Epilog

- Harry, potrzymaj ją.

Chłopak o kręconych włosach natychmiast odwraca głowę w stronę swojego rozmówcy, usłyszawszy swoje imię. Napotyka błękitne oczy i delikatny uśmiech, które nie przekonują go jednak na tyle, aby podjął się tego zadania.

- Nie – kręci swoją głową, odsuwając się o krok. Odkąd tu przyszli, zapiera się rękami i nogami, aby tylko tego uniknąć.

- Musisz ją kiedyś wziąć na ręce – Louis nie daje za wygraną. Przybliża się do młodszego chłopaka, ciasno trzymając niemowlę w swoich rękach. Podtrzymując je jedną ręką, wyciąga drugą, aby złapać go za kołnierz bluzy. – To jest twoja siostra.

- Zrobię jej jeszcze jakąś krzywdę – wzdycha zrezygnowany, obserwując, jak bardzo ostrożnie dostaje w swoje ręce dziecko, nie wydające przy tym żadnych odgłosów. Wpatruje się w niego swoimi dużymi, brązowymi oczami i posłusznie wtula się w jego ciało, gdy umiejscawia swoją dłoń na jej plecach. Jest bardzo drobna i prawie mieści ją w swoich dłoniach, a co dopiero w ramionach. Jednak Louis nalegał, a on nie chciał, aby był na niego zły. Z resztą, ma rację, nie może długo przed tym uciekać.

- Nie zrobisz – jego uśmiech poszerza się a oczy błyszczą, gdy patrzy na małą istotę w ramionach swojego chłopaka. Zielone oczy zamiast tego wpatrują się w Louisa, który uśmiecha się i wygląda na szczęśliwego. – Uśmiecha się do mnie.

 Niechętnie odrywa wzrok od najpiękniejszego mężczyzny chodzącego po tej planecie, zerkając w dół. Lucy wydaje się być zafascynowana Louisem, ciągle się w niego wpatrując i posyłając mu urocze uśmiechy.

- Lou, możemy już jechać? Niedługo ósma.

- Mhm – Louis mruczy wymijająco i obejmuje w pasie Harry'ego, całując go krótko w policzek. – Już chcesz jechać? Dopiero ją wziąłeś na ręce.

- No tak, ale zanim dojedziemy będzie późno. Poza tym, coś czuję, że to nie pierwszy raz, gdy ją trzymam. – mówiąc to znów na nią spogląda, napotykając jej orzechowe oczy, które wpatrzone są w niego. Nie może już powstrzymać swojego małego uśmiechu, który rozciąga się na jego ustach.- I ty też nie. Przecież Cię pokochała.

 Po usłyszeniu tych słów, Harry dostrzega błysk w oku Louisa i kręci swoją głową. Powiedzenie, że Louis lubi dzieci, to za mało - Louis wręcz kocha dzieci. Nie mógł odkleić się o siostry siedemnastolatka przez ostatnie pół godziny. Dlatego teraz niechętnie oddaje ją w ramiona uśmiechniętej Jane, do której Harry nieco się przekonał, ale wciąż traktuje ją z dystansem. 

 W głowie Harry'ego pojawia się krótkie wspomnienie Gemmy, która trzymała Lucy jako pierwsza, zaraz po Desie i Jane. Miała chyba nadzieję, że Niall ma wrodzony instynkt do bycia tatą, ale gdy tylko mu ją podała, zmieniła zdanie. Przez kolejne tygodnie uczyła go, jak prawidłowo trzymać malutkie dzieci, tak, aby nie złamać im karku ani kręgosłupa.  

Gdy znajdują się w już w samochodzie, zaraz po pożegnaniu się, Harry może w spokoju odetchnąć z ulgą. Louis dogaduje się z Desem i Jane zdecydowanie lepiej od niego, nie wspominając już o malutkiej Lucy, która ma dopiero dwa miesiące.

- Chyba nie było tak źle? – pyta Louis, stając akurat na czerwonym świetle.

