15# Obserwacja

- Może powinnaś odpuścić? - Zapytałem Jessicę z naiwną wiarą, że to zrobi.

Po ostatniej walce Jaspis z Biks, nie skończyło się dobrze, a zaraz to córka miała walczyć z buntowniczym klejnotem.

- Nic mi nie będzie. - Odparła pewna siebie.

Kiedy Jess odeszła, dyskretnie podszedłem do Jaspis.

- Jaspis. Ja wiem, że lubisz walczyć, nie lubisz dawać forów i być delikatna, ale czy mogłabyś zrobić proszę wyjątek? - Poprosiłem.

- Ooo nie. Nie mam zamiaru pozwolić by ktokolwiek mniej ważny mnie pokonał. - Odparła pewna siebie.

- Rangi już nie istnieją. - Przypomniałem.

- Ja je i tak będę przestrzegać. - Odparła.

- Skoro tak, to ja jestem od ciebie wyżej rangą. A ponieważ Jessica jest moją córką, to jej ranga jest wyższa niż twoja. - Skomentowałem.

Wiem, że to nie było odpowiednie. Od razu poczułem, że to nie właściwe. Przecież sam zawsze mówiłem, że wszyscy są równi.
Tyle, że tym razem ważniejsze dla mnie było bezpieczeństwo Jessici.

- Jeśli wygra, nigdy się nie nauczy przegrywać. - Skomentowała Jaspis.

- Mówi osoba, która też tego nie potrafi. Poza tym nie zależy mi, by wygrała. Chcę uczciwej walki, ale nie brutalnej. Tylko o tyle Cię proszę. - Poprosiłem.

- Ugh... Niech Ci będzie. - Burknął klejnot oddalając się ode mnie.

- Gotowi? Zaczynajcie! - Powiedziała Bizmut.

Jaspis pojawiła hełm i zaatakowała głową w Jessicę. Córka obroniła jednak cios mieczem. Jaspis zmieniła taktykę i zaczęła walczyć rękoma.

Uśmiechnąłem się. Jaspis pomimo mojej obawy, jednak mnie posłuchała i walczyła zwyczajnie. Oczywiście nie zamierzała dać jej wygrać, ale nie walczyła brutalnie. Jak można było się domyślić, lata walki sprawiły, że doświadczony klejnot pokonał niedoświadczoną jeszcze uczennicę.

- Gratulacje kochanie, świetnie walczyłaś. - Pogratulowałem córce, gdy już oddaliła się od ustalonego pola walki.

- Dziękuję! - Odpowiedziała uśmiechnięta.

- Szykuje się niezwykle wyborny pojedynek! - Skomentowała Perła patrząc jak Granat i Bizmut szykują się do walki.

- Już! Ruszać. - Odburknęła Ametyst, która dostała prawo do rozpoczynania tej rundy, ponieważ klejnoty, które o tym decydowały, brały udział w walce.

Walka się rozpoczęła.
Bizmut zmieniła swoje ręce w młotek i miecz i zaatakowała młotkiem Granat. Fuzja wyczarowała rękawice i zrobiła blok rękoma i lekko odskoczyła.
Wtedy Bizmut zaatakowała dłonią w kształcie miecza, na co Granat zrobiła unik uchylając się w dół, by po chwili złapać ją za wyciągniętą rękę w miejscu, gdzie nie była ona zmieniona i pociągnęła ją za siebie, prostując się przy tym.

Bizmut wylądowała na podłodze, ale nie miała zamiaru pozwolić, by fuzja ją pokonała, więc gdy przeciwnik schylał się, by ją zablokować, ona wykorzystała to, że brzuch jest odsłonięty i kopnęła tym samym zyskując czas, by się podnieść.

Granat skrzywiła się lekko, zapewne z powodu uderzenia, jak i tego, że akurat nie zdążyła tego przewidzieć, po czym znowu zaczęła robić uniki.

W pewnym momencie, Bizmut zdając sobie sprawę z nowej strategii Granat polegającej na zmęczeniu przeciwnika, wyciągnęła gaz pieprzowy i prysnęła w oczy Granat, oślepiając fuzję na jakiś czas i tym sposobem zyskując przewagę.

Jednak Granat nie potrzebowała wcale wzroku by móc walczyć i po chwili położyła rękę na ramieniu przeciwnika, drugą na jej rękę, po czym podstawiła nogę i popchnęła klejnot, przez co Bizmut wylądowała na podłodze i została przyblokowana przez fuzję.

- Zapomniałaś o mocy Rubin, pozwalającej widzieć wszystko gdzie co jest. Wygrałam. - Skomentowała Granat i odeszła.

Po skończonej walce podbiegłem do Granat i uleczyłem jej wzrok.

Ponieważ została zakończona kolejna runda i została finałowa walka pomiędzy mną, Jaspis i Granat, postanowiliśmy zrobić sobie chwilę przerwy.

Po jakimś czasie nadszedł czas na ostatni pojedynek.

Gdy walka się zaczęła, od razu zaatakowała mnie Jaspis. Ja unikałem jej ciosów za pomocą tarczy. Wtedy od tyłu oberwałem od Granat. Upadłem. Klejnoty już chciały mnie przyblokować i to zakończyć, gdy ja powtarzając poprzedni myk z walki, wytworzyłem bańkę. One spadły na bańkę, a ja wstałem i zacząłem turlać. Granat zeskoczyła od razu, przewidując mój ruch, jednak Jaspis starała się utrzymać równowagę. Zniknąłem bańkę i walnąłem ją w brzuch, a ona poleciała z powodu mojej siły do góry na parę metrów.

