Rozdział 14
Hazel
Nigdy nie sądziła, że zobaczy Leona tak bardzo szczęśliwego z osobą, która naprawdę do niego pasowała. Przez trzy dni nie mogła się na nich napatrzeć – na to, jaką byli parą, jak ze sobą funkcjonowali. Zadziwiła ją też zmiana, która zaszła w Valdezie. Wciąż żartował, wciąż się śmiał, ale teraz potrafił zachować powagę, potrafił być cierpliwy, troskliwy. Może zawsze taki był? Opiekował się tą słodką, małą dziewczynką jak własną siostrzyczką. Ale najbardziej się zmieniał, gdy przebywał w towarzystwie Kalipso.
Wydawało jej się, że widziała już wszystkie rodzaje relacji: Annabeth i Percy – silni razem, naturalni, niesamowici; Jason i Piper – oplatała ich namiętna nić, którą charakteryzowała wielka lojalność, zaufanie; a ona i Frank? Przy Franku czuła się bezpieczna, kochana. Ale Leo i Kalipso... funkcjonowali jak jedna osoba. Nie mogła uwierzyć własnym oczom, gdy spostrzegła, że córka tytana nie dość, że rozumie mechaniczny żargon Valdeza, to jeszcze za nim nadąża, pracując z nim tak, jakby całe życie to robiła. Byli idealnie zsynchronizowani. Czasami miała wrażenie, że oni po prostu czytają sobie w myślach. Myślała, że tylko Leo należał do grona najbardziej wytrwałych i pracowitych osób, ale Kalipso... była ulepiona z tej samej gliny.
Miała wrażenie, że oni w ogóle nie śpią, ale pewnego poranka weszła do maszynowni, gdzie znalazła ich, przytulonych do siebie, śpiących na materacu. Cała się zarumieniła; przecież młodej dziewczynie nie przystoi sypianie z chłopakiem! Ale nie miała serca ich obudzić. Nie kiedy widziała ich wymęczone twarze. Cieszyła się tylko, że Leo nie musiał robić tego wszystkiego sam.
Oni też pracowali, naprawiali różne rzeczy; ale to nie mogło się równać z pracą, którą wykonali Leo i Kalipso. Czasami znikali gdzieś na kilka godzin, często też szeptali coś między sobą.
Trzeciego dnia o poranku wszystko było już gotowe. Udało im się odpalić statek. Wiosła zostały naprawione. Unieśli się w powietrze i Leo, za pomocą wielkiego wysięgnika, zdołał otworzyć wejście do świątyni Asklepiosa. Ustalili, że to Valdez, Jason i Piper udadzą się na dół i zdobędą lekarstwo lekarza.
– Ta-dam! – Leo wyciągnął ze swojego pasa na narzędzia niewielki kwiatek, dumnie prezentując go swoim towarzyszom.
– Stokrotka? – Spytał Percy, który bawił się z Alli, podrzucając ją w powietrzu.
– O niewierny! Patrzysz na przekleństwo delijskie, które z wielkim trudem zdobyliśmy razem z Sunshine. Żebyście wy widzieli Valdezinatora, którego zbudowałem... – Leo rozmarzył się, uśmiechając się promiennie.
– Chcę wiedzieć? – spytała Piper, patrząc na Kalipso.
Dziewczyna pokręciła głową.
– Raczej nie. – Zmarszczyła brwi i palnęła się dłonią w czoło. Hazel przemknęło przez myśl, że to dość dziwne zachowanie jak na byłą boginię, która liczyła sobie ponad trzy tysiące lat (a to ona myślała, że jest stara!). – Zapomniałam wam powiedzieć o Oktawianie!
Streściła im pokrótce rozmowę z Artemis: o Oktawianie, który kierował się na Obóz Herosów i o broni, którą posiadał.
– Niedobrze – mruknęła Hazel, bawiąc się swoimi lokami.
– Przeklęty, Oktawian – warknął Jason.
– Później się tym zajmiemy. Na was pora – zadecydowała Annabeth stojąca obok Percy'ego.
Życzyli im powodzenia, Frank przekazał Valdezowi fiolkę z trucizną. Hazel tak jakoś słodko się zrobiło na sercu, gdy zobaczyła, jak Kalipso pocałowała Leona, mówiąc mu, że go zamorduje, jeśli coś mu się stanie. Chłopak tylko się roześmiał, salutując do niej.
