Rozdział Czternasty

 Mijają dwa dni. W ciągu nich Harry'emu udaje się napisać naprawdę trudny test z matematyki na dwójkę, przynajmniej tak wynika z jego obliczeń. Dzień wcześniej razem z Ruby robili ściągi, bo wiedział, że nigdy nie będzie w stanie zrozumieć się matematyki na tyle, aby ją zdać. To jest po prostu nie dla niego.

 Dwa dni, podczas których chodził z głową w chmurach i rozmyślał. Niechętnie spożywał posiłki i dekoncentrował się na lekcjach, a to tylko i wyłącznie za sprawą Louisa. Wczorajszy plan odwiedzenia go nie wypalił, że względu na dużą ilość zajęć szkolnych i obowiązków, ale widział go przedwczoraj i ma wrażenie, jakby zamiast dwóch dni minęła wieczność. Powinien siedzieć przy nim całą tą wieczność. 

 W końcu jednak, po tych niesamowicie długich, dwóch dniach ciszy, postanawia wreszcie się odezwać. Zaciska nerwowo swoje wargi, gdy wpatruje się w wyświetlacz swojego telefonu. Waha się przez chwilę, czy zadzwonić, ale w ostateczności wreszcie to robi.

Niall odbiera od razu, uspokajając nieco tym nastolatka, który może odetchnąć z ulgą.

- Halo?

- Hej, tu Harry - mówiąc to opiera się plecami o ścianę. Zaczyna podrygiwać swoją stopą, aby się rozluźnić, co zawsze robi, gdy przeprowadza z kimś telefoniczną rozmowę.

- Harry? Harry Potter?

- Tak - parska cicho, a na jego twarz wkrada się mały uśmiech. - Właśnie ten.

- Rzeczywiście masz magiczne zdolności, bo właśnie myślałem o tobie.

- O mnie?

- Tak, akurat teraz. Mijam tabliczkę informującą o tym, że do Holmes Chapel tylko sto mil.

- Jesteś w Doncaster? - pyta zdziwiony i marszczy swoje brwi. - Zayn jest w Holmes Chapel? Albo Liam?

- Nie ma takiej potrzeby - odpowiada Niall, jak gdyby nigdy nic.

- Chcesz mi powiedzieć, że-

- Tak. Wiem, że jest głupi, ale nie wyglądał, jakby nie podejmował decyzji sam za siebie.

- Czekaj, ale kto?

 Harry kompletnie traci rachubę. Jego serce prawie wyskakuje mu z piersi, bijąc w zaskakująco szybkim tempie. Myśli tylko o Louisie i o tym, czy jest ktokolwiek, kto siedzi teraz przy nim. Sam powinien teraz przy nim być i żałuje, że tak nie jest.

- No Louis. Wypisał się na własne żądanie.

- Słucham?! - rozszerza swoje oczy w szoku. - Jak to wypisał?

- Powiedział, że wkurwiają go lekarze, i że mu się nudzi i wypisał się dzisiaj rano. Później pojechaliśmy do KFC.

 To nie tak, że jeszcze kilka dni temu leżał nieprzytomny w stanie stabilnym, nie mogąc samodzielnie oddychać, ze załamanymi żebrami i potłuczoną nogą.

- Czy on jest poważny? - po chwili namysłu szybko otrząsa się i opuszcza nogi na ziemię. - Gdzie on teraz jest?

- No jak to gdzie, u Zayna.

- Jak się czuje? Mów mi wszystko.

- Trzeba było go odwiedzić, Haroldzie - na jego słowa Harry wywraca oczami. - Ma takie śmieszne coś na nodze i chodzi o kulach. A jeśli chodzi o Ciebie, to... pytał, czy wszystko z tobą porządku.

 Zamiera z koszulką w dłoni, która właśnie miał zamiar włożyć, zamiast tej obecnej. Jego policzki czerwienią się, nawet nie wie dlaczego, a gardło mocno się zaciska. Dopada go nagłe poczucie winy, ponieważ uciekł że szpitala dwa dni temu i nie wrócił ponownie. Siedział u Louisa kilka dni, podczas których był nieprzytomny i trzymał go za rękę, powtarzając, jak bardzo go kocha, dopóki ten się nie obudził. A gdy już to zrobił, Harry ma za mało odwagi, aby spojrzeć mu w twarz. Mimo wszystko jedynym zmartwieniem Louisa nadal jest to, czy Harry czuje się dobrze i czy jest bezpieczny. Harry kompletnie na niego nie zasługuje.

- Zawiesiłeś się? - głos Nialla z powrotem przywraca go do rzeczywistości.

- Gdzie on teraz mieszka?

- No u Zayna. Oprócz tego, że zgrywa twardziela, to prawie się wywraca przez swoją nogę i nadal ma złamane żebra. Ja nie sądziłem, że z tym da się żyć. 

