9. Powinieneś bardziej interesować się mediami



Nie odzywał się, nie odpisywał i nie odbierał. Zniknął, tak jakby nigdy nie istniał. Byłem załamany, bo nie wiedziałem, co się dzieje. Jedyne pytanie jakie sobie zadawałem w każdej sekundzie mojego egzystowania było: Dlaczego?

Może wtedy, kiedy nam przerwano chciał właśnie ze mną zerwać? I dokonuje tego teraz w czynach, bez słowa?

Może nie spodobał mu się nagłe pojawiania Freda i odszedł?

Może coś się stało z jego nienawidzoną rodziną?

Może umarł? Albo jest w szpitalu?

Powoli świrowałem, płacząc po nocach. To nie zerwanie było najgorsze. To ta niewiedza i nagłe urwanie naszych chwil. Zrozumiałbym przecież wszystko. Że się zagalopowaliśmy, że mnie nie chcę, że coś mu się odmieniło. Nawet to, że mam tą pieprzoną żonę i dzieci!

Ale nagłe zniknięcie? Nie mogłem tego zrozumieć.

Powoli zbliżały się święta, z tym koniec pierwszego semestru, a ja miałem opuścić Anglię na rzecz rodzinnych świąt. Jak mogłem odejść, nie wiedząc co się dzieję?

Tak właśnie teraz każdy wieczór, jeśli nie pracowałem, przeleżałem w łóżku użalając się nad sobą. A Fred wcale mi nie pomagał.

– Wyglądasz żałośnie – mówił standardowo szczerze i tym razem.

– Mógłbym przynajmniej napisać wiadomość, że to koniec i mam się gonić – jęczałem w poduszkę. – Zrobiłem coś nie tak?

– Sądzę, że to on wszystko zrobił nie tak – mruknął, siedząc na krześle i grając w jakąś gierkę na telefonie.

Doceniałem to, że ze mną siedział. Wcale nie byłem fajnym towarzystwem w tej chwili. Właściwie, to Fred miał rację. Wyglądałam naprawdę żałośnie. 

– Co masz na myśli? – zapytałem, podnosząc głowę.

Westchnął, spojrzał na mnie współczująco. Nie lubiłem tego wzroku, choć było pocieszające, że się mną przejmuje. 

– Zgadzam się, że powinien ci się wytłumaczyć. – Zmienił temat, a ja połknąłem:

– Prawda?

Znów schowałem twarz w poduszce, rozmyślając. Już nie płakałem. Tylko czasem poleciały mi łzy. gdy zobaczyłem butelkę różowego ginu. Ale oprócz depresji całkiem dobrze się trzymałem.

A w każdym razie tak pocieszała mnie Kiara z Fredem.

– Przyjedziesz na sylwester? – zapytał mnie Fred swobodnie, chcąc odgonić moje ponure myśli.

– Nie wiem czy w ogóle przyjadę – mruknąłem niewyraźnie.

– Co? – Usłyszałem jak gwałtownie wstaje. Był oburzony, a ja nie miałem odwagi na niego spojrzeć. – Nie możesz zrezygnować przez jakiegoś pieprzonego, tchórzliwego faceta.

Nie podobały mi się jego obraźliwe słowa, ale milczałem.

– Masz rację – powiedziałem w końcu, zerkając na niego. Uspokoił się na moje słowa i z powrotem usiadł. – Potrzebuję trochę czasu.

– Potrzebujesz – przyznał, kiwając głową. – Wszystko będzie dobrze, obiecuję.

Uśmiechnąłem się. Naprawdę nie spodziewałem się spotkać tak wspaniałego przyjaciela na wymianie. Zachowywał się jakby znał mnie całe życie.

– Dzięki za wszystko, Fred – powiedziałam po raz tysięczny, na co tylko się lekko uśmiechnął i stwierdził, że nie wypłacę się do końca życia.

Wtedy właśnie, kiedy miałem siłę się podnieść i chęć objęcia przyjaciela, ktoś zapukał do moich drzwi i wszedł bez ostrzeżenia.

Był to Hazz. Hazz, którego nie znałem. Był w garniturze i miał zacięty wyraz twarzy. Wydawał się inny, zupełnie obcy. To nie był mój delikatny Hazz, który był kontrolujący w łóżku. To nie był workowatym Hazzem, tylko eleganckim i poważnym Hazzem.

