Prolog
– Musimy uciekać!
Głupia kretynko, nie ma gdzie uciekać.
Żar lejący z nieba sprawia, że czuję się jak kurczak w piekarniku. Wszyscy starsi padli po dwóch miesiącach. Przysłowie o przetrwaniu najsilniejszych od dawna jest żelazną zasadą.
– Gdzie chcesz uciekać? – pyta, drwiąc. – Wolisz utopić się w brudnym szlamie czy zakopać się żywcem z rozkładającymi ciałami?
Ma rację.
Istnieją tylko dwa wyjścia. Samobójstwo albo walka. Teraz nikt nie myśli o drugiej istocie. Są momenty przyjaźni, ale kiedy dochodziło do spożywania posiłków czy ochłodzenia organizmu, każdy gotów jest zabić. Brak współczucia dzieciom czy schorowanym, sprawia, że nie istniało coś takiego jak człowieczeństwo. Stąd nie można uciec. Społeczeństwo przed apokalipsą zajęte myślami polityką, zaistnieniem swojej popularności w Internecie, czy wygraniem kłótni o to, co pierwsze wkładasz do miski w momencie, kiedy jesz płatki. Nie odkryto drugiej planety, zapewniała ludzkości warunki do przetrwania. Oczywiste, że wszyscy zginiemy, tylko ci najsilniejsi zrobią to na samym końcu. Zazdroszczę słabszym, ich truchła już dawno mieli ziemia. Jestem tchórzem, bo nie potrafię odebrać sobie daru, który mam od Boga.
Akceptacja Daru nie sprawi, że zostaniesz uratowana.
Nikt z nas nie ratuje planety Na to już dawno jest za późno. To tak samo, gdy chcesz zdążyć na pociąg o szóstej rano, kiedy o tej samej godzinie leżysz w jeszcze w ciepłym, miękkim łóżku. Nie ma szans. Jedynie co, z dobrym wiatrem, siedzisz na dupie w pociągu czterdzieści minut później. Mimo to, nieważne jak bardzo byś tego chcesz, to już nie będzie to punktualnie szósta.
Państwo i wielkie organizacje, które mają, a w zasadzie najwięcej do powiedzenia, a w zasadzie miały, bo już gówno można zrobić w obecnej sytuacji. Wcześniej posiadały ogromny wpływ na to co się działo nie robiło absolutnie nic. Najważniejsze były pieniądze i władza. Cała odpowiedzialność spadła na zwykłych zjadaczy chleba, gdzie ponad większość nie interesowała się ekologią, żeby zadbać o przyrodę. W momencie, gdy ludzie otworzyli oczy było już za późno na ratowanie świata.
– Nie odpowiedziałaś na pytanie – wyrwa mnie z myśli chłopak.
– Na niektóre pytania nigdy nie dostaniemy odpowiedzi.
Prycha.
Odwracam się twarzą do telewizji. Wolę patrzeć w pusty czarny ekran i na tapetę w niebieskie ptaszki niż dalej na chłopaka, którego mam odwagę nazywać swoim przyjacielem.
W obecnej sytuacji nazwanie kogoś przyjacielem jest głupotą albo wielką odwagą, bo jesteś takim idiotą, że nie widzisz co dzieje się ze światem lub oddajesz ostatni posiłek drugiej osobie, bo żyjesz w iluzji, że to twój kumpel, a to wymaga oddania w końcowej erze ludzi.
Pierdolone zasady społeczeństwa.
Głód, pragnienie i smród sprawia, że byle okazja jest dobra na wyładowywanie emocji, które tak naprawdę bardziej wzmagają się na siłę niż opuszczają. Wszyscy są w takiej samej sytuacji, ale zamiast spiąć tyłki i wziąć się wspólnie w garść każdy, widzi w drugim człowieku wroga. Cały czas czuję na sobie jego wzrok. Dobrze wiem co zamierza tym ugrać. Ma świadomość, że nienawidzę, kiedy ktoś dosadnie na mnie patrzy. W pewnym momencie pękam i mówię to, co druga osoba chce usłyszeć.
