3# Zaginięcie?

Po chwili jednak nie wytrzymałam i zaczęłam płakać.

- Yhm... Jessica? Czy wszystko dobrze? To, że ja mam moce, nie oznacza, że ty też musisz je mieć... - Odpowiedział zdezorientowany brat.

- Wiem, ale teraz nie o to chodzi - Odpowiedziałam, nie mogąc powstrzymać łez, a po chwili i śmiechu.

Nick był zdezorientowany jeszcze bardziej.

Gdy już się uspokoiłam, wyjaśniłam mu powód śmiechu.

- Nigdy nie widziałam, żeby ktokolwiek cieszył się z tego, że ktoś umie wytworzyć bańkę - skomentowałam.

- Ej! To nie o to chodziło! Nie cieszę się z tego, że zrobiłem bańkę! - stwierdził.

- A z czego? - skomentowałam, po czym nastąpiła chwila przerwy.

- No dobra, ale nie o to tu chodziło.
Owszem cieszyłem się, że wytworzyłem bańkę, ale nie z powodu bańki, a tego, że odziedziczyłem jakimś cudem wszystkie moce! - stwierdził.

- To, że wyczarowałeś banki nie oznacza, że masz je wszystkie. - Zauważyłam, na co on przypomniał o umiejętności leczeniu.

Po chwili zachęcił mnie, bym spróbowała z nim zrobić coś magicznego.
Mimo, że wciąż byłam zasmucona i przerażona informacją o mocy, postanowiłam spróbować po namowie Nicka, że będę mogła wybadać te moce.

Nie wychodziło to nam najlepiej.
Prawie od razu udało mi się wytworzyć bańkę, jednak potem przez dwie godziny nic nam nie wychodziło.

Po trzech godzinach od ostatniego razu użycia mocy, mój brat podszedł do biurka z zamiarem podniesienia go, gdyż nasz tata ma wielką siłę. Wątpiłam w to, że się mu uda, jednak dał radę.

Mi po jakimś czasie udało się zrobić tarczę. Nie pytajcie jak, bo sama nie wiem.

Postanowiłam powiedzieć o odkryciu rodzicom, jednak brat zaczął błagać o zachowanie tego w tajemnicy. Nie byłam zadowolona z tego pomysłu, ponieważ to ważna sprawa, a Nick traktował to jako zabawę, jednak ostatecznie uległam.

Przez parę dni ćwiczyliśmy nasze zdolności w tajemnicy.
Okazało się, że odziedziczyliśmy moc baniek ( i tych ochronnych i ten, którym Steven kiedyś odsyłał klejnoty), tarczę, moc leczenia, moc roślin, unoszenie i siłę.

Udało nam się nawet wejść do lewka, kiedy taty nie było w domu. Jednak za krótko tam nie posiedzieliśmy, mimo, że było tam według mnie pięknie (dla brata nudno), ponieważ nie mogliśmy tam oddychać.

Co do umiejętności fuzji, nie za bardzo mieliśmy jak to wypróbować. Odstraszała nas próba złączenia się razem, już wystarczy, że jesteśmy bliźniakami.
A innych do tego nie mieliśmy.

Jednak najwyraźniej nie potrafimy wszystkiego. Mimo, że wiele razy próbowaliśmy, nie byliśmy w stanie zmienić kształtu czy wejść do pokoiku ojca. Co do zmiany formy przyczyną mogło być to, że byliśmy zdecydowanie bardziej organiczni od taty, a co do pokoju w świątyni, to klejnot go aktywował.

Nick był zawiedziony, ponieważ według niego to były jedne z najlepszych jego mocy. Ja się jednak tym nie przejęłam. Nie chciałam zmieniać kształtu, ta moc zawsze mnie trochę przerażała. Co do pokoju, to cóż. Fajnie by było, ale trudno.
Obejdę się.

Poza tym mieliśmy ograniczenia.
Nie mogliśmy używać mocy zbyt często.
Na początku okres wynosił z trzy godziny, jednak potem odkryłam, że okres ten zmniejsza się, gdy jesteśmy w tym lepsi.
Obliczyłam, że prawdopodobnie dojdzie do tego, że będziemy mogli użyć mocy parę razy bez limitu odstępu czasowego na dzień.

