Rozdział Drugi

- Harry.

 Z błąkającym się na ustach uśmiechem, starannie składa na pół jedną z nieużywanych koszulek, którą wygrzebał z dna swojej szafy. Stara się ignorować dziwne przeczucie, że może to jest jednak zły pomysł, ale tak szybko, jak o tym myśli, zdaje sobie sprawę, że to absurd. To nie była jego inicjatywa i z całą pewnością się nie narzuca - w końcu Louis chciał, aby Harry przyjechał.

- Harold!

 Wzdycha cicho, decydując się na niezdarne wrzucenie materiału do swojego plecaka i staje na nogi, bo natarczywe wołanie jego mamy staje się uciążliwe. Nie może jej przecież ignorować, jest jego matką. A mimo to Harry wciąż to robi, czasami jest po prostu zły i sam nie wie dlaczego, ale to chyba rzeczywiście tylko młodzieńczy bunt.

- Tak? - gdy schodzi na dół, staje w progu kuchni, aby zmierzyć się ze swoją mamą. Kobieta krząta się po kuchni, a w powietrzu unosi się przyjemna woń jego ulubionej pieczeni, która niemal natychmiast dociera do jego nosa. Nie opiera się jednak pokusie, wiedząc, że czekają go rzeczy o wiele przyjemniejsze.

- Wiesz, co dzisiaj jest? - Anne odwraca się w jego stronę, chowając ręce za plecami, aby zdjąć fartuch obwiązany wokół jej talii.

- Sobota. Mamo nie mogę dzisiaj, jadę do Louisa.

- Słucham? - mruga szybko, zatrzymując się wpół kroku do kuchenki. Dłonie opadają po obu stronach jej ciała, ale już chwilę później odnajdują swoje miejsce na jej biodrach. - Nie ustalaliśmy nic takiego.

- Ale on zaprosił mnie do siebie - przygryza nerwowo swoją dolną wargę, wiedząc, że nie skończy się to dobrze. Zapomniał. Naprawdę zapomniał to z nią skonsultować, ale decyzja o tym była tak spontaniczna i nagła, a równocześnie ekscytująca, że zapomniał o najważniejszym - że największy głos zabiera tutaj Anne Cox. - Mam autobus za czterdzieści minut.

- W takim razie Louis będzie musiał spędzić ten weekend sam - w końcu kontynuuje przerwaną czynność i zaczyna mieszać sos, ignorując zszokowane spojrzenie swojego syna. Ona tak po prostu miesza ten pieprzony sos.

- Mamo-

- Nie, Haroldzie.

- Nie mów tak na mnie - krzyżuje ręce na piersi i chce tupnąć nogą, ale mógłby wtedy do złudzenia przypominać zbuntowaną trzynastolatkę, której mama dała szlaban na kosmetyki. - Ja-ja zapomniałem Ci powiedzieć po prostu, przepraszam.

- Jak Ty to sobie wyobrażasz, Harry? - wzdycha, a jej spojrzenie łagodnieje, gdy znowu spogląda na nastolatka. - Masz tylko szesnaście lat. To jest daleko, a Louis... dlaczego ja w ogóle nie znam jego rodziców?

- Tylko dwie godziny stąd... No bo... bo oni... - urywa, zdając sobie sprawę, że on również nie zna rodziców Louisa. Nic o nich nie wie, nie wie nic o rodzinie Louisa i czy jakąkolwiek ma. Znowu to do niego dociera i sprawia, że po części podziela spojrzenie na całą sprawę Anne. - Nie chcę teraz przeprowadzać tej rozmowy. Spieszę się, po prostu mi pozwól. Louis nie może dzisiaj przyjechać po mnie, ja chcę przyjechać do niego.

 Patrzy na nią w skupieniu, co staje się dla niego irytujące, bo ona nie odpowiada. Obraca się na pięcie i wychodzi z kuchni, z powrotem znajdując się w swoim pokoju. Wie, jakie będą tego konsekwencje, ale jedyne, czego teraz chce, to Louis. Chce go zobaczyć i poczuć się tak, jakby nie miał zmartwień na głowie i tych wszystkich obowiązków, ale nawet własna mama tego nie rozumie. Jest jej prawdopodobnie ciężko, odkąd dowiedziała się, że jej jedyny syn jest w związku z mężczyzną, ale nie przyjęła tego źle, była po prostu trochę zszokowana. Ojciec Harry'ego również wie, ale Harry z nim o tym nie rozmawiał.