Wstaję i idę położyć się na łóżko w innej części domu. Dojście z jednego pomieszczenia do drugiego wymaga pokładu sporej ilości energii. Szczególnie, gdy ostatni posiłek jadło się cztery dni temu. Dziwię się, że jeszcze jestem w stanie racjonalnie myśleć. Ile człowiek mógł przeżyć bez jedzenia? Tydzień? Miesiąc? Bez wody z pewnością jeszcze krócej. Brud nie pozwalał choć na chwilę zmrużyć oka. Ostatnio kąpałam się chyba z trzy miesiące temu. Na samym początku kiedy powoli wiedziałam już, co nadchodziło. Znaczna większość ludzi łudziła się, że jest to przejściowe. Przecież to niemożliwe, aby zasoby ziemi zostały wykorzystane!
Teraz, gdy w zasięgu znajdowano wodę lub jedzenie, myślano tylko o zaspokojeniu swoich potrzeb. Ludzie wyrywają sobie wszystko z rąk, żeby sami mieli jak największe zapasy. Każdy chciał być tym bardziej zabezpieczonym od drugiego. Jednak upał wygrywa nawet z największymi twardzielami i zasoby kończą się w zastraszającym tempie.
Przeważnie w domach, gdy trwa upał podłoga z kafli jest wybawieniem i wręcz pragnie się, aby gołymi stopami dotknąć podłogi. W obecnej sytuacji jest wręcz odwrotnie płytki parzą w kończy, a dłuższe stanie na nich później powoduje nieprzyjemne uczucie naruszenie powierzchownej warstwy skóry. Właśnie stałam i patrzałam na korytarz, gdzie prowadzi droga do mojego pokoju. To skurwisyństwo leży na całej długości, aż do pomieszczenia, do którego zmierzam.
Przełykam ślinę jednocześnie trzymając się framugi, żeby nie upaść. Niemal cała energia zaraz zniknie, gdy będę w upragnionym końcu przejścia. Biorę głęboki wdech, aby dać sobie jeszcze kilka sekund na przygotowanie, choć nie wiem czy człowiek jest w stanie przygotować się fizycznie oraz psychicznie na nadchodzące tortury. Podnoszę nogę dając ją lekko do przodu czekam jeszcze pięć sekund zaciskam powieki i opuszam stopę w dół tak, aby dotykać podłogi tylko palcami. W myślach przeklinam parę razy, szybko aby nie skupiać się na bólu z przeskakuję z nogi na nogę robiąc w tym samym duże kroki, co skutkuje sukcesem, bo szybko znajduję się na dywanie. Jasnoszara wykładzina również powoduje dyskomfort w stopach, ale nie sprawia bólu. Błękitne ściany, ani trochę nie powodowały złudzenia, że pomieszczenie jest chłodne. Białe biurko od dawna stoi puste pod oknem. Próbuję przypomnieć sobie w głowie kiedy ostatni raz wykonywałam jakąś czynność przy użyciu mebla, lecz bez skutku. Cały Boży, dzień, gdy mam wystarczająco sił, spędzam na poszukiwaniu czegoś co pozwoli mi dłużej spędzić czasu na Ziemi. W nocy temperatura również nie daje taryfy ulgowej, w momencie zajścia słońca walczę o to by zasnąć, ale lęk przed tym, że już moje oczy nigdy się nie otworzą bardzo utrudnia sprawę.
Niemal od razu po wejściu do pomieszczenia klapię na białą kanapę. Leżę na plecach i staram się opanować pojawiające myśli. Ironia losu sprawia, że mam ochotę zacząć śmiać się na całe gardło. Boję się śmierci, pragnę żeby jak najpóźniej po mnie przyszła, a jednocześnie z każdym dniem coraz bardziej mam ochotę przyśpieszyć sprawę.
Przewracam się na drugi bok, łóżko zaskrzeczy jakby chcę wyzionąć swojego ducha, aczkolwiek mam to naprawdę gdzieś. Zwykła chłodna podłoga była wystarczająca do odpoczynku. Niestety wszystkie podłogi w mieszkaniu zamieniły się w malutkie ciepłe ogrzewacze. Pościel niechlujnie leży przy nogach. Nawet przez myśl mi nie przechodzi, aby się okryć. To wtedy byłby samobójstwa. Kiedy mój organizm zaczyna powoli poddawać się snu, w drugim pomieszczeniu rozlega się awantura.
