Rozdział Dwunasty
- Ja pierdolę.
Nagłe przekleństwo z ust Zayna wybudza Harry'ego z rozmyślań, w których pogrążał się jeszcze kilka chwil temu. Zwraca ku niemu swoje spojrzenie i pociera o siebie swoje chłodne dłonie. Wciąż czuje na sobie wzrok Amy, która patrzyła na niego przez cały czas, który spędził z Zaynem w ich siedzibie.
- Wiedziałem, że to ten pieprzony gówniarz.
- Ale ona powiedziała, że nie jest pewna - odzywa się cicho nastolatek, nie do końca pewien swoich słów. W dziewięćdziesięciu procentach Zayn ma rację i Harry nie chce mu się sprzeciwiać, ale chce mieć pewność, że to na pewno on. - Skąd ona w ogóle to wie? On też jest z nimi?
- Bo to jest jej brat, oczywiście, że mówiła to niepewnie. Też bym się wahał, ale w końcu zmiękła, bo przez niego Louis jest gdzie jest. I nie, nie jest z nimi, on jest tylko rok starszy od Ciebie. Wie prawdopodobnie od Louisa, bo jest kretynem i wie wszystko, ale chroni wszystkich i nic nikomu nie powie.
W głowie Harry'ego jest jeszcze większy mętlik, niż jeszcze jakiś czas temu.
- Dlaczego w ogóle to zrobił? - marszczy swoje brwi, ponieważ zastanawiało go to o dłuższego czasu - relacje Louisa z jego rodziną. - Mówiłeś, że Louis wyjechał i nie utrzymywał z nimi kontaktu... chyba.
- Nie wiem, z zemsty? Niech tylko dzieciak wpadnie w moje ręce - warczy pod nosem, nieświadomie naciskając pedał gazu, gdy złość przemawia przez niego. Ręce Harry'ego automatycznie wędrują do krawędzi fotela, zaciskając na nim swoje palce.
Harry na krótki moment pozwala sobie zamknąć oczy, jednak za chwilę znowu błądzi gdzieś myślami, a na język nasuwa mu się mnóstwo pytań.
- Jak nazywa się lekarz, który leczy Louisa?
- Turner, a co?
- Muszę z nim porozmawiać.
- Nie porozmawiasz, nie będzie chciał udzielić Ci żadnych informacji - tłumaczy. - Rano zmieniał Louisowi kroplówkę, gdy spałeś.
- I co mu powiedziałeś?
- Nie wiem, powiedziałem, że Cię nie znam - parska śmiechem i rzuca spojrzenie Harry'emu, któremu nie jest jednak do śmiechu. - No żartuję przecież.
- W jaki sposób on udziela informacji wam?
- Tajny sposób, nie powiem Ci. Z resztą, Harry ja Cię przepraszam, ale wyglądasz na świętoszka i wątpię, abyś umiał skłamać, a tym bardziej udawać. To zostaw nam.
- Musieliście się postarać, skoro nie spotkałem na oddziale jeszcze ami jednego lekarza.
- To się nazywa szczęście.
Mijają budkę z jedzeniem w tym samym momencie, na co nastolatkowi automatycznie burczy w brzuchu - pierwszy, poważny posiłek od kilku dni dziś rano nie jest najwyraźniej wystarczający. Ma nadzieję, że Zayn tego nie usłyszał, bo nie chce zmuszać go do zatrzymywania się. Pragnie po prostu znaleźć się blisko Louisa jak najszybciej. Chcę być przy nim do końca, dopóki nie zyska pewności, że jest cały i zdrowy.
- Jesteś głodny?
- Trochę - przyznaje nieśmiało. - Za ile będziemy?
- Za godzinę, może mniej. Możemy zjechać do sklepu, jeśli chcesz.
- Nie, nie - kręci swoją głową zgodnie z prawdą. Mimo że jest głodny, nie chce tracić ani sekundy jak takie zbędne (dla niego) rzeczy jak jedzenie. - Co zrobisz, gdy przyjedziemy?
- Cóż, najpierw zadzwonię do tego dupka Liama, bo jest w Doncaster.
- Dlaczego nie mogliśmy do niego pojechać?
- Ponieważ nie chcę go chwilowo widzieć. To nie jego wina, ale wszystko mogło się potoczy zupełnie inaczej, gdybyś wiedział, gdyby on powiedział Ci prawdę.