Pewnego dnia tata zawołał nas na obiad.
Mimo, że mieliśmy na obiad brokułową, to Nick nie narzekał na brak mięsa.

Było to spowodowane tym, że to była jedna z jego ulubionych dań, a po drugie, miał dobry nastrój.

Przy stole panowała cisza, którą ostatecznie przerwał tata.

- Jutro idziemy zobaczyć się z Diamentami. - zaczął.

- Aha i niech zgadnę, mamy zostać w domu, i nie narozrabiać?- Skomentował w odpowiedzi mój bliźniak.

To nie było dla nas zaskoczenie.
Tata, mimo, że ma jeszcze lekki uraz do tej trójki, to jednak czasem ich widuje.
Uważa, że one także są członkami rodziny i w sumie nie są takie złe.
Mama z kolei popiera to postępowanie i zawsze podkreśla, że rodzina jest najważniejsza.
Jednak pomimo tego, póki co, nam nigdy nie pozwalano z nimi iść. Uważali, że jesteśmy zbyt krusi i bezbronni, więc Diamenty mogą zrobić nam krzywdę nawet nie specjalnie.
Nie pomogło przekonywanie, że oboje też są krusi, a ja umiem walczyć.

- W zasadzie... Postanowiliśmy was wziąć ze sobą - Poinformował ojciec.

- Że co? Serio?! - Wykrzyknął szczęśliwy Nick.

- Nie jesteście już tacy mali, Diamenty też stały się bardziej delikatne. Zresztą one chcą was poznać jak i wy ich, a poza tym jesteście rodziną. - Wyjaśniła mama.

- Juhu! - Wykrzyknął Nick i podskoczył.

Na jego nieszczęście, przez przypadek uaktywnił moc i walnął w sufit, a potem wolno zaczął opadać.

Zapewne nabił sobie guza, ale poza tym chyba nic mu się nie stało.
Jednak rodzice byli zdziwieni.

- Brawo, Einsteinie! - Skomentowałam.

- Co? Jednak odziedziczyliście po mnie moce?! Od jak dawna i jak?! - Zapytał zaskoczony tata.

Steven

Byłem w szoku, a jednocześnie byłem przerażony. Dzieci odziedziczyły moc po mnie.
Wyszedłem do pokoju, jednak nie siedziałem samotnie zbyt długo, bo po chwili weszła moja żona i mnie przytuliła.

- Wszystko będzie dobrze. - Pocieszała.

- A jeśli nie? A jeśli zrobią sobie krzywdę? Co jeśli odkryją resztę moich mocy? - Zapytałem.

- Spokojnie. Przecież o niczym nie wiedzą.
Jak mieliby do tego dojść? Nikt nigdy nie wspomniał im o twojej różowej mocy, włączającej się przy silnym gniewie, nienawiści czy stresu. Nie wiedzą także o mocach, które najczęściej są używane kiedy jesteś różowy jak szybkość, latanie, transmisja emocji i snów w urządzeniach, inny wygląd, moc destrukcji (za pomocą tupnięcia czy krzyku), puchnięcie, nie wiedzą o zmianie w potwora. Ani nawet o bańkach i ścianach w romby i ich kolcach. Ani o wskrzeszeniach, które nie były w różowych stanach - Zauważyła.

- A jeśli ktoś im to powie? - Zapytałem.

- Nie powie. Założę się, że nie wiedzą nawet o twojej aurze czy snach pozwalających na komunikowaniu się z innymi, wizjami z życia twej matki czy wchodzeniu do czyiś umysłów. A przecież to nie jest tajemnicą. Poza tym spójrz na to z innej strony, jeśli opanują moc, to będą mniej bezbronni. Może i Jessica umie walczyć, ale moce nie zaszkodzą, a Nick przecież nie zna żadnych sztuk walki. - Przypomniała.

Ona zawsze potrafiła mnie pocieszyć.
Zdecydowaliśmy, że będę uczył dzieci opanować ich moce.
Znam je przecież doskonale.
  
