23# Spotkanie


Steven

Teraz już wiedziałem jak porwano klejnoty. One były dość przygotowane i może by wygrały gdyby nie to, że nie znały pewnej umiejętności zielonego klejnotu.

Moc wydawała mi się dziwnie znajoma, jednak teraz jak na złość nie mogłem sobie przypomnieć.

Obudziłem się nad ranem.

Zapytam o to Connie.

Odwróciłem się, ale nie było jej w łóżku. Jednak nie zacząłem panikować, myśląc, że po prostu wstała wcześniej i robi śniadanie. Ale gdy wyszedłem i jej nie dostrzegłem, panika zaczęła narastać.

Może jest w pokoju wraz z Jessicą? Tylko tego nie sprawdziłem.

Wszedłem, jednak dostrzegłem pustkę. Nikogo tam nie było...

Nie ma ich! Oni też porwani! I co z nimi się stało?! Czy jeszcze żyją? Nie, nie mogę ich stracić! To wszystko moja wina...

Nie... To nie moja wina... To wina Bluebird!

- To twoja wina Bluebird! Jak mogłaś! - Wrzasnąłem wyzwalając przypadkowo moją destrukcyjną moc.

Cały dom zaczął pękać. Ten pokój był bardzo zniszczony, ale reszta była w dość dobrym stanie.

Spojrzałem z paniką i złością na rozstrzaskany pokój i spojrzałem na swe dłonie. Były różowe!

Przestraszyłem się wyłączając moją różową moc.

Obiecałem sobie, że już nigdy jej nie użyję! Nie po tym co się stało poprzednim razem! A jednak złamałem obietnicę, użyłem jej! Nie!
To wydarzyło się pierwszy raz od wielu lat. Ostatni raz był zanim zmieniłem się w różowego potwora, a potem jej już nie używałem. Nigdy też nie odczuwałem tak silnych emocji, tak silnego gniewu, aż do teraz.

Byłem w kropce, ponieważ nie mogłem nie czuć gniewu, smutku i strachu o bliskich, ale przez ich nadmiar mogłem znowu pozwolić tej mocy mną zawładnąć. Nie mogę jej na to pozwolić! Nie potrzebuję jej!

Ale teraz to nieważne! Muszę znaleźć ich i odzyskać! Tylko, gdzie? Szukanie zajmie mi trochę czasu. Chyba, że...

Czym prędzej położyłem się spać. Może innym wydałoby się to głupie i dziwne.
Właśnie całą moją rodzinę porwali, a ja idę spać.

Tyle, że ja dzięki spaniu miałem zamiar połączyć się z Bluebird.

- Bluebird! Słyszysz mnie! Na pewno tak! Powiedz mi, gdzie jesteście! - Wykrzyknąłem.

Oczekiwana postać pojawiła się uśmiechnięta przede mną.

- A czemu miałabym Ci to zdradzić? - Zapytała dalej się szczerząc.

- Bo oni ciebie nie obchodzą. Nie chcesz się zemścić na nich tylko na mnie. Proszę, nie mieszaj ich w to. - Powiedziałem.

Ona nie wyglądała na przekonaną.

- Załatwmy to między sobą! A może się boisz? Tchórzysz?! - Zapytałem niegrzecznie.

Nie chciałem być nie miły i ciążyło mi poczucie winy, jednak wiedziałem, że robię dobrze. Musiałem ich odzyskać. Nie wiem jak, ale to zrobię. Zrobię wszystko, nawet będę wredny jeśli będzie trzeba, bo nic nie jest ważniejsze niż rodzina.

Ona w odpowiedzi zaśmiała się głośno.

- Ja? Bać się?! To ty powinieneś się bać. Już wygrałam! A ty przegrałeś. Zostałeś sam. Już nie dasz rady mnie pokonać. To moja zemsta! Coś gorszego dla Ciebie niż śmierć. - Skomentowała i się oddaliła.

Obudziłem się i byłem bliski płaczu. Jak ja ich teraz znajdę?!

Chyba, że... Tam byli także ludzie. Ich nie mogli pozbawić formy, a nawet jeśli są nieprzytomni, to niektóre klejnoty mogły już wrócić! Może z nimi się połączę!

Położyłem się i po chwili zobaczyłem wyimaginowany kosmos, a także siebie leżącego w łóżku. Tylko, jak ja mam ich znaleźć?

- Connie! - krzyknąłem, a na dźwięk imienia, jedna z gwiazd zaczęła mocniej świecić. "Popłynąłem" w tamtą stronę.

Gdy byłem już bliżej zobaczyłem segmenty postaci, a na nich stały lub siedziały obudzone osoby.
Aktywne były Lapis, Perydot, Bizmut, Ametyst, Rubin, Greg i Nick.
Biksbit, Perła i Szafir dalej tkwiły w swoim klejnocie, a Jessica i Connie były nieprzytomne.
Biała Diament natomiast, niby była aktywna, ale nieobecna.

