9# Psycholog Jaspis
Obudziłem się w ostatniej chwili i uskoczyłem przed ostrzem, który miał mnie walnąć płaską częścią. Sprawiłoby to, że nic by mi się nie stało, ale byłbym przez jakiś czas nie przytomny i ona mogłaby mnie porwać, bo kiedy spałem, mogłem się obudzić.
Sen pełen myśli tej istoty pomógł mi.
Co za ironia - Dostałem pomoc od wroga?
Wtedy postać zaatakowała ponownie, tym razem już trzymając normalnie ostrze.
Ja uniknąłem pocisku tarczą i wypchnąłem ją przez moją broń z pojazdu.
Gdy nie znajdowaliśmy się już w aucie, tylko na chodniku, uliczna latarnia ukazała lepiej mi tą postać.
Bluebird?! To ona! No jasne... Czerwono- niebieska postać z moich snów!
Poczułem gniew. To ona... Zmienia nasze życie. Przypomina mi o tym, że nie istnieje wieczne szczęście, przysporzyła smutku mojej rodzinie. W imię czego?
Rękę ułożyłem w pięść i wytworzyłem wokół niej różową bańkę w małymi kolcami, po czym zaatakowałem.
Mimo zetknięcia mojej pięści z mieczem, moja ręka nie oberwała, ponieważ bańka wytrzymała ostrze.
Podskoczyłem i dzięki mocy unoszenia się i wolnego lub szybkiego spadania, kopnąłem ją. Zrobiła unik, jednak i tak udało mi się ją zahaczyć. Ona się wywaliła, a ja miałem chwilową przewagę. Nie na długo, bo Bluebird uniknęła moje kolejne uderzenie turlając się. To sprawiło, że walnąłem w ziemię. Moja ręka dzięki bańce, była cała, jednak kolce powłoki utknęły w ziemi.
Zostało to wykorzystane przez czerwono-niebieski klejnot, który wyczarował kolejny miecz i rzucił we mnie. Zasłoniłem się wolną ręką, chcąc w ten sposób przyzwać tarczę, ale nie zdążyłem i miecz wbił się w rękę. Pomimo bólu powstrzymałem, wydobywający się ze mnie krzyk.
Zacisnąłem zęby. Odczarowałem bańkę wyswabadzając rękę, po czym zaatakowałam pięścią wyczarowując kolejną bańkę tym razem bardziej gładką. Użyłem całej mojej siły i walnąłem ją w brzuch. Bluebird poleciała do tyłu i się rozłączyła.
- Było tak blisko! - Krzyknęła Oczko.
- Następnym razem już nam się uda, powiedziała Akwamaryn, po czym wzięła Rubin na ręce i wyczarowała skrzydła.
Wtedy Oczko zaczęła się szarpać i krzyczeć, że jeszcze nie skończyła, na co w odpowiedzi Akwamaryn rozkazała się nie wiercić, a gdy to nie poskutkowało, wyciągnęła swoją różdżkę, unieruchomiła Rubin i odleciała trzymając Oczko różdżką.
Ja zniknąłem bańkę, zacisnąłem zęby i wyrwałem miecz utknięty w dłoni, po czym najszybciej jak mogłem oblizałem dłoń i przyłożyłem ją do chorej ręki.
Moc uzdrawiania wyleczyła mi rękę, a ponieważ moja bluza była i tak już poplamiona krwią, to ją zdiąłem i czystym skrawkiem wytarłem niedawno chorą rękę od krwi.
Nie chcę martwić Connie. A przecież jak miałbym wytłumaczyć jej bluzę w krwi? Zresztą i tak to się nie dopierze. By zatuszować ślady zrobiłem małe ognisko (ze znalezionych na ziemi gałęzi) i spaliłem bluzę.
Nie wiem co mam robić. Bluebird nie odpuści. Wróci i zaatakuje. Moja rodzina przy mnie jest w niebezpieczeństwie... Przeze mnie...
I co ja mam zrobić? Odejść? Wtedy ich zasmucę, a oni będą się bardziej martwić.
Zostać nie zostanę.
Chciałbym o tym z kimś pogadać, ale niestety nie mam z kim...
Zawsze w takich momentach zwierzałem się Connie lub tacie. Teraz już nie mogę...
Czuję się taki samotny...
Connie
Obudziłam się i odkryłam, że męża nie ma w domu. Ostatnio nie jest sobą, więc mnie to nie zdziwiło. Jednak się martwiłam. Nie wiedziałam gdzie jest i kiedy wróci. A najgorszy był powód. Zachowuje się inaczej, nie jest tym kogo znałam. To przypomina mi kiedy odkrywał swoją różową moc, tyle, że jego zachowanie teraz i wtedy też się różniło.
W obu przypadkach nie mówił co go trapi, zamykał się w sobie i tak dalej, tyle, że kiedy miał problemy z mocami, był nerwowy, wybuchowy, z lekka szalony.
W środku było pełno smutku i strachu, goryczy i żalu. Teraz jest inaczej. Jest bardziej spokojny i smutny. Nie kipi złością czy agresją, a bardziej nas unika.
Kiedy w czasie obiadu nie wrócił, zaczęłam się bać, że coś mu się przytrafiło. Może jest u klejnotów?
Po obiedzie wyszłam i udałam się do świątyni. Klejnoty siedziały na plaży. Perła leżała patrząc się w niebo, Ametyst kąpała się w morzu, a Granat rozmawiała z Biks, która im towarzyszyła.