- Dlaczego mi jej nie powiedział? - ścisza swój głos, wpatrując się w drogę przed nim. Wciąż nie może rozgryźć tego, co się wokół niego dzieje, ale ma nadzieję, że koniec tajemnic jest już blisko. Nadzieja matką głupich. - To miało dla niego aż takie znaczenie?
- Bo... nie wiem - wzdycha Zayn, kręcąc swoją głową z rezygnacją. - Spytaj go? To twój kuzyn.
- Nie chce mi się z nim gadać.
- W porządku, rozumiem, ale wiesz - zerka na niego kątem oka. - Nie chowaj urazy wiecznie.
Jego słowa dają mu do myślenia. Sprawiają też, że poczucie winy względem Louisa wraca. Nie ma go teraz przy nim, a powinien być. Harry wie, że to on go odtrącił, że to przez niego leży teraz nieprzytomny na szpitalnym łóżku, ale działał impulsywnie i nie znał wtedy całej prawdy. Znał jej tylko część, dobrze podkoloryzowaną, a nawet sam Louis nie był w stosunku do niego do końca fair.
Zayn jest dla niego jak otwarta księga. Zazwyczaj cichy, spokojny i zamknięty w sobie, teraz postanowił zainterweniować i wyznać Harry'emu cała prawdę. Jest wiernym i oddanym przyjacielem, przede wszystkim będąc dobrym człowiekiem. Harry wie, że może na nim zawsze polegać. Był dla niego dość oschły w ostatnich dniach, jednak było to uzasadnione. każdy ma powód, aby być na niego złym, bo nawet on sam jest zły na siebie.
Postanawia wykorzystać okazję, aby odpowiedzieć sobie na nurtujące go kiedyś pytania.
- Mogę Cię o coś spytać?
- Tak?
- Dlaczego za każdym razem, gdy pytałem Louisa o Amy, on się wściekał?
- O, stary - Zayn kręci swoją głową. - To sobie temat wybrałeś. Szczerze? Trochę mi ją przypominasz.
- Ja? - oczy Harry'ego rozszerzają się w zdziwieniu. - Ona jest ruda a ja-
- Nie o wygląd chodzi przecież. Louis lubi się rządzić, dominować w związku a Ty jesteś... - rzuca mu krótkie spojrzenie, zanim uśmiecha się pod nosem. - Ja wiem, że jesteś facetem, ale nie obraź się. No wiesz, ona była troszkę jak Ty. Gdy oni się poznali, nie wiedział, że jest ze Speed Kings. Nie wiem, czy go kochała, ale zaczęła go wykorzystywać. I wciąż nosi pierścionek na palcu.
- W ogóle... w ogóle co to miało być?! - wybucha nastolatek, z bezsilność uderzając dłońmi o swoje uda. - Jakim cudem on jej się oświadczył? Louis jest... Louis jest jaki jest, rzucił jej granat z pierścionkiem w środku a ona głupia złapała i cudem nie eksplodował?
- To bardzo w jego stylu - przyjaciel znowu zaczyna się śmiać, zaciskając mocniej swoje palce na kierownicy. - To było dobre.
- Ktoś go zmusił do tego?
- Tak, ślepa miłość.
Miłość jest ślepa, Harry coś o tym wie. Pozwala sobie na delikatny uśmiech, przejeżdżając kciukiem po wierzchu swojej prawej dłoni.
- Teraz też była ślepa - dodaje nieco ciszej. - Ale widzisz? Kocha Cię i nie zasługuje ma to wszystko.
- Wiem.
Harry chce go znaleźć. Nieważne, że to będzie niesamowicie trudne, że nie ma żadnego planu i nie wie, co zrobi, gdy tylko go spotka. Chcę rzucić się na niego z pięściami i sprawić, że pożałuje dnia swoich narodzin i dnia, w którym skrzywdził Louisa, jego Louisa. Niekontrolowanie zaciska swoje dłonie i przymyka oczy, aby chociaż trochę się uspokoić. Wyobrażenie o nieprzytomnym Louisie boli, ale stara się myśleć, że obudzi się pewnego dnia, a może już nawet niedługo. Może dziś, może jutro, może za kilka dni...