Próbuję ją zignorować, aby choć na chwilę dać szansę organizmowi na lekką regenerację. Nawet każdy gram snu, był droższy od złota.
Donośne krzyki z wyzwiskami ,,sukinsyn'' i ,, kurwa'', oznaczają tylko jedno.
Znaleźli coś do jedzenia!
Nagły brak energii znika, jakby nie jedzenie przez kilka dni zawsze jest normalne. Bez zastanowienia biegnę do salonu ignorując parzące kafle w korytarzu. Tak, jak przypuszczam na początku, przyjaciel trzyma w dłoniach sucharki. Opakowanie lekko naderwane, ale środek wydaje się nienaruszony. Wiem, że nasza przyjaźń w tej sytuacji na nic się zda.
– Ja to znalazłem, więc JA to zjem, nikt inny!
– A nie możemy po prostu się podzielić? – pytam, włączając się w kłótnię.
Wszyscy zwracjają się w moją stronę. I nagle wybuchają śmiechem.
– Podzielić? – pyta drwiąco – Podzielić, kurwa?
Wstał i drżacymi dłońmi zaciśnietymi w pięści trzyma krakersy, tak jakby trzyma największy skarb na świecie. Jego wzrok jest pusty i dziki jednocześnie. Mój przyjaciel odszedł.
A może by tak odstąpić innym te sucharki? – Przechodzi mi przez głowę. – Na pewno, gdzieś jeszcze znajdzie się jedzenie.
Stoję na palcach w progu pomieszczenia. Padające światło z okien solidnie rozgrzewa podłogę. Kafle są gorące, ale panele znajdujące się pod piętami jeszcze gorsze. Nie chcę wchodzić do salonu, bo wiem, że ulegnę pokusie głodu. Unikam swoimi niebieskimi oczami krakersów, ale jednocześnie chcę patrzeć na człowieka, który trzyma posiłek w dłoni. Mam nadzieję, że dzięki temu zmieni zdanie i będzie chciał się podzielić.
A co jeśli faktycznie większość miała rację i jest to Ostatni posiłek?
Wątpliwości, które pojawiły się kilka sekund temu dają górę nad wszystkim. Postanawiam ulec pokusie i zapomnieć o przyjaźni jaka łączy mnie z Przyjacielem. Rzucam się na niego z całą siłą jaką mam w sobie, aby zdobyć jedzenie. Słaby refleks sprawia, że z hukiem upadam na twardą i gorącą podłogę. Krążąca adrenalina w żyłach spowoduje choć trochę uśmierzenie bólu w ciele. Chłopak skupia się, aby uciec jak najszybciej od wszystkich zamieszkujących dom. Zaślepiony mija mnie, wykorzystując sytuację łapię go za nogę i ciągnę z całej siły.
Nie spodziewał się tego manewru, zaskoczony upad na podłogę, co ponownie powoduje, że z dłoni wypadają krakersy krusząc się. Reszta domowników bardzo szybko wykorzystuję sytuację i biegnie do jedzenia, które jest najbliżej ich. Łapię Przyjaciela za koszulę i ciągnę do siebie, aby opóźnić mu dostęp do słonej przekąski. Z całej siły uderza mnie w twarz mimo to piekący policzek nie sprawia dezorjętacji, aby walczyć dalej. Reszta domowników nagle ucicha. Odwracam głowę w lewą stronę, gdzie jeszcze niedawno siedziałam na czarnej kanapie i gapiłam się w wyłączony telewizor. Posiłek, który tam był zniknął! Tak mocno zaślepiona bitową zapominam na chwilę o istnieniu reszty przebywających w moim rodzinnym domu.
Jesteś idiotką.
Puszczam chłopaka wolno, wstaję z podłogi. Kątem oka spoglądam na domowników szyderczo uśmiechających się w moim kierunku i wracam do swojego pokoju.
Jesteśmy znacznie gorsi od zwierząt, które są przez nas zniewolone. One przynajmniej nie wykończają naszego wspólnego domu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top