 Co za nonsens. Przecież ja mam taki radar, myśli oburzony nastolatek. Mam?

- Pozwolę Ci jechać tylko dlatego, że Louis Cię kocha. Ale jeśli Ci się coś do kurwy stanie, to nie będzie moja wina. Masz się mnie słuchać i nie odzywać się niepytany, rozumiesz? 

 Harry patrzy na niego zaskoczony, nie rozumiejąc jego nagłej zmiany zdania. Cieszy się jednak w głębi duszy, starając się opanować swoje emocje. 

- Rozumiem - kiwa swoją głową, powstrzymując się od zasalutowania Zaynowi, który po chwili odwraca od niego swoje uważne spojrzenie. - Teraz? 

- Tak, teraz. Załóż kurtkę, zejdź na dół i wsiądź do mojego samochodu. - rzuca mu kluczyki, które nastolatek w ostatniej chwili łapie. - Idę na chwilę do Nialla. 

- Dobrze - znowu kiwa swoją głową i niemal od razu idzie na dół, starając się nie popsuć niczego po drodze. Odnajduje w swojej pamięci wygląd samochodu Zayna, którego nie widział bardzo dawno, ale na szczęście szybko go odnajduje. 

 Wchodzi do środka i zapomina swoje pasy, zanim zapomni. Czeka na Zayna już od kilku minut, zabijając czas zachwycaniem się wnętrzem jego nowoczesnego samochodu. Na podziemnym parkingu jest bardzo ciemno i przerażająco, i Harry nie ukrywa, że czuje się lekko wystraszony. 

 Zaraz jednak strach mija, bo Zayn dołącza do niego wreszcie. 

- Dlaczego do Doncaster tak właściwie? 

- Jest tam kilka osób, które na pewno coś wiedzą. 

- Amy? 

- Ona też. 

- Kim ona właściwie jest? Ona jest ze Speed Kings, prawda? 

- Tak jakby. Ona była i wciąż jest głupią suką, na której zależało Louisowi, bo był ślepy. Dzięki Bogu, że się pojawiłeś, chociaż wiesz, nigdy nie sądziłem, że Louis mógłby się zakochać w małym chłopcu. 

- Ale ja nie jestem małym chłopcem, mam szesnaście lat. No dobra, Louis nie ma jeszcze dwudziestu, ale ja za dwa miesiące kończę siedemnaście. To tylko kilka lat różnicy. 

- Właśnie, za niecałe trzy tygodnie Louis ma- 

- Urodziny, wiem - wtrąca szybko, aby nie dać po sobie poznać, że nie wie. Tak naprawdę nie wiedział, a Niall poinformował go o tym wczoraj. - Myślisz, że obudzi się do tego czasu? 

- Uważam, że nie. 

Harry czuje nagłą falę smutku przez słowa Zayna i wbija swój wzrok w widoki za oknem. 

- Dlaczego ciągle to powtarzasz? - pyta cicho. 

- Bo widzę, że nie jest w najlepszym stanie. I mimo wszystko wciąż mam nadzieję, że nie mam racji. 

 Louis nie może być tak długo nieprzytomny. Nawet, jeśli tak będzie, Harry mocno opuści się w nauce i nie będzie wychodził praktycznie ze szpitala. Kiedy dowie się wreszcie prawdy i wszystko naprawdę będzie wyjaśnione, od początku do końca, wreszcie będzie mógł spać spokojnie. Pomijając oczywiście strach, który czuje każdego dnia. Obawia się, czy Louis po tym wszystkim będzie mógł normalnie funkcjonować. 

 Przez następne trzydzieści minut stara się rozgryźć, kto mógłby być odpowiedzialny za to wszystko. Stara się iść tokiem myślenia Zayna, mimo że ten wie o wiele więcej, niż Harry. W pewnym momencie wpada mu coś do głowy, coś, na co nie zwrócił wcześniej szczególnej uwagi. 