Po raz kolejny analizuje wszystkie zebrane fakty z ostatnich kilka dni, weryfikuje każdą informację i tworzy w swojej głowie obraz, a przynajmniej zarys tego, o co naprawdę chodzi. Gdy zaledwie dwie godziny temu stali w głównej siedzibie Speed Kings, Harry miał wrażenie, że stoi oko w oko z tym, kto za tym wszystkim stoi. A przynajmniej kto coś wie. Po krótkiej rozmowie z siostrą Louisa, którą przeprowadził Zayn, nie pozwalając Harry'emu nawet otwierać ust, wywnioskował, że to nawet nikt z ich gangu. To musi być ktoś bardzo blisko Louisa, ktoś, kogo Harry jeszcze nie zna, i o którym jego ukochany nigdy nie wspominał.
Jeff. Jeffrey Tomlinson.
Harry zdołał poznać Louisa nie od samego Louisa w czasie krótszym, niż wynosi czas ich znajomości. Poznał jego zupełnie inną stronę, której ma wrażenie, że nigdy by nie poznał, gdyby nie obecne wydarzenia. Wciska paznokcie w swoją skórę, pragnąc wyrzucić krążące po jego głowie słowa.
„On chciał Cię chronić. Gdyby nie on, teraz leżałbyś tam ty. Odszedł od Ciebie, abyś był bezpieczny."
Gdyby nie Louis, Harry nie siedziałby teraz w samochodzie Zayna. Gdyby nie on, Harry mógłby umrzeć, mógł zostać potrącony w drodze ze szkoły zupełnie niespodziewanie ze świadomością, że Louis go nie kocha. A Louis chciał, aby Harry to wiedział - tylko to.
Na samo wspomnienie jego malinowych ust, wyginających się w uśmiechu i okazyjnych zmarszczek wokół jego oczu, przewraca się nastolatkowi w żołądku. Jego serce przyśpiesza, a oczy robią się wilgotne, gardło się zaciska.
Dalsza droga jest bardzo męcząca. Stara się myśleć o wielu sprawach, o tych weselszych i tych mniej, ale i tak nie umie wyrzucić ze swojej głowy przykrych myśli. Liam wrócił do Doncaster i nawet, jeżeli wciąż jest na niego zły, nagle chce się z nim pogodzić. Nie zdążył poznać nawet jego dziewczyny, o której mówił długi czas i obiecał, że pewnego dnia się poznają.
Tylko dwa razy podczas ich krótkiej podróży zerka na godzinę w telefonie, nie dostrzegając żadnego połączenia ani żadnej wiadomości. Mama nie martwi się o niego, Brian ma go gdzieś, Gemma prawdopodobnie nic nie wie, ojciec zachowuje się jak zwykle a Ruby nie pyta nawet, dlaczego nie ma go w szkole. Chce myśleć znowu, że nikogo nie ma i jest całkiem sam, ale przypomina sobie o Niallu i o Zaynie. Przypomina sobie o Louisie, który leży i czeka na niego, oddając mu całe swoje serce i poświęcając swoje życie.
Jest południe, gdy są w Holmes Chapel z powrotem. Po szesnastej Harry wypada z samochodu Zayna, chcąc natychmiast wykrzyczeć całemu światu, że kocha Louisa. A gdy tylko znajduje się w szpitalnej sali, w której leży, nachyla się do jego ucha i szepcze:
- Kocham Cię.
Ponieważ Louis jest jego całym światem.
***
Maska tlenowa zostaje zdjęta cztery dni później, gdy uznano, że Louis może samodzielnie oddychać. Wciąż nie odzyskał świadomości, ale jego stan nieco się poprawił i jest lepiej, niż stabilny.
W czwartek wieczorem, gdy Harry czuwa przy jego łóżku, odstępując go tylko w dni szkolne (bo Anne zarządziła, aby nie opuszczał szkoły, a on zgodził się tylko i wyłącznie ze względu na ukochanego), z nadzieją wpatruje się w jego zamknięte powieki, z ustami przyciśniętymi do wierzchu jego dłoni. Puszcza ją tylko wtedy, gdy musi iść, ale trzyma mocno od szesnastej do osiemnastej, gdy wraca ze szkoły i godziny odwiedzin kończą się.