- Niall, ja-uch, czekaj - z powrotem rzuca koszulkę, która wyciągnął z szafy i wzdycha bezsilnie. - On nie mógł sobie tak po prostu stamtąd wyjść.

- Nie wiem, czy mógł, ale po prostu sobie wyszedł.

No tak, myśli. Cały Louis.

- Nie wiem, jak mogę dojechać do Doncaster. Nie mam pieniędzy teraz, nikt mi nie powiedział, że wyjedzie.

- Przyjechałbym po Ciebie chętnie, ale musiałbym zatankować, a to trochę potrwa. Byłbym dopiero wieczorem, sam rozumiesz.

- Rozumiem...

- O której kończysz jutro lekcje?

- Niall, w soboty nie chodzę do szkoły.

 Czuje się bardziej zdenerwowany, gdy zdaje sobie sprawę, że chociaż chce odwiedzić Louisa, nie ma jak. A poczucie winy pogłębia się, ponieważ powinien być przy nim, gdy on tego potrzebował. Powinien kochać go, gdy miłość mogła być jedynym, co pozwoli mu wrócić do sił. Powinien - tak, jak powiedział Zayn - pokazać, że jest tutaj dla niego i okazać mu całą swoją miłość. Ale jest kompletnym tchórzem.

- No to powiesz na jutro? Mógłbym być z samego rana. - sugeruje przyjaciel.

- Naprawdę? -  iskierka nadziei budzi się w jego ciele.

- Nie ma problemu. Ale wiesz, mam nadzieję, że wyjaśnicie sobie coś, ale tak na serio. Bo albo on uciekał, albo ty uciekałeś, a teraz jest już po wszystkim i nie możecie tak po prostu siebie kochać? Oboje dobrze wiemy, że wszystkim, czego chcesz jest Louis, a wszystkim, czego chce Louis jesteś ty.

 Wszystkim, czego chce Louis, jest Harry. A wszystkim, czego chce Harry, jest Louis. Sam Harry nie mógłby ująć tego inaczej.

- Przemyślałem to wszystko.

- Ale tak na poważnie? Bo ty zazwyczaj myślisz bardzo impulsywnie i zanim dojdziesz do właściwych wniosków, zabłądzisz.

- A czy ty przypadkiem nie prowadzisz samochodu?

- A racja.

- Rozłącz się, bo spowodujesz wypadek - chichocze Harry. Jego nastrój znacznie się poprawił, głównie przez myśl o jutrzejszym dniu, w którym ponownie zobaczy Louisa. Zobaczy go i tym razem nie stchórzy. 

- Jasne, jadę właśnie do Zayna i zobaczę, co z twoim księciuniem.

- Idź już - nie może powstrzymać nawet szkarłatnego rumieńca, który oblewa jego bolące - przez ciągły uśmiech - policzki.

 Bierze głęboki oddech, zanim wstaje i rzuca spojrzenie na swoje biurko. Normalnie Harry stwierdziłby, że nauka poczeka, bo są rzeczy ważniejsze. Teraz jednak wie, że musi wszystko pogodzić i aby wszystko było dobrze, nie może sobie odpuszczać. Wręcz przeciwnie, teraz zamierza starać się dwa razy bardziej a jego największą motywacją, z którą zasiada do biurka jest jego ukochany. Na samą myśl o nim nie potrafi się skupić, ściskając mocno ołówek w swojej dłoni. Nic nie może poradzić na to, że jest zdenerwowany, ale i podekscytowany zarazem.

 Dwa razy nie popełni takiego samego błędu. Nie ucieknie jak tchórz, nie uniknie rozmowy i nie rozpłacze się. Nie zachowa się jak niedojrzały nastolatek, którym najzwyczajniej w świecie jest i pozwoli Louisowi wszystko wytłumaczyć; pozwoli mu mówić, a może nawet złapać siebie za rękę. Ponieważ nawet, jeśli sam Harry uważałby, że to nie w porządku i że to za wcześnie, nie umie ukryć nawet sam przed sobą, że on tego potrzebuje.

***

 Następnego dnia jest długo wyczekiwana przez niego sobota. Harry wpatruje się ze zniecierpliwieniem w godzinę na swoim telefonie, podrygując nerwowo nogami. Przez chwilę nawet ma wrażenie, że irytuje tym Nialla, siedzącego za kierownicą, ale gdy na niego spogląda, ten uśmiecha się promiennie i nuci jakąś melodię, będąc całkowicie w swoim świecie. Czasami wyobraża sobie, jakby to było wejść do świata Nialla. Czy tak, jak to sobie wyobraża, zastałby tam zasłaniającą niebo tęczę, biegające po polanie jednorożce, watę cukrową zamiast chmur i zdjęcie Harry'ego i Louisa w ramce zamiast krzyża na ścianie? 

- Za tydzień święta - podejmuje w końcu rozmowę, aby odreagować stres i wyrzucić z głowy obraz wyimaginowanego świata Nialla, w którym żyje. 