Czyja rzeczywiście go choć trochę znałem?

Wybaczyłbym mu wszystko, naprawdę. Ale zranił mnie dogłębnie, gdy tylko na mnie zerknął i skupił się na Fredzie.

To ja powinienem być w centrum jego zainteresowania! Czułem się naprawdę żałośnie, myśląc tak dziecinne rzeczy, ale nic nie mogłem na to poradzić. 

– Zostawisz nas samych? – zapytał dziwnie władczym głosem.

– Mam nadzieję, że przyszedłeś z nim porządnie zerwać – warknął, zgodnie wstając.

– Co? – wtrąciłem się zaszokowany.

– Zostaw nas samych – rozkazał tak twardo, że miałem wrażenie, że nie znam tego Hazza.

Brat bliźniak?

Fred wyszedł, zerkając na mnie tylko z pocieszającym uśmiechem. To było tyle. Zostałem sam z obcym mi Hazzem. 

– Co? Co się dzieję? – wygrzebałem się z pościeli i przechyliłem się w stronę blondyna, który wolno do mnie podszedł. – Czemu Fred mówi...

– Chris – zaczął miękko – powinieneś bardziej interesować się mediami – szepnął ze smutnym uśmiechem, kucając przy łóżku zaraz naprzeciwko mnie.

Tym razem przypominał mi znajomego Hazza. 

– Co? – To na pewno nie to chciał powiedzieć. Nie, zmienił zdanie co do swoich słów w ostatniej chwili. Czułem to.

– Wpisz proszę w Internet Harold Windsor – poprosił, przesuwając moja komórkę bliżej mnie.

Odebrałem ją zaskoczony.

– Dlaczego mam wpisać?

– Zrób to, kochanie.

Cóż nie potrafiłem dyskutować, kiedy mnie tak nazywał.

Wpisałem i natychmiast wyskoczyło mi tysiące wyników. W tym Wikipedia i pierwsze dwa zdania:  Książe Anglii.

Zapomniałem jak się oddycha.

– Kochanie... – szepnął, kładąc swoją dłoń na wyświetlacz telefonu.

– Ale mi głupi – jęknąłem cały czerwony. 

Jezus Maria. Jak mogłem umawiać się z księciem Anglii, w Anglii, nie wiedząc jak on wygląda? Jak ja w ogóle skończyłem podstawówkę?

– Głupio? – zapytał zaskoczony. – To czujesz jak się dowiedziałeś? Powinieneś być na mnie wściekły. Nie powiedziałem ci.

Spojrzałem na niego szeroko otwartymi oczami.

– Ale zarazem nie kłamałeś. – Czułem jak palą mnie policzki. – Znam wszystkie pokolenia królów mitologicznych, a współczesnych nie znam.

Parsknął, wyglądał jakby był rozczulony i wzruszony zarazem.

Czułem się dziwnie, że mój Hazz to Harold Windsor. Książe Anglii, którego poznałem na Tinderze.

Jak bardzo może to brzmieć irracjonalnie?

Spojrzałem na jego dłoń, była taka sama jak ją zapamiętałem.

– Chcesz zniknąć – stwierdziłem, rozumiejąc do czego to wszystko prowadzi. Teraz dopiero zaczynałem rozumieć aluzje i zachowanie Freda. W końcu w przeciwieństwie do mnie, wiedział jak wygląda jego książę.

Zdecydowanie powinni robić jakieś testy znajomości  kraju, do którego wyjeżdża się na wymianę studencką.  

Uśmiechnął się smutno na moje stwierdzenie.

– Przepraszam że się nie odzywałem, ale musiałem uspokoić burdel jaki się pojawił – powiedział szczerze, kładąc mi dłoń na policzku.

Brakowało mi jego dotyku, jego ciepła.

– Jaki burdel? – szepnąłem, próbując skupić się tylko na jego słowach, a nie bliskości.

– Jesteś rozkoszny, kiedy nie wiesz co się dzieje w tym okrutnym świecie – przymknął oczy, jakby wracał do nieciekawych czasów. Westchnął i zaczął: – Zrobiono nam zdjęcie – wyznał.