                               ~~~
                          
Spinel

Wracałam w podskokach do domu od mojej jednej z najlepszych przyjaciółek - Morganit. Nie mogłam się doczekać zabawy z Diamentami! Może Biała znowu mi pozwoli sobą pokierować, a Niebieska zrobi mi chmurkę. I co tym razem mi zrobi Żółta? Może wielkie stopy! Byłabym wtedy Wielką Stopą!
Na ten pomysł cichutko się zaśmiałam. Byłam wesoła i podekscytowana.

Jednak uśmiech zszedł mi z twarzy, gdy wróciłam do domu i zorientowałam się, że nikogo nie ma.

Od razu pobiegłam ich poszukać. Może gdzieś wyszli? Jednak mimo ich wielkich postur nie udało mi się ich odnaleźć.

Zestresowana poszłam na komisariat klejnotowy, gdzie przywitał mnie poważny Rubin i Ametyst opierająca się o ścianę i spoglądająca w podłogę i na swoje długie nogi.

- W czym mogę pomóc? - Zapytał mnie czerwony.

- Chciałabym zgłosić zaginięcie! - powiedziałam przestraszona.

- Imię i nazwisko zaginionej osoby, gdzie pani ją widziała ostatni raz oraz ile minęło czasu od ostatniego spotkania.  - Zapytał formalnie Rubin.

- Diamenty, w ich domu, sześć godzin. - Powiedziałam.

- Przykro mi, ale zaginięcie można składać dopiero po dwudziestu czterech godzinach. - Skomentował niski.

- Co?! Ty sobie żartujesz! Zaginęły bardzo ważne osoby! Niegdyś twoje władczynie, a ty tak do tego podchodzisz?! Co jeśli dzieje się im krzywda?! - Wykrzyknęłam.

Rubin zmienił wyraz twarzy na łagodny i współczujący i wyciągnął rękę po długopis.

- Czekaj! - Odezwała się Ametyst, która się wyprostowała.

On cofnął rękę i odwrócił się do niej.

- Oszalałeś? Minęło dopiero sześć godzin. Jasno powiedziałeś, że zapisujemy po dwudziestu czterech. - Skomentowała.

- Ale przecież co jeśli już teraz dzieje się im krzywda? - Skomentował Rubin.

- Nie dzieje. Przecież mogli pójść po kogoś. - Stwierdziła.

- A skąd możesz to wiedzieć! Jesteś chyba szalona i chora! Ktoś cię prosi o pomoc, a ty nawet nie spróbujesz!- Powiedziałam wkurzona.

- Raczej ty jesteś chora! To nie jest już pierwszy raz, gdy zgłaszasz coś do nas.
Kiedyś zgłosiłaś kradzież łyżki! Uważałaś, że złodziej ukradł Ci pozytywkę, a potem okazało się, że masz ją w domu! Chyba nie muszę wspominać o sprawie z morderstwem mrówki czy twierdzeniem, że ktoś włamał się do domu, bo słyszałaś hałasy, a potem okazało się, że to tylko burza. - Wypomniała.

- Na moje usprawiedliwienie, łyżka się nie znalazła! - Skomentowałam, na co Ametyst przybiła facepalma.

Rubin przekonana zamknęła notatnik.

Zawiedziona wróciłam do domu i po równych, co do sekundy dwudziestu czterech godzinach, zgłosiłam zaginięcie.

                             
Steven

Pół przytomny się ubrałem. O około szóstej, obudził mnie telefon od klejnotów z prośbą o natychmiastowe zjawienie się w świątyni.

Kiedy przybyłem, klejnoty siedziały wraz ze Spinel. Miny miały nietęgie.

- Co się stało? - Zapytałem z cieniem strachu.

- Diamenty... Zaginęły... - Odpowiedziała mi poważnie Granat.

___________________________________________

Ciąg dalszy nastąpi!

Słów: 1476

Next: jutro

Jak myślicie, gdzie są Diamenty?

Taka ciekawostka: kiedyś miałam pomysł na inne fanfiction z tego uniwersum, ale ta historia nie powstanie, ze względu na klejnoty, które pojawiły się w serialu (Akwamaryn, Spinel) (wymyśliłam to przed, a te klejnoty miały inne moce). No i jedną z bohaterek była właśnie Morganit (stąd przyjaciółkę Spinel nazwałam Morganit 😉)

To chyba tyle,
Do jutra!
Bye!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top