4# Dziwny Sen
- Jak to zaginęły?! One są przecież wielkie! - Zapytałem zdziwiony.
- Może ktoś je porwał. - Zastanawiała się Ametyst.
- To nie ma sensu. Nikt nie dałby rady ich porwać. Są o wiele większe od innych klejnotów, a co za tym idzie, ciężkie. - Zauważyła Spinel.
- Czyli tak. Zaginęły wszystkie Diamenty z wyjątkiem Stevena. Nikt poza nimi nie zaginął. Widziałaś coś może? - Zapytała Perła zwracając się do różowego klejnotu.
- Nie. Kiedy byłam rano jeszcze były, potem poszłam do koleżanki, a gdy wróciłam już ich nie było. Do teraz nie wróciły, a minął dzień. - Wyjaśniła zapytana.
Byliśmy w kropce. Nie wiedzieliśmy co się z nimi stało, nie mieliśmy żadnych śladów i nie wiele poszlak.
Ponieważ musiałem wracać do domu, Perła postanowiła mnie odprowadzić, a do niej dołączyła Ametyst i Granat. Mimo nalegań, że wcale nie muszą, nie odpuściły mi.
Kiedy wróciliśmy, Jessica i Connie przywitały się grzecznie ze wszystkimi, a mnie przytuliły.
Nick wydukał ciche siema i zaprowadził Ametyst do pokoju.
- Jessica, możesz na chwilę pójść do brata, żeby go przypilnować? - Zapytałem.
- Oczywiście - Odpowiedziała, wiedząc, że prawdziwy powód tej prośby jest inny, po czym grzecznie dołączyła do tamtej dwójki.
- O co chodzi? - Zapytała Connie również dobrze zdając sobie sprawę z tego, że powód wygonienia córki był inny.
Przeszliśmy do naszego pokoju i powiedzieliśmy jej o wszystkim.
Po chwili Granat i Perła musiały się zbierać.
- Connie, przypilnuj Stevena - Powiedziała krótko Granat.
- Co? - Zapytała zdezorientowana tak samo jak ja Connie.
- Zaginęły tylko Diamenty z wyjątkiem Stevena. Nie wiadomo czy nie jest przypadkiem także w niebezpieczeństwie.
Najlepiej jeśli Steven będzie miał cały czas towarzystwo choć jednej osoby. - Wyjaśniła Perła.
- Nie musisz się martwić Perło, nic mi nie będzie. Nawet jeśli faktycznie ktoś będzie chciał mnie porwać, to mu się nie uda. - Stwierdziłem.
- Diamenty nie dały rady, a są potężniejsze od ciebie. - Zauważyła fuzja.
Wszyscy wiedzieliśmy, że nie było to do końca prawdą. Będąc w różowym stanie, byłem tak samo silny jak one.
Jednak twierdzenie Granat nie odbiegało daleko od prawdy biorąc pod uwagę fakt, że nie używam tej mocy, a ostatni raz kiedy ją użyłem był moment tuż przed zmianą w potwora. Stwierdziłem, że jest zbyt potężna i niebezpieczna, i obiecałem sobie, że jej nie użyję. Connie nie popierała mojej decyzji, na moje argumenty, że tą mocą mogę zranić moich bliskich, odpowiadała, że ona wie, że nigdy ich nie skrzywdzę, ale i tak mnie wspierała.
2 dni później
Minęły dwa dni. Klejnoty poszukują Diamenty i, o ile jest, sprawcy. Za "Klejnoty" mam na myśli Granat, Perłę, Bizmut, Perydot i Lapis. Ametyst z początku także towarzyszyła, ale potem stwierdziła, że to nie ma sensu, bo szukają igły w stogu siana i czas spędzała z moim synem i czasem z córką, gdy ona nie miała swoich zajęć lub nie była w bibliotece czy z koleżankami.
Ja chciałem dołączyć do klejnotów, ale one mi nie pozwoliły. Stwierdziły, że już jestem w niebezpieczeństwie, a będę jeszcze w większym, jeśli do nich dołączę. Mimo tłumaczenia, że kiedyś byłem w olbrzymim niebezpieczeństwie, gdy Diamenty były złe, nie zgodziły się.
Connie została ze mną chcąc mnie wspierać i pilnować.
~~~
Było późno. Dzieci już spały, a ja obejmowałem moją ukochaną żonę.
Po jakimś czasie poszliśmy spać.
~~~
Stałem jak słup wypróty z emocji. Nic nie czułem. Ani smutku, ani radości. Otaczały mnie przerażająco białe ściany. W oczy raziła też pustka w pokoju. Jednak to mi nie przeszkadzało. Mimo, że się nie ruszałem, byłem w stanie dostrzec, że jestem wysoką postacią, co znaczyło, że pokój był wyjątkowo wielki.
Nic się nie działo. Niczego poza tym nie widziałem, niczego nie słyszałem, nic nie czułem, nic nie wiedziałem, o niczym nie myślałem.
Po prostu trwałem.
Skąd tu się znalazłem, jak długo będę i o co chodzi? Nie wiedziałem i to mi nie przeszkadzało.
Cisza była niezręczna, upiorna, ale ja nie próbowałem jej przerwać. Jednak ostatecznie została przerwana przez przeraźliwy, niezwykle głośny dźwięk.
Chciałem zakryć uszy dłońmi, ale nie mogłem.
Obudziłem się w środku nocy i szybko zakryłem uszy. Mimo faktu, że się obudziłem, wciąż słyszałem ten dźwięk.
Co to za hałas, skąd on się wziął?!
Spojrzałem na Connie, która spała jak zabita.
Jak to możliwe, że tego nie słyszy?
Dźwięk kusił, przyzywał mnie. Pragnąłem podejść do źródła, mimo, że nie jest to przyjemny dźwięk. Mógłbym tam pójść w piżamie, nie obchodziło mnie to.
Usiadłem. Wstałem, zrobiłem krok i... Zatrzymałem się.
Zakryłem dłonią uszy i ostatnią siłą woli usiadłem na łóżku. Przytuliłem się delikatnie do Connie. Objąłem ją tak, że ona się nie obudziła, a mi pomogło o czymś myśleć. O mojej pięknej żonie.
Dźwięk mnie nie obchodzi, nie wezwie. Nie pozwolę.
Po chwili ucichł, a ja odetchnąłem.
Przez jakiś czas nie mogłem zasnąć pamiętając o dźwięku, a w szczególności o śnie.
Śnie, który był niczym, ale jednocześnie miałem wrażenie, że wszystkim.
Mimo, że niczego nie mogłem wywnioskować o tym śnie, to czułem jego bliskość. Czułem przywiązanie. Czyżby to był sen kogoś? Albo myśli?
Starając się o tym zapomnieć, zasnąłem.
___________________________________________
Ciąg dalszy nastąpi.
Tym razem trochę krótsze, sorki.
Musiałam tak zrobić. Nie chodzi, że na złość tylko po prostu w następnym rozdziale rozwiniemy sobie inny wątek.
Ale w sumie sami zobaczycie ^^
Słów: 846
Next: w poniedziałek
Bye!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top