 Zajmuje swoje poprzednie miejsce, dokańczając pakowanie ubrań na tę noc i kolejny dzień, ale tym razem robi to całkiem zamyślony. Zerka na swój telefon co jakiś czas, a za którymś razem przypomina mu się wiadomość, którą dostał kilka dni temu. Nie powiedział o niej nikomu, oczywiście. Myślał jednak o tym długi czas, aż doszedł do wniosku, że ktoś może sobie robić żarty, albo wiadomość w ogóle nie musiała być do niego. To było jednorazowe i nigdy więcej się nie powtórzyło, więc po prostu postanowił to zignorować. Ma tylko nadzieję, że jeżeli Louis kiedykolwiek się o tym dowie, nie będzie bardzo zły za zatajanie tego przed nim.

 Zapina z trudem swój plecak i przerzuca go przez lewe ramię, zanim wstaje i rzuca ostatnie spojrzenie na swój pokój. Zawsze kochał swój pokój, był związany emocjonalnie z nim i ze swoim łóżkiem, ale od czasu wakacji zdążył go zdradzić ze swoim tymczasowym pokojem w domu Liama i z samym domem Louisa, przywiązując się do nich o wiele bardziej. Tęskni za nimi i ma nadzieję, że podczas dwudniowego pobytu u Louisa zdąży odwiedzić w końcu swojego kuzyna.

 Po cichu schodzi na dół i gdy już myśli, że mu się udało, w trakcie zakładania trampków Anne staje w progu.

- Harry czy ja Ci na cokolwiek pozwoliłam?

- Nie rozumiesz mnie - mamrocze i zakłada granatową kurtkę, aby nie przeziębić się, ale również nie narazić Louisowi. - Skoszę trawnik w tygodniu. Poza tym... To tylko połowa tego dnia i połowa jutrzejszego.

- Nie chodzi tylko o to. Masz szesnaście lat, nie mogę tak po prostu pozwalać jeździć Ci po miastach, kiedy masz obowiązki i-

- Mamo Ty zawsze tylko o obowiązkach. Louis ma osiemnaście lat i co z tego? - mimo, że powtarza kłamstwo już któryś raz z rzędu, za każdym razem czuje nieprzyjemny uścisk w brzuchu. W rzeczywistości Louis jest prawie cztery lata starszy (bo różnica między ich urodzinami wynosi dwa miesiące, więc Harry nie liczy) i gdyby tylko Anne wiedziała, z całą pewnością zabroniłaby Harry'emu spotykania się z nim. Dlaczego? Bo tak.

- A czy Louis mógłby dać Ci trochę odetchnąć i pozwolić Ci skupić się na nauce? Czy Louis w ogóle się uczy?

- Nie mam ochoty na tę rozmowę

 Wychodzi na zewnątrz i chowa brodę w kołnierzu kurtki, gdy czuje chłodny wiatr na swojej skórze. Anne nie odpowiada a Harry nie odwraca się, więc wnioskuje, że nie zamierza długo kłócić się, aby został. Nawet by jej nie posłuchał, a teraz po prostu mu to ułatwiła. Wie jednak, że i tak powie o wszystkim ojcu Harry'ego, i to będzie przyczyną ich kolejnej kłótni, chociaż i tak są w trakcie rozwodu, a Harry mieszka tylko z matką. Mimo to Harry i tak ma dość i potrzebuje oderwać się o przytłaczającej go rzeczywistości.

 Łapie autobus do Doncaster kilka minut po szesnastej, co oznacza, że będzie tam przed dwudziestą. Boi się trochę jechać samemu tak daleko, ale gdy wysiądzie z autobusu Louis już będzie tam na niego czekał. Harry rozumie, dlaczego nie mógł przyjechać po niego sam - ma do załatwienia kilka ważnych spraw. Nie wie jakich, ale nie zastanawiał się nad tym i stwierdza, że nie będzie pytał. Chce nacieszyć się Louisem przez te kilka godzin razem i uśmiecha się na samą myśl, wciskając się bardziej w twardy, niewygodny fotel, gdy jest już w drodze.

Początkowo Louis nie chciał, aby Harry jechał sam, chcąc poprosić o to Zayna bądź Nialla. Harry sprzeciwił się jednak, a jego chłopak ustąpił po dłuższym czasie. Harry rozumie to, że Louis się martwi, ale nie będzie wiecznie chodził z obstawą, bo on tak chce. Ma szesnaście lat i umie o siebie zadbać. 

