16# Dochodzenie

Widziałem finałową walkę, w której udział brali Granat, Jaspis i...ja?
Ale ja tu jestem!
O co chodzi?

Wszystko zaczęło się układać w całość. To wspomnienia wczorajszego pojedynku, ale nie moje, ponieważ ja tam jestem. Inna perspektywa.
Przyjaciele i rodzina byli bliżej. Więc czyje to wspomnienia?!

Spojrzałem na ręce. Bluebird!

Obudziłem się nad ranem. Bluebird nas śledziła?! Wierzyłem, że te dni były normalne, ale najwidoczniej to był błąd.

Mam już tego dość. To przez nią i tą tajemniczą zieloną moje życie stało się pełne smutku i tajemnic.
Czas to zakończyć.

- Hej, kochanie. Co chcesz na śniadanie? - Zapytała ukochana, gdy weszła do pokoju, w którym obecnie przebywałem.

- Zjem na mieście. Muszę lecieć, pa. - Odparłem i wyszedłem.

Znajdę i dowiem się o co chodzi.

Tylko gdzie?

Connie

Zmartwiło mnie zachowanie Stevena. Wyszedł nawet nie jedząc śniadania. Bez żadnych czułości, nic.

Oczywiście, musiałam pójść za nim. Miałam dosyć tajemnic, chciałam dowiedzieć się o co chodzi.

Steven skierował się w stronę domu Kryształowych Klejnotów. Po drodze rozglądał się nerwowo, a większość uwagi zwracał na zielone, czerwone i niebieskie klejnoty.

Jak się okazało, jego celem nie był dom z dzieciństwa, a teleporter na inne planety.

Ponieważ ludzie nie mają klejnotów nie mogli poruszać się teleporterem. Było to problematyczne, ponieważ obie rasy chciały pokoju i harmonii. Ludzie chcieli przebywać z klejnotami i zwiedzać miejsca w galaktyce. Teleporty były najszybszym i najbezpieczniejszym sposobem, więc powstał nowy zawód u klejnotów, które stały przy teleporterze i podróżowały z ludźmi.

Wkrótce wymyślono sposób, żeby ludzie się przenosili. Służyły do tego odłamki pękniętych klejnotów, których nie można było uleczyć, bo nie było wszystkich kawałków. Gdy jakiś człowiek miał go na sobie, mógł użyć resztek energii tego klejnota, żeby się przenieść.

Jednak to rozwiązanie miało wady. Odłamki były dość ciężko dostępne i cenne. Dodatkowo łatwo je było zgubić. Dlatego tylko nie liczni je posiadają.

Wśród nich jestem ja. W naszej rodzinie taki odłamek ma jeszcze Greg i Jessica.
Daliśmy jej na wszelki wypadek, żeby jeśli coś się stało, mogła tego użyć.
Nick nie posiadał odłamka, ponieważ baliśmy się, że wykorzysta to i będzie często uciekał na inne planety na widzi mi się. Poza tym na pewno by zgubił.
Póki co nie był na to gotowy. Kiedyś dostanie, ale póki co, lepiej nie.

Tak więc zaraz po mężu się przeteleportowałam.

Przez chwilę nie mogłam go znaleźć, jednak w końcu dostrzegłam go, wchodzącego do pewnego budynku. Był to komisariat.

Steven

- W czym mogę służyć? - Zapytała Rubin starając się zachować powagę.

- Chcę się dowiedzieć, gdzie mieszka Bluebird. - Powiedziałem.

- Bluebird? Wydaje mi się, że... - Zaczęła Rubin, ale Ametyst stojąca w rogu jej przerwała.

- Kto tu jest policjantem? Ty czy my? Nie odpowiadamy na takie pytania. - Odpowiedziała zbywająco dalej opierając się o szarą ścianę.

- To ważne, proszę. - Powiedziałem, jednak Ametyst nie zmieniła zdania.

Dobra. Skoro prośby nie działają to chyba nie mam wyboru.

- Zróbmy inaczej. Żądam powiedzenia mi, gdzie zamieszkuje Bluebird. - Rozkazałem.

- Nie jesteś moim szefem. - Odburknęła Ametyst.

- Nie jestem, to prawda. Ale jako Różowy Diament i jeden z tych, którzy pojednali klejnoty i ludzi mam immunitety i jestem ważniejszy niż ty. Więc podaj mi adres Bluebird. - Powiedziałem kryjąc złość na siebie i smutek z powodu moich słów.

- Bluebird zamieszkuje na ulicy #######. - Odparła Rubin, po zgodzie Ametyst, która tylko burknęła i wróciła na swoje dawne zajęcie polegające na spoglądaniu na podłogę i swe stopy.

- Dziękuję i przepraszam za moje zachowanie. Naprawdę mi zależało na tej informacji. Do widzenia! - Pożegnałem się i wyszedłem.

Connie

Byłam w szoku. Słyszałam całą rozmowę i nie wiedziałam jak zareagować.

Jak Steven mógł tak się zachować? Nie poznawałam go. Powiedział coś wbrew naszym poglądom. Wywyższał się i wychwalał. Obrażał. Dlaczego?

Potem jednak moje przerażenie zmieniło się na lekkie poddenerwowanie, gdy pod koniec rozmowy przeprosił za swe zachowanie.

Czym prędzej wybiegłam chowając się za rogiem innego budynku w ostatniej chwili.