Zniknęli.
Alla chyba pokochała Percy'ego, gdyż nie odstępowała go ani na krok. Co było mu trochę nie na rękę, biorąc pod uwagę mdłości, które ostatnio go nie opuszczały. Dziewczynka powiedziała coś po grecku, a Annabeth wybuchnęła głośnym śmiechem – dawno się tak nie śmiała. Zwłaszcza po Tartarze.
– Czy ona właśnie oświadczyła, że zostanie moją żoną? – spytał Percy i uśmiechnął się szeroko. – Chyba masz konkurencję, Annabeth.
Córka Ateny wywróciła oczami.
– W postaci trzylatki? Naprawdę się boję.
– Ciastka! Ciastka! Ciastka! – zaczęła krzyczeć dziewczynka, ciągnąc Percy'ego w kierunku wejścia pod pokład.
– Idź ją nakarmić. Ja przyjdę później. – Annabeth cmoknęła swojego chłopaka w policzek i odwróciła się w stronę dziewczyn. – Macie ochotę... hm... nie wiem. Może pogadać?
Hazel była odrobinę zaskoczona. Zazwyczaj to Piper proponowała takie rzeczy.
Kalipso wzruszyła ramionami i mruknęła:
– Jutro świat może się skończyć, więc czemu nie?
Udały się do kajuty Annabeth. Kalipso była jakaś nieswoja, wydawała się bardzo czymś zmartwiona. Pewnie o Leona się tak martwi, pomyślała Hazel.
– Hej – położyła jej dłoń na ramieniu, gdy weszły do pokoju – spokojnie. Nic mu nie będzie.
Dziewczyna uśmiechnęła się słabo i przysiadła na biurku, gdy Annabeth i Hazel rzuciły się na łóżko.
– Mam dość! – wykrzyknęła córka Ateny. – To kolejny koniec świata, który, mam nadzieję, przeżyję. Przydałyby mi się wakacje.
– Ty przynajmniej wciąż żyjesz – mruknęła Hazel i wzdrygnęła się na myśl o swojej śmierci...
– I jesteś wolna – dorzuciła Kalipso.
Zapadła niewygodna cisza, którą, o dziwo, przerwała dziewczyna Leona.
– Chyba muszę cię przeprosić, Annabeth. Nie zamierzałam rzucić na ciebie klątwy. – Blondynka usiadła na łóżku i zmrużyła powieki. – Leo mi powiedział. Naprawdę przepraszam. Po prostu czułam tak wielki ból, gdy po raz kolejny, po raz kolejny... – Wzięła drżący oddech i spuściła wzrok. – Wybacz mi.
Annabeth miała bardzo skupiony wyraz twarzy. Hazel już się obawiała, że ta scena nie skończy się najlepiej, gdy córka Ateny zrobiła coś zadziwiającego. Wstała, podeszła do byłej bogini i delikatnie ją przytuliła. Kalipso skamieniała w jej ramionach.
– To było jedno z najgorszych doświadczeń, jakie przeżyłam. Jeśli za każdym razem się tak czułaś... Czułaś cały ten ból, osamotnienie... Naprawdę mi przykro. – Na policzkach córki Atlasa pojawiły się łzy. – Dobrze to sobie przemyślałam. Nie mam do ciebie żalu. Wszystkiemu winni byli bogowie. Za to, że zakochałaś się w Percy'm także się już nie gniewam. Kiedyś tak, ale wtedy byłam tylko dzieckiem. Teraz jest zupełnie inaczej.
– Czyli... między nami okej? – spytała Kalipso, a Hazel miała wrażenie, że to było strasznie w stylu Leona.
– Jasne, że tak.
Atmosfera odrobinę zelżała. Od razu poczuły się lepiej w swoim towarzystwie.
– Widziałam twój rysunek – powiedziała Kalipso, uśmiechając się do Hazel. Dziewczynę wciąż zadziwiała jej uroda, chociaż ubrana była bardzo prosto w białą koszulę i błękitne dżinsy.
Córka Plutona zarumieniła się lekko, przypominając sobie rysunek, który wykonała dla Leona.
– Valdez wszystko mi opowiedział, wiesz? O tobie, o pobycie na wyspie, jak się w tobie zakochał. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Bardzo wydoroślał. I tęsknił za tobą – rzekła z pewnością w głosie.