Szybko się jednak otrząsnęła i przy spadaniu odwróciła się głową w dół i wyprostowała jedną rękę by zadać cios.
Ja pojawiłem tarczę, jednak ona z powodu siły ataku, pękła.

Pomimo mojego zaskoczenia, nie pozwoliłem się rozproszyć i przy kolejnym jej ciosie, zrobiłem unik, wyczarowałem bańki na rękach i walnąłem Jaspis. Jednak ona tym razem złapała moją zabańkowaną pięść, a ja wykorzystałem to i zrobiłem kolce na bańkach raniąc ją w rękę.

Jaspis pomimo rannej dłoni nie zamierzała odpuścić i kopnęła mnie w nogę. Ja zwinąłem się z bólu, a ona wykorzystała to i mnie przewróciła pokonując mnie.

- Wygrałam zawody! Jestem najlepsza! - Ryknęła.

Nie nacieszyła się jednak tą chwilą, bo po chwili ktoś wywrócił ją na podłogę.

- Wygrałam. - Odezwała się poważnie Granat.

Jaspis stanęła klnąć i narzekając. Tak bardzo skupiła się na pokonaniu mnie, że zapomniała, że Granat również bierze udział w tym pojedynku.

Usiadłem i podleczyłem moją chyba złamaną nogę, po czym wstałem i przybliżyłem się do Jaspis w celu uleczenia jej dłoni. Ona uparcie odmawiała pomocy, jednak ostatecznie udało mi się jej pomóc.

Zbliżał się wieczór i ludzka część towarzystwa zrobiła się głodna, więc zjedliśmy kolację i urządziliśmy imprezę.

                             
Bluebird

Szykował się nudny, ale jednocześnie ważny dzień.

Po ostatnim spotkaniu ze Stevenem, wiedziałam, że pojmanie go nie będzie proste.
Dlatego postanowiłam wykorzystać ten dzień na obserwowaniu go.

Początek nie był za ciekawy. Pobyt w domu. Gra w Baseball...
Potem jednak zaczynałam zauważać pewne rzeczy.

W pewnym momencie Steven i jego przyjaciele zamówili obiad. Moja przyszła ofiara była dla swoich przyjaciół i rodziny bardzo miła. Żeby nie zabrakło, czekała aż wszyscy zjedzą, podawała, proponowała.
Poza tym pół klejnot zapłacił także za posiłek.
Był dobry i miły, co było jego zaletą, ale także i wadą, którą można było wykorzystać.

Gdy zjedli zarządzili pojedynki.

Steven zabronił swojemu synowi walczyć. Widać było jego ojcowską troskę i dobro. Zależało mu na rodzinie.

Różowy diamencik troszczył się o nich wszystkich. Po każdej walce sprawdzał czy kogoś nie trzeba uleczyć, a kiedy ktoś był ranny używał swej mocy, mimo, że nie musiał.

Najbardziej pomocny moment był wtedy, gdy pół klejnot miał walczyć z Connie.
Wtedy popełnił parę błędów podczas walki, uratował "ukochaną" mimo, że miał tego nie robić.

Walka była dla niego nie ważna. Liczyła się tylko ona. Był nią zaślepiony.

Dalsza walka pomiędzy nim, a Ametyst nie pokazywała nowych rzeczy. Jedynie to, że na końcu Steven przeprosił fioletowy klejnot za uderzenie w brzuch. Poważnie? Kto przeprasza przeciwnika?!

Kiedy miała być walka Jessici z Jaspis, ofiara podeszła do swej córki prosząc, by nie brała udziału w walce i się poddała, a potem wyprosiła Jaspis, by była ostrożniejsza.

Z zaskoczeniem odkryłam, że Steven był w stanie nawet przeciwstawić się swoim poglądom, by chronić córkę.

Potem Steven uleczył oczy Granat...

W ostatnim pojedynku dostrzegłam kolejne błędy w walce. Między innymi takie, że skupił się tylko na jednej osobie, nie przewidział niektórych ruchów.

Poza tym jego styl był trochę inny niż podczas naszych walk. Nie był brutalny.
Mógłby wygrać, gdyby walczył tak jak ze mną. Mógł także użyć tej swej różowej mocy, ale nie miał zamiaru.

Ciekawił mnie powód nie używania tych czarów. Utracił je? A może ich się boi?
Tak czy inaczej to dawało mi pewność, że podczas naszego przyszłego ataku, on nie użyje tej mocy, co bardzo ułatwiało sprawę.

Tak więc dzięki obserwowaniu mojego wroga dowiedziałam się dwóch rzeczy:
jego styl walki i jej wady, a także to, że zrobi wszystko dla rodziny. Tę wiedzę można było wykorzystać.

___________________________________________

Ciąg dalszy nastąpi!

Nie wiem co tu dużo mówić.

Która walka była według was najlepsza?

Czy to dobrze, że wygrała Granat? A może powinien wygrać ktoś inny? Kto?

Słów:1242

Next: jutro

Bye!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top