Spanikowałem. Jestem w gazetach? W wiadomościach, w mediach? Zesztywniałem, ale Hazz uspokajająco pogłaskał mnie po kolanie.

– Nie widać tam twojej twarzy. Miałeś kaptur. Na zdjęciu widać tylko mnie.

– To i tak źle, prawda? – przejąłem się tym całkowicie, łapiąc go za nadgarstki.

Zamknął na moment oczy, uśmiechając się tak boleśnie, że chciałem się rozpłakać.

– Cóż, książę okazał się gejem. To nie mały skandal dla świata. – Doskonale usłyszałem w jego głosie nutę sarkazmu. 

Jego ton mnie bolał. Patrzyłem na niego szeroko otwartymi oczami, nie wiedząc jak się zachować. Jak go pocieszyć? Przecież to wszystko moja wina.

– Prze-przepra... – wyjęczałem całkowicie zmieszany, ale on szybko złapał mnie za kark i przykładając swoje czoło do mojego, powiedział śmiertelnie poważnie:

– Jesteś ostatnia osobą na ziemi, która powinnam mnie przepraszać.

Zamrugałem głupio, patrząc na ta nową wersję Hazza. 

– Wiesz...  - kontynuował miękko, nie odsuwając się ode mnie nawet na milimetr – wale moją rodzinę, i tak już wcześniej na mnie krzywo patrzyli. Zwłaszcza matka. Ale w tym wszystkim najbardziej przejmuje się tobą.

– Mną?

– Mogą odkryć kim jesteś. Mogą ci zrobić wizerunkową krzywdę, zniszczyć ci przyszłość, mogą cię spotkać...

– Hazz – przerwałem mu miękko, łapiąc jego twarz w swoje dłonie.

On się martwił, on się panicznie bał o moje bezpieczeństwo. Przymknąłem oczy ocierając się o jego nos. Byliśmy bardzo blisko siebie.

– To nigdy nie powinno się stać – szepnął, a ja zaczynałem rozumieć. – Nie tylko to zdjęcie, ale nasze spotkanie...

Te raniące słowa zawisły w powietrzu, a ja bałem się otworzyć oczy. Bałem się spojrzeć  w jego oczy.

– Chris – wyszeptał moje imię łamiącym się głosem, a ja poczułem łzy pod powiekami. – Nie żałuje jednak ani sekundy z tobą – otworzyłem gwałtownie oczy. – Dałeś mi to co żaden inny człowiek na ziemi nie dałby rady mi dać. Nie mógłby. Jesteś wspaniały i samolubnie cieszę się, że nasze drogi się skrzyżowały, choć zaraz będą musiały się rozdzielić.

Wpatrywałem się w niego w milczeniu, trawiąc jego słowa. Nie żałował, a jednocześnie musiał ze mną zerwać.

Dlatego postawiłem wszystko na jedną kartę. Nie miałem już nic do stracenia. 

– Kocham cię – powiedziałem zdławionym głosem.

Nie tak wyobrażałem sobie mówić te słowa, ale to nie miało znaczenia. Musiałem je wypowiedzieć. Teraz. To była moja ostatnia szansa. 

– Nie mów tego – warknął, cofając się gwałtownie.

Jednak mimo zranienia, nie cofnąłem swoich słow.

– Kocham cię – powtórzyłem pewniej. – Chcę żebyś wiedział, że byłeś przeze mnie kochany nim odszedłeś.

Wyglądał na wściekłego. Cóż, nikt nie oczekuje takiej reakcji na swoje wyznanie. 

– Nie ułatwiasz mi tego – warczał zły.

Potrząsnąłem głową, również się prostując. Poczułem w sobie jakąś dziwną siłę i odwagę. 

– Jako twój kochanek, nie jestem po to by ułatwić ci odejście. Jestem po to byś czuł się kochany.

Oddychał ciężko, patrząc na mnie z taką złością, jakiej jeszcze nigdy przy mnie nie miał.

– Kurwa! – wrzasnął gwałtownie, chwytając mnie za koszulkę i całując gwałtownie.

Tak został ze mną na noc i zostawił rano, bez słowa, łamiąc mi serce. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top