Zayn i Niall zdążyli wrócić do Doncaster wczesnym rankiem w środę. Liam zrobił to o wiele wcześniej, jednak przyjeżdża co dwa dni i siedzi z nim do czasu, kiedy Harry wchodzi do sali. Nastolatek mija go wtedy, a kuzyn rozumie, więc po prostu wychodzi. I chociaż Harry naprawdę chce się z nim pogodzić, nie umie. Jeszcze nie teraz.
Za kilka minut wybije dziewiętnasta. Godziny odwiedzin skończyły się kilka minut temu, ale Harry nie ma ochoty wychodzić. Ma nadzieję, że jakimś cudem ktoś o nim zapomni i nie będzie musiał zostawiać Louisa na tę noc. Z pozycji, w której siedzi, opierając się łokciami o brzeg materaca, widzi jego usta. Na ich widok jego żołądek boleśnie się kurczy.
- Lou? - pyta jakby samego siebie, jednak gdzieś w środku wierzy, że Louis go słyszy, i że odpowie. Wątpi w to, ale zrobi wszystko, aby tak się właśnie stało. -To trwa zbyt długo. Po prostu otwórz oczy.
Nie uzyskuje odpowiedzi. Ma ochotę się rozpłakać, jednak w ostateczności tego nie robi. Pochyla się za to i niewiele myśląc bardzo delikatnie przyciska do ust Louisa te należące do niego. Gdy czuje ich miękkość i ich smak, ma wrażenie, jakby unosił się kilka metrów nad ziemią. Trwa tak przez chwilę, po prostu delektując się jego bliskością, a kiedy otwiera znowu oczy i patrzy na niego... nie dzieje się właściwie nic.
Zrezygnowany opada na swoje siedzenie, nie puszczając jego dłoni. Nie ma już nawet siły na łzy.
Drzwi od sali otwierają się bardzo powoli i Harry spodziewa się głosu pielęgniarki, która zaraz go stąd wygoni.
- Harry, już odwiedziny się skończyły - Niall powoli idzie w jego stronę, zaskakując go tym tak bardzo, że prawie skręca sobie kark, odwróciwszy głowę w jego stronę.
- Co tu robisz?
- Wiedziałem, że tu będziesz - wzrusza swoimi ramionami i spogląda na Louisa.
- Co robisz w Holmes Chapel?
- Stwierdziłem, że Cię odwiedzę, ale Cię nie zastałem. Twoja mama i Gem były w domu.
- Gem - wywraca oczami na przezwisko wymyślone dla swojej siostry. Chociaż nie chce, układa dłoń Louisa obok jego ciała i puszcza ją. Jego własne dłonie od razu ogarnia chłód.
- Chodź, odwiozę Cię.
- Dzięki - podnosi się z ociąganiem i sięga po swoją kurtkę. - Mama coś mówiła? W ogóle wpuściła Cię do domu?
- Tak, jest bardzo miła - odwraca swoją głowę, aby dać chwilę intymności, czym jest krótki całus w policzek ukochanego. Po tym oboje wychodzą z sali i idą wzdłuż korytarza. - A przyjechałem, aby może zabrać Cię gdzieś, żebyś o tym nie myślał.
- Nie chcę być nigdzie indziej, tylko tutaj.
- Wiem - odpowiada szybko. - Rozumiem, ale wyjdź gdzieś z kimś, odrób czasem lekcje, bo masz zaległości w szkole, po prostu czasem się czymś zajmij i nie zadręczaj się tym.
Harry poważnie myśli nad jego słowami w samochodzie, podziwiając migoczące w oddali światła latarni. Nie ma jeszcze ósmej wieczorem, a już jest bardzo ciemno i teraz tylko czeka, aż spadnie śnieg.
- Masz rację - odzywa się w końcu, nawiązując tym do jego poprzedniej rady. - Jutro może spytam kolegów, czy mają ochotę na coś do jedzenia po szkole.
- Podoba mi się takie podejście - uśmiech rozświetla twarz Nialla, który zerka na niego kątem oka. - Dobrze wiem, jakie są okoliczności, ale nie możesz się wiecznie smucić. Przykro mi też, że siedzisz tak sam, ale dla pocieszenia powiem, że jutro wpadnie Zayn, no i ja oczywiście.
- A Liam?
- Liam też, ale sądziłem, że gdy wypowiem jego imię głośno, to się zezłościsz.