- Boże, jak ja kocham święta - przyjaciel kręci swoją głową a jego uśmiech się poszerza. - A Ty?

- Nie bardzo. Kiedyś świętowałem z mamą, tatą i Gemmą, teraz tylko z mamą i Gemmą. A co, jeśli Gemma nie będzie mogła przyjechać tego roku? Albo jeśli mama stwierdzi, że się nie opłaca?

- Oj daj spokój, właściwie święta to nic ważnego. Co nie oznacza, że nie lubię być z rodziną. To świetny czas na spotkania z rodziną. No i choinka. Lubię dostawać skarpety na święta.

- A Louis?

- Louis spędza święta sam, może dlatego ich nie obchodzi.

 Wyobrażenie samotnie siedzącego Louisa w pustym domu dwudziestego czwartego grudnia, na dodatek w swoje urodziny, jest bardzo przykrą wizją dla Harry'ego. Boli go serce, gdy o tym myśli.

- Czemu?

Niall wzrusza jedynie ramionami.

- Jak Louis się czuje, tak w ogóle?

- Cóż, pomijając fakt, że wczoraj stłukł mój ulubiony kubek w domu Zayniego - mówi ze złością, mimo wszystko wyglądając przy tym bardzo zabawnie. - Uderzył mnie też swoją kulą w głowę. Uderzył mnie!

- Może zasłużyłeś? - Harry zaczyna się śmiać, wyobrażając go sobie i stwierdza, że to jak najbardziej w stylu Louisa. - Daj spokój, nie zrobił tego specjalnie.

- Powiedział, że - cytuję „to gówno do czegoś musi służyć". Znalazł się. - mruczy pod nosem. - Ale to dobrze, że żarty się go trzymają po tym wszystkim. Czasami nawet udaje mu się nas przekonać, że nic go nie boli.

- A co go boli najbardziej? - dopytuje Harry, zmartwiony. Głos w jego głowie daje mu do zrozumienia, że wiedziałby, gdyby tylko przy nim był. Myśli o jego nodze lub może o reszcie ciała, która jest mocno poobijana, jednak odpowiedź Nialla całkowicie go zaskakuje.

- Serce.

 To należące do Harry'ego boli przez chwilę bardziej, niż mógłby to sobie wyobrazić. Łapie się nawet za miejsce, w którym się znajduje, tuż pod lewą piersią.

 Louis zranił go niewyobrażalnie mocno, nieważne, jak bardzo tego żałował, i że przeprosił go i wyznał mu miłość, Harry wciąż pamięta o wszystkim i potrzebuje czasu, aby mu wybaczyć. Niezaprzeczalnym jednak jest, że Harry zranił Louisa równie mocno i robi to wciąż. Nawet samym milczeniem. Nastolatek wciąż nie umie wybaczyć sobie wypadku, nie chce ranić Louisa, ale nie wie też, jak ma dalej postąpić. Jest kompletnie zagubiony.

 Potrzebuje zwierzyć się komuś, móc mówić o swoich uczuciach bez granic i aby ten ktoś wysłuchał go i zrozumiał. Gdy rozmawiał z Gemmą dwa dni temu, rozmawiali przez około dwie godziny i sam nie mógł uwierzyć, że tyle im to zajęło. Nigdy nie mieli aż tak dobrego kontaktu, nigdy się nawet sobie nie zwierzali, wtedy po prostu jakby coś w nim pękło. Potrzebował kogoś, a ona zdawała się mieć czas, który mu poświęciła. I to było najbardziej pozytywną rzeczą w jego życiu od wybudzenia się Louisa.

 Harry był w domu Zayna tylko raz, jednak dobrze rozpoznaje okolicę, gdy mijają przytulne, średniej wielkości domki w miłej i spokojnej dzielnicy. Powoli dociera do niego, gdzie za chwilę dotrą i kogo zobaczy. Zobaczy Louisa.

 Jego jego dłonie zaczynają pocić się i drżeć, a nogi uginają się pod nim, gdy przychodzi czas, aby odpiąć pas i wysiąść z samochodu. Jednak nie może.

- Harry.

- Tak?

- Siedzimy tu tak od kilku minut

 Rzeczywiście. W duchu przyznaje Niallowi rację. Mimo wszystko i tak nie może wykonać jakiegokolwiek ruchu, czując się jak sparaliżowany.

- Wypadałoby wyjść.

- Czy on wie, że będę?

 Zerka na przyjaciela, który kiwa twierdząco głową i posyła mu uspokajające spojrzenie, wzdychając.

- Nie stresuj się, przecież na pewno się cieszy, że cię zobaczy.

- Myślisz, że będzie chciał ze mną rozmawiać?

- Myślę, że z ekscytacji mógł skakać pod sufit - Niall cicho parska śmiechem i odpina swój pas bezpieczeństwa. - No dalej, wiem, że i ty skakałeś. Nie możecie skakać razem?