 Starając się nie myśleć więcej o swoich problemach, zamyka oczy i pozwala sobie zasnąć na czas podróży. 

*** 

 Gdy dociera do Doncaster, jest już po osiemnastej, a na zewnątrz jest bardzo ciemno. Wokół jest tylko przystanek autobusowy, kilka samochodów i lokal przy parkingu, więc Harry decyduje się natychmiast do niego udać, bo nie widzi jeszcze nigdzie samochodu swojego chłopaka.

 Siada przy stoliku tuż przy oknie i zaspany opiera policzek na dłoni, czekając. Jest ciemno i Louis zabiłby go, gdyby tylko Harry czekałby na niego na pustym parkingu późnym wieczorem.

 Bawi się plastikową łyżeczką od lodów, które zamówił, skupiając się na tym tak bardzo, że gdy słyszy pukanie w szybę, niemal podskakuje wystraszony. Spogląda na zewnątrz i widzi Louisa, który już na niego czeka, więc z powrotem chwyta plecak i wychodzi z lokalu.

- Długo czekałeś? - Louis wciska ręce w kieszenie swojej kurtki, chociaż stara się nie pokazywać, że jest mu zimno. Harry'emu nadal jest chłodno, dlatego szczelnie zapiął zamek kurtki po samą szyję.

- Piętnaście minut - idzie za nim do auta, a gdy Louis wreszcie otwiera mu drzwi, może odetchnąć we wnętrzu ciepłego samochodu.

 Układa plecak u swoich stóp i zapina pasy, a gdy Louis siada obok niego, pozwala sobie włączyć radio. Louis zaczął pozwalać mu na to od jakiegoś czasu, bo Harry wie, że nie przepada on za muzyką.

- Jak w szkole? - pyta po krótkiej chwili. Są już w drodze do domu Louisa, a czoło Harry'ego oparte jest o szybę auta. Jest zmęczony, chociaż nie bardzo wie czym, ale to być może przez szkołę i sytuację rodzinną.

- Okej - wzrusza ramionami.

- Nikt Ci nie dokucza?

- Co? - marszczy brwi i spogląda na Louisa, nie będąc pewnym, czy dobrze usłyszał. - Dlaczego ktokolwiek miałby mi dokuczać?

- Bo jesteśmy razem. Wszyscy o tym wiedzą. Wiem, jaka jest młodzież w dzisiejszych czasach.

- I? - prostuje się na swoim siedzeniu, momentalnie rozbudzony. - Louis to nie jest jak w filmach, że zaczną wrzucać moje książki do kosza na śmieci i wkładać moją głowę do sedesu tylko dlatego, bo jestem gejem.

 Louis na to nie odpowiada, więc Harry z powrotem opiera czoło o szybę, cicho wzdychając. Przypomina mu się jednak sytuacja, gdy ktoś jednak rzeczywiście odnalazł problem w tym, że Harry jest w związku z osobą tej samej płci, ale nigdy nie powiedział o tym Louisowi. Prawdopodobnie to jest złe, bo Harry wielu rzeczy nie mówi Louisowi, ale nie chce go po prostu denerwować i martwić. Swoją drogą Louis również zataja przed nim wiele rzeczy, a tajemnicza część jego życia wciąż jest dla Harry'ego nieznana.

 Są takie chwile, gdy do jego pamięci wracają wydarzenia z wakacji oraz wciąż niewyjaśnione sprawy. Nękają go wtedy i czuje nieodpartą chęć spytania o to Louisa, ponieważ są to rzeczy, które dotyczą również ich obu. Harry wie, że Louis był zaręczony, ale podążając jego zapewnieniom, że był, ale już nie jest nadal nie czuje pełnej satysfakcji. Ma wrażenie, że Louis ukrywa przed nim o wiele, wiele więcej, ale jest zbyt niepewny, aby spytać. Jest również zbyt naiwny i zaczyna to dostrzegać z biegiem czasu.

- Zaczekaj na mnie w środku.

 Zgodnie z poleceniem Louisa odpina pasy i wysiada, zerkając na niego przed tym. Louis wyciąga z kieszeni spodni komórkę, ale Harry nie może dostrzec, do kogo dzwoni lub pisze, bo jest już na zewnątrz. Idzie prosto po schodach do drzwi, a gdy jest już wewnątrz, od razu ściąga kurtkę, bo Louis podkręcił ogrzewanie.