- Hejka. - Przywitałam się.
Wszystkie poza Granat mnie przywitały.
- U Jaspis. - Odrzekła fuzja.
Inne klejnoty popatrzyły na nią zdezorientowane.
- Yhm... Okej... Dzięki? A gdzie ona jest? - Zapytałam.
Gdy Granat mi odpowiedziała, podziękowałam jej ponownie i poszłam do Jaspis.
Steven
- Nie przejmuj się nimi. Pokonałeś mnie. Mnie! A mnie pokonać nikt nie potrafił. - Stwierdziła Jaspis.
- Tylko, że tu nie chodzi o mnie. Ja ją pokonam, ale co z rodziną? - Zapytałem sfrustrowany.
- Rodzina, rodzina. Ciągle tylko o niej gadasz. Jak zwykle to twój słaby punkt. Patrz na mnie. Jestem samotnym wilkiem! Ale mnie to nie obchodzi! Jestem samodzielna i wolna. I nie muszę się martwić o jakąś rodzinę. - Skomentował klejnot.
- Nigdy nie opuszczę rodziny. - Odparłem stanowczym głosem.
- Jeśli tak się martwisz rodziną, bo boisz się małego wypierdka to według mnie masz do wyboru trzy rzeczy: stchórzyć jak małe dzidzi i wyjechać gdzieś i się schować, zostać tym, no jak wy to nazywacie... Kurczakiem i się poddać lub ruszyć dupsko i walczyć. - Poradziła dość... Em... dziwnie Jaspis.
- Sam nie wiem Jasp, jak się schowamy to mnie znajdą. - Zacząłem rozważać.
- Ty sobie żartujesz? Naprawdę rozważasz tę opcję?! No nie wierzę! - Krzyknęła załamana.
- No to akurat dość głupkowata opcja. - Poparłem.
- Wreszcie dotarło. - Skomentowała.
- To chyba najlepszym rozwiązaniem będzie oddać się w ręce Bluebird... - Dokończyłem.
Jaspis na moje słowa strzeliła Facepalma, a po chwili zaczęła mnie potrząsać.
- Nie możesz się poddać! Oszalałeś?! Ty nie poddawałeś się żeby ratować te chwasty... - zaczęła, ale jej przerwałem.
- To są dęby. - Poprawiłem.
- Ugh... Nie ważne. Tak czy inaczej, nie poddawałeś się w takich błahostkach, a chcesz się poddać teraz? - Zapytała.
- Nie... Ale co ja mam zrobić? - Odpowiedziałem.
- Już ci mówiłam! Pozostała ci trzecia opcja, walczyć. Zanim będzie za późno. - Przypomniał klejnot.
- Nie dam rady. Bluebird pokonam, ale samą. A ona ma jeszcze do pomocy jakąś zieloną postać, której nie znam i nie wiem co potrafi, jakiś hałas, który mi ciągle przeszkadza, i resztę Diamentów. Jestem pewien, że jakoś ich wykorzysta. Albo jako mój słaby punkt albo jakoś zrobiła, że są przeciwko mnie. - Stwierdziłem.
- Co ty... Wystarczy, że zrobisz się bardziej klejnotowaty i przestaniesz tchórzyć. - Poradziła.
- Klejnotowaty? - Zapytałem nie rozumiejąc.
- No taki, jaki byłeś wtedy, gdy mnie rozbiłeś. - Powiedziała o dziwo bardzo swobodnie.
Ja jednak od razu posmutniałem.
- Pokonałeś ją nie będąc w tej mocy. A nie dość, że była fuzją, to ty w porównaniu do niej, starałeś się być cicho i pokonać ją nie raniąc. Więc z tą mocą Ci się uda. - Przypomniała.
- Tylko, że jak bym miał to zrobić w tajemnicy? Podczas wczorajszej walki, rękę wyleczyłem, ale potem było ciężko ukryć krew. Musiałem wyrzucić moją bluzę. A to była tylko jedna postać. Nie chcę sobie nawet wyobrażać, jak to by wyglądało z paroma. - Odparłem.
- Steven? - Zapytał żeński głos, na którego dźwięk aż mi serce podskoczyło.
___________________________________________
Ciąg dalszy nastąpi!
Chyba za bardzo nie mam co tu dodać.
Ktoś się spodziewał, że to będzie Bluebird? Chociaż raczej powinnam zapytać kto się nie spodziewał XD
Bo to akurat było raczej dosyć oczywiste.
Ale zobaczymy czy was później czymś nie zaskoczę, kto wie?
Musiałam po prostu dać taki tytuł XD
Nie wiem czy nie pasowałoby lepiej ,,Doradca Jaspis" albo ,,Nauczyciel Jaspis" czy ,,Jaspis i jej rady", ale ten tytuł najlepiej brzmi i trochę pasuje, może nie jak słowo doradca, ale chyba jest okej.
Podobał się opis walki? Coś dopracować następnym razem? Ogólnie w moich poprzednich książkach mało było opisanej walki, a brało się to stąd, że po prostu nie umiałam tego robić. Postanowiłam to jednak zmienić, bo opis taki powinien jednak być i wiem, że jeszcze nie jest to idealne, ale mam nadzieję, że może być. Co myślicie?
Słów: 1268
Next: w poniedziałek
Bye!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top