– A ja za nim – mruknęła i jakby odpłynęła na chwilę myślami. Nagle wyprostowała się i wytrzeszczyła oczy. – Bogowie... mam pomysł! Muszę lecieć, dziewczyny!
Wyleciała z kajuty Annabeth, jakby ktoś ją gonił.
– To bardzo przypominało Leona – stwierdziła Hazel, gdy przyjaciółka z powrotem położyła się obok niej.
– Prawda? – mruknęła i zamyśliła się. – Lubię ją. Lubię ją także z Leonem, choć myślałam, że żadna dziewczyna z nim nie wytrzyma.
Hazel zachichotała.
– A jednak. Tak już jest z miłością.
Po powrocie trójki ich przyjaciół zebrali się w messie. Kalipso odetchnęła z ulgą, gdy zauważyła, że Leonowi nic się nie stało. Para zaczęła coś do siebie szeptać. Valdez miał zaniepokojoną minę. Hazel nie chciała im przeszkadzać, ale musieli się naradzić, co mają dalej robić. I najważniejsze: co z Alli?
– Nie może z nami tutaj być. To zbyt niebezpieczne – zadecydował Frank, który przespał misję Leona, Piper i Jasona.
– To oczywiste. Ale co z nią zrobimy? – spytała rzeczowo Annabeth.
– Asklepios powiedział, że może się nią zająć – mruknął Leo, siadając razem z Kalipso do stołu. Próbował się uśmiechnąć, ale zmartwiona mina jego dziewczyny mówiła za nich oboje.
– W porządku? – spytała ją szeptem Hazel.
Dziewczyna powoli, jakby z namysłem kiwnęła głową.
– Możecie dać mnie do mojego brata – powiedziała po angielsku Alli, zadziwiając tym wszystkich.
– To ty masz brata? – spytał zdumiony Percy.
– Miałam – szepnęła smutno i wpatrzyła się stół. Nagle jakby wydoroślała. I przypominała kogoś zupełnie innego...
– A czyją jesteś córką? – spytała Annabeth, nie dając zbić się z tropu.
– Hadesa – powiedziała, a potem nagle zamrugała i wybuchnęła płaczem. Znów zaczęła mówić po grecku, że ona nie wie, co to było, że się boi.
Annabeth i Percy wymienili się spojrzeniami.
– No nieźle – mruknął syn Posejdona, odchylając się na krześle.
– Ale o co chodzi? – spytał Jason, poprawiając swoje nowe okulary.
– Teraz to nieważne. Zostawimy ją u boga medycyny. Powinna być bezpieczna – zadecydowała Annabeth. – Kolejna kwestia. Lek lekarza?
Leo uniósł fiolkę, by każdy mógł się jej przyjrzeć.
– Asklepios jakoś tak dziwnie patrzył na Leona. Nie chciał powiedzieć, o co chodzi... – zaczęła Piper, ale przyjaciel szybko jej przerwał.
– Oj, Pipes, przestań. To nic takiego. Serio. Może wyczuł ogień w moim wnętrzu?
Jednak wymienił szybkie spojrzenie z Kalipso, mimo uśmiechu, który miał na ustach.
– No nie wiem, Leo, to wydawało się poważne-
– Dość. – Kalipso przerwała Jasonowi, zadziwiając wszystkich. – Wróćmy do lekarstwa. Mogę je wziąć?
Opadły im szczęki. Patrzyli w jasne, piękne i zdecydowane oblicze byłej bogini, nie wiedząc co powiedzieć.
– Jestem silna, szybko reaguję, posiadam uzdrowicielskie moce, które mogą pomóc, jeśli lekarstwo lekarza tylko przywraca życie, a nie regeneruje ciało. Nie jestem też półbogiem, a zwykłą śmiertelniczką. Może potwory mnie nie wyczują. I będę w pobliżu Leona, więc... – gwałtownie urwała. Nie chciała tego dodawać.
Valdez posłał jej groźne spojrzenie.
– No dobrze – zdecydowała Annabeth, czym zakończyła spotkanie.