- Nie, ale najlepiej też nie – mówiąc to, Harry wbija się bardziej w fotel i wyciąga rękę do schowka w samochodzie, szukając okularów przeciwsłonecznych. Zakłada je i czuje się o niebo lepiej, niż kilka chwil temu, bo słońce nie razi go aż tak bardzo w oczy. – Ale teraz jedyne, o czym marzę, to miękkie łóżko. A właśnie, Lou, zamówimy dzisiaj pizzę?

- Nie ma mowy, zamawialiśmy dwa dni temu.

- Nieprawda, trzy. No to w takim razie jutro?

- W porządku, ale ty dzisiaj zmywasz naczynia.

- Nie ma mowy! – woła oburzony. – Robiłem to wczoraj i dwa dni temu.

- Cóż, w takim razie – Louis wzrusza swoimi ramionami z udawaną obojętnością. – Później dziwisz się, że gromadzi się tyle syfu, coś tam się wylęga, a Niall przyjeżdża w gumowych rękawicach i z odkażaczem, o mało nie mdlejąc. Chcesz wykończyć tego chłopaka?

- Mamy dopiero lipiec, a Niall miał już rekordową liczbę traumatycznych przeżyć w ostatnim czasie.

- Jak wtedy, kiedy wszedł do naszej sypialni, a my-

- Tak, na przykład wtedy.

Sam Harry uśmiecha się na samo wspomnienie tego, chociaż wtedy nie było mu do śmiechu. Sytuacja była o tyle żenująca, że gdy Niall wciąż stał w tym samym miejscu i wpatrywał się w nich z szeroko otwartymi oczami, oni wciąż czekali, aż wyjdzie, by dokończyć. Niestety – jak to Niall – już za chwilę rozpoczął pogawędkę o naczyniach w zlewie, które jego zdaniem musiały leżeć w nim od drugiej wojny światowej.

- Ale i tak dzisiaj ty zmywasz naczynia – dodaje Harry.

- Ach tak? W takim razie ty robisz obiad i możesz być pewien, że nie zjem tego. Wolę już zamówić chińskie jedzenie, niż zatruć się tym czymś, co wyjdzie z twojej patelni. Jeszcze ożyje i co wtedy?

- Wtedy Lucky to zje. Ten pies zje wszystko.

- Wiem, przekonałem się o tym, gdy połknął klucze od domu.

Harry kiwa swoją głową, zgadzając się z nim. Lucky w ostatnich kilku miesięcy urósł do niewyobrażalnych rozmiarów i je teraz wszystko, co napotka na swojej drodze. Pomijając oczywiście fakt, że gdy Louis zabiera go ze sobą autem na przejażdżki albo do marketu, opluwa mu siedzenia w upalne dni lub wystawia swoją ogromną głowę przez okno.

Jednak żaden z powyższych wad Lucky'ego nie jest w stanie zniszczyć więzi, jaka utworzyła się między Louisem a psem. Bywało, że gdy Harry, gotowy do spania wchodził do sypialni, zastawał śpiącego Louisa a obok Lucky'ego, w efekcie czego brakowało dla niego miejsca i zmuszony był spędzić wtedy noc na kanapie.

Harry ma wrażenie, że Lucky zdołał naprawić ich relacje, Chociaż jest bardzo irytujący (Harry nigdy nie sądził, że to powie, ale nie znosi go bardziej, niż Louis kiedykolwiek), to jest z nimi od wtedy, gdy Harry i Louis zaczęli budować wszystko na nowo. Był ich początkiem, przypieczętowaniem ich nowego, wspólnego życia. Zupełnie tak, jakby był ich metaforycznym dzieckiem.

Wciąż zdarza mu się stać nad ich łóżkiem, gdy są w trakcie zajmowania się sobą, ale po wszystkim Louis jedynie śmieje się i drapie go za uchem, podczas gdy Harry próbuje odgonić go ręką wzburzony. Ich role zamieniły się diametralnie.

Łączy ich wiele rzeczy, które z pozoru nie mogłyby łączyć psa i człowieka. Ale Louis tak, jak Lucky, zawsze chrapie, jakby miało nie być jutra. Lubi szybką jazdę samochodem przy otwartym oknie i chowanie butów Harry'ego, tak, że ten nie może ich później znaleźć. Zawsze jadają dziwne rzeczy i potrafią spędzić godziny, siedząc na kanapie i oglądając dziwne programy z udziałem małych zwierzątek, zdarza się, że są to bajki.