 Z Louisem mógłby skakać wszędzie. Uśmiecha się pod nosem, ponieważ tak, Niall ma rację. Jedynym, czego potrzebuje Harry, jest Louis.

 W końcu nadchodzi czas, w którym są zmuszeni, aby wysiąść. Bardzo powoli idzie za Niallem, który otwiera sobie drzwi od domu bez żadnego zaproszenia. Harry wciąż podążaza nim w głąb domu, trochę niepewnie, ściągając uprzednio swoją kurtkę i buty. Jest już trochę zimno ze względu na pogodę na zewnątrz, w końcu jest już grudzień.

- Zaynie - woła pieszczotliwie, zwracając tym uwagę Louisa, którego Harry widzi przez framugę drzwi. Natychmiast się zatrzymuje, nie mogąc oderwać od niego wzroku i nie zauważa nawet, gdy Niall zostawia go samego, znikając w kuchni.

Louis wbija w niego swoje spojrzenie, wyglądając zaskakująco dobrze. Dobrze. Lepiej. Najlepiej. Cudownie. Zajebiście. 

 Przez moment nie może się poruszyć, ale za chwilę jego nogi wykonują kilka kroków naprzód, czego nie kontroluje. Wchodzi do przytulnego salonu Zayna, zastając w nim Louisa, który opiera się o oparcie kanapy i uparcie się w niego wpatruje. Jego noga obowiązana jest białym bandażem od kostki aż po kolano, który Harry widzi przez coś w rodzaju usztywniacza, a druga, która nie doznała poważniejszych, wizualnych uszkodzeń, leży na stoliku przed nim. Ma na sobie krótkie, jeansowe spodenki, mimo pogody i jedną z koszulek, których Harry nigdy u niego nie widział. Być może jest to koszulka Zayna, ponieważ wszystkie jego rzeczy mogły spłonąć wraz z domem i wszystkimi wspólnymi wspomnieniami.

- Hej - mówi w końcu, zaskakując siebie samego, bo był pewien, że żaden dźwięk nie zechce przejść mu przez gardło. Udaje się jednak i zdobywa się nawet na delikatny, niepewny uśmiech.

 Louis zamiast odpowiedzieć, z niemałym wysiłkiem przesuwa się na kanapie, robiąc miejsce nastolatkowi, które ten po chwili wahania zajmuje. Kładzie dłonie na swoich kolanach, czując się nieco niezręcznie.

Jego pierwszym odruchem jest pragnienie wbicia się w jego różowe, wąskie usta, które aż błagają, aby spijać z nich pocałunki. Drugie w kolejności są jego ramiona, które zapraszają go do wtulenia się w jego ciało a stalowo błękitne oczy nie opuszczają go nawet na moment.

- To zamiast... gipsu, albo coś? - pyta cicho, wpatrując się w jego prawą nogę. Co chwilę wraca do niej wzrokiem, zastanawiając się, czy nie będzie ona przeszkodą w jego pasji w przyszłości, jaką są wyścigi.

- Nie chciałem gipsu - odpowiada od razu, a Harry ma szansę usłyszeć jego głos pierwszy raz od dwóch dni. Jednak pierwszy raz od prawie dwóch tygodni jest naturalnie czysty i melodyjny, piękniejszy, niż go zapamiętał.

- Nie powinni Ci go założyć... no wiesz, od razu?

- Nawet, gdyby to zrobili, to bym go sobie zdjął. Wyobrażasz sobie chodzić ze stopą w betonie?

 Harry uśmiecha się pod nosem, nieco się rozluźniając. Nie jest już taki spięty i podnosi wreszcie całkowicie swoją głową, nawet jeśli jego policzki zdobi delikatny róż.

- Boli? - Louis zadaje pytanie, patrząc na siniaka pod jego okiem. Harry całkowicie o nim zapomniał, chociaż niektórzy pytali, co mi się stało. Z Anne było gorzej, bo nie uwierzyła drugi raz, że potknął się o niezawiązaną sznurówkę i wywrócił, więc stwierdziła, że ktoś się nad nim znęca. Całkowicie absurdalne.

- Och, to. Nie, nie boli. - kręci swoją głową. - Zapomniałem o tym.

- Słyszałem, że... biłeś się. Z Jeffem.

 Kąciki ust Louisa drgają i unoszą się nieco w górę, a Harry ma okazję być tego świadkiem. Ma wrażenie, że oprócz uczucia zmartwienia, wywołał tym u Louisa dumę. Oprócz tego on pierwszy raz widzi uśmiech Louisa po tak długim czasie. Pierwszy raz szczery, niewstrzymywany.

- Chyba moja pierwsza bójka. Użyłem kastetu, który mi dałeś.

Gdy to mówi, nagle zdaje sobie z czegoś sprawę. Marszczy swoje brwi z konsternacji.

