6# Niebieska

Wyszliśmy z pokoju na śniadanie.

Usiadłem koło Ametyst i dyskretnie chwyciłem ją za rękę pod stołem.

Po chwili do nas i do mamy dołączył tata.

- Cześć - Powiedział ojciec i usiadł koło swej żony.

                           Ametyst

Do naszego zbiorowiska jako ostatnia dołączyła Jessica, która podobno była zajęta nauką.

Zaczęliśmy jeść.

Connie zaczęła rozmowę o tym jak było, jak się spało, jakie plany i tak dalej. Po chwili nad stołem rozległ się gwar rozmów.

Jessica opowiadała o swoich planach na przyszłość. Miała wszystko zaplanowane przez co bardzo przypominała mi Connie. Nick powiedział, że nie ma żadnych planów i woli podejmować decyzje spontanicznie. Ja już dawno opowiadałam o tym, że chcę pomagać innym odkryć ich samych. Connie planuje nauczać walk na miecze w wolnym czasie, ponieważ uważa, że warto umieć się bronić.

- A ty Steven? - Zapytała jego żona.

- Yhm... Co? - Odpowiedziała lekko nieobecna zapytana osoba.

Od kiedy Steven przyszedł na śniadanie, od razu zauważyłam, że jest coś nie tak. Był bardziej nieobecny, chodził zamyślony...

Na pewno to nic takiego, prawda?

- Tak, Tak. Po prostu się zamyśliłem. - Oznajmił Steven wytrącając mnie z zamyślenia.

                            Steven

- A ty Steven? - Zapytała w pewnym momencie ukochana.

Jakie było pytanie?

- Yhm... Co? - Odpowiedziałem lekko zmieszany z powodu tego, że nie uważałem.

- Gadamy o planach na przyszłość. Zapytałam cię o twoich. Steven czy wszystko dobrze?

Można było to przewidzieć, że zacznie się martwić. Żeby nie zamartwiała się nie potrzebnie postanowiłem jej odpowiedzieć.

- Tak, Tak. Po prostu się zamyśliłem. - Powiedziałem czym prędzej.

Powodem, który powodował moje zamyślenie był sen i dźwięk z tej nocy. Wciąż nie mogłem zapomnieć o hałasie, który z jednej strony był najgorszym co kiedykolwiek słyszałem, z drugiej jednak czułem jak mnie do tego ciągnie, co było dziwne.

A sen? Z jednej strony był niczym. Ale chyba z jakiegoś powodu mi się śnił, nie?

Przynajmniej tak to czuję.

Postanowiłem nie przejmować się tym i dołączyłem do rozmowy.

                            Connie

Moment śniadania nie był najlepszy. Ja starałam się zacząć rozmowę. Jessica od razu się otworzyła i było dobrze.

Niestety tylko ona.

Ametyst i Nick także odpowiadali na pytania, jednak co chwilę patrzyli na siebie albo gdzieś w dal.
Nie nawiązywali kontaktu wzrokowego ani ze mną, ani z Jessicą czy Stevenem.

Nie, żeby mogli, bo mąż także był dzisiaj jakiś nieobecny i jego wzrok kierował się albo w stół i jedzenie albo w ścianę. Nawet nie słuchał o czym mówiliśmy. Zaczynałam się martwić, bo zazwyczaj zawsze był rozgadany, wesoły i obecny.

Jednak zapewniał mnie, że wszystko okej. Tak samo potem, gdy po zjedzonym śniadaniu zostaliśmy tylko my.

- Naprawdę, jest okej. Nic się nie dzieje. Serio. Nie musisz się martwić. - Przekonywał.

Westchnęłam, ale postanowiłam odpuścić. Każdy miewa złe dni i na pewno jutro będzie lepiej.

Ponieważ jednak moja troska o rodzinę nie dawała mi spokoju, postanowiłam porozmawiać z Ametyst o zachowaniu Stevena.

Fioletowy klejnot przebywał w pokoju Nicka, więc podeszłam do drzwi i weszłam.

Kiedy to zrobiłam dwójka wspomnianych odskoczyli jak poparzeni i po chwili jedno zaczęło wpatrywać się w bok, drugie w podłogę, by po chwili popatrzeć na mnie i się przywitać.

Ta dwójka bardzo dziwnie się zachowywała i coś czułam, że Ametyst mi nie pomoże, więc na wymówkę zapytałam czy już są głodni i, czy może czegoś potrzebują.
Gdy dostałam przeczącą odpowiedź, wycofałam się.