[Gdzieś bardzo cichutko w tle możecie puścić moją inspirację, czyli U2 - Every Breaking Wave]

Jednak w tym wszystkim nie brakuje miejsca dla ich dwójki – Louisa i Harry'ego. Każdy wspólnie spędzony czas, umacnia ich związek i nie tylko – umacnia ich więź, miłość i przyjaźń. Ponieważ to wszystko zawierają w sobie bratnie dusze. Harry i Louis są bratnimi duszami, z pozoru tylko różnymi od siebie. Dwa, różne światy, zdołały odnaleźć się w życiu i chociaż nikt się tego nie spodziewał, oboje zaistnieli w swoich światach. Zaczęli do siebie należeć, tworząc pełny świat, ich własny świat.

Powrót do zdrowia trwał jeszcze długi czas, ale w ostateczności wszystko wróciło do porządku. Jego żebra zrosły się prawidłowo, a na nodze pozostaje długa blizna, z której zrobił długą strzałę, rysując czarnym pisakiem, aby nie wyglądało to aż tak źle. Harry nie uwzględnia już tego razu, gdy Louis stłukł sobie kostkę u nogi, dwa razy zwichnął nadgarstek i nabił sobie guza, gdy wychodził z samochodu. Z pozoru doświadczony, a zdarzyło mu się to po raz pierwszy. I chociaż Harry mógł zobaczyć zażenowanie na jego twarzy, nie mógł przestać się śmiać. Ale śmiał się, ponieważ był szczęśliwy. Jest szczęśliwy. Oboje są szczęśliwi, ponieważ mogą dzielić się swoim szczęściem ze sobą nawzajem.

 Louis wciąż lubi szybką jazdę, jednak jest coś, co stanowi dla niego ważną, a może najważniejszą część jego życia. Ktoś. Łączy swoje dwie pasje, jakimi są wyścigi i Harry. Harry jest jego pasją. Ich miłość jest jednocześnie czuła i przepełniona pasją, jak i szybka i niebezpieczna. I chociaż od niej uciekali, teraz żaden z nich nie zamierza uciec. 

 Gdzieś tam w środku Louisa siedzi jeszcze ten stary, oziębły drań, jednak schowany gdzieś bardzo głęboko., gdy Harry jest blisko. Wtedy objawia się jego zupełnie inna wersja, lubiąca czytać książki i gotować dla swojego ukochanego. Ta wersja zarezerwowana jest tylko jedynie dla Harry'ego i tylko dla niego. 

 Harry mógłby robić z nim zwykłe rzeczy w zwykłych okolicznościach, a i tak zwykłby nazywać je niezwykłymi. Mógłby oglądać z nim bajki przez całe swoje życie, wtulając się w jego bok i pozwalając, aby bawił się jego miękkimi lokami. Mógłby wpadać z nim w największe tarapaty, chodzić na sekretne randki, bo chociaż ich miłość nie jest sekretem, oboje kochają uczucie niebezpieczeństwa i dreszczyk emocji. Harry chciałby robić z nim to wszystko – robić rzeczy, których nawet nie powinni robić, jeździć samochodem o północy przy otwartych szybach, zwiedzać miejsca, których nazw nie umieją nawet wymówić i robić to, o czym zawsze marzyli.

Gdyby Harry miał wybrać swoje ulubione miejsce w ich domu, wybrałby dywan przy kominku, gdzie spędzali wiele nocy, czasem po prostu rozmawiając. Sam zasypiał wtedy szybciej, zbyt zmęczony, aby dowlec się do sypialni, a Louis głaskał go jeszcze długo po plecach i przytulał, usypiając wkrótce po nim.