- Nie - kręci głową. - Już nie.
- Zakopujecie topór wojenny? Świetnie, bo byłem bliski wykastrowania go. Ale nic się nie martw, gdy tylko Louis się obudzi, oberwie za wszystko, co Ci zrobił i to my wykastrujemy jego. Chociaż wątpię, aby do było korzystne dla Ciebie.
Harry jedynie się rumieni, z powrotem odwracając wzrok i bija go w widoki za szybą.
- Gadałem sobie dzisiaj trochę z twoją siostrą.
- Niall, ona chyba nie jest zainteresowana.
- Sprawiała wrażenie trochę przekonanej do mnie, nie narzekaj - oburza się Niall. - Lubię poszerzać swoje grono przyjaciół. A w ogóle słyszaaałeeeem, że będziesz miał rodzeństwo. Ale super!
Po spojrzeniu, jakie posyła mu Harry, blondynowi uśmiech schodzi z twarzy.
- Nie lubisz małych dzieci?
- Nie lubię mojego ojca i nie lubię dzieci. I Ciebie już też nie lubię.
- Ej - przyjaciel wydaje się być urażony. - Zadałeś mi cios. To źle, że nie lubisz dzieci.
- Niby dlaczego?
- Louis bardzo lubi dzieci. No wiesz, takie bardzo, bardzo malutkie, dopóki nie mówią i nie marudzą.
Jego słowa po raz kolejny wywołują zdziwienie u Harry'ego. Nigdy nie sądził, że Louis mógłby lubić dzieci, że mógłby lubić cokolwiek i kogokolwiek. Z każdym nowym, istotnym i poznanym fakcie o Louisie, dostrzega coraz większą przepaść, jaka istniała między nimi. Harry żałuje, że nie miał chociaż okazji, aby poznać jego prawdziwą stronę. Aby poznać go całego tak naprawdę.
W swoim pokoju, zamiast odrabiać lekcje, tak, jak zamierzał, rzuca swój plecak w najodleglejszy kąt i opada na materac swojego łóżka. Wbija swój senny i zmęczony wzrok w sufit. Przywitał się z mamą i Gemmą krótkim „Cześć", zanim udał się na górę z ponurym nastrojem i bez chęci do życia. Niall ma jednak rację.
Harry powinien zająć się czymś, co odciągnie go od wszystkiego złego, co dzieje się wokół. Powinien przestać myśleć za dużo i umilić sobie czas, zamiast wciąż się obwiniać. Co jednak, jeśli pójdzie za jego radą i nie obejrzy się, kiedy minie sporo czasu, a on kompletnie zapomni? Co, jeśli Louis nie obudzi się w przeciągu najbliższych kilku miesięcy, jeśli nagle będzie coś nie tak i jego stan pogorszy się?
Na samą myśl czuje ukłucie w sercu, które drastycznie przyśpiesza. Dotyka palcami swoich ust, czując na nich wciąż smak ust Louisa i natychmiast się uspokaja. Louis musi z tego wyjść, musi.
***
- Co robisz po szkole?
Przyjaciółka spogląda na niego i uśmiecha się łagodnie. Wychodzą właśnie z Harrym ramię w ramię ze szkoły następnego dnia. Nastolatek stara się uśmiechać i częściej nawiązywać rozmowy, co z początku było nieco trudne.
- Właściwie to nic.
- Możemy pójść do mnie - proponuje niby od niechcenia, jednak w środku naprawdę się cieszy, że będzie miał okazję spędzić czas z Ruby. Dzisiaj wywoływała u niego uśmiech najczęściej i pozwalała mu zapomnieć o złych rzeczach chociaż na chwilę. - Poproszę mamę o pieniądze i zamówimy pizzę.
- Nie mam nic przeciwko.
- Świetnie - również się uśmiecha, idąc przed siebie i patrząc się w swoje stopy. Resztkami silnej woli powstrzymywał się dziś, aby nie zmienić planów i nie wrócić ponownie do szpitala. Uda się do niego za kilka dni, jednak nie wie, czy ma czuć względem tego poczucie winy, czy może dumę?