Mój ukochany wyszedł i zaczął kierować się w stronę wspomnianego budynku.

Nie musiałam go tym razem szpiegować, ponieważ dobrze wiedziałam dokąd idzie. Dlatego normalnie doszłam na miejsce.

Gdy już tam byłam, Steven był w środku. Poza nim nikogo tam nie było i wyglądał na opuszczony.

Steven

Wiedziałem, że raczej Bluebird nie będzie w tym domu, ale wierzyłem jednak, że będzie zamieszkany, a niestety nie był.

Westchnąłem, ale nie miałem zamiaru się poddać. Może znajdę jakieś wskazówki?

Penetrowałem mieszkanie aż w pewnym momencie znalazłem jakieś zdjęcie.
Zawierało ono ją i zielony klejnot. Obca mi osoba była podobna do tej, która pomaga Bluebird. Może zmieniła stylówę?

Przyjrzałem się zdjęciu. W tle widać było początek przedszkoli. Chyba wiem, gdzie mogę znaleźć tę postać.

Czym prędzej udałem się w tamto miejsce. Gdy byłem na miejscu, dostrzegłem szukany klejnot w ogródku przed domem. Sadziła truskawki.

- Dzień dobry. Mogę zająć chwilkę? - Zapytałem uprzejmie kryjąc poddenerwowanie i złość.

- Jasne! Zapraszam do mnie! - Odpowiedziała uśmiechnięta zapraszając mnie do środka.

Gdy weszliśmy, usiadłem na kanapie.

- Jestem Steven. - Przywitałem się.

- Steven Universe? Ten który połączył ludzi i klejnoty? Co za zaszczyt! Nigdy bym nie pomyślała, że spotkam kogoś tak ważnego! - Powiedziała radośnie.

- A jak ty się nazywasz? - Zapytałem już bardziej spokojnie i ufnie.

- Ojej, nie przedstawiłam się. Przepraszam! Jestem Tsaworyt. Miło mi cię poznać. - Odpowiedziała uśmiechnięta.

- Ym... Mogę Cię o coś spytać? Bo, yhm... Widzę, że lubisz uprawiać jedzenie, ale przecież klejnoty nie muszą jeść. Więc po co? I co robiłaś wcześniej? - Zapytałem zaciekawiony.

- Uwielbiam sadzić i patrzyć jak rosną dzięki moim staraniom, ciężkiej pracy i poświęconemu czasu. Uwielbiam je jeść. Ale nigdy bym tego nie odkryła, dopóki nie zaczęłam. Wcześniej chciałam pomóc ludziom.
Zanim ludzie i klejnoty żyły w zgodzie Tsaweryty były uznawane za klejnoty pełne pozytywnego myślenia i sukcesu.
Byłyśmy potrzebne, by godzić klejnoty.
Albo były to pokłócone przyjaciółki albo osoby, które muszą coś razem wykonać, czasem będąc wrogami. Używano nas też czasem, by wyciągać informacje, ponieważ wzbudzaliśmy zawsze zaufanie. Kiedy nastała era trzecia, postanowiłam zostać rolnikiem, by ludzie mogli tu żyć. - Wyjaśniła.

Pod koniec wyjaśnień się spiąłem. Żeby wyłudzać informacje?
Jednak gdyby chciała ode mnie coś wziąć, nie zdradziłaby mi tego. Poza tym to ona odpowiadała na pytania, nie ja.

- No dobra. Przyszedłem zapytać się czy znasz Bluebird. - Powiedziałem.

- Tak, znam Bluebird. To moja przyjaciółka. - Wyjaśniła.

- Czyli to ty jesteś jej wspólnikiem?! - Zapytałem z nutą gniewu.

- Co? Jaki wspólnik? Nie! - Odpowiedziała wciąż szczęśliwa.

- To dlaczego się z nią przyjaźnisz? Wydajesz się dobra, a ona nie jest dobra. - Skomentowałem.

- Nic nie jest czarno-białe. Nie ma całkowicie dobrych ludzi czy Klejnotów ani całkowicie złych. Bluebird nie jest zła. Ma w sobie dobro, któremu trzeba pomóc, żeby mogło się wydobyć. One obie po prostu nie lubią zmian. - Stwierdziła.

Ma rację. Zapomniałem o tym, a przecież zawsze wierzyłem w dobro u innych. Gdyby tak nie było, nigdy bym się nie pojednał z Diamentami.

Bluebird jest zagubiona, ale nie jest zła. A ja chciałem ją pokonać. Nie powinienem był tego robić.

- Przepraszam. Masz rację. Po prostu... Chcę odzyskać przyjaciół... - Wyznałem.

- I odzyskasz w odpowiednim czasie. Teraz jeszcze nie jest odpowiednia chwila. - Pocieszyła.

- Dziękuję. - Odpowiedziałem, po czym pożegnałem się i wyszedłem.

Kierowałem się w stronę domu, gdy w połowie drogi usłyszałem znajomy głos.

- Szukałeś mnie?

___________________________________________

Ciąg dalszy nastąpi!

No i mamy nową postać. Jak myślicie? Ma coś wspólnego ze zniknięciem?

Fajna postać?

I jak szukający Steven i szpiegująca Connie? Dobrze robią?

Czyj to głos?

Śmiało piszcie!

Słów: 1197

Next: jutro 😉

Bye!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top