14# Pojedynek

                             
Steven

Minęło wiele dni, w których nic szczególnego się nie działo. Klejnoty szukały Diamentów, z wyjątkiem Ametyst, która spędzała czas z Nickiem.

Codziennie razem z Connie poświęcaliśmy trochę czasu, żeby uczyć dzieci mocy. Póki co nie powiedzieliśmy klejnotom o zdolnościach dzieci. Ponieważ Jessica i Nick nie potrafili dobrze władać mocą i mieli ograniczenie, do niczego by się póki co nie przydali, a klejnoty miałyby kolejny ciężar.
Dzieciom dobrze szła magia, oboje byli w stanie wejść do lewka czy wytworzyć małe bańki. Jessica była niezła w tworzeniu tarcz, normalnych baniek i leczeniu, Nick z kolei był dobry w używaniu siły i unoszeniu się/opadaniu.

Dalej śnią mi się sny, jednak nie są one tak istotne lub się po prostu powtarza ten jeden sen, do którego się przyzwyczaiłem. Co do dzwonka to pojawia się od czasu do czasu, już nie codziennie, ale i tak zawsze w nocy.

Z tego powodu, mogłem się wreszcie wysypiać i poprawił się mi nastrój.

- Hejka wszystkim! - Wparowała nagle do naszego domu Perydot.
Za nią cichutko podeszła Lapis, także się witając.

- Hejka Peri. - Odpowiedziała Ametyst, która akurat przebywała z nami w domu, a my poszliśmy za jej przykładem.

- Tak sobie pomyślałam, że dawno nie było wolnego dnia, więc może go zrobimy i... - Zaczęła Perydot, ale Nick jej przerwał.

- Ale przecież był. Dzień z parą. - Zauważył.

- No tak, ale nie było takiego, gdzie bylibyśmy wszyscy razem. - Stwierdziła.

- Urodziny bliźniaków. - Przypomniałem.

- Granat gdy do niej z tym podeszłam, także mi to wypomniała. Ale wtedy zaproponowałam jej, żebyśmy urządzili jakąś wspólną grę/rywalizację. Zgodziła się, gdy podkreśliłam, że dzięki temu trenujemy i integrujemy się. - Wyjaśniła.

- W sumie, to chyba faktycznie dobry pomysł. - Stwierdziła Connie.

Po chwili wszyscy już byli na arenie.

- To co robimy? - Zapytała Biks.

- Zagrajmy w Baseball! - Wykrzyknęła Ami.

- Co to Baseball? - Zapytała Jaspis.

- Taka gra towarzyska, która polega na tym, że... - Zacząłem jej tłumaczyć, ale pomarańczowy kwarc mi przerwał.

- Ja się na to nie piszę, grajcie beze mnie. - Stwierdziła.

- Oj, no weź. Spodoba ci się. - Nalegałem.

Gdy się zgodziła, objaśniliśmy jej zasady i zaczęliśmy grać.
Po skończonej grze, zamówiliśmy pizzę, jedną z mięsem, drugą bez.
Gdy Ci co chcieli, zjedli, wpadliśmy na pomysł, żeby zrobić zawody.

Ponieważ nikt poza mną i Connie nie wie, że bliźniaki mają moce, a po drugie nie umieją ich jeszcze kontrolować, zabroniliśmy im w udziale w grze. Potem jednak Jessica nas przekonała, argumentując, że nie użyje mocy i będzie walczyć mieczem. Wtedy się zgodziliśmy. Dobrze wiedzieliśmy, że z tym, kim będzie się pojedynkować, będzie uważać.

Nick nie był zadowolony, ale nie potrafił jeszcze dobrze walczyć mieczem, więc odpuścił.

Najpierw walczyć miały ze sobą Ametyst i Perydot.

Gdy walka się rozpoczęła, Ami od razu wyczarowała swój bicz i zaczęła atakować Peri. Perydot zaczęła unikać, a w pewnym momencie dzięki magnetycznej mocy, przyciągnęła puszkę pod nogi Ametyst. Fioletowy klejnot się przewrócił. Peri chciała wykorzystać moment i już miała wskoczyć na Ami, gdy ta nagle się obróciła, złapała ją i przeturlała się z nią tak, że to Perydot była przygnieciona przez fioletowy klejnot. Ametyst wygrała.

Następna była Jessica i Lapis.

Gdy walka się rozpoczęła, Lapis wyczarowała skrzydła, przybierając ich kształt w ręce. Jessica zamachnęła się mieczem i zaczęła walczyć.

W pewnym momencie córka przyjęła obronną postawę, jednak atak nie nastąpił.

- W sumie, nie chce mi się. - Skomentował niebieski klejnot, po czym położył się na ziemię.

- Yhm... To znaczy, że wygrałam czy co? - Zapytała zdezorientowana Jess.

- Chyba tak. - Odparła Connie.

Potem była Biks i Jaspis.
Tej walki nie można opisywać. Można ją za to skomentować jednym słowem: makabra, istna makabra. Oczywiście wiadomo kto wygrał, tylko Jaspis mogła być na tyle brutalna, by tak wygrać.
Biedna Biks.

Podszedłem do Biks i wyleczyłem ją, a w tym czasie walkę rozpoczęły Perła i Granat.

Gdy walka się rozpoczęła, Perła wyczarowała swoją włócznię, a Granat rękawice. Biały klejnot wycelował swoją bronią w fuzję i może by trafiła, gdyby nie to, że cel złapał jej włócznię i razem z Perłą wyrzucił w powietrze.

- Yhm... W zasadzie, żeby wygrać, trzeba było kogoś przyblokować do pozycji leżącej czy coś. - Zauważyła Connie.

- Może ta, ale coś wątpię, by Perła wróciła do walki. - Skomentował Nick.

- No to chyba