Schodzą po schodkach w dół, chcąc skręcić w prawo, ale ktoś staje im na drodze kilka metrów dalej. Harry widzi go już z opuszczoną głową, wiec gdy tylko ją podnosi, zamiera. Przez jego ciało przechodzi deszcz. Ruby stoi obok niego i zdezorientowana spogląda po ich dwójce, prawdopodobnie nie wiedząc, co się dzieje, bo nagle się zatrzymują.
Wszystko nagle wraca.
To nie Louis miał tam leżeć, tylko Harry. To nie chodziło o Louisa, tylko o Harry'ego, ponieważ to Harry jest jego czułym punktem.
Nastolatek przełyka z trudem ślinę w obawie przed tym, co się zaraz wydarzy. Chłopak jest zbudowany trochę mocniej, niż on, wygląda jak Louis z ciemniejszymi włosami, ale chyba jest w wieku Harry'ego. Zaciska swoje szczęki, patrząc na niego bez mrugnięcia okiem. Harry widzi go dopiero drugi raz, ale dobrze wie, kim jest i boi się wiedzieć, w jakim celu stoi właśnie przed nim.
Nagle sobie o czymś przypomina. Dotyka go w kieszeni swojej kurtki, jest ostry i metalowy.
Bardzo ostrożnie wsuwa na swoje palce kastet, który dostał kiedyś od Louisa, a który nosi przy sobie każdego dnia od jakiegoś czasu. Przygryzając wnętrze swojego policzka, zdenerwowany, a krew buzuje w jego ciele, podwyższając jego poziom adrenaliny, mimo że jego dłonie drżą.
Harry nigdy się nie bił. Wprawdzie mówiąc sam sądzi, że gdyby miał wdać się w bajkę, skończyłby zakrwawiony i posiniaczony na chodniku. Teraz jednak zaciska mocniej swoje pięści, widząc jego błękitne oczy i tak dobrze znane mu rysy twarzy. Dobrze wie, kim jest. Nawet się już nie boi, pragnie tylko zemsty. Nie obchodzi go, że może mieć przy sobie nóż czy pistolet, nie myśli o tym w tej chwili.
Nagle zrzuca plecak ze swoich ramion na beton tuż przy swoich stopach, zanim szybko rusza w stronę chłopaka. Chcę wyjąć rękę z kieszeni, ale nie zdąża tego zrobić, bo ten wyprzedza go i z całej siły uderza go z pięści w twarz.
- Harry!
Przez chwilę czuje zawroty głowy, cofając się o kilka kroków i potrzebuje czasu, aby dotarło do niego, co się stało. Z trudem utrzymuje równowagę. W końcu otrząsa się, drżącą dłonią dotykając swojego nosa, z którego sączy się gęsta, czerwona ciecz.
- Boże, nic Ci się nie stało? - Ruby chce podejść bliżej, wyglądając na kompletnie przerażoną, rzucając nieufne spojrzenia Jeffowi. Harry kiwa swoją głową i zbiera siły, aby po chwili wyprostować się i odpędzić mrowienie przed oczami. W myślach gardzi sobą za bycie takim nieudacznikiem. Louis załatwiłby go jednym palcem.
Nie poczuł się słabszy. Przeciwnie, zaciska swoje zęby kilka razy i robi coś, czego nigdy by się nawet po sobie nie spodziewał. Działa instynktownie. Rzuca się w stronę chłopaka, wyciągając przed tym rękę z kieszeni i zaciska ją w pięść, z chłodnym metalem wbijającym mu się w skórę, celując w jego policzek. Chłopak mruga szybko i cofa się, zupełnie zaskoczony, a na jego policzku odznacza się mocno czerwony ślad.
Harry prostuje się, oddychając bardzo szybko i z niedowierzaniem wpatruje się w swoje dłonie. Ręka, w której zaciska kastet, mocno pulsuje i prawie drętwieje od uderzenia. Kątem oka widzi brata Louisa, który chyba zdaje sobie sprawę, co się stało i szybko się podnosi, ale Harry nie może poprzestać tylko na tym. Nie kontroluje się już, jego jedyną nadzieją jest metalowa broń, która uderza go w ramię. I to było złe posunięcie, bo mimo że chłopak jęczy z bólu, chwyta nastolatka za nadgarstki i celuje kolanem w jego brzuch.
Chłopak traci na chwilę oddech. Jego astma daje o sobie znać, bo nie można złapać oddechu dłuższą chwilę, a przez ten czas Jeff puszcza jego ręce. Ruby natychmiast podbiega do nastolatka i obejmuje go w pasie.