Prócz tego nic się nie zmieniło. Harry wciąż sypia w dziecinnych pidżamach i zdarza się, że wylewa łzy bezsilności, gdy coś idzie nie po jego myśli, Louis wciąż ślini się przez sen i chrapie tak głośno, że budzi przy tym całą okolicę, jednocześnie chodząc na nocne spacery, gdy tylko się pokłócą i zrywając kwiatki, które później wręcza mu na przeprosiny. W niepamięć poszły wszystkie błędy przeszłości i porażki. Może ich miłość jest silniejsza, oboje są trochę bardziej dojrzali, dźwigając na barkach bagaże wspomnień i doświadczeń, ale nadal pozostają głupi i młodzi. Młodzi, piękni, szczęśliwi i zakochani.

Spogląda na niego po raz pierwszy od kilku minut, pogrążony w głębokich rozmyślaniach, na jego przydługie kosmyki włosów, targane przez wiatr, na uwydatnioną linię jego szczęki, na usta, które tak kocha całować. Jego oczy skryte są przez okulary przeciwsłoneczne, jednak w pełni skupione na drodze.

Harry ma wrażenie, że do oczu Louisa wróciła radość życia, która zniknęła gdzieś przed laty. Nadzieja na miłość i szczęście, gasnąca z każdym dniem, umacnia się.

- Jest zbyt gorąco – mamrocze pod nosem, zjeżdżając na pobocze. Wokół nie ma śladu żywej duszy, jedynie droga, kilka drzew i rozciągające się w oddali pola. Słońce mimo godziny, nisko wiszące na niebie świeci bardzo intensywnie, zmuszając ich do postoju. – Odpocznijmy chwilę.

I kim jest Harry, aby się nie zgodzić?

Układa swoją głowę na jego kolanach, wystawiając nogi przez otwarte drzwi samochodu. Louis odchyla się do tyłu i sięga po jedną z jego dłoni, niemal automatycznie. To jego odruch, a odruchem Harry'go jest całowanie go, gdy tylko spojrzy na jego usta. Natomiast teraz jego wzrok nie ląduje na jego ustach, jak bardzo by tego chciał. W oczy rzuca mu się czarny atrament, kształtem przypominający kłódkę na jego nadgarstku, a gdzieś dalej, tuż obok znajduje się klucz, który jao jedyny mógłby ją otworzyć. 

 Jesteś kluczem do mojego serca.

Harry wspomina konkretny, bardzo słoneczny dzień wczesną wiosną. Pamięta bardzo poważną rozmowę ze swoją mamą i słowa, które padły wtedy z jego ust – „Mamo, to właśnie ten". Te dwa słowa wystarczyły, aby zadecydować o wszystkim. Anne zaufała nie tylko jemu – na nowo i w pełni zaufała Louisowi. A on nie zmarnował swojej szansy.

Któregoś dnia, gdy Louis zabrał go na kręgle i przygniótł jego stopę ciężką kulą, przeprosił go i zaraz po ukucnięciu między jego nogami, aby odpoczął, rzekł słowo, którego Harry nie rozumiał.

- Dlaczego „Olive"*? – spytał wtedy.

- To znaczy tyle tylko, co „Kocham Cię".

Na założenie beznadziejnych wakacjach swojego życia, poznał miłość swojego życia. I nie mógłby być bardziej szczęśliwszy, leżąc z głową na jego kolanach i deklaracją miłości w jego stronę każdego dnia. Każdego kolejnego coraz mocniejsza, coraz trwalsza. 

Życie stoi przed nimi otworem. Nikomu nie udało się, jak dotąd, rozdzielić tę dwójkę na dłuższej, niż kilka dni. Nikt nawet nie próbuje, nie podejmuje się zniszczyć tego, co zbudowali wokół siebie przez ostatnie pół roku. Mocniejsze. Silniejsze. Przepełnione miłością, wspomnieniami, siłą, zaufaniem, szczerością.

Gdy się całują, a ich wargi poruszają się w wolnym tempie, płynnie wpasowując się w swoje ruchy, ich dłonie odnajdują się, przyciskając do siebie swoje kciuki. Jest to ich pewien rodzaj wyznania miłości bez słów, bez czynów, jedynie krótki, ale znaczący gest, którym zwykli posługiwać się od jakiegoś czasu.

Olive.


* Olive – I Love You (Kocham Cię)

Od autora: Koniecznie przeczytajcie Podziękowania! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top