- To dlatego mi go dałeś?

- Między innymi. Przepraszam, że nie mogłem Cię wtedy chronić.

 Nigdy nie sądziłby, że właśnie w takim stopniu jest zagrożony, a Louis dodatkowo zadbał o jego bezpieczeństwo. Nie wie kompletnie, co ma na to opowiedzieć.

- Masz, um, jakieś poważniejsze urazy?

- Możliwe, że mam szwy o tu - pokazuje na swój brzuch, który na szczęście zakryty jest przez ciemną koszulkę. - Nie wiem.

- Nie wiesz, gdzie masz szwy?

- Nie za bardzo mnie to obchodzi.

- A obchodzi Cię to, że powinieneś leżeć teraz w szpitalu, bo wciąż twój stan wymaga leczenia?

Louis zamyśla się na chwilę, chociaż sprawia wrażenie, jakby nie potrzebował do tego wiele czasu.

- Nie.

Ciche westchnięcie ucieka z ust Harry'ego. Zaczyna bawić się palcami swoich dłoni.

- Nie lubię szpitali, nie lubię lekarzy. Co ja tam miałem robić? Tylko leżeć?

- A co robisz tutaj?

- Oglądamy razem małe zoo - odzywa się Zayn, pojawiając się nagle obok nich i stawia kubek z ciepłą, parującą herbatą na stoliku przed nimi. - Napij się, Harry. Zimno jest na zewnątrz.

- Małe zoo? - brwi Harry'ego wystrzelają w górę. Posyła spojrzenie Louisowi, który bezradnie wzrusza swoimi ramionami.

- Nie miał tutaj żadnych kanałów i był tylko ten, gdzie leci wieczorynka. Nawet meczów tutaj nie puszczają.

- Hej, ja nie oglądam telewizji, ty też nie, nie dziw się, że tutaj nic nie ma, Tommo.

- Jasne - Louis wywraca swoimi oczami, a Zayn chwilę później zostawia ich samych. Być może wie, że mają sobie wiele do wyjaśnienia, a jeszcze więcej do powiedzenia.

 Zayn jest zmienny jak pogoda, ale Harry całkowicie go rozumie. Jest zły na niego, a jednocześnie chce, aby ktoś, kto w końcu pokochał Louisa, dobrze się nim zaopiekował i nie zranił go. Jest dla niego również miły, ale zdarza się, że nakrzyczy na niego, co jest całkowicie uzasadnione. Zazdrości Louisowi takiego przyjaciela.

- A tak poza tym wszystko w porządku? W szkole?

- Tak, raczej tak.

 Fakt, że Louis wciąż interesuje się tym, co dzieje się w jego życiu, rozpala ciepło w jego sercu. Tomlinson bawi się zapalniczką, którą trzyma w jednej z dłoni, więc Harry wykorzystuje ten czas, aby napić się herbaty, przygotowanej dla niego przez Zayna. Uśmiecha się, gdy upija jej łyk. Zielona, jego ulubiona.

- Długo będziesz mieszkał u Zayna?

- Kilka dni.

- Ale gdzie pójdziesz? Mieszkasz gdzie indziej?

- Zamierzam kupić dom.

 To zabawne. Teraz tak po prostu, jak gdyby nigdy nic siedzą obok siebie i rozmawiają, a Harry popija herbatę z kubka Zayna. Nie tak wyobrażał sobie tego wszystkiego jakiś czas temu, ale nie narzeka.

- Co z tamtym? - zadaje kolejne pytanie, ale Louis nie odpowiada od razu. To daje Harry'emu pewne wątpliwości, dzięki którym odstawia z powrotem kubek na stolik. Nie spuszcza z niego wzroku, w napięciu oczekując odpowiedzi.

- Musiałem to zrobić.

Zrobić co?

- Miałeś zapomnieć o mnie i wtedy nie byłbyś w niebezpieczeństwie. Gdybyś zapomniał o mnie, nie wiedziałbyś o tym, że Cię kocham, i nie wiedziałby o tym Jeff.

 Wydaje się, jakby mówienie tego sprawiało Louisowi trudność.  Powiedzieć, że Harry jest w szoku, to za mało.

- Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś?

- Bo nie potrafiłem.

- W taki sposób? Chciałeś chronić mnie w taki sposób, aby nie ranić mnie bardziej, chciałeś zranić, ja-ja wciąż nie rozumiem. 

- Pozwól mi mówić. Proszę. 

 I Harry pozwala mu mówić. Pozwala mu tłumaczyć wszystko. Czuje przy tym wszystkie emocje naraz, wymieszane ze sobą razem, tworząc toksyczną mieszankę wybuchową. 

- Wiesz właściwie wszystko. Sam nie wiem, co mógłbym dodać, bo nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Chciałem cię tylko chronić.

- Kazałeś Niallowi mnie śledzić?