- Chodź do domu, Harry daj już spokój. Ty krwawisz.
Kręci swoją głową w geście zaprzeczenia, a włosy opadają mu na twarz. Przez gardło nie chce przejść mu żadne słowo, zaczyna nagle kaszleć i schyla się bardziej, mając wrażenie, że za chwilę zwymiotuje.
Zdążył uchwycić wzrokiem moment, gdy Jeff spluwa na ziemię, wycierając wierzchem dłoni swoje usta. Ma nadzieję, że wybił mu chociaż zęba albo przestawił jakąś kość, bo nie ma siły aby wstać i uderzyć go ponownie. To jego pierwsza bójka, ale i tak ma do siebie pretensje, że nie pozwolił ponieść się bardziej.
- Dyrektor tutaj idzie - Ruby szepcze mu do ucha, wystraszona zerkając za siebie. - Zwijajmy się stąd.
Chłopak chyba też dostrzega kogoś za ich plecami, oprócz kilkunastu uczniów, którzy obserwują scenę od jakiegoś czasu.
- Tak naprawdę powinieneś był zginąć - warczy chłopak, pochylając się nad nastolatkiem i patrzy mu przy tym w oczy. - Na jego oczach.
Z tym odchodzi, nie oglądając się za siebie. Harry odprowadza go wzrokiem, wpatruje się w jego plecy, zanim nie przyśpiesza i nie wsiada do samochodu, który widział już raz bądź dwa. A gdy odjeżdża, wreszcie może odetchnąć z ulgą, zdając obie sprawę, że przez resztę czasu po prostu wstrzymywał oddech.
***
- Nie rozumiem. Opowiedz mi jeszcze raz.
- Od początku? Ruby, nie.
Wzdryga się i syczy cicho z bólu, zerkając w dół, na swój blady, chudy brzuch. Jest mocno fioletowy w miejscu, w którym przyjaciółka dotyka go palcami, wywołując tym gęsią skórkę na jego ciele. Przez krótki czas, który spędzili razem po powrocie do domu i zatamowaniu krwotoku z jego nosa, Harry zdołał powiedzieć jej małą część tego, co ostatnio działo się w jego życiu. Uwzględniając również wypadek.
- Ale nic nie zrozumiałam. Wiem, co się stało, ale dlaczego?
- Sam nie wiem, myślę, że mogli się nie lubić.
Nieśpiesznie wyciąga telefon z kieszeni swoich spodni, gdy słyszy sygnał przychodzącej wiadomości. Powoli siada, zasuwając z powrotem swój odkryty brzuch koszulką, a Ruby siada obok niego.
- Skąd Ty w ogóle wziąłeś kastet? - wskazuje na przedmiot leżący na szafce obok łóżka. - To jest w ogóle legalne?
- Nie wiem - wzrusza swoimi ramionami. - Louis mi kiedyś dał.
- Kiedy go odwiedzisz?
- Planowałem... w weekend, coś takiego. Jeśli chcesz, możesz udać się tak ze mną.
- Jasne - kąciki jej ust unoszą się w górę. Patrzą sobie przez chwilę w oczy; jej wzrok przesuwa się na jego usta, które również wyginają się w delikatnym uśmiechu. Harry tego nie kontroluje. To jest automatyczne, jego serce zaczyna bić bardzo szybko, jest zahipnotyzowany głębią jej oczu. Zanim jednak do czegoś dochodzi, jego telefon daje o sobie znać po raz kolejny.
- Chwilkę - mamrocze cicho. Nieco zirytowany odblokowuje ekran i czyta wiadomość, którą dostał przed paroma minutami. Wiadomość, która jest krótka, ale jej treść sprawia, że zamiera.
Od: Niall
Louis się obudził, przyjeżdżaj szybko!!!
Od autora: Taki trochę do kitu, ale dokańczałam go na szybko, bo chciałam dodać go dla Was, zanim wyjadę na kilka dni:( Mam jednak nadzieję, że się podobało. Wiem, że mnie nienawidzicie za te końcówki. PS Dziękuję za ponad 800 komentarzy pod ostatnim rozdziałem i za trendy na twitterze bsyugisbgyus #FFRunawayPL.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top