Zjedli razem kolację, mimo że Hazel naprawdę nie miała apetytu – jak większość z nich. Choć Frank, Percy i Jason jedli, jakby to miał być ich ostatni posiłek. Leo opowiadał żarty, starając się poprawić im wszystkim humor. Dziewczyna naprawdę za nim tęskniła. Wszyscy przemilczeli dziwny epizod z Alli, która mogła być siostrą Hazel. Najlepiej było na razie zostawić tę sprawę.
Ona wraz z Frankiem zgłosiła się, by odprowadzić dziewczynkę do boga medycyny. Mała troszkę płakała, wyściskała najbardziej Leona i Kalipso, ale grzecznie poszła.
Leo
Ciężko im było. Tak niesamowicie ciężko...
Leo szeptem przekazał Kalipso reakcję Asklepiosa, która – krótko mówiąc – zdruzgotała dziewczynę. On także stracił wszelką nadzieję. Próbował ukryć emocje za swoją typową, radosną maską, ale przy Kalipso przyzwyczaił się, że nie musi niczego udawać, że może być sobą.
Trzymając się za ręce, udali się do maszynowni. Leo zamknął za sobą drzwi i osunął się na ziemię. Kalipso usiadła naprzeciwko niego. Stwierdził, że to odrobinę ironiczne – tutaj się wszystko zaczęło. To właśnie w tym miejscu szlochał, gdy przyjaciele po pijaku go zranili. Ale tym razem nie był sam.
Dziewczyna miała spuszczoną głowę, krótkie włosy ukryły w cieniu jej oczy; jednak pewnym ruchem chwyciła jego dłoń.
– Może powinniśmy im powiedzieć o naszym planie? – spytała szeptem, bawiąc się jego palcami.
– Nie możemy. Piper i Jason już zaczęli panikować, gdy zobaczyli spojrzenie, jakim obdarzył mnie Asklepios. Nigdy się na to nie zgodzą. Może tylko Frank i Hazel by zrozumieli...
Kalipso wzdrygnęła się, garbiąc się. Tyle wzięła, wzięli na swoje ramiona... Ciężko było to wszystko udźwignąć nawet w dwójkę.
– A dziwisz im się? Martwią się. Tak samo ja... – mruknęła. – Nie chcę się załamywać, naprawdę nie chcę.
– Ale wiesz, że tak musi być? Po rozmowach z Nike...
Kalipso nagle rzuciła się mu w ramiona. Myślał, że będzie płakała, ale ona tylko mocno go objęła, przyciskając policzek do jego szyi. Sam chwycił ją, jakby miał to być ich ostatni uścisk. Nie chodziło o namiętność. Ważny był dotyk, ciepło drugiej osoby, kojący zapach.
– Kocham cię – powiedziała z mocą. – Słyszysz? Kocham!
– Wiem – mruknął, całując ją w skroń – wiem.
Trwali tak przez kilka minut, wsłuchując się w swoje oddechy, bicia serc. Ale wiedzieli, że są zbyt wykończeni pracą. Musieli się wyspać.
Położyli się obok siebie na niewielkim materacu, mocno się przytulając. Leo pożegnał się jeszcze z Festusem i Bufordem.
– Wiesz, że przysiągłem na rzekę Styks, że do ciebie wrócę? – szepnął, w ciemności odnajdując jej oczy.
Dziewczyna sapnęła ze zdumienia.
– Leo... – ni to jęknęła, ni mruknęła.
– I wydaje mi się, że wrócę. Zawsze wrócę. Nawet zza grobu – powiedział i nigdy nie czuł się niczego bardziej pewien. – A wtedy otworzymy nasz własny sklep...
Kalipso mogła tylko uśmiechnąć się przez łzy, choć obiecała sobie, że się nie załamie. Jednak nie mogła powstrzymać swoich uczuć. Tak bardzo się bała, ale z drugiej strony wierzyła, że sobie poradzą, że przezwyciężą wszystkie przeszkody.
Na chwilę zapadła cisza, przeplatana ich równymi oddechami i szumem silnika.
– Razem? – spytała cicho Kalipso, wtulając się w niego jeszcze mocniej; ich nogi plątały się ze sobą, dłonie się obejmowały.
– Razem – odpowiedział tak jak zwykle. Ale to nie znaczyło, że nieważnie. Bo te słowa ich trzymały, umacniały, zapewniały o obecności drugiej osoby. Przez tyle lat byli samotni... Naprawdę potrzebowali siebie nawzajem.
SemiHidden��z��{
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top