- Tak, chciałem, abyś był bezpieczny, ale sam ochraniając Cię nie zapewniłbym Ci bezpieczeństwa. Wręcz przeciwnie, sprowadziłbym na Ciebie więcej złych rzeczy.

- Louis - kręci swoją głową, zrezygnowany. Dostrzega w oczach Louisa smutek, a błękit jego tęczówek jest jakby... mętny i wyblakły. Jakby stracił już całą chęć do życia. - A on... Niall, zgodził się tak po prostu?

- Pewnie. Był bardzo chętny, żeby robić czasami za twojego szofera i przy okazji romansować z twoją siostrą.

- Słucham?! Dobra, nie-nie, ja nie chcę-nie chcę wiedzieć. - mówi szybko, mając nadzieję, że Niall nie usłyszał tego z kuchni. Jest jednak w kompletnym szoku przez kilka sekund. Koniecznie musi porozmawiać z Gemmą. 

 Bierze kilka głębokich wdechów i wreszcie się uspokaja. Gdy spogląda ponownie na Louisa, ten nie patrzy na niego, tylko wpatruje się w swoje dłonie, które nie przestają bawić się zapalniczką. 

- Te wiadomości- 

- Amy - wtrąca Louis, zanim udaje się Harry'emu zadać pytanie. - Ale nic ci nie grozi z ich strony, jestem tego pewien. 

 Chociaż podejrzewał, że za wiadomościami stoi ta sama osoba, która stoi za wypadkiem, to nie jest zbytnio zaskoczony. Zaskakuje go jednak, że Louis sprawia wrażenie, jakby wiedział o tym wszystkim może od samego początku. 

- Nie chciałem Cię uderzyć. Przepraszam.

 Harry znów kręci swoją głową, ponieważ to nie ma już znaczenia. To było dawno temu i szczerze mówiąc zdążył zrozumieć już, że to nie była niczyja wina.

- Louis... za co on się mści, że cię tak nienawidzi? 

- Ja... powiem ci, ale nie teraz. Obiecuję, że Ci powiem, ale dopiero wtedy, gdy upewnię się, że nic Ci już nie grozi i jesteś bezpieczny. - jego głos przepełniony jest szczerością i troską do tego stopnia, że serce Harry'ego znowu mięknie. Louis nigdy nie był taki, nie aż taki i chociaż na nowo zakochuje się w nim każdego dnia i jest oczarowany „nowym" Louisem, to nie ukrywa swojego zdziwienia jego nagłą przemianą.  

 Wcześniej Harry nienawidził tajemnic. Teraz jednak jest w stanie poczekać, nieważne jak bardzo go to nurtuje. Z tego wszystkiego nie zastanawia się nawet, gdzie w tym czasie przebywa jego kuzyn, i dlaczego nie ma go teraz tutaj z nimi.

- Obiecuję - dodaje, patrząc przy tym prosto w jego oczy. - To jest po prostu związane... z czymś, co było bardzo dawno. Z moją rodziną. 

- Nie musisz mówić, jeśli nie jesteś gotowy, Lou - mówi miękko, a gdy orientuje się, co powiedział, z czerwonymi policzkami poprawia się. - Louis. 

- Przepraszam, że tak się wszystko potoczyło. 

- A ja przepraszam, że wtedy wyszedłem.

- Całkowicie cię rozumiem i nie mam ci tego za złe. 

 Zaczyna bawić się swoimi palcami, nie mając co zrobić z dłońmi. Jego spojrzenie co chwilę ląduje na Louisie, a z każdą mijającą sekundą stresuje się bardziej, bo nie wie, o co mógłby jeszcze spytać. Chce jednocześnie powiedzieć wszystko, co leży mu na sercu, ale czuje wewnętrzną blokadę. 

- Jak z mamą? - Louis przełamuje ciszę. 

- Z mamą wszystko w porządku, gorzej z ojcem. 

- Niall mi powiedział, że będziesz miał przyrodnie rodzeństwo. 

- Rodzeństwo - parska nachmurzony. Zdołał zapomnieć chociaż w ostatnich dniach o jego ojcu, którego nienawidzi z całego serca. - Nie mam z nim nic wspólnego. 

- Może łatwo mi mówić, ale powinieneś docenić to, że masz wokół siebie ludzi, którzy Cię kochają. 

 Żałuję, że nie umiem odpowiednio docenić tego, że ty kochasz mnie. Raniąca prawda zabiera mu kilka cennych sekund na wstrzymanie oddechu. Wypowiedź Louisa ma drugie dno i nie potrafi dzięki temu podnieść głowy i znów spojrzeć mu w oczy. Ma jednak do tego powodu, ponieważ ciepła dłoń Louisa chwyta tę chłodniejszą, należącą do niego. Robi to tak niespodziewanie i nagle, że przez chwile nie rusza się i nie wie, co ma powiedzieć lub jak zareagować. 