Nie zaskoczyło mnie to jakoś szczególnie. Minęło dopiero kilka godzin, więc dziewczyny jeszcze nie zdążyły się ocknąć, a Perła potrzebuje więcej czasu, by wrócić. Rzadko widziałem, żeby Szafir
traciła formę, chyba wydarzyło się to tylko trzy razy, z czego w pierwszym razie nie byłem w stanie ustalić ile czasu jej to zajęło, za drugim razem, razem z innymi oberwała od Żółtej Diament i miała problem z powrotem. Za trzecim razem Spinel pozbawiła ją formy, ale nie wiadomo czy jej późniejszy stan nie miał wpływu na czas powrotu. O Biksbit wiedziałem jeszcze mniej, ale wydawało mi się, że też podobnie.

Miałem zamiar zapytać Connie, ale nie mogłem, więc postanowiłem skontaktować się z Nickiem.

Dotknąłem jego hologramowej postaci.

- Nick! Gdzie jesteście?! - Zapytałem.

On mnie dostrzegł, co mnie zaskoczyło, ponieważ nikt mnie nie widział, a potrafił jedynie słyszeć.

- Tata? Co to za miejsce? - Zapytał zaskoczony rozglądając się wokół.

Usiadł i przymknął oczy, a za chwilę także odłączył się od ciała.

- Ciężko mi to nazwać. Miejsce myśli wszystkich ludzi? Nigdy tego nie nazywałem. - Odparłem.

- Jessice by się to miejsce spodobało.- Skomentował syn.

- Tak, ale nie czas teraz na takie rozmyślania. Gdzie jesteście? - Zapytałem.

Nick nie znał nazwy tego miejsca ani ulicy, jednak podał charakterystyczne rzeczy widoczne z ich celi.

A potem wróciłem do ciała i się obudziłem.

Ametyst

- To... Jakieś pomysły jak stąd uciec, Nick? - Zapytałam mojego ukochanego, który siedział ze mną i z innymi w magicznoodpornej, prawie niezniszczalnej klatce.

Nikt mi jednak nie odpowiedział. Odwróciłam się w jego stronę i dostrzegłam, że śpi.

Poważnie?! Ja lubię spać i potrafię to robić w niemal każdych warunkach, ale bez przesady. Jak można spać w dzień w takiej sytuacji!

Steven

Zanim dotarłem na miejsce, w którym moi przyjaciele byli więzieni, postanowiłem jednak zahaczyć o dom Bizmut i wziąć miecz. Wziąłem także broń Connie.

Przybyłem na miejsce i ich ujrzałem. Wszyscy byli w klatkach i teraz już wszyscy byli świadomi. Granat, Biks i Perła się pojawiły, a Connie i Jessica odzyskały przytomność.

- Witaj... Steven. - Odezwała się w pewnym momencie Bluebird.

Niepewnie i ostrożnie wyszedłem ze swojej kryjówki dzierżąc miecz.

- Oo... Nadal się gniewasz za te słowa podczas naszej ostatniej rozmowy? Tak mi przykro... - Skomentowała uśmiechnięta Bluebird udając palcem łzę cieknącą po policzku i zatrzymując na klejnocie Akwamaryn w kształcie kropli.

Słowami nawiązywała do poprzedniej rozmowy we śnie.

Nie odpowiedziałem jej z dwóch powodów. Po pierwsze, nie wiedziałam co jej odpowiedzieć, a po drugie bałem się, że głos będzie mi drżał. Nie chciałem, żeby wiedziała, że czuję teraz strach i złość.
Złość to mało powiedziane! Byłem wściekły! Mimo to starałem się uspokoić, ponieważ wiedziałem, że kierowanie się emocjami może być zgubne. Bałem się także, że przez to aktywuje swoją różową moc, a do tego dopuścić także nie chciałem.

- Poznaj mojego przyjaciela! Chyba czas, żebyś go zobaczył na żywo. - Powiedziała zła fuzja nie przejmując się brakiem odpowiedzi.

Na jej słowa pojawiła się zielona postać.
Jednak była dziwna. Taka trochę nieobecna. Nie przedstawiła się... Ba! Nawet nie patrzyła się na mnie. Jej spojrzenie było puste, nie było w nim żadnych emocji. Aż ciarki przeszły mi po plecach.

- Pokaż im. - Zwróciła się do zielonego klejnotu Bluebird, a klejnot w odpowiedzi zaczął się zmieniać.

___________________________________________

Ciąg dalszy nastąpi!

Jak myślicie? Co będzie dalej?
Czy Steven ich uratuje?

Czemu zielona postać jest taka dziwna i jak będzie wyglądać?

Piszcie! Chętnie poczytam!

No i sorki, jeśli są jakieś błędy, ale dodatkową korektę robię przed publikacją, a dzisiaj po prostu nie mam nastroju (szkoła mi go zepsuła i to porządnie...)
Dobrze, że samego rozdziału nie robiłam dzisiaj, bo gdybym musiała go dziś stworzyć, to byłby do bani (bardziej niż teraz XD - wiem, ciężko w to uwierzyć).

Słów:1195

Next: jutro

Bye!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top