- Jak ma na imię brat Louisa? 

 Zayn zerka na niego kątem oka, nieco zdziwiony. 

- Jeff. 

- A jak on wygląda? 

- Wygląda... pamiętam, że wyglądał bardzo podobnie, jak Louis. Jego młodsza kopia. 

 Błękitne oczy. Uwydatnione kości policzkowe. Postawione do góry włosy. 

- Był pod moją szkołą. 

- Co? 

- Widziałem go. Najpierw myślałem, że po prostu nigdy wcześniej go nie widziałem, ale on wpadł na mnie i przyglądał mi się przez chwilę. - mówi bardzo cicho, pamiętając jego twarz bardzo dobrze. Wiedział, że był bardzo podobny do Louisa, ale twierdził wtedy, że po prostu popadł w paranoję i widzi Louisa już wszędzie. - Wczoraj. 

- Jak to wczoraj? I nic nikomu nie powiedziałeś?! 

- Ja do wczoraj nie wiedziałem, że on ma brata! 

- Och, Boże, gdyby nie Louis, po prostu wyrzuciłbym Cię z tego samochodu - warczy pod nosem i nieco przyśpiesza. - Louis nigdy nie miał ochoty tego zrobić? 

- Tak właściwie to bardzo zabawna historia, raz jechaliśmy gdzieś i on wysadził mnie w połowie drogi, bo- 

- Tak, rozumiem - parska cicho śmiechem. - Kiedyś robił tak z Niallem. Ale wrócił po Ciebie? 

- Oczywiście. To było jakieś kompletne odludzie. 

- Dobrze i tak, po Nialla nie wracał. 

  Harry dołącza do Zayna i zaczyna się śmiać. Wyobraża to sobie i nie jest zbytnio zaskoczony zachowaniem Louisa. Gdy przestaje go to bawić, poważnieje, przypominając sobie, o czym rozmawiali wcześniej. 

- Dlaczego on był pod moją szkołą? 

- Nie wiem, ale zamierzam się dowiedzieć. 

- Jak Shrelock Holmes. 

 Śmieje się ponownie z własnego żartu i przymyka oczy, opierając tył głowy o zagłówek. Ma nadzieję, że podróż zleci mu bardzo szybko, bo nie widział Louisa od godziny, a już zdążył za nim zatęsknić. Tęskni nawet za trzymaniem jego dłoni i gdy o tym myśli, uświadamia sobie, że jeśli Louis miałby być nieprzytomny do końca życia... Harry do tego czasu nie puszczałby jego dłoni.

***

 Wczesnym popołudniem docierają do Doncaster, z którym Harry wiąże wiele miłych, jak i niemiłych wspomnień. Wyrywa się z głębokiej zadumy, gdy mijają dobrze znane mu miejsca i jadą gdzieś dalej, na co marszczy swoje brwi. 

 Rozgląda się wokół, bo miejsce, w którym znajdują się jakiś czas później, wydaje się mu bardzo znajome. Zanim może zadać pytanie, widzi w oddali kilka kompleks budynków, na widok których jego serce zaczyna bić szybciej. 

- Zayn - przełyka z trudem ślinę, prostując się na swoim siedzeniu. - Tutaj? 

- Oni tutaj przesiadują. Nie musisz siku? 

- Um, nie...

 Z powrotem opada na miękki fotel, plecami uderzając o oparcie i aby się uspokoić, zaczyna nabierać głęboko powietrza do płuc. Ni jest pewien, czy chce tak wchodzić. Przyjechanie tutaj z Zaynem to był zdecydowanie zły pomysł. 

- Skąd wiesz, że oni coś wiedzą? 

- Ponieważ kimś, kto może cokolwiek wiedzieć jest Amy albo Lottie. 

 Zatrzymuje samochód w odległości od kilku innych. Harry widzi stąd wejście do jednego z budynków, którym wchodził i wychodził, a samo wspomnienie powoduje u niego dreszcze. 

-Kto to Lottie? 

- Jego siostra - z tym wysiada na zewnątrz, pozostawiając Harry'ego w niemym szoku. 

 Gdy nastolatek się otrząsa, odpina swój pas i wysiada z samochodu, idąc szybko za przyjacielem. 

- On jest tutaj? 

- Domyśl się. 

 Wchodzą do środka, Harry trochę niepewnie. Nieufnie patrzy na wszystkie przedmioty wewnątrz, wszystkie półki, kartony, schody, prowadzące na górę i kilka par drzwi. Idą w stronę jednych z nich, a Zayn sprawia wrażenie, jakby wiedział dokładnie gdzie i co się znajduje. Otwiera nagle drzwi, zanim Harry może zareagować, więc po prostu idzie za nim. 

 Zatrzymuje się jednak w progu, napotykając osobę, której wolałby nie widzieć. Odwraca gwałtownie głowę w jego stronę i wbija w niego swoje baczne spojrzenie, sprawiając, że ma ochotę uciec stąd jak najprędzej. 

- Kogo moje oczy widzą - złośliwy uśmiech powoli wkrada się na jej twarz, gdy opiera się na swoim siedzeniu i nie spuszcza wzrok z nastolatka. Onieśmielony jej spojrzeniem przysuwa się bliżej Zayna, chowając swoje ręce za plecami. 

- Wiem, że zrobiło to któreś z Was - rzuca bez ogródek, zaciskając swoje dłonie w pięści. Amy unosi swoje brwi w górę i rzuca spojrzenie mężczyźnie, którego Harry zapamiętał jako Lucas. 

- Zrobiło co

- Gówno. Nie udawaj głupiej. 

- Słuchaj, Zaynie, wchodzisz tutaj sobie przyprowadzasz tego szczeniaka i robisz aferę nie wiadomo o co. Radzę Wam, abyście stąd znikali w tym momencie. 

- Może to, że Louis leży nieprzytomny sto mil stąd. To Ty, twój braciszek, czy ktoś jeszcze inny? 

 Jej mina natychmiast poważnieje. 

- Co? 

- Gówno - powtarza Zayn, na co kąciki ust Harry'ego wędrują w górę w rozbawieniu. - Musisz coś wiedzieć. 

- Nic nie wiem. O co do cholery chodzi? - wygląda na przejętą, prawie pozwalając Harry'emu uwierzyć, że tak jest. Widzi na jej palcu pierścionek, który wciąż mimo wszystko nosi, więc ma ochotę zdjąć go z jej palca i wsadzić w... 

- Nie rozśmieszaj mnie. Nie ma innej opcji. Czy jest ktoś, kto nienawidzi go bardziej? Dom sobie też sam podpalił? 

- Przecież dobrze wiesz, że sam tego chciał - wstaje i szybko podąża w stronę starego, drewnianego biurka, szukając czegoś w jednej z szuflad. 

 Harry słucha ich uważnie i dowiaduje się kolejnego, szokującego faktu, o którym Zayn wiedział. 

- On mógł do cholery umrzeć! 

- Gdzie on leży? 

- Od kiedy Cię to obchodzi? Na pewno nie tutaj, nie w Doncaster. 

 Nastolatek odrywa wzrok od rudych włosów Amy, która wciąż zaangażowana jest w szukanie czegoś w szufladzie. Coś każe mu się odwrócić, więc robi to bardzo powoli, bo do tej pory stał tyłem do drzwi. Widzi za sobą młodą dziewczynę, która wlepia w niego swój zdziwiony wzrok. Jednak tym, co przykuwa jego uwagę, są jej błękitne oczy, które tak dobrze zna. 

- Ty. 



Od autora: Przepraszam za błędy, nie sprawdzałam. Nie zmieniajcie ikonek na wattpadzie, bo później nie pamiętam kto jest kim ಠ_ಠ

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top