 Podnosi na niego swój zaskoczony wzrok, po raz kolejny oczarowany pięknem jego oczu. Zawsze, gdy spogląda na jego twarz, jego głowę wypełniają myśli bez składu i ładu, jego serce zaczyna szybciej pompować krew a ręce drżą i gdy mówi, jego głos ma wysoki ton i nieco się trzęsie. Teraz nawet nie umie nic wykrztusić, po prostu się w niego wpatruje. 

- Chcę cię o coś spytać. 

 Jestem za młody na małżeństwo! - desperacko krzyczy w swojej głowie. Zaraz jednak dochodzi do wniosku, że ta myśl była bardzo głupia i gani się tylko w myślach, nie umiejąc powstrzymać napływających do twarzy rumieńców. Nie wiedząc, czego ma się spodziewać po Louisie, wciąż nic nie mówi i w napięciu oczekuje tego, o co chce go spytać. 

- Umówisz się ze mną? 

 Na te cztery słowa, szczeka Harry'ego otwiera się i prawie opada do podłogi. 

 Tak, tak, tak - jest pierwszym, co przychodzi mu na myśl i prawie samo wypada z jego ust. Niestety, wątpliwości dopadają go tak szybko, jak znika uczucie szczęścia i radości. Euforia nie trwa długo, ponieważ wie, że to wciąż za wcześnie.


 Niemal słyszy głos Nialla w głowie, jak gdyby siedział mu na ramieniu w postaci aniołka, który szepcze mu do ucha podpowiedzi, jak na tych wszystkich kreskówkach. Skoro jest i aniołek, na drugim ramieniu musi siedzieć mu Niall z czerwonymi rogami i szatańskim uśmieszkiem, pociągając od czasu do czasu za jego włosy w akcie złośliwości. Żaden z dwóch Niallów jednak mu nie pomaga, serce również nie - robi to za niego zdrowy rozsądek. 

- Louis... - zabiera swoją rękę, z bólem serca obserwując gasnącą nadzieję w oczach Louisa. - Nie. 

 Nigdy w życiu nie był świadkiem bardziej przykrej sceny, niż ta, którą właśnie przed sobą widzi. Louis zaciska swoje usta, aby nie pokazać, że go to ruszyło - Harry o tym wie. Spogląda gdzieś za nim, ale w jego oczach widoczny jest smutek. Nie wygląda na rozczarowanego, ale na osobę, z której uleciała cała nadzieja i wiara. 

- Przepraszam. 

- Rozumiem, nie musisz mi się tłumaczyć - odpowiada łagodnie, siląc się na uprzejmy ton. Serce Harry'ego łamie się bardziej, o ile w ogóle jest to możliwe. - Ale myślę, że powinieneś już jechać. 

 Harry gryzie mocno wnętrze swojego policzka. Chce coś zrobić, ale znów czuje wewnętrzną blokadę. Louis nie patrzy już na niego, a on wie, że wszystko zepsuł. Mógł odzyskać to wszystko, ale tym czasem nie ma nic. 

 Słucha jego rady i powoli wstaje, a gdy Louis nie zatrzymuje go, posyłając mu jedno, krótkie spojrzenie, które przepełnione jest cierpieniem, daje mu to znak, aby natychmiast stamtąd uciec.

*** 

 Przez całą drogę powrotną nie ma nawet ochoty na rozmowę, zbywając Nialla i ignorując nawet już to, że on i jego starsza siostra mają się ku sobie. Tak naprawdę nie powinno go to obchodzić, bo jest to ich życie uczuciowe, a nie jego. Mają prawo, aby ułożyć sobie życie. 

 Jego głowę zaprząta Louis. Nie umie wyrzucić z niej sceny, którą ma przed oczami - jego przygaszonych oczu. Oczy, które zazwyczaj są spokojnym oceanem lub bezchmurnym niebem, dzisiaj przybrały kolor mętnego szafiru, podchodzącego pod granat. Nienawidzi siebie za to, że był sprawcą tej bolesnej przemiany. 

 Jest zbyt wcześnie, aby spać, gdy siedzi już na górze w swoim pokoju. Wybija dopiero dziewiętnasta i nie wie kompletnie, co ma ze sobą zrobić i gdzie się podziać. Decyduje się na przeczytanie notatek z angielskiego z ostatnich lekcji, aby chociaż trochę odciągnąć swoje myśli, ale wtedy jego telefon niespodziewanie dzwoni.

 Ruby jest jego przyjaciółką, a mimo to i tak czuje się głupio, że zapomniał o niej w tym wszystkim. 

- Hej. 

- Cześć Harry, masz czas teraz? 

- Mam - odpowiada od razu, zrezygnowany odkładając dopiero co ruszony zeszyt. Nie przeczyta go ani dzisiaj, ani nigdy. Wie to z doświadczenia. 

- Chciałbyś może się przejść? 