 Wiesza kurtkę na wieszaku i ściąga buty, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Inaczej wyobrażał sobie ten weekend, oczekiwał większej ekscytacji, że znowu ma okazję odwiedzić to miejsce, ale... czuje się jedynie zmęczony i bez chęci do życia. Ma ochotę położyć się i pójść spać, bo Louis i tak ma ważniejsze rzeczy na głowie, niż Harry - między innymi swój telefon. To tylko utwierdza Harry'ego w przekonaniu, że nie jest najważniejszy, a są od niego rzeczy o wiele ważniejsze, które Louis przed nim zataja.

 Po dłuższym zastanowieniu siada na kanapie w salonie i podskakuje na niej chwilę, bo jest bardzo miękka.

- Przepraszam, że tak długo - głos Louisa zaskakuje go, więc odwraca głowę, widząc go wchodzącego do salonu. Chowa telefon w kieszeni swoich spodni i mija kanapę, podchodząc do jednej z dębowych półek.

- Dlaczego ciągle gdzieś zdzwonisz? - pytanie automatycznie wychodzi z ust Harry'ego i nie może się powstrzymać, aby je zadać. Louis ewidentnie robi coś, o czym nie mówi Harry'emu i nawet, jeśli nie ma obowiązku, aby mu o tym mówić, Harry czuje się z tym trochę źle. 

  Gdy Louis odwraca się w jego stronę, Harry zamiera, gdy do jego szu dociera delikatna melodia, która zaskakuje go tak bardzo, że nie zwraca nawet uwagi na delikatny uśmiech Louisa. To chyba nie jest to, co myśli, że jest... jest? 

 Louis podchodzi do niego wolnym krokiem i zanim Harry się orientuje, wyciąga do niego otwartą dłoń. 

- Mogę prosić? 

 Czuje znajome ciepło w brzuchu, słysząc zadane przez niego pytanie, a po chwili podaje mu niepewnie swoją dłoń, pozwalając pociągnąć się w górę. Cała złość na Louisa mu przechodzi, znika konsternacja i nie myśli o tym, o czym jeszcze myślał kilka minut temu. Jest zaskoczony, a równocześnie niemal topi się w uczuciu, jakie ogarnia go od dłuższego czasu - miłość. 

- Co Ty robisz? - chichocze cicho, mimo wszystko wtulając się w ciało Louisa, który obejmuje go jedną ręką w pasie, drugą wciąż trzymając jego dłoń. Kołyszą się delikatnie w rytm muzyki, a Harry czerwieni  się jak jeszcze nigdy i nie wierzy, że Louis właśnie poprosił go do tańca. 

 Wcale nie czuje się jak w tych wszystkich babskich filmach romantycznych, wcale nie myśli teraz o tym, że Louis zrobił jedną z najromantyczniejszych rzeczy na świecie i prawdopodobnie później się do tego nie przyzna, wcale. Uśmiecha się delikatnie w jego tors, delektując się ciepłem jego ciała i przyjemnym zapachem, który zwykł nazywać Louisowym i swoim.

- Tańczę - mamrocze z ustami przyciśniętymi do jego włosów i Harry uśmiecha się szerzej, kompletnie zapominając o wszystkim, co do tej pory go dręczyło. Zapomina nawet, że żyje. 

- To nawet nie jest taniec - zauważa, chociaż wcale mu to nie przeszkadza, bo jedyne, co robią, to kołyszą się, ale Harry nie mógłby wyobrazić sobie lepszego tańca. To właściwie pierwszy taniec w jego życiu. 

 Nabiera głęboko powietrza do płuc i trąca szyję Louisa swoim nosem, gdy zdaje sobie sprawę, jak późno jest. Chce mu zaproponować, aby udali się już na górę i tam dokończą to wszystko, ale słyszy nagle wibrujący telefon w kieszeni Louisa i zaprzestaje swoich ruchów. Louis również. 

 Przez chwilę żaden z nich się nie odzywa. Po kilku sekundach Harry odsuwa się z westchnięciem i poprawia swoje poburzone włosy. 

- Odbierz. 

- To mi zajmie kilka minut, obiecuję. 