                            Steven

Reszta dnia minęła zwyczajnie. Nie słyszałem żadnych dźwięków. Zaczynałem się zastanawiać czy mi się przypadkiem nie wydawało. No bo jak koszmarne ala skrzypienie może kogoś przyciągać?

Uznałem to jako prawdę, jednak dalej czułem się nieswojo. Może i ten dzwonek pojawił się ze zmęczenia, ale sen już był prawdziwy.

Jednak stwierdziłem, że tej nocy pewnie nic mi się nie przyśni, więc położyłem się spać u boku mej ukochanej żony.

                                  ~~~

- Nie mogę się doczekać! Jak ja się cieszę! Może zagram z nią w berka, a może w chowanego. A może ma jakieś gry? Tak wiele możliwości! I co mam wziąć? Może wezmę wszystkie moje gry? - Nawijała rozentuzjazmowana Spinel.

- A ty nie masz przypadkiem cały pokój gier? Jak ty chcesz je wszystkie wziąć? - Zauważyła Żółta.

- Zmieszczą się w moim klejnocie. Nie mogę się doczekać! - Stwierdził wesoło różowy klejnot.

- A ty nie miałaś przypadkiem spotkać się z nią za dwie minuty? - Przypomniałem.

- Faktycznie? To lecę, pa! - Pożegnała się Spinel po czym wybiegła do koleżanki.

Nastąpiła chwila ciszy.

- Dopiero co poszła, a już jest nudno. - Skomentowała Żółta.

- Czy ona nie może się przyjaźnić tylko z nami? Po co jej Morganit?! - Zaczęła użalać się Biała.

- Przyjaźń sprawia jej radość. Poza tym, pamiętacie słowa Stevena? Przywłaszczanie sobie klejnotów i traktowanie ich jak sługów jest złe. - Przypomniałem.

Wtedy zrozumiałem, że jest coś nie tak. Spojrzałem dyskretnie na ręce, które okazały się niebieskie. Byłem Niebieską!
Chciałem się ruszyć, uciec czy cokolwiek, ale nie mogłem. Widowisko trwało nadal, a ja poza oglądaniem go zastanawiałem się co w zasadzie widzę. Czyżby to były wspomnienia Niebieskiej?

Pozostałe Diamenty w tym pokoju tylko mruknęły cicho pod nosem, przyznając mi rację.

- W sumie... Jeśli Spinel tak bardzo zachwala wielkość wielu przyjaźni, to może i ja spróbuję? W końcu poza wami, Spinel, Connie i Różowej z nikim się nie zadaję. Tak, chyba tak zrobię. Do później! - Pożegnałem się i wyszedłem.

Szedłem rozkoszując się widokami i zastanawiając się od czego zacząć.
Rozglądałem się na wiele stron, jednak nie byłem w stanie do kogokolwiek się odezwać.
Niektórzy nie zwracali na mnie uwagi i nie próbowali nawiązać ze mną kontaktu, niektórzy uciekali ode mnie. Byli też tacy, którzy salutowali mi albo ci, którzy nie wiedzieli jak się zachować i kłaniali się lub kiwali głowami.

Minąłem ludzi i klejnoty, i wszedłem w stare przedszkole w nadziei, że kogoś tam znajdę. Kiedy jednak nikogo nie spotkałem, postanowiłem wracać. Wtedy nagle usłyszałem dziwny, przeraźliwy dźwięk.

Obudziłem się cały spocony. Przez dłuższą chwilę uspokajałem oddech.

Co to było? Wspomnienie?
I znowu pojawił się ten dźwięk, tyle że...
Poprzednim razem dźwięk mnie obudził, ale teraz słyszałem go tylko w śnie.

Po tym przez jakiś czas nie mogłem zasnąć. Przez ten koszmarny sen byłem rozbudzony, ale z drugiej strony także zmęczony.

Aż w pewnym momencie rozległ się dźwięk.

Zakryłem uszy modląc się w duchu, by ten hałas się skończył.

Tak jak poprzednim razem, był okropny, ale przyciągał.

Bałem się, że nie wytrzymam i tam pójdę.
Ale nie mogę. Rodzina mnie potrzebuje.

Po chwili dźwięk ustał, a ja około godzinę później przysnąłem.

___________________________________________

Ciąg dalszy nastąpi!

Słów: 1044

Next: jutro

Co tu dużo mówić,
Bye!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top