- Pewnie - wzrusza swoimi ramionami, chociaż nie może tego zobaczyć. Natychmiast schodzi z łóżka, aby zdążyć przygotować się i wyglądać chociaż w połowie znośnie na wyjście z domu. - Mogę przyjść po Ciebie. 

- Możemy spotkać się w połowie drogi, do parku niedaleko twojego domu. Wiesz, którego. 

- W porządku, wychodzisz już? 

- Za dziesięć minut. 

- Też wtedy wyjdę, do zobaczenia - kończy tym rozmowę, rzucając telefon na swoje łóżko i rzuca się biegiem do szafy. Zrzuca ze swojego ciała brzydką, wyciągniętą bluzę i wciąga na siebie ciepły, wełniany sweter, ponieważ na zewnątrz jest o wiele zimniej, niż wczoraj. Nie wie dlaczego, ale jest podekscytowany. W końcu ma kogoś, z kim może spędzić przyjemnie czas, i z kim będzie mógł porozmawiać i wygadać się. 

 Dokładnie siedem minut później zbiega na dół i ubiera na stopy zimowe buty, narzucając na ramiona grubą kurtkę i owija szalik wokół szyi. Nie chce, aby jego uszy zmarzły, ale nie lubi też czapek ani nauszników, bo zniszczą jego z trudem ułożone loki. Poświęca na nie zdecydowanie za dużo czasu. 

 Z delikatnym uśmiechem kroczy przez chodnik w umówione miejsce, chociaż mróz szczypie jego policzki i uszy. Chowa nos w szaliku, a jego myśli już tylko w połowie zajmuje Louis. Nie jest to nic złego, chce po prostu trochę od tego wszystkiego odpocząć, ale równocześnie zwierzyć się komuś i spytać o radę. 

 Widzi drobną postać już z odległości kilku metrów, która podąża w jego stronę trzęsąc się z zimna. Ma na sobie swój piaskowy płaszcz, a jej długie włosy powiewają na wietrze. Uśmiecha się do niego promiennie, i gdy są już wystarczająco blisko, staje na palcach, aby pocałować go w zarumieniony policzek. Harry może jest niski, ale Ruby jest jeszcze niższa. 

- Jesteśmy minutę przed czasem. 

- Pytanie tylko, które z nas przyszło wcześniej - chichocze, kierując się w stronę parku ramię w ramię z przyjaciółką. Chowa ręce do kieszeni swojej kurtki, aby je trochę nagrzać. - Dobrze, ze jutro jest niedziela, bo kompletnie nie mam ochoty na naukę. Muszę zrobić projekt z Brianem, na który nas zgłosiłem. 

- Jeśli chcesz, mogę wam przy nim pomóc - wzrusza swoimi ramionami, zdejmując puchate rękawiczki ze swoich dłoni, aby móc podrapać się w nos. Harry uważa to za niesamowicie urocze i nie może oderwać od niej swojego wzroku. Chce wspomnieć o swoich odwiedzinach u Louisa i o wątpliwościach, które dopadły go dzisiaj, gdy Louis poprosił go o randkę. 

- Za dużo mi pomagasz. Co prawda będę musiał zrobić to sam, bo Brian potrafi tylko dłubać w nosie, ale nie chciałem siedzieć w tym sam. 

- Gdybyśmy byli razem w klasie, to bylibyśmy razem - jej słowa brzmią strasznie dwuznacznie, powodując tym większe rumieńce u nastolatka, niż miał. - W projekcie, oczywiście. 

- Jasne - szuka odpowiedniego momentu, podczas krótkiego spaceru po dróżce w pobliskim parku. Przez większość czasu oboje nic nie mówią, po prostu delektują się ciszą i swoją obecnością. 

 W pewnym momencie znów myśli o Louisie i przygryza dolną wargę, poważnie coś rozważając. Chciał dać sobie czas, ale myśli, że warto zaryzykować. Kocha Louisa, kocha go całym swoim sercem i potrzebuje się tym z kimś podzielić. Z ekscytacji zatrzymuje się nagle, a zdziwiona przyjaciółka idzie w jego ślady. Staje na przeciwko niego i unosi brwi w górę na jego szeroki uśmiech. 

- Coś się stało? 

- Muszę Ci coś powiedzieć. 

 Uśmiech nie schodzi z jego twarzy ani na sekundę. Szybko układa w głowie słowa, które chce jej powiedzieć, aby móc powtórzyć to wszystko później Louisowi. Patrzą sobie w oczy przez moment, a Harry już otwiera usta, aby coś powiedzieć, ale zamiera, gdy widzi te należące do Ruby coraz bliżej. 

- Chyba już wiem, co chcesz mi powiedzieć - mówi bardzo cicho.

 Dziewczyna owija ręce wokół jego szyi i po prostu go całuje. A on po prostu stoi, pozwalając na bycie całowanym. 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top