- Nieważne - nie patrzy na niego, odwraca się i nie czekając na jakąkolwiek reakcję idzie po schodach na górę. Louis nie woła za nim ani za nim nie idzie, więc na górze zamyka drzwi od sypialni o wiele mocniej, niż zamierzał. Przypomina sobie również, że zostawił plecak w samochodzie Louisa. Trudno, weźmie go rano, myśli. 

 Ignoruje dziwne uczucie w swoim brzuchu,gdy pierwszy raz od dwóch miesięcy widzi sypialnie Louisa. Wiąże z nią dużo wspomnień, ale nie chce tego wszystkiego teraz rozpamiętywać. Wyciąga z szafy Louisa jedną z kilku koszulek i zakłada ją szybko, chcąc zasnąć zanim Louis tutaj przyjdzie. 

 Gdy kładzie się wreszcie na miękkim materacu i przykrywa puchową kołdrą, uśmiecha się, czując jej świeżość i zapach proszku do prania. Nie czuje za to zapachu Louisa i ma nadzieję, że to po prostu dlatego, bo Louis zmienił pościel na przyjazd Harry'ego. 

 Odwraca się tyłem do drzwi, mając idealny widok na niebo, widoczne przez dużą, przeszkloną ścianę. Jest ciemnogranatowe, z małymi, błyszczącymi punkcikami, mrugającymi do niego, w które lubi się wpatrywać i wie o tym tylko on. Z resztą, każdy inny by go wyśmiał. 

 Po dłuższym czasie, gdy Louis wciąż nie wraca, zamyka oczy i stara się zasnąć, smutny i zły równocześnie, bo to nie miało tak wyglądać. Miał leżeć teraz wtulony w jego ciało, rozmawiając o wszystkim i o niczym, nadrabiając te wszystkie dni, gdy nie są razem. Ignoruje jednak przeczucie, że może jednak Louis nie jest tym, za kogo go ma i szybko zasypia. 

*** 

 Rano budzi się zupełnie nagle i niespodziewanie - po prostu otwiera oczy i szybko je zamyka, gdy blask słońca podrażnia jego oczy. Chce przekręcić się na plecy, ale jego pierwszym odruchem jest wtulenie się w klatkę piersiową Louisa. 

 Marszczy brwi i zerka do tyłu, widząc go jeszcze śpiącego, z lekko rozchylonymi ustami i poburzonymi włosami. Obejmuje go mocno od tyłu, z policzkiem przyciśniętym o pleców Harry'ego i chociaż normalnie Harry nie zrobiłby nic, po prostu leżał i patrzył, dopóki się nie obudzi, tak teraz odsuwa delikatnie jego ręce, aby móc usiąść. Przyzwyczaił się już nawet do cichego chrapania Louisa i do tego, jak twardy sen potrafi mieć, więc nie czekając dłużej opiera rękę na materacu za jego plecami i sięga po telefon, leżący na szafce z jego strony. 

 Louis nie ma hasła i jest bardzo oczywisty, trzymając telefon tam, gdzie zawsze. Jego tapetą jest czarne tło, nie ma żadnych gier (oprócz tej z serii Flappy Bird, bo Harry zainstalował mu ją, gdy nudził się pewnego dnia) i żadnych aplikacji, a Harry wie, że sam w kontaktach zapisany jest jako „Harry Tomlinson." z kropką na końcu. 

 Nie chce tego robić, ale to było jego ostatnią myślą przed snem i pierwszą, gdy się obudził. Czuje się trochę winny, ale on musi wiedzieć. Wchodzi w ostatnie połączenia, a jego oczom ukazuje się rząd połączeń do nieznanych numerów. Przeskakuje pomiędzy rządami cyferek, ale nie żaden nie jest mu znajomy... może prócz jednego.

- Co Ty robisz? - senny głos Louisa sprawia, że prawie podskakuje. 

- Dzwoniłeś do mojej mamy? 

- Co? - marszczy brwi i unosi się na łokciu, a gdy jego wzrok ląduje na telefonie, trzymanym przez niego w dłoniach, niemal natychmiast mu go wyrywa. - Mówiłem Ci, abyś nie był taki wścibski. 

- Po co dzwoniłeś do mojej mamy? -naciska, będąc gotowym obrazić się na Louisa za tak głupią rzecz. - Wy jesteście w jakimś spisku. 

- Z doświadczenia wiem, że znowu się z nią pokłóciłeś, Harry. Zwiałeś z domu. 

- Nie zwiałem, kulturalnie wyszedłem, obwieszczając, że będę u Ciebie - opuszcza nogi na chłodną podłogę i sięga po swoje ciuchy, z czego zakłada tylko spodnie, zamierzając wyjąć jakąś górę z szafy Louisa. Nie będzie biegł przecież teraz do samochodu specjalnie po swój plecak.  

- Nie rób takich rzeczy - ton głosu Louisa sprawia, że gdy zatrzymuje się przy szafie, odwraca głowę, aby na niego spojrzeć. 

- Dlaczego zachowujesz się, jakbyś był moją drugą mamą? - z tym otwiera szafę, szukając czegoś odpowiedniego dla siebie. - Chcę pojechać do Liama dziś. Zrobisz to? 

 Ubiera na siebie dużą, szarą bluzę, w dotyku bardzo miękką i ładnie pachnącą. Uśmiecha się pod nosem, przez chwilę delektując się tym momentem, po czym znowu zerka na Louisa. Harry nigdy nie sądził, że miałby okazję to powiedzieć, ale ma wrażenie, że jest zbyt wielkim dupkiem dla Louisa. To nie tak, że Louis był nim przez całe wakacje, ale jego spojrzenie łagodnieje, gdy widzi jego zmęczoną twarz. Nie zezłościł się nawet, gdy Harry przeglądał jego telefon. 

- Wszystko w porządku? - pyta cicho, nie wiedząc, czy może podejść bliżej. Louis siedzi na krawędzi materaca w samych spodniach i podnosi głowę, kiedy Harry się odzywa. 

- Zadzwonię do Liama. Zrób sobie śniadanie. 

 Harry patrzy na niego jeszcze przez chwilę, zanim postanawia spełnić jego polecenie. Schodzi na dół i zastanawia się, co mogło się stać, że Louis jest taki przygaszony. Może po prostu się nie wyspał? Harry nie wie również, o której wczoraj się położył, bo zasnął bardzo szybko. 

 W kuchni orientuje się, że przecież nie umie gotować, umie jedynie zrobić sobie kanapkę i herbatę. Na wszelki wypadek przeszukuje jednak kilka szafek, aż znajduje to, czego szukał. Z uśmiechem wyjmuje pudełko ulubionych płatków Louisa i nasypuje je sobie do miski, a gdy zalewa je mlekiem, słyszy, jak Louis schodzi na dół. 

- Dlaczego chodzisz w moich ciuchach?

 Zdezorientowany nastolatek odwraca się do niego przodem i czerwieni się, a jedyne, co wychodzi z jego ust, to krótkie „och".

- Nie przeszkadza mi to przecież - dodaje, jakby to, co powiedział miało być czymś śmiesznym. Mija Harry'ego i wyjmuje z lodówki mleko, stawiając je na blacie.

 Louis nie je śniadania, czeka jedynie, aż zrobi to Harry, który nie omieszka rzucać mu ukradkowe spojrzenia. Gdy w końcu jest najedzony, powoli wstaje i podchodzi do Louisa, który opiera się dłońmi o blat i wpatruje się w okno. 

- Louis? - niepewnie dotyka jego ramienia, a kiedy Louis nie reaguje, wie, że coś jest nie tak. - Co się dzieje?

- Martwię się o Ciebie, to wszystko. 

Co?

- O mnie? - dziwi się Harry i cofa rękę z jego ramienia. - Nic mi się nie dzieje przecież. 

- Wiem - odpowiada krótko i wreszcie odpycha się dłońmi od blatu. - Na zapas. 

- Louis- 

- Możemy jechać - przerywa mu, irytując tym Harry'ego jeszcze bardziej. Louis zawsze to robi, ucina temat. Postanawia jednak odpuścić, idąc pierwszy w stronę wyjścia. 

- Wrócimy tu jeszcze? - pyta jeszcze, a gdy Louis kręci przecząco głową, po prostu nie odpowiada.

 W drodze do domu Liama w samochodzie panuje cisza, nie zakłócana nawet dźwiękami radia. Harry nie odezwał się do Louisa od dwudziestu minut i nie zamierza, sam Louis chyba również. Nie wie, co się dzieje, ale ma wrażenie, że nagle wszystko się psuje. Gdy to do niego dociera, zawiesza wzrok na dłoniach Louisa i podejmuje spontaniczną decyzję o rozmowie, bo jeśli nic nie zrobi, będzie gorzej. Louis musi mu wyjaśnić wiele rzeczy. 

 Tak, oprócz kilku szczegółów, od wakacji nie zmieniło się wiele - wciąż mało rozmawiają.

 Jego serce niemal od razu przyśpiesza, gdy jego oczom ukazuje się dom Liama. Ostatni raz widział go prawie dwa miesiące temu i wreszcie widzi go, a do jego pamięci wracają wydarzenia z wakacji. 

- Niall jest? Zayn? - pyta i automatycznie łapie Louisa za rękę, ciągnąc go do drzwi. Puka w nie wolną ręką i naciska klamkę, aby sprawdzić, czy są otwarte. Są. - Chodź.

 Ciągnie Louisa do środka, nie kłopocząc się z zdjęciem butów i czuje, jak starszy splata palce ich dłoni. Uśmiecha się lekko na ten gest i zatrzymuje w progu salonu, uśmiechając się jeszcze szerzej. 

- Liam. 

 Wspomniany chłopak odwraca głowę w jego stronę, przez chwilę nic nie mówiąc. Po chwili jednak odwzajemnia uśmiech i szybko przyciąga Harry'ego do braterskiego uścisku, zmuszając Louisa do puszczenia jego dłoni. 

- Kopę lat - klepie go po plecach i odsuwa się kawałek, patrząc znacząco na Louisa. Harry nie zwraca na to uwagi, poświęcając ją Zaynowi, który wyciąga do niego rękę i również przytula nastolatka, który nigdy nie czuł do niego tyle sympatii, co dziś. 

- Cześć, dzieciaku.

- Dobrze Cię widzieć - lustruje go wzrokiem, zauważając, że Zayn nic się nie zmienił. Te same, ciemne, skórzane ubrania, tatuaże i ciepłe, brązowe oczy. - Niall jest? 

- Niall żyje własnym życiem - śmieje się cicho a Harry wtóruje mu, wbijając wzrok w plecy Louisa, który znika razem z Liamem w kuchni. Ma nadzieję, że między nimi już wszystko w porządku. 

- Szkoda. Widziałem go ostatnio... nawet nie pamiętam kiedy - po krótkim zastanowieniu siada obok niego, ściągając kurtkę z ramion. 

- Więc... Louis, tak? - jego wzrok jest tak przeszywający, że Harry nie może nic na to poradzić i czerwieni się. 

- Chyba wszyscy już o tym wiedzą. 

- Nie da się ukryć. Dobrze, że jednak Ty, a nie nikt inny. 

- Czemu? - dziwi się i ściąga brwi. 

- Bo nie jesteś rudy i nie masz na imię Amy. 

 Harry znowu się śmieje i rozluźnia się, czując się w towarzystwie Zayna swobodniej, niż kiedyś. Zayn jest przyjacielem Louisa i Harry czuje się, jakby sam był z nim blisko. Wdaje się z nim w długą rozmowę, nigdy nie sądząc, że chłopak potrafi mówić aż tyle. W rzeczywistości jest bardzo mądrym, wyrozumiałbym człowiekiem, tylko trochę cichym, ale nawet wtedy, gdy kiedyś to Zayn siedział cicho a Louis się odzywał, wolał przebywać w towarzystwie mulata.

***

 To Louis był tym, który nalegał, tłumacząc się tym, że było już późno. Harry zgodził się niechętnie, nawet, jeśli miał rację - jutro czekała go szkoła, a do domu miał kilka godzin drogi.

 Do Holmes Chapel docierają z Louisem wieczorem, gdy jest już bardzo ciemno i czuje się trochę zmęczony, ale nie na tyle, aby położyć się już spać.

- Wejdziesz do środka? - pyta cicho po dłuższej chwili. Spogląda na Louisa i przygryza wnętrze swojego policzka, oczekując w napięciu odpowiedzi. 

- Masz jutro szkołę - odpowiada i również na niego patrzy. 

- Nie lubię chodzić do szkoły - wzdycha i odchyla głowę do tyłu, opierając ją o zagłówek. - Wolę... wolałbym być taki jak ty. Abyś mógł zostawać u mnie kiedy chcesz. 

- Masz szesnaście lat - Louis kręci głową i odpina jego pas, zanim pochyla się i przyciska usta do kącika ust Harry'ego, który natychmiast się uśmiecha. Podnosi ręce i kładzie dłonie na policzkach Louisa, przyciągając go bliżej. 

- A Ty dwadzieścia... niedługo - mamrocze w jego usta, pozwalając złożyć motyle pocałunki na swoich wargach. 

- Nie upoważnia mnie to do uprowadzania małych gnojków - parska cicho więc Harry natychmiast go od siebie odpycha, nie kryjąc swojego rozbawienia. 

- Dobranoc - sięga po swój plecak i szybko wychodzi z samochodu. - Sam jesteś gnojek.

 Odwraca się kilka razy przez ramię w drodze do domu, bo mieszka na dość ruchliwej ulicy, a Louis zamiast zaparkować na podjeździe, zrobił to na krawężniku i mógłby dostać mandat. Macha mu jeszcze na pożegnanie i zamyka za sobą drzwi, przypominając sobie o czymś, o czym kompletnie zapomniał - miał porozmawiać z Louisem. Teraz jednak wątpi, aby to było konieczne, bo wszystko wróciło do normy i ma nadzieję, że było to tylko jednorazowe. 

- Jestem! - woła, wieszając kurtkę na wieszaku i zagląda do kuchni, łapiąc kontakt wzrokowy ze swoją mamą. Zakłopotany wycofuje się i rusza na górę, zamykając się w swoim pokoju. Na wszelki wypadek wygląda przez okno, aby sprawdzić, czy Louis już pojechał, a gdy upewnia się, że tak, z westchnięciem opada na łóżko. 

 Pobyt w Doncaster minął mu w mgnieniu oka, nie zdążył nacieszyć się nim odpowiednio, nie zdążył nacieszyć się Louisem. Chciałby powtórzyć wczorajszy dzień i zachować się zupełnie inaczej, bardziej wyrozumiale, a może nie czułby teraz poczucia winy. 

 Przez resztę wieczoru myśli nad tym wszystkim i wie, że opuścił się troszkę w nauce. Przez cały weekend nie dotknął książek i to może oznaczać kłopoty, bo zakochani ludzie są zaślepieni i nie widzą świata poza osobą, którą kochają. Harry jest zapatrzony w Louisa jak w obrazek, ale nic z tym nie może zrobić. Myśli o nim nawet wtedy, gdy bawi się kastetem, który Louis dał mu jakiś czas temu. To było wtedy, gdy Louis przyjechał pod szkołę Harry'ego, bo „nie pożegnał się z nim odpowiednio". Pojechali wtedy na na milshake i hot-dogi, a Harry pocałował go później na pożegnanie. 

 Z uśmiechem wspomina te czasy i automatycznie dotyka palcami swoich ust, zamykając oczy i pozwalając sobie wrócić wspomnieniami gdzieś dalej.

*** 

 Następnego dnia Harry zmuszony jest iść do szkoły, nawet, jeśli nie chce. Z resztą, Louisa nie ma w mieście, więc nie miałby do roboty nic innego - może tylko małe wagary z kolegami. Niechętnie zrywa się z łóżka i robi to, co zwykł robić każdego dnia powszedniego - poranna toaleta, śniadanie i szybkie wiązanie butów. 

 Jedzie do szkoły autobusem, ale przez cały czas wydaje się być zamyślony, i to utrzymuje się nawet do trzeciej lekcji. Na angielskim opiera policzek na dłoni, wolną dłonią bawiąc się telefonem pod ławką, aż w końcu tęsknota decyduje za niego. 

Do: Louis 

Tęsknię za Tobą juuuż... 

 To wydawało się być dobrym pomysłem. Harry'emu zdarza się tak pisać, nawet tego nie kontroluje. Louisowi również i ten fakt sprawia, że Harry czuje ciepło w dole brzucha za każdym razem, gdy chociażby o ni pomyśli. 

 Jednak gdy Louis nie odpisuje do końca dnia, zaczyna się zastanawiać, czy wszystko wciąż zmierza w dobrym kierunku.



Od autora: Drugi rozdział i na razie nic się nie dzieje, ale mogę wam obiecać, że w następnych rozdziałach już coś się zacznie dziać. Rozłożyłam akcję w swoim planie wydarzeń nieco nieprzemyślenie, dlatego wiele rozdziałów może być nudnych, przepraszam Was bardzo. 

PS Przepraszam, że musieliście czekać tak długo, ferie się skończyły a ja dopiero dodaję drugi rozdział, ale trochę zbyt bardzo wzięłam do siebie słowo „wolne" i zrobiłam sobie wolne od wszystkiego:( 

PS2 Przepraszam za błędy, nie sprawdzałam jeszcze tego rozdziału.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top