Rozdział Dziewiąty
- Musimy porozmawiać - mówi Niall.
Harry przygląda mu się przez chwilę, głęboko rozmyślając nad tym, czy rzeczywiście jest gotowy, aby wiedzieć. Do jego głowy wracają wspomnienia z wczoraj, przypomina mu się oświadczenie Liama, i chociaż wtedy wierzył mu, że mówi prawdę, później dopadły go wątpliwości, czy rzeczywiście to zrobi. Nikt nie mówi mu już prawdy i zdążył się do tego przyzwyczaić
Instynktownie sięga po swój telefon, który schował w nocy pod poduszką i z szybko bijącym sercem sprawdza powiadomienia. Spotyka go rozczarowanie i uczucie bezsilności, gdy po raz kolejny nie zastaje żadnej wiadomości. Żadnego znaku życia.
- Harry.
Podnosi powoli swoją głowę, napotykając błękitne tęczówki przyjaciela, który klęka obok przy łóżku. Wygląda na odrobinę zmęczonego, a nawet bardziej, bo jego oczy są lekko podkrążone a włosy ma potargane.
- Musi być dobrze.
- Dlaczego musi? - pyta cicho głosem, który zachrypnięty jest od jego rzadkiego używania, odkąd wymiotował i starał się nie szlochać w swoją poduszkę przez całą noc. Wsuwa swój telefon pod poduszkę, co robi jednak niechętnie i z wielkim trudem, resztkami sił powstrzymując się, aby nie wyjąć go stamtąd ponownie. W nocy zadzwonił do Louisa tylko dwa razy i kiedy połączono go z pocztą głosową, odpuścił. Louis prawdopodobnie odrzucał jego połączenia, więc nie miał już wtedy wątpliwości, że Liam miał rację - Louisa nie było wtedy w jego domu. Skoro nie, to gdzie wczoraj był?
- Nie wiem. Tak mówią na filmach.
Chce uśmiechnąć się, ale w efekcie wychodzi z tego jeden, wielki grymas, bo kąciki jego ust opadają w dół.
- Która godzina?
- Ósma, ale Harry... możesz jeszcze poleżeć, w porządku.
- Ktoś jeszcze jest?
- Liam jest na dole. Zayn... Zayn wyszedł. Nic ważnego. Wróci przed dziesiątą.
W odpowiedzi kiwa delikatnie głową i podnosi się do pozycji siedzącej. Z jego ust ucieka cichy jęk bólu - bolą go mięśnie i wszystkie kości, jak gdyby spadł ze schodów z dziesiątego piętra, a on po prostu źle spał.
- Zejdę za chwilkę.
- Okej, to-to na dole. Zrobić Ci herbaty?
- Jeśli mógłbyś, proszę.
Z powrotem opada na materac i zaciska swoje zęby, czując kolejną falę bólu przechodzącą przez jego ciało. Wygina swój kręgosłup w bardzo dziwny sposób, chcąc się trochę rozruszać i nie wie dlaczego, ale jego dłonie automatycznie wędrują na miejsce obok, szukając czegoś przez chwilę, dopóki zdaje sobie z czegoś sprawy. Zdaje sobie sprawę, że jest przyzwyczajony do szukania Louisa, gdy nie czuje go przy sobie. Wciska tył głowy w poduszkę, zaciska swoje oczy i stara się nie myśleć o Louisie, stara się nie wypowiadać jego imienia w swojej głowie, mimo że nie wychodzi mu to do końca tak, jak chce.
Leży tak kilka minut, wpatrując się tępo w sufit i podsumowując ostatnie pół roku jego życia jednym słowem: bałagan. Jeden, wielki bałagan. Niestety, uporządkowanie go może być znacznie trudniejsze, niż mogłoby się wydawać. Nie minął nawet tydzień, od kiedy on i Louis nie są razem i już powoli nie wytrzymuje. Harry zawsze odpuszcza. Odpuszcza, gdy wie, że coś nie ma sensu, gdy jest na przegranej pozycji lub jest zbyt nieśmiały, aby zainterweniować. Zawsze odpuszczał i to wydawało mu się być najlepszym pomysłem, ale to jest ten czas, gdy następuje przełom. W jego zachowaniu, postępowaniu i może po prostu... dorósł?
Dowie się wszystkiego, ponieważ żaden z faktów, które łączy w swojej głowie nie brzmi logicznie. Nic nie jest logiczne.
Znajduje w sobie silną wolę, aby zmusić siebie do wstania i gdy to robi, niemal natychmiast łapie się ramy łóżka. Gdy zawroty głowy ustają, pewnie idzie w stronę drzwi, czując jednak podenerwowanie, które odzywa się przez drżące dłonie i niesamowicie szybko bijące serce. Nie wie, czego ma się spodziewać.
Schodzi na dół w pidżamie, która składa się z luźnych spodni i koszulki, którą kiedyś ukradł Louisowi. Nie mógł się powstrzymać od wzięcia jej ze sobą, bo nie wyobraża sobie bez niej nocy. Jest dla niego jak talizman - gdy Louisa nie ma przy nim, czuje się, jakby właśnie tam był; chroni go i nie ma dzięki niej ma koszmarów.
Idzie prosto do salonu i opada na miękką kanapę, przytulając do piersi poduszkę, o którą opiera brodę. Pozwala sobie zamknąć oczy jeszcze raz, skłonny poczekać z wyjaśnieniami nawet kilka dni. To pierwszy raz, gdy właśnie to przyznaje, ale wszystko zaczęło go przytłaczać, na raz zwalając się na jego głowę.
Niestety jego rozmyślania przerywa Niall, który wchodzi do salonu i ostrożnie stawia porcelanowy kubek z parującą herbatą na stoliku. Jest różowy, z namalowanym żółtym napisem „Kubek księżniczki". Posyła za to Niallowi spojrzenie.
- Wziąłem pierwszy lepszy - wzrusza ramionami i siada obok. - Jak się czujesz?
- Źle - odpowiada zgodnie z prawdą i chwyta kubek w swoje dłonie. Rozgrzana porcelana parzy jego skórę, ale nie krzyczy ani nie odstawia go na stolik, ze zmarszczonymi brwiami wpatruje się w unoszącą się ku górze parę z cynamonową wonią.
- Przynajmniej jesteś szczery - wzdycha cicho Niall i odchyla głowę, opierając ją o zagłówek kanapy.
- Gdzie jest Zayn?
- Jak przyjedzie, prawdopodobnie wszystko Ci wytłumaczy. Liam też Ci wytłumaczy.
- Mówiąc „wszystko" masz na myśli wszystko, czy tylko to, co według Liama powinienem wiedzieć?
- Wszystko, bez wyjątku. Uznał-uznaliśmy wszyscy, że to będzie odpowiednie. Przecież to dotyczy Ciebie, prawda?
Harry niepewnie kiwa głową, kompletnie zagubiony. Naprawdę nie wie już, czy chce wiedzieć, nawet jeśli to dotyczy jego. Dotyczy to również Louisa i jest to jedynym powodem, dlaczego nie wstaje i nie ucieka na górę, bo prawda może okazać się gorsza, niż to sobie wyobraża.
- Jak tam Gemma?
Zdziwiony rzuca przyjacielowi niezrozumiałe spojrzenie, przyciskając usta do brzegu kubka.
- Nie wiem, wyjechała. A co?
- Jak to wyjechała? - mała iskierka szczęścia w oczach Nialla, która zawsze gdzieś tam jest gaśnie, a z jego ust znika dotychczasowy uśmiech. Cały entuzjazm ulatuje z niego jak powietrze z balonika i Harry ma wrażenie, że jest tego sprawcą.
- Wróci - dodaje szybko, upijając łyk wrzątku, który podrażnia jego podniebienie i gardło. - Jest na studiach.
- Czyli nie mieszka z Wami?
- Nie, jest dorosła.
Wpatrując się w napis na kubku, na myśl przychodzą mu słowa Nialla, gdy nazwał Louisa księciuniem. To by oznaczało, że Harry jest jego drugą połówką, ale... co, jeśli nie tą, która jest mu przeznaczona?
- Myślałem ostatnio o życiu.
- Myślałeś ostatnio o życiu - powtarza za blondynem, gdy ten odzywa się po dłuższej, kilkuminutowej ciszy. Liama wciąż nie ma, co zaczyna go trochę niepokoić, ale nie odzywa się w tej sprawie. - Co wymyśliłeś?
- Że głupi byłem. To znaczy, chodzi mi o to, że pomagałem tak jakby Louisowi i tobie, chciałem, abyście byli razem, ale chyba żyłem waszym związkiem i tym, że do siebie pasujecie, to dlatego. - urywa na chwilę, marszcząc brwi i intensywnie się nad czymś zastanawiając, zanim kontynuuje: - Chodzi o to, że ja naprawdę nie wiedziałem. To trochę moja wina, a Liam jest za to na mnie troszkę zły.
- Ale czekaj, jak to zły?
- No bo Louis - nie dokańcza, gdy do ich obu dociera dźwięk zasuwanie drzwi balkonowych i ciche kaszlnięcie. Niall posyła Harry'emu wymowne spojrzenie, zanim przesiada się na fotel.
Po chwili do pokoju wchodzi Liam, ubrany w butelkowy zielony sweter i z bardzo ponurą miną. Wygląda jak kat, który za chwile ma wykonać swój wyrok i ściąć komuś głowę. Harry obawia się, że w tym przypadku ofiarą jest on.
- Och, już wstałeś.
Harry nie odpowiada. Wpatruje się w niego bez słowa, po chwili jednak odwracając speszony wzrok i wbijając go w dywan. Kuzyn wzdycha i zajmuje miejsce obok niego, wycierając dłonie o swoje uda.
- Dobrze spałeś?
Kręci swoją głową, a kilka loków opada mu na twarz. Dopiero teraz zdaje sobie sprawę, że powinien iść do fryzjera.
- Myślisz o tym?
- A jak Ci się wydaje? - pyta może trochę za ostro i natychmiast się poprawia: - Przepraszam.
- Rozumiem. Nie powinienem był zachowywać się tak, jak do tej pory to robiłem. To było tylko dla twojego dobra.
- Skoro tak mówisz, zapewne tak jest.
- Chcę Ci wszystko wyjaśnić. Pytania zostaw na koniec, chociaż ja-ja wątpię, abyś mógł o cokolwiek jeszcze pytać.
Z korytarza dobiega dźwięk zamykanych drzwi wejściowych i szelest odwieszanej kurtki na wieszak, przez co w salonie zapada chwilowa cisza.
- Kupiłem te bułki - Zayn wchodzi do pomieszczenia z reklamówką w dłoni z potarganymi od wiatru włosami. Po chwili orientuje się, że wszyscy na niego patrzą, a w pokoju panuje dziwna, napięta atmosfera. - Już wie?
- Odnieś je do kuchni - Liam wywraca oczami, bo Zayn rzeczywiście przyszedł nie w porę, a może trochę za późno. Przyjaciel posłusznie to robi, więc spojrzenie Liama z powrotem wraca do Harry'ego, który nie zwraca na nich uwagi, zbyt skupiony na przesuwaniem opuszka palca po krawędzi kubka. - Harry...
- Po prostu... powiesz to, co zwykle - zaczyna cicho, nie odrywając wzroku od kubka, zafascynowany tą czynnością tak bardzo, że próba oderwania wzroku boli. Odstresowuje go to jednak, uspokaja i przygotowuje do tego, co ma usłyszeć, pomagając również mówić. - Louis nie jest dla mnie. Mam tylko szesnaście lat, jestem głupi, naiwny, poznam kogoś innego i takie tam.
- Nie.
Zaskoczony podnosi wreszcie wzrok na kuzyna, marszcząc swoje brwi w niezrozumieniu.
- Nie?
- Nie. Przecież skąd mogłeś wiedzieć?
- Wiedzieć o czym?
- Harry lubisz dżem wiśniowy? - Zayn wychyla swoją głowę przez framugę, będąc w trakcie krojenia bułki. Niall prostuje się na ten widok na swoim siedzeniu.
- Nie wiem, czy lubi, ale ja tak.
- Pytałem Harry'ego.
- Tak, lubi, do cholery Zayn! - Liam odwraca się do niego przodem, ale ten zdąża zniknąć z powrotem w kuchni. - Lubisz?
- Tak szczerze to nie jestem głodny...
- Musisz jeść - wzdycha i posyła Niallowi spojrzenie, które ma dać mu chyba znak, że chce, aby zostawił ich samych. Blondyn natychmiast łapie aluzję i wstaje, dołączając do Zayna.
- Czy po tym, co mi powiesz będę w stanie?
Kuzyn patrzy na niego przez chwilę, bawiąc się swoimi palcami, a Harry po raz pierwszy widzi go tak zdenerwowanego. Zaciska swoje usta i wreszcie opiera o oparcie kanapy, wypuszczając wstrzymywane powietrze z płuc.
- Wiesz, dlaczego tutaj przyjechałeś?
- Na wakacje?
- Tak - kiwa głową. - Anne mnie o to poprosiła. Chciała poukładać swoje życie, troszkę spraw.
- Co? - Harry mruga szybko, czując pieczenie w kącikach oczu. Nie może uwierzyć, że jest na tyle zbędnym elementem życia jego matki, że nie jest nim praktycznie wcale - chciała uporządkować swoje życie. Czy Harry do niego już nie należy?
- Harry, to twoja mama, ona Cię kocha - kontynuuje szybko Liam, widząc jego nagłą zmianę nastroju. - Faktycznie, powiedziała tak, ale prosiła, abym się Tobą zaopiekował. Żebyś nie nudził się, żebyś był bezpieczny i wiele innych rzeczy. Szczerze mówiąc nie bardzo mi to wyszło, przepraszam.
Harry kręci głową, nie wiedząc, co ma powiedzieć. Jego gardło boleśnie się zaciska, chociaż wie, że nie ma powodu, aby płakać.
- Chciałem poznać wreszcie mojego kuzyna, pomyślałem, że będzie fajnie. Jednak wiedziałem, że-że nie poradzę sobie sam, bo miałem wiele spraw i po prostu... miałem-mam przyjaciół, którzy zaoferowali, że pomogą. A Louis również był tym przyjacielem.
Na dźwięk jego imienia Harry'ego ponownie przechodzi dreszcz, a sposób, w jaki wypowiada się o nim kuzyn ściska jego serce, ponieważ Louis jest jego byłym przyjacielem. Nie jest już ani przyjacielem, ani chłopakiem.
- Możesz... mógłbyś przejść to rzeczy? - nieświadomie zaciska swoje dłonie mocniej na kubku, którzy trzyma, i o którym zapomina. Wciąż jest gorący, ale kompletnie o tym zapomniał, nie przejmując się nawet tym, że parzy delikatną skórę jego dłoni. - Nie bój się, że będę smutny... czy coś. Chyba nic nie może mnie zranić bardziej od tego, jak zrobił to on.
- Jemu chodziło od początku nie o wykorzystanie Ciebie, Harry, dla własnej przyjemności. Jego celem było wykorzystanie Ciebie, bo tańczył, jak mu zagrają.
Resztki jego serca opadają na samo dno jego żołądka, powodując nieprzyjemne uczucie, które utrudnia mu wydanie jakiegokolwiek dźwięku. Siedzi jak sparaliżowany i wpatruje się w Liama, a jego słowa są jedynym, co słyszy w swojej głowie. Widzi je przed oczami, czuje je w środku, czuje je na swojej twarzy, gdy dostaje mentalny policzek.
Wykorzystanie?
- Wiesz, czego się nie spodziewałem? Że cokolwiek mogłoby być między wami. Cholera, ja myślałem, że oboje lubicie dziewczyny, ja-ja nie myślałem o tym pod tym kątem, nie brałem tego pod uwagę. To wszystko teraz... starałem się trzymać to w tajemnicy. Louis był moim przyjacielem, naszym przyjacielem, byłem w stanie pozwolić mu dopuścić go do Ciebie, bo w końcu i tak nie byłeś już pod moją opieką a ja wierzyłem, że naprawdę coś w nim pękło i już nie jest taki sam, jak kiedyś. Ale później... to zaszło już za daleko.
- Widziałem zmiany w jego zachowaniu. Pewnego dnia przycisnąłem go do ściany, ale nic mi nie wyśpiewał. Drugi raz w życiu kłamał mi w żywe oczy i wiesz co, Harry? Nie tylko mi.
Z ostatnim zdaniem patrzy znacząco na nastolatka, dając mu tym prawdopodobnie znać, że sam również był okłamywany. Jak sparaliżowany opiera się o oparcie kanapy, połowa herbaty zdążyła rozlać się na spodniach od jego pidżamy, ale nie może się poruszyć ani nic powiedzieć, nie umie. I wciąż nic nie rozumie.
- Wiesz, dlaczego Ci tego nie mówiłem? Bo naprawdę wierzyłem, że zmieniłeś go, że on Ciebie pokochał. A jakiś czas później dowiedziałem się wszystkiego i nie mogłem dopuścić do tego, aby było tak dalej. Powiedziałem mu: albo powiesz Harry'emu prawdę, albo skończ to raz na zawsze. Zgadnij, co wybrał.
Łzy przysłaniają Harry'emu obraz jego kuzyna, kubek, który trzymał stacza się po kanapie i ląduje na miękkim dywanie, rozlewając się dookoła. Stara się przygryzać swoją dolną wargę najmocniej, jak umie, nie chce się rozpłakać i nie chce pokazać, że wszystko to powoli go niszczy. Boi się każdego następnego słowa i ma wrażenie, że to nie koniec najgorszego.
- T-To niemożliwe... - szepce, a jego głos jest nawet cichszy od szeptu, załamując się w połowie. Liam jednak słyszy. Słyszy i wygląda jak ktoś, kto chce złapać go w ostatnim momencie, gdy upada i nie chce kontynuować, ale wie, że musi.
- Wiesz, czego on chciał? Pamiętasz ten dzień, kiedy jakiś obcy samochód podjechał pod mój dom i byłeś wtedy sam?
Harry na chwile wstrzymuje oddech, odtwarzając w głowie scenę z wakacji. Samochód stał przed domem Liama, w środku byli nieznani Harry'emu ludzie, których teraz jednak poznaje. Przerażony zadzwonił wtedy do Louisa, a Louis przyszedł i dzięki niemu już się nie bał... Tylko skąd Liam o tym wie?
- Od początku to było zaplanowane. Byłeś celem Speed Kings i Louisa. Gdyby nie Louis, wtedy, na mistrzostwach nie zostałbyś porwany. Louis był jedynym, który tak często oferował się, aby brać Cię do siebie, chociaż Cię nie lubił. On-
- Przestań - po raz pierwszy mu przerywa, jego głos jest silny i pewny, chociaż drży. Odwraca głowę w bok i bierze głęboki oddech, nie mogąc dopuścić do siebie ostatnich słów kuzyna. - Przestań.
- Harry-
- Nic im nie zrobiłem. Dlaczego akurat ja?
Liam ponownie wzdycha i niepewnie dotyka kolana Harry'ego, aby dodać mu otuchy i okazać swoje wsparcie.
- To już nawet nie Amy, nie Speed Kings. To Louis.
Nie.
- Wymyślił to wszystko od początku do końca. Odkąd pierwszy raz Cię zobaczył.
- C-Co?
Nie był aż tak naiwny. Liam kłamie, to nie jest prawda.
- Louis zrobiłby dla niej wszystko, wiesz? Kiedy przyjechałeś... oni już wiedzieli. Ich celem byłeś Ty, bo zależało im na tych pieprzonych mistrzostwach. A Louis od początku Cię nie ubił, twierdził, że jesteś nic nieznaczącym gówniarzem, dlatego nikt nie poniesie wielkich strat, gdy znikniesz. Ale wiedzieli też, że rodzina jest dla mnie najważniejsza.
- Liam! - Niall siada niespodziewanie obok Harry'ego, który już się nie powstrzymuje, po prostu zaczyna płakać. Wpatruje się w swoje dłonie i trzęsie się od szlochu w ramionach Nialla, który zabija Liama spojrzeniem. - W taki sposób?!
- Chciał prawdy, a ja-
- Dobij go bardziej, jasne.
- T-To niemożliwe, n-nie - Harry duka przez łzy, czując się, jak gdyby ktoś wyrwał mu serce razem ze wszystkim, co kiedykolwiek czuł. Czuje się jak wyprany z emocji, ma wrażenie, jakby zaczął widzieć świat w czarni i bieli i nic nie miało znaczenia. Nic już nie ma znaczenia.
- Chciał prawdy, wy wszyscy tego chcieliście - kręci głową, chociaż powstrzymuje się, aby również nie objąć nastolatka, widząc, w jakim stanie jest. Harry jest wrażliwy i kruchy, bywa irytujący, ale nie był gotowy, aby w ten sposób złamać mu serce. Zbyt młody, zbyt naiwny i zbyt kochający dla Louisa, który na niego po prostu nie zasłużył.
- Zająłem się wyścigami, bo chciałem zarobić pieniądze i pomóc mojej rodzinie. Chciałem zapewnić jej również bezpieczeństwo, a Ty należysz to tej rodziny. Przykro mi, że zawaliłem, bo nie wyszło.
- To nie jego wina, Niall powiedz, że to nie jego wina - zielone tęczówki z resztkami nadziei, która powoli gaśnie szukają odpowiedzi w tych błękitnych, należących do Nialla, który jednak patrzy na niego współczująco. Chce coś powiedzieć, otwiera nawet usta, ale prawdopodobnie nie wie co.
- Przestań Harry, proszę Cię, przestań w końcu go bronić. Oni to zaplanowali, Louis był w stanie zrobić dla niej wszystko. Rozkochać Cię w sobie, zdobyć twoje zaufanie a później to wykorzystać. Nic nigdy dla niego nie znaczyłeś.
Harry nie może w to uwierzyć. To wszystko wydaje się być bardzo absurdalne, niemożliwe, znając Louisa, tego Louisa, który usypiał go pocałunkami i swoimi ciepłymi ramionami, nie może dopuścić do siebie myśli, że w ogóle go nie znał. Że Louis robił to wszystko tylko po to, aby przekonać go do siebie, zdobyć jego zaufanie, wykorzystać przy okazji w jednym celu... Louis prawdopodobnie kocha kogoś innego.
Zakrywa swoje uszy dłońmi, chcąc odgrodzić się od wszystkiego i wszystkich. Pragnie, aby Liam przestał mówić, aby znalazł się w swoim pokoju w swoim łóżku i zapomniał, że ktoś taki jak Louis Tomlinson w ogóle istnieje.
- Chciałeś prawdy, przykro mi. Nie wierzę, że zaufałem takiemu człowiekowi. Wolałbym, abyś nie wiedział i po prostu zdołał o nim zapomnieć. Abyś żył dalej.
- A-Ale ja nie rozumiem... - kręci swoją głową. - Przecież... już było już po mistrzostwach. B-Był u mnie, byliśmy razem. J-Jak...
- Tego nie rozgryzłem. Może mieli jakiś dalszy plan? Dowiedziałem się o tym niedawno, całkiem przypadkiem.
- Skąd? - wbija w niego swoje spojrzenie, ledwo powstrzymując kolejną fale łez. Jego oczy są przekrwione i podpuchnięte, policzki ma mokre i rozpalone. Co chwila pociąga swoim nosem, podczas gdy Niall nie odzywa się, po prostu go przytulając. Jest bardzo ciepły i miękki, pachnie dżemem wiśniowym i Harry wie, że jest on jego prawdziwym przyjacielem.
- Podsłuchałem rozmowę Louisa przypadkowo, wtedy powiedział wszystko Zaynowi.
- Gdzie on jest? Chcę tylko wiedzieć. Kto to zrobił? N-Nie wiem, może on, bo myślał, że tam będę? Następny krok to zabicie mnie? Nic mnie już nie zaskoczy.Może jeszcze on pisał te wiadomości?
- Harry... tego nie wiem. Nie było go tam, ale prawdę mówiąc nie widziałem Louisa od kilku dni.
- Nie wyrzuciliśmy go. Myślimy, że odszedł sam, po prostu znikając. - dodaje Niall. Oni wszyscy wiedzieli.
Harry nie odpowiada. Gwałtownie wstaje, odpychając od siebie Nialla i wplata palce w swoje włosy, mocno za nie pociągając. Przygryza swoją dolną wargę, która zaczyna krwawić a jego płytki oddech wypełnia salon.
- Uspokój się, proszę... - Liam szybko wstaje, aby nie pozwolić mu zrobić czegoś głupiego. Chce podejść bliżej, ale nastolatek się odsuwa.
- Odwieź mnie do domu. Nie chcę zostać tu ani minuty dłużej.
Stoi tak przez chwilę i nie patrzy na nikogo, ale im dłużej powtarza w swojej głowie słowa, które padły z ust Liama i Nialla, tym bardziej zmusza go to do tego, aby uciec na górę i schować się przed światem. I chociaż pragnie wrócić teraz do domu i przytulić się do kogoś, potrzebuje chwili samotności własnie w tym momencie.
Wbiegając szybko po schodach na górę w myślach wciąż powtarza jedno zdanie, w kółko i w kółko: Nienawidzę Louisa. To wszystko było snem, iluzją, która mydliła mu oczy. Zakochał się bez wzajemności niemożliwie bardzo w człowieku, który ostatecznie okazał się zupełnie inny. Jego czułe spojrzenia były wymuszane, uśmiechy nieszczere a słowa, które były dla Harry'ego wszystkim - fałszywe.
Teraz musi tak po prostu wyrzucić to wszystko ze swojego życia. Musi wymazać z pamięci wszystkie momenty, w których bawił się włosami Louisa lub skradał mu drobne pocałunki. Musi zapomnieć o wieczornych przejażdżkach przy otwartym oknie, o spędzonych nocach w domu Louisa i o usypiającym go biciu jego serca, które utrzymywało go przy zdrowych zmysłach. Zapomnieć o błękitnych oczach, o potarganych, karmelowych włosach z samego rana, o leniwych uśmiechach i o tatuażach, po których lubił przesuwać opuszkami palców.
Jest zwykłym, dorastającym szesnastolatkiem, który jak każdy inny przeżywa miłości i złamane serca w swoim życiu. Jego obowiązkiem jest nauka a odciągnięciem od rzeczywistości przyjaciele. Ma za sobą mniej niż pół życia, przyszłość i wie, że najbardziej racjonalnym rozwiązaniem jest wyrzucenie Louisa ze swojego życia. I chociaż jego serce jest złamane i ma wrażenie, że zapomnienie będzie trudne, wierzy, że da radę. Ponieważ nic nie jest warte takiej miłości, która byłą jednym, wielkim kłamstwem. A Harry żałuje. Żałuje i nienawidzi Louisa za wszystko jednocześnie.
Ma wrażenie, że poduszka jest jeszcze ciepła, odkąd wstał przed godziną z łóżka. Jest świeża, a jej świeżość i zapach płynu do płukania przywodzi mu na myśl świeżą pościel Louisa, która zawsze widniała w jego sypialni. Której już nie ma...
Pozwala usiąść sobie na krawędzi materaca i wbija paznokcie w swoje ramiona, pociera je i drapie, chcąc zdrapać ze swojego ciała wszystko, co pozostawił po sobie Louis. Wszystkie pocałunki, każdy pojedynczy dotyk. Czuje się brudny i upokorzony; łzy zostawiają za sobą smugi na jego policzkach, loki już dawno posklejały się i splątały od łez, które wsiąknęły w koszulkę. Koszulkę Louisa.
Ściąga ją z siebie i rzuca pod nogi, za chwile przypominając sobie, że Louis przebywał w tym pokoju. Że spał w tym łóżku, całował go na nim i dotykał. Niemal natychmiast zrywa się na nogi i podąża w stronę łazienki na drżących nogach, które uginają się z braku sił pod ciężarem jego ciała. Chce zmyć resztki wspomnień o Louisie z siebie pod prysznicem. Ma nadzieję, że lodowata woda chociaż w połowie wymaże mu pamięć.
Gdy bierze prysznic, jego szloch roznosi się głuchym echem po kabinie i odbija od ścian łazienki, a łzy upokorzenia i złości, mieszając się z lodowatą wodą, spływają po jego nagim ciele. Zaciska mocno swoje dłonie, wciskając paznokcie mocno w skórę, robiąc to jedynie w akcie złości i pragnienia wyładowania emocji, które teraz nim władają. Czuje się zraniony i oszukany, ale i żądny zemsty jednocześnie. Jednak jedyne, czego pragnie najbardziej w tym momencie, jest cofnięcie się do początku lata i udanie, że jest chory i pilnie musi zostać w domu. Siedziałby na głowie Anne, która ma przecież własne życie, bez męża i syna, a nawet uciekłby gdzieś z kimś w poszukiwaniu przygód. Wyjechałby na obóz z Brianem, albo zaprosił Ruby na kilkudniową wycieczkę.
Żałuje, że ktoś tak jak Louis Tomlinson w ogóle istnieje.
Osuwa się ścianie kabiny, podciągając kolana do swojej piersi nie przestając płakać. Odchyla głowę i opiera ją o twardą powierzchnię, pozwalając wodzie spływać po jego ciele, mrożąc po kolei każdą część jego ciała. Przez chwile nie może się ruszać, czując się jak sparaliżowany, jak gdyby doznał szoku termicznego. Po chwili dociera do niego jednak, że to nie szok termiczny a prawda, która uderza w niego na nowo z każdą kolejną, mijającą chwilą.
Jego blada skóra jest teraz sina, usta ma prawie białe, oczy przekrwione a jego ciało drży, ale chociaż to jeszcze nie czas, aby zakręcić wodę (ma nadzieję na powolną śmierć z powodu zamarznięcia), prawie traci na chwilę świadomość i poczucie czasu z powodu doznanej hipotermii. Resztkami sił dźwiga się na nogi i zakręca kurek.
Daje sobie chwilę na powrócenie do rzeczywistości, wpatrując się z szeroko otwartymi oczami w białe kafelki przed nim. Przez jego ciało przechodzą dreszcze. Pociera swoje chłodne ramiona, czując na nich dotyk Louisa za każdym razem, gdy zamyka oczy. Nieświadomie wędruje dłonią do swojego policzka, na którym wciąż czuje ostatni ślad, jaki pozostawił po sobie Louis. Gdyby nie Zayn, Harry ma wrażenie, że Louis zrobiłby to znowu. Gdyby nie Liam, mógłby trwać w tym ciągle, mógłby wciąż być naiwny, a Louis uderzyłby go drugi raz i trzeci. A Harry nie odszedłby, bo zbyt zaślepiony miałby wrażenie, że to się po prost zdarza, ale Louis go kocha. Nie kocha.
Stawia stopy na zimnych kafelkach, czując się jeszcze mniejszy i bardziej kruchy niż kilka chwil temu. Sięga po ręcznik, którym okrywa swoje drobne i chude ciało. Zerka na siebie w lustrze, na bladą, zmęczoną twarz z sinymi, poranionymi od wiecznego przegryzania ustami i podpuchniętymi oczami. Wygląda jak najgorsza wersja siebie, z młodzieńczym wypryskiem na czole, niesymetrycznymi ustami, nieproporcjonalnym kształtem twarzy. Przez chwilę nienawidzi siebie za to, że był niewystarczająco dobry dla Louisa, aby ten zdołał go pokochać.
Jego oczy zachodzą łzami, im dłużej tak stoi i wpatruje się w obraz nędzy i rozpaczy przed sobą. Był... taki naiwny. Jest przeciętnym, średniego wzrostu nastolatkiem z dziwną osobowością i cichym sposobem bycia; bez ciekawych zainteresowań, z kłopotami w szkole i częstymi refleksjami nad sensem życia. Ma zwykłe imię, zwykle się ubiera, włosy ma brzydkie i poskręcane, wypłowiałe. Jest po prostu nijaki, zwyczajny. Dlaczego zatem zdołał uwierzyć, że taki ktoś jak Louis Tomlinson zdołał go pokochać?
Louis jest kimś, a Harry wiedział to już od pierwszego dnia, gdy go ujrzał. Louis jest wysoki, ma opaloną skórę, umięśnione ciało i tatuaże; jego oczy są jasne i błyszczące, usta miękkie i różowe a włosy zawsze w jak najlepszym stanie. Zawsze jak najlepiej ubrany, z drogim, ekskluzywnym samochodem.
Liam miał rację. Od początku miał rację, chroniąc go i separując od Louisa. Teraz żałuje, że nie odseparował go wystarczająco, a być może nie doznałby takiego cierpienia.
Nagłe pukanie do drzwi łazienki przerywa jego użalanie się nad sobą. Wystraszony podskakuje i przypadkowo gryzie się w język, krzywiąc się na obrzydliwy smak krwi w swoich ustach.
- Harry, wszystko w porządku? - to Niall. Zdaje się być jedynym, który nie zawinił w całej w tej sprawie, a przynajmniej nie tyle, co sam Louis. Jest trochę zły na Liama, nawet na Zayna za ukrywanie przed nim prawdy, o której powinien wiedzieć już bardzo dawno. - Nie popełniasz właśnie samobójstwa, prawda?
Niall zawsze jest jedynym, który nawet w najgorszych momentach jego życia potrafi wywołać uśmiech na twarzy każdego. Czasami mówi rzeczy mało adekwatne do sytuacji, ale stara się i Harry to docenia. Odnajduje w sobie siły, aby uśmiechnąć się delikatnie i wtedy jego uwagę w lustrze przykuwają dwa dołeczki w jego policzkach. Ten w lewym jest troszkę większy i widoczniejszy, dodając mu dziecięcego uroku.
- Pragnę nadmienić, iż znalezienie twojego martwego ciała na ziemi w mojej lubionej toalecie na całej kuli ziemskiej nie będzie dla mnie najprzyjemniejszym doświadczeniem - ciągnie przyjaciel, powodując tym cichy chichot u Harry'ego. - Powiedz, że chociaż nie jesteś nagi. Nagie, martwe ciało byłoby bardziej traumatycznym dla mnie przeżyciem.
Szybko wyciera resztki wody ze swojego ciała ręcznikiem i wciska się w ubrania z wczoraj, które wziął wcześniej z sypialni.
- Harry, ja się nie pozbieram. Zamknę się w sobie.
W końcu odblokowuje drzwi i otwiera je powoli, zastając stojącego przed nimi Nialla, który na jego widok wzdycha z ulgą.
- Gdyby moje słowa okazałyby się prawdą, nigdy nie skorzystałbym już z toalety.
- Nie okazały - odpowiada Harry i uśmiecha się słabo, zostając złapanym przez Nialla za ramiona.
- Czemu masz krew na dłoni?
Wodzi za nim spojrzeniem i dostrzega rozmazaną kropelkę krwi na wierzchu swojej prawej dłoni.
- Ugryzłem się w język.
- Dobrze, że Ty umiesz, bo ja czasami nie umiem się gryźć w język - wzdycha. - Chcesz jechać do domu? Ja Cię odwiozę, Liam chyba rozumie, że jesteś na niego zły. Ja na niego też, Zayn też. Wszyscy nie lubmy Liama.
- To nie jego wina przecież, to wszystko nie jego wina...
- Daj już spokój, Lima mógł Ci powiedzieć wcześniej. To weź co tam ze sobą wziąłeś, ja czekam na dole i jeszcze coś zjem.
Harry odpowiada zwykłym skinieniem głowy, kierując się do swojego tymczasowego pokoju, do którego wchodzi jednak niechętnie. Stara się zachować kamienny wyraz twarzy, gdy z prędkością światła wpakowuje pidżamę do swojego plecaka, wahając się jednak nad koszulką od... niego. Odrzuca ją z obrzydzeniem i kopie pod łóżko, chcąc, aby została tam, gdzie wszystkie jego wspomnienia. To wszystko zostanie tu, w Doncaster, gdzie nie zamierza wrócić nigdy więcej.
Zakłada plecak na ramię, zabiera jeszcze telefon i nie oglądając się za siebie schodzi powoli na dół, chowając się za ścianą, gdy docierają do niego głosy Zayna i Liama.
- Wiedziałeś, że tak będzie, Liam. Dlaczego nie powiedziałeś mu tego od razu?
- Bo nie chciałem, aby poznał prawdę, jest młody i wrażliwy.
- Poznał ją teraz i jest jeszcze zły na nas, że mu nie powiedzieliśmy.
- Bo sądziłem, że zrobi to Louis. Najwyraźniej myliłem się i on rzeczywiście nigdy nic do niego nie czuł.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Bo to skończył.
Liam wydaje ciche westchnięcie, przez chwilę nic nie mówiąc.
- Powiedz mi, że wiesz, gdzie on jest.
- Nie wiem, ale nawet gdybym wiedział, to bym Ci nie powiedział. Jest kutasem, ale nie nikt z nas nie wie, co zmuszało go do takich działań.
- Idziemy? - Niall pojawia się nagle obok niego, na co Harry podskakuje wystraszony, nie spodziewając się, że ktoś przyłapie go na podsłuchiwaniu. Rumieni się lekko i odsuwa od ściany.
- W porządku.
- Super, na pewno nie jesteś głodny? - pyta z pełną buzią, przez co Harry ma problemy ze zrozumieniem go.
Nastolatek zaprzecza ruchem głowy i ubiera w ciszy swoje buty i kurtkę, niezadowolony jednak z faktu, że nie słyszy dalszej części konwersacji kuzyna z przyjacielem. Chociaż postanowił już, że zapomni o nim raz na zawsze, jego serce, wciąż świeże zranione, krwawi. Musi nauczyć się opanować swoją ciekawość.
Wychodzi z domu za Niallem, który ma na sobie tylko bluzę, chociaż wieje i jest niesamowicie chłodno jak na listopad. Harry niestety z natury jest mizofonikiem i trochę irytuje go, że Niall wciąż mlaszcze. Jedynym rodzajem dźwięku, jaki był w stanie znieść było poranne chrapanie Louisa, bez którego teraz będzie musiał żyć.
- Włączyć radio? Jaką muzykę lubisz? Tak naprawdę chyba nigdy Cię o to nie pytałem, co nie? - Niall majstruje przez chwilę przy radiu i kilku stacjach, decydując się w końcu na jedną z tych z muzyką R&B. - Ja lubię wszystko, szczerze mówiąc. Raz nawet włączyłem przypadkowo odgłos blendera, który miksował w rytm muzyki na You Tube, ale wciągnęło mnie. To coś pozornie odrębnego od muzyki, ale to jest nowy rodzaj muzyczny, który lubię.
Fakt, że Niall śmieje się z własnej opowieści powoduje kolejny, szczery uśmiech u Harry'ego. Jest mały, ale jest w jakimś stopniu postępem w drodze do tego, aby zaczął normalnie żyć. Postanawia więc podjąć próbę nawiązania normalnej rozmowy z Niallem, zamiast użalać się nad sobą i nad tym, jaki głupi jest. Pora dorosnąć.
- Ostatnio słucham muzyki rzadziej, ale mam dwie płyty The Smiths.
- Cholera, stary, dobry rock! - zgadza się Niall, ucieszony uderzając dłońmi o kierownicę, a Harry prawie podskakuje na swoim siedzeniu. Nie wie, czy to dobry pomysł, aby wzbudzać jakiekolwiek pozytywne emocje u Nialla podczas jazdy, bo jest on dość nieuważny. - Jeśli mam być szczery, to wolę również brytyjską muzykę. Lubisz jazz?
- Um, nie bardzo.
- Ja też nie, nigdy nie słuchałem jazzu - parska przyjaciel. - A lody miętowe?
- Co mają lody miętowe do muzyki? - chichocze Harry. Ma wrażenie, że chociaż jest źle, pozytywne nastawienie Nialla udziela się mu, gdy tylko widzi jego uśmiech.
- O to chodzi, że nic. To jest fajne. Spójrz, możemy mówić różne, przypadkowe słowa i możemy czuć się swobodnie rozmawiając tak. - tłumaczy z zaangażowaniem, co chwila odwracając wzrok od drogi przed nim, a Harry ledwo powstrzymuje się przed zwróceniem mu uwagi. - Na przykład: kaczka.
- Myślisz, że to dobry rodzaj rozmowy?
- Chyba tak, o ile nie wszczynasz kłótni i nie padają coraz bardziej ordynarne słowa.
Chce odpowiedzieć przyjacielowi, ale mijają tabliczkę z przekreślonym napisem Doncaster i nagle pochmurnieje. Dociera do niego, że prawdopodobnie jest tutaj po raz ostatni i wymazuje ze swojego życia ostatnie cztery miesiące. Zostawia je w tyle i nie zamierza do nich nigdy więcej wrócić.
Niall rzuca swojego iPoda na jego uda razem z słuchawkami, i dodaje: - Nazywa się "Depresyjna lista odtwarzania".
Nie wie dlaczego, ale ma ochotę wyściskać Nialla po prostu za to, że jest. On nie jest tak naprawdę nawet jego przyjacielem, jest przyjacielem Zayna, Liama i jego byłego chłopaka, którego imię nie przejdzie mu przez myśl. Zachowuje się jednak jak nikt nie zachowywał się nigdy wobec niego - jak prawdziwy przyjaciel.
Zakłada słuchawki i włącza piosenki z listy, którą utworzył Niall. Zamyka oczy i opiera czoło o szybę (co, zauważył, że robi za każdym razem, gdy chce pomyśleć), pozwalając nutom powoli koić go uspokajać. Nawet nie zauważa, kiedy powoli odpływa, błądząc myślami gdzieś daleko, a które z całą pewnością odbiegały od tego, co właśnie pozostawił za sobą.
***
Otwiera swoje oczy dokładnie w momencie, w którym wjeżdżają do Holmes Chapel, po ponad dwóch godzinach jazdy, podczas której mocno wykręcił swój kark. Krzywi się, pocierając go i dostrzega iPoda Nialla u swoich stóp.
- Och.
- Nie przejmuj się, na razie niech tam leży.
- Przepraszam - mruczy, przeciągając się dwa razy i drapie się po policzku. - Która godzina?
- Blisko trzeciej, zaraz będziemy.
Harry cicho wzdycha, gdy czuje wibracje telefonu w jego kieszeni, więc niechętnie po niego sięga, spodziewając się wiadomości od jego mamy. Gdy widzi jednak, kto dzwoni przygryza swoją dolną wargę.
Odbiera w końcu i przykłada telefon do ucha, nie wiedząc czemu jego serce zaczyna bić nagle bardzo szybko.
- Hej Harry - słyszy po drugiej stronie nieśmiały głos Ruby, na dźwięk którego uśmiecha się lekko i rozluźnia. Zdaje sobie sprawę, że tęskni za szkołą i swoimi przyjaciółmi, właściwie po raz pierwszy się do niego przyznając. - Nie dajesz znaku życia.
- Przepraszam - ignoruje ciekawskie spojrzenie Nialla i odwraca głowę w stronę okna. - Byłem u kuzyna w Doncaster na weekend, ale już jestem w mieście.
- A będziesz jutro w szkole?
- Tak. Tak, będę a Ty?
- Ja też będę.
- Dobrze. Co u Ciebie?
- W porządku. Chciałam Cię tylko o coś spytać.
- O co takiego? - pyta lekko podenerwowany, stresując się właściwie bez powodu.
- Pamiętasz, jak zaprosiłeś mnie do kina?
Racja. Kino. Kompletnie zapomniał.
- Kino - powtarza głupio, ale szybkosię otrząsa. - Um, tak, kino. Kino. W tym tygodniu, tak?
- Chciałam się tylko upewnić, że pamiętasz, bo może już nie chcesz.
- Nie, chcę, ja-ja bardzo chcę. Możesz wybrać film. - proponuje, przyłapując się na uśmiechu i różowych policzkach. Samochód właśnie wjeżdża w jego ulicę i ma nadzieję, że nie zastanie w domu swojej mamy. Po prostu nie chce jej teraz widzieć.
- Jeszcze porozmawiamy jutro w szkole, okej?
- Pójdę naokoło i możemy pójść razem.
- Dobrze - ma wrażenie, że Ruby również się uśmiecha, więc kiedy się rozłącza i odwraca w stronę Nialla, podskakuje wystraszony na swoim siedzeniu.
- Co to za seks telefony?
- Niall - czerwieni się bardziej i wsuwa telefon do tylnej kieszeni swoich jeansów, podnosząc iPoda Nialla spod siedzenia. - To tylko koleżanka.
- Szybko się pocieszasz - prycha, zakładając ręce na piersi. - Możesz wysiąść, ale jeśli chcesz, mogę posiedzieć z tobą trochę. Jak dziewczyny rozmawiają o pierdołach, malują paznokcie, jedzą lody, żeby się pocieszyć.
Wpatruje się w przyjaciela z lekkim rozbawieniem, odpinając swoje pasy.
- Nie skorzystam, ale przekażę Gemmie, może będzie zainteresowana.
- Ooo, zrobisz to?! - Niall uśmiecha się szeroko i klaszcze w swoje dłonie. - Teraz tylko pamiętaj o jednym: Idź na górę, odrób lekcje, poucz się i przede wszystkim zjedz coś. Później idź spać i śnij o czymś przyjemnym, a w szkole rozmawiaj z ludźmi i pozwalaj, aby odciągali twoje myśli i aby zajęli cały twój czas. Baw się dobrze z koleżanką i pamiętaj, że jesteś warty o wiele więcej, niż to, jak on Cię potraktował.
Zastyga na chwilę, nie wiedząc, co ma powiedzieć, czując się po prostu wdzięczny. Pochyla się i przytula do Nialla, który oddaje uścisk.
- Wydawało mi się, że kiedy kazał mi upewniać się, że jesteś bezpieczny, robił to z miłości - szepcze cicho przyjaciel, po chwili odsuwając się i smutnym wzrokiem patrząc w jego oczy. - Z troski i wydawało mi się, że Cię kochał. Przykro mi.
- Mi też, ale cóż - uśmiecha się szeroko, ale uśmiech jest totalnym przeciwieństwem tego, jak czuje się w środku. Od nowa rozpada się, jego głos prawie łamie się od powstającej w gardle guli, uniemożliwiającej mu mówienie.
- Jak coś to masz mój numer, prawda?
Jeszcze równy tydzień temu nie spodziewał się, że wszystko właśnie się tak potoczy. Nie myślał wtedy, że następny tydzień będzie najgorszym w jego życiu, rozbijając go na malutkie kawałeczki, których nie sposób pozbierać.
Zatrzaskuje drzwi od swojego pokoju i zamyka je na klucz, będąc sam w domu tylko do osiemnastej. Do tego czasu leży na plecach w swoim łóżku i wpatruje się w sufit, zastanawiając się, dlaczego pozwolił, aby ktoś taki jak Louis Tomlinson wtargnął do jego życia. Obrócił je o sto osiemdziesiąt stopni, stworzył wszystkie piękne chwile, które zdecydował się zburzyć i złamać jego serce. Teraz Harry czuje się bezsilny i skrzywdzony, nie mając siły nawet na jutrzejsze pójście do szkoły i wyjście z Ruby, którego tak bardzo wyczekiwał. Gdy jest sam, wszystko przytłacza go dwa razy bardziej, myśli dwa razy więcej i nie może powstrzymać uczuć i emocji, które wracają ze zdwojoną siłą.
Ignoruje pukanie do drzwi jego mamy, udając, że śpi. Nie ma siły nawet na zejście na dół i jedzenie, chociaż burczy mu w brzuchu, bo niczego jeszcze nie jadł. Ponieważ to już jest koniec i wspominanie nic mu nie da, będzie musiał po prostu dalej żyć.
***
Nazajutrz prawie zasypia do szkoły, więc niemal wybiega z domu z plecakiem na ramieniu, biegnąc w stronę domu Ruby. Mimo wszystko chce dotrzymać wczorajszej obietnicy, nie przejmując się już nawet tym, że założył dwie różne skarpetki, a jego włosy są poplątane i nierozczesane. Na szczęście zdążył umyć zęby i wziąć ze sobą pieniądze na lunch, który zje w szkole.
Nieco zwalnia, widząc idącą przed nim wzdłuż chodnika dziewczynę w znajomym, piaskowym płaszczu i z różowym plecakiem. Uśmiecha się, poprawiając plecak na swoim ramieniu i dogania ją, dotykając jej ręki.
- Hej - mówi zdyszany i posyła jej szerszy uśmiech, otrzymując w zamian jej wystraszone, ale wesołe spojrzenie.
- Hej. Dwanaście minut spóźnienia.
- Trudno - wzrusza ramionami. - Jaką masz pierwszą lekcję?
- Angielski. Jak tam było u kuzyna?
- Fajnie - okropnie. Stara się zamaskować smutek kolejnym, sztucznym uśmiechem. Nie zamierza nikomu mówić, nie jest to konieczne, bo stało się już przeszłością. Tak będzie chyba lepiej. - Jak spędziłaś weekend?
- Trochę się uczyłam, ale większość przeleżałam i oglądałam seriale. Jesień jest bardzo depresyjną porą roku, jest jeszcze chłodno i rzadko świeci słońce.
- A co do naszej ra-wyjścia - Harry szybko się poprawia, zdając sobie sprawę, że prawie wypowiedział słowo "randka" na głos. Czerwieni się mocno, ponieważ to nie było tym, za co uważał ich przyjacielskie wyjście, nawet na chwilę nie pomyślał o tym w ten sposób, to po prostu prawie mu się wymsknęło. - Um, to-to w piątek po szkole, tak?
- Mhm - kiwa głową, zdając się nie zauważyć zmieszania Harry'ego. Posyła mu uśmiech, a jej policzki również są różowe z kilkoma piegami, które są naprawdę urocze. Harry nieświadomie doszukuje się błękitnych oczu, ale zamiast nich odnajduje brązowe, które są jego zdaniem zbyt ciemne. - Nie mów Brianowi, bo będzie chciał iść z nami.
Przytakuje, jednak wie, że gdy tylko ich przyjaciel się o tym dowie, będzie zły. Harry podejrzewa, że jest zauroczony w Ruby, która nie odwzajemnia jego uczucia i coraz częściej jest zazdrosny o Harry'ego. To wydaje się być dla niego trochę zabawne, ale gdy myśli nad tym głębiej, że Brian jako człowiek ma uczucia i może mieć prawdopodobnie złamane serce, nie śmieje się, bo wie, jakie to uczucie. Zastanawia się, jakim cudem jeszcze żyje i normalnie funkcjonuje po tym wszystkim, co przeszedł w ostatnich dniach.
- Do zobaczenia na przerwie - przyjaciółka daje mu krótkiego buziaka w policzek, biegnąc w stronę swojej szafki, a Harry wtedy otrząsa się, jak głupek stojąc sam pośrodku korytarza. Wpatruje się w oddalającą się sylwetkę Ruby, a następnie przenosi wzrok na szare, ponure ściany wnętrza budynku. To pierwszy dzień jego nowego życia, życia bez Louisa i bez wspomnień o nim. Usuwa je ostatni raz razem z numerem jego telefonu pod koniec dnia. Roni kilka łez, czytając stare rozmowy, ale to były ostatnie łzy, które zamierza na niego stracić.
***
Na początku było trudno. Przez pierwsze dwa dni największą trudność sprawiało mu udawanie, że wszystko jest w porządku, i że zerwanie z Louisem dawno mu już przeszło. Z resztą, nikt nigdy nie znał do końca prawdy o Louisie i o wakacjach Harry'ego w Doncaster. To było coś, co pozostało tylko pomiędzy Masters a nim.
Od środy starał się myśleć bardziej pozytywnie. Zgodził się na wspólny dodatkowy projekt razem z Brianem, aby to chociaż w małym stopniu pomogło mu zorganizować wolny czas, który zwykle przeznaczał na nadmierne rozmyślanie i przejmowanie się zbędnymi rzeczami. Wrzucił dwie koszulki Louisa, które kiedyś u niego zostawił do pudła, które trzyma na strychu i starał się tam nie zaglądać. Znalazły się tam również inne rzeczy Louisa, z którymi rozstać się już było ciężej.
Dzisiaj, w piątek, ma lekcje troszkę później i kończą się one wcześniej, czyniąc dzień jeszcze lepszym. Wreszcie odpręży się na prawdziwym wyjściu z przyjaciółką, która stała mu się jeszcze bliższa niż kiedykolwiek. Dzisiejszego ranka postanawia wsiąść w autobus i gdy tak siedzi na twardym, niewygodnym siedzeniu, przypomina mu się autobus do Doncaster, którym jeździł do Louisa. Nie myślał o nim rekordowo długo, bo aż półtorej dnia, ale znowu o nim myśli i nie umie przestać. Zastanawia się, gdzie teraz jest i co robi, czy czuje satysfakcję z tego, że zdołał go zdobyć i wykorzystać? Uśmiecha się teraz z satysfakcją, ma kogoś i całuje tą osobę?
Wysiada z autobusu, kierując się w stronę budynku, którego ma już serdecznie dość. Znacznie bardziej wolałby siedzenie samemu w domu i rozmyślanie, byleby nie uczyć się i nie musieć wstawać tak wcześnie. Ostatnio idzie mu coraz bardziej kiepsko z matematyką i grozi mu nawet jedynka na semestr.
Przeciska się przez tłum uczniów, ze wzrokiem wbitym gdzieś ponad ich głowami, myślami będąc gdzieś naprawdę daleko. Gdy dociera do swojej szafki, pakuje potrzebne książki i zeszyty, a chwilę później obok niego pojawia się kilku kolegów razem z Brianem. Zaciska swoje usta po tym, jak wita się krótkim „cześć" i postanawia nie odzywać się więcej, bo po prostu nie ma ochoty.
Widząc Ruby na korytarzu dzisiejszego dnia, macha jej lekko i posyła delikatny uśmiech, który dziewczyna od razu odwzajemnia. Nie rozmawiają zbyt dużo w szkole, ale zaraz po lekcjach Harry czeka na nią pod szkołą i razem idą w stronę kina.
- Jaki lubisz rodzaj filmów? - zagaja, nie chcąc być tym milczącym i chcąc przełamać ciszę. Z resztą jest chłopakiem i to on powinien dbać o odpowiednią atmosferę, o którą zawsze dbał... Naprawdę nikt ważny, powtarza w swojej głowie.
- Akcji, a Ty?
Och.
Och. Harry nie spodziewał się po przyjaciółce tego, że gustuje w takim gatunku filmowym, podczas, gdy sam woli nudne komedie i stare filmy z lat pięćdziesiątych. Jedynymi filmami akcji są te z fabułą wyścigów samochodowych, do czego jednak się nie przyzna ze względu na Naprawdę-Nikogo-Ważnego.
- Nie spodziewałem się - śmieje się cicho, wciskając ręce w kieszenie swojej kurtki. - Ja też. Lubię wszystkie filmy, ale ostatnio mało oglądam.
Gdy są już w kinie, pozwala wybrać Ruby film i miejsca na sali kinowej. Preferuje zazwyczaj miejsce na samej górze i od ściany, tak, aby nikt go nie widział, ale nie ośmiela się zaprotestować, gdy siadają po samym środku sali. Szczerze mówiąc nie wie nawet, co to za film i jaki jest jego tytuł. Płacił za bilety swoimi ostatnimi oszczędnościami i modli się, aby mama dała mu trochę pieniędzy na następny tydzień.
- Te reklamy będą trwały chyba pół godziny - wzdycha podirytowana. - Ej Harry?
- Hm? - nie odrywa wzroku od jednej z reklam nowego smaku batonika, który bardzo lubi, opierając policzek na swojej dłoni. Pociąga przy okazji łyk przez słomkę ze swojej Coca-Coli.
- Co właściwie z Tobą i Louisem?
Na jej pytanie prawie dławi się napojem, ostatecznie kończąc z kaszlem i wycieraniem ust serwetką.
- Uchh, co? - mruga szybko, niezbyt zadowolony, że postanowiła podjąć ten temat. Chce pokazać jej, że nie jest zbyt chętny do rozmowy. - Tak jakoś. Jak tam Rachel?
Rachel jest młodszą siostrą Ruby i Harry nie wie właściwie, dlaczego spytał właśnie o nią, ale była pierwszą osobą, która wpadła mu na szybko do głowy.
Nie mów o Louisie, nie mów o Louisie, nie mów o Louisie.
Na całe szczęście przyjaciółka podejmuje temat, więc Harry odczuwa ulgę, że nie będzie musiał się jej tłumaczyć. Niestety, mimo małej, mało istotnej wzmianki o Louisie znów o nim myśli, chociaż stara się skupić na rozmowie, a później na filmie i na tym, że przecież nie jest tutaj sam. Jego oczu błądzą po sali kinowej, co jakiś czas tylko zatrzymując się na ekranie przez kilka sekund. Zaczyna nawet podrygiwać lekko swoją nogą, nie potrafiąc skupić się na filmie, a tym bardziej na Ruby.
Z tego wszystkiego zaczyna boleć go brzuch, gdy wychodzą z kina jeszcze wczesnym wieczorem. Na zewnątrz jest już ciemno i czuje się zobowiązany, aby odprowadzić dziewczynę pod sam dom. Robi to, myślami błądząc jednak gdzieś daleko i stwierdza, że nie jest jeszcze gotowy, aby zacząć się uśmiechać. Przekonuje się o tym, gdy chce opowiedzieć jakiś żart, ale w połowie go zapomina, a kąciki jego ust opadają w dół.
- Dzięki, było super.
Niechętnie pochyla się, szybko całując ją w policzek i nie zwraca uwagi na jej zawiedzione spojrzenie. Czuje się głupio i jest mu naprawdę bardzo przykro, ale nie jest gotowy nawet na dobrą zabawę, bo stare rany na nowo się otwierają. Nienawidzi Louisa za to, że nawet, gdy stara się o nim nie myśleć, myśli o nim jeszcze intensywniej i gdy stara się przestać go kochać, kocha go jeszcze mocniej.
- Było. Dobranoc, Ruby.
***
Zamyka zeszyt od matematyki, wreszcie mogąc odetchnąć z ulgą. Właśnie skończył ostatnie zadanie i liczy na trójkę z kolejnego sprawdzianu. To będzie chyba jego pierwsza trójka w tym semestrze a wszystko dzięki pomocy Ruby, z którą poszedł do biblioteki kilka dni wcześniej. Po ich wyjściu do kina (o którym nie wspomnieli Brianowi, stwierdzając, że zwykły, „przyjacielski wypad" może zostać między nimi) Harry zaczął zauważać, że Ruby mogła wmówić coś sobie i narobić nadziei. Dość subtelnie daje jej jednak do zrozumienia, że jest zmęczony i chce odpocząć od związków, a mimo to i tak podchodzi do niego na każdej przerwie, rozmawiając z nim nawet częściej, niż ze swoją przyjaciółką.
Nie wątpi, że bardzo ją lubi i może mogłoby wyjść z tego coś więcej, ale z całą pewnością nie teraz i nie w najbliższym czasie. On naprawdę czuję się zmęczony tym wszystkim i zasługuje na poukładanie sobie wszystkiego od nowa.
Od ich wspólnego wyjścia do kina minął tydzień, i chociaż mijają prawie dwa tygodnie, od kiedy on i Louis nie są razem, wciąż przyłapuje siebie na myśleniu o nim i o tym, co teraz robi i gdzie jest. Przyłapuje się na tym codziennie, gdy zasypia, gdy mija szkolny parking i bar mleczny, do którego Louis zabrał go na początku ich związku. Za każdym razem czuje mocny uścisk w sercu, ale powoli przyzwyczaja się do tego, jak powinno być i jak wygląda życie bez Louisa. Życie budowane na kłamstwach.
Nie powinno obchodzić go, gdzie Louis teraz jest, czy ma gdzie mieszkać, gdzie spać i co jeść, czy w ogóle czuje się dobrze. Nie obchodzi. Wmawia sobie, że go to nie obchodzi.
Gdy zdaje sobie sprawę, że znowu myśli o Louisie, wstaje i pakuje swoje książki do plecaka, mając w planach jeszcze wieczorny prysznic. Gasi światło w swoim pokoju i wychodzi na korytarz, spotykając na nim swoją mamę.
- Harry, mogę prosić Cię na chwileczkę na dół?
-Mnie? - marszczy swoje brwi, cofając dłoń, którą zdążył położyć na klamce od drzwi łazienki. - Po co?
- Masz gościa.
Kiwa swoją głową i uśmiecha się delikatnie, mijając ją i szybko schodząc na dół. Ma wrażenie, że Ruby wróciła po notatki z angielskiego, które ostatnio mu pożyczyła, bo chociaż są w różnych klasach, przerabiają ten sam materiał, a on sam nie jest najlepszy z tego przedmiotu.
Otwiera szybko drzwi i staje w progu, ale jego uśmiech maleje z każdą mijającą sekundą. Zamiera, nie mogąc wykonać jakiegokolwiek ruchu, zaciska jedynie swoje palce na metalowej klamce, która wbija mu się w skórę.
On... powoli odwraca się do niego przodem, wywołując u Harry'ego wszystkie te emocje, których bał się najbardziej, i o których zdołał już zapomnieć. Sprawia, że wszystko wraca do jego głowy, że jego ręce zaczynają drżeć a gardło mocno się zaciska. Nie może uwierzyć, że przed nim właśnie stoi Louis. Po prawie trzech, pieprzonych tygodniach.
Stoją tak w ciszy, po prostu się w siebie wpatrując. Z każdą chwilą, na miejsce tęsknoty, smutku i żalu wstępuje złość, pragnienie zemsty i nienawiść. Louis tak po prostu ma czelność stać przed nim po tym, jak wykorzystał go, upokorzył i zostawił. Stoi i wpatruje się w niego bez słowa, z zapadniętymi kościami policzkowymi, zmęczonymi oczami i potarganymi włosami. Jego jeansowa kurtka jest jego jedynym nakryciem, mimo początku grudnia i Harry... Harry po prostu nie rozumie. Nie chce rozumieć.
Zatrzaskuje drzwi wejściowe, stawiając pierwszy krok naprzód, chociaż cały drży. Chce nakrzyczeć na niego, uderzyć go i sprawić, aby po prostu zniknął .
- Wiem, że mnie nienawidzisz - odzywa się cichym i słabym głosem zmarnowanego człowieka, którym Harry nie wątpi, że jest. Jest zmarnowany i jest dla niego nikim. - Daj mi to wszystko wytłumaczyć.
Podchodzi do niego szybko i z całej siły wymierza mu policzek z otwartej dłoni. Zdenerwowany oddycha bardzo szybko, a jego klatka piersiowa unosi się i opada w bardzo szybkim tempie. Nie stara się już nawet panować nad emocjami i złością, która teraz nim włada.
- Nienawidzę Cię, Louis - kręci swoją głową, powstrzymując cisnące się do jego oczu łzy. Chociaż w jednej sytuacji nie może się rozkleić, nie może płakać i pokazać mu, że mu na nim zależy. Nie może okazać swoich słabości, aby Louis ponownie to wykorzystał. - Co Ty tuta w ogóle robisz? Idź stąd.
- Pozwól mi, błagam pozwól mi - nic niewzruszony uderzeniem Louis próbuje złapać go za ręce, ale Harry natychmiast je wyrywa. Dostrzega w oczach Louisa błysk bólu, ale może mu się tylko wydawać. - Nic nie rozumiesz.
- Słucham?! - krzyczy Harry, patrząc na niego z mieszanką szoku, niedowierzania i drwiną. Oczywiście, że wszystko rozumie. Żałuje, że cokolwiek rozumie, i że w ogóle się dowiedział. - Ty masz-Ty masz jeszcze prawo przychodzić tu i mówić, że jest inaczej?! J-Ja... Nienawidzę Cię już. - mimo starań, jego głos łamie się w połowie. Być może to przez wypowiedzenie tego słowa głośno, pierwszy raz naprawdę szczerze, nieprowadzony po prostu emocjami. Harry naprawdę nienawidzi Louisa. - Nienawidzę Cię i chcę, żebyś zniknął.
- Nie mogę, dopóki nie wytłumaczę Ci wszystkiego, potrzebuję, abyś wiedział - Louis nie poddaje się. Harry patrzy w jego oczy przez chwilę, bo widok jego przekrwionych, smutnych oczu łamie mu serce.
Kręci swoją głową, tyłem powoli wracając do drzwi.
- Przykro mi, ale nie.
- Proszę.
Louis Cię wykorzystał. Louis Cię upokorzył. Louis wcale Cię nie kocha.
- N-Nie, Louis - pociąga swoim nosem i chce nacisnąć klamkę, ale Louis nagle opada na kolana przed nim. Zaskakuje go to tak bardzo, że na chwilę zawiesza na nim swój wzrok. Z całej siły gryzie swoją dolną wargę, która zaczyna drżeć. i Chowa za plecami dłonie, które Louis ponownie chce złapać. O mały włos nie płacze, gdy patrzy w jego błękitne oczy, patrzące na niego błagalnie z dołu.
- Wybacz mi.
- Żartujesz sobie. Nie chcę Cię w swoim życiu.
- Nigdy bym Cie nie wykorzystał i nie skrzywdził, przysięgam.
- Czyli oni wszyscy kłamali? Zmyślili to sobie, tak? - pyta kpiąco, jednak z małą nutką nadziei, która gaśnie, gdy Louis nie zaprzecza. - Idź stąd i nigdy nie wracaj.
- Harry-
- Proszę. Zniknij, nie pragnę niczego bardziej. - ścisza swój głos, po raz kolejny powtarzając te słowa, których ma wrażenie, że jest pewien. Jego oczy są już wilgotne, ledwo powstrzymuje się od płaczu, ponieważ mimo wszystko... Louis tutaj jest. - P-Po co to wszystko?
Louis nie odpowiada od razu. Patrzy głęboko w jego oczy, łapie jego drobne dłonie w swoje, gdy z Harry w końcu odpuszcza i z pełnym zaangażowaniem szepcze:
- Bo Cię kocham.
Te trzy słowa sprawiają, że serce Harry'ego na chwilę przestaje bić. Traci na chwilę świadomość, ma wrażenie, jakby czas się zatrzymał, a on i Louis trwali tak przez dłuższy czas, po prostu się w siebie wpatrując. Czuje znajome ciepło w dole brzucha i gulę, która tworzy się w jego gardle. Oczy, które już dawno zaszły łzami, przestają je w końcu wstrzymywać i Harry po prostu zaczyna płakać.
- W-Wstań. P-Po prostu stąd idź - udaje mu się wykrztusić i szybko zabiera ręce. Louis powoli wstaje, a w jego oczach Harry nie dostrzega już żadnej nadziei, jedynie zrezygnowanie i przygnębienie, które nie dotyka jednak serca Harry'ego. Nie liczy się to dla niego teraz, wściekły popycha Louisa do tyłu, nie panując nad tym, co robi. - Idź stąd!
Wciąż płacze i szlocha, jak w amoku uderzając resztkami sił w ciało Louisa, który nie stawia oporu. Cofa się do tyłu z każdym pchnięciem Harry'ego, otwiera swoje usta, jak gdyby chciał coś powiedzieć i stara się złapać jego dłonie, ale wtedy nastolatek uderza jego policzek dwa razy mocniej, pozostawiając tam czerwony ślad. Tyłem cofa się w stronę ruchliwej ulicy, o której obecności oboje na chwilę zapominają.
- A teraz zniknij raz na zawsze z mojego życia.
Stają po środku jezdni, zupełnie tego nieświadomi. Louis nie widzi świata poza Harry, a Harry nie widzi nic innego poza Louisem, którego nienawidzi całym sercem. Uderza go jeszcze raz w pierś, a Louis cofa się kilka kroków zupełnie bezsilny, stając kilka kroków od niego. Jego ramiona są opuszczone i zgarbione, ręce spoczywające swobodnie po obu stronach jego ciała. Wpatruje się w Harry'ego z tym wszystkim, czego Harry nigdy w życiu jeszcze nie widział - miłość, tęsknota i ból. Nie może jednak tego zrozumieć, będąc pewnym, że to jego kolejne zagranie.
Stara się uspokoić swój oddech, a żaden z nich nie przerywa kontaktu wzrokowego. Widzi Louisa coraz jaśniej, coraz widoczniej, widzi nawet jasny odcień błękitu, jaki przybierają jego oczy.
Nagle postać Louisa oświetlają dwa reflektory, na co oboje mrużą oczy, odwracając głowy w stronę, z której pochodzą. Harry odruchowo chce zawołać go, aby szybko zszedł z jezdni, zanim samochód zbliży się bardziej i nie zdąży zahamować. Nie może jednak zareagować na czas, a samochód zamiast zwalniać, przyśpiesza wraz z sercem Harry'ego. Zwalnia zaledwie kilka metrów od nich. Nagle, zanim którykolwiek z nich może zareagować, przyśpiesza z dwa razy większą szybkością i rozpędzony mknie po ulicy. Harry ma wrażenie, jakby on tam czekał, jakby to wszystko było...
- Harry... - słyszy cichy głos Louisa po raz ostatni, zanim widzi jego ciało, uginające się pod ciężarem maski samochodu, następnie bezwładnie opadające na bok. Patrzy na to z szeroko otwartymi oczami, na chwilę wstrzymując oddech i niekontrolowane zaczyna się trząść. Samochód zatrzymuje się jeszcze na chwilę i ktoś wygląda przez okno, ale Harry tam to już nie patrzy. Patrzy na kałużę krwi i poturbowane ciało Louisa, który się nie rusza.
Nie rusza się.
Samochód.
Louis.
To było coś w rodzaju szoku. Teraz po prostu się otrząsa i z krzykiem rzuca się na środek ulicy, upadając na kolana i od razu przywraca go na plecy.
- L-Louis - krzyczy przez łzy, klepiąc jego policzek kilka razy i potrząsa jego ciałem, ale nie otrzymuje żadnej reakcji. Ściska mocno jego ramiona, łapie jego dłoń i całuje jej wierzch, niemal natychmiast czując metaliczny smak krwi na ustach, która z całą pewnością nie należy do niego.
To sen, to sen, to jest sen.
- Louis, ty idioto, m-mów do mnie - zaczyna ponownie klepać jego policzek, który powoli robi się siny, tak jak jego usta. Chcę sprawdzić puls, przyciskając drżące palce do jego szyi, ale nie jest w stanie nic wyczuć. To tylko sprawia, że zanosi się jeszcze głośniejszym płaczem, nie umiejąc racjonalnie myśleć i obejmuje jego ciało ramionami, przyciskając do siebie. Chowa nos w jego włosach, które są lepkie i nie takie miękkie, jak kiedyś. Również w nich rozpoznaje krew, co powoduje u niego kolejny krzyk przerażenia, przedzierający się przez szloch.
Słyszy wokół trąbienie aut i zbierających się wokół ludzi z powodu zamieszania, jakie wywołał. Nie przejmuje się niczym wokół, nie obchodzi go dopóki trzyma żywe jeszcze ciało Louisa w swoich ramionach i automatycznie go do siebie przyciska, po prostu nie umiejąc go puścić. Louis jest nieprzytomny.
- Harry! Harry, co się stało? - Anne wybiega z domu w samym szlafroku i kapciach, prawdopodobnie słysząc jego krzyk. Jednak widząc scenę, która dzieje się przed nią natychmiast się zatrzymuje, zakrywając usta dłonią. - O mój Boże.
- Z-Zadzwoń na pogotowie, m-mamo szybko! - udaje mu się wykrztusić. Ktoś wysiada z jednego z samochodów i kieruje się w jego stronę. Harry'emu zdaje się chyba, że nawet coś do niego mówi, ale nie jest w stanie nic usłyszeć. - T-To moja wina, m-mamo.
Zerka w dół, na siną twarz Louisa i jego długie rzęsy, które rzucają cień na jego policzki. Jego usta są lekko rozchylone, jego włosy są pozlepiane, mokre i trochę przydługie, ale tym, co zwraca uwagę Harry'ego jest gęsta ciecz pod jego palcami, gdy trzyma dłoń na brzuchu Louisa. Unosi ją i widzi otwartą ranę, której sam widok sprawia, że prawie wymiotuje.
- N-Nie znikaj, nie znikaj, nie znikaj. Jeśli Ty umrzesz, n-nie wybaczę sobie tego. - szlocha w jego szyję, mając nadzieję, że swoim ciepłym oddechem chociaż trochę ja nagrzeje. Jego łzy wsiąkają w materiał jego ubrania, poplamionym krwią. - K-Kocham Cię, ja Ciebie też kocham, kocham Cię.
- Odsuń się, chłopcze. - jeden z ratowników chce go odciągnąć, a Harry nie wie nawet, kiedy zdążyła przyjechać karetka. Stracił poczucie czasu i świadomości, nie zdaje sobie nawet sprawy, ile czasu przyciska do siebie ciało Louisa, ale nie był zdolny nawet do tego, aby przystąpić do pierwszej pomocy. Każda sekunda była ważna. Każda, której nie docenił.
Kręci swoją głową, przyciskając ciało Louisa do siebie mocniej i stara się wyrwać, gdy ktoś chce go od niego odciągnąć, używając do tego siły. Wierzga swoimi nogami i znowu zaczyna płakać i krzyczeć, wyciągając ręce w stronę Louisa, który zabiegany jest do karetki na noszach w trybie natychmiastowym.
- N-Nie zabierajcie mi go - chrypi, nie poznając swojego głosu, zdartego od notorycznego płaczu. Funkcjonariusz policji stawia go na równe nogi, chociaż nie jest w stanie sam na nich ustać. Ma nogi jak z waty, jest cały pobrudzony krwią i czuje, jak kręci mu się w głowie.
Gdy łzy wciąż spływają po jego policzkach, jeszcze nie wie, co się dzieje. Gdy z jego ust ucieka cichy szloch, nie ma nawet świadomości, że jego świat właśnie się kończy. Jego ciało drży, i chociaż powoli to do niego dociera, nie może - a może nie chce - pogodzić się z faktem, że mógł temu zapobiec. Że wszystko mogło potoczyć się zupełnie inaczej.
Chce patrzeć wszędzie, tylko nie na swoje zakrwawione dłonie, mieniące się szkarłatną cieczą. Niemal widzi w niej swoje niewyraźne odbicie.
To potrafi trwać bardzo krótko. Szczęście. Potrafi pojawić się znikąd i trwać przez jakiś czas, ale jest bardzo kruche i podatne na uszkodzenia. Z równą łatwością potrafi zniknąć, pozostawiając po sobie jedynie gorzki smak tęsknoty i wspomnień w odcieniach czerni i bieli, bo wie, że tęcza już nie nadejdzie. Po deszczu nie wzejdzie słońce, jego niebo zasłaniać będą ciemne chmury. Otoczony murem budowanym na kłamstwach i tajemnicach, wreszcie widzi, że... na zewnątrz wcale nie jest lepiej.
Czasami są takie chwilę, kiedy człowiek marzy, aby mógł cofnąć czas...
Gdyby Harry mógł cofnąć czas, nie cofnąłby go do godziny wcześniej, aby zapobiec wypadkowi. Harry cofnąłby czas do momentu, w którym Louis zdołał go pokochać.
Od autora: Przełomowy rozdział :D BTW dziękuję za wbicie do trendów z #FFRunawayPL (powinnam dziękować za każdym razem) i za ponad 20K wyświetleń, 3K głosów i ponad 3K komentarzy. Pisałam go tak długo, bo ma on aż ponad 10 tysięcy słów, co jest moim rekordem, bo w żadnym opowiadaniu żaden rozdział nie miał tylu słów (pomijając dodatek Thining Out Loud do Afire Love). Anyway, mam nadzieję, że nie był aż taki zły. Mi osobiście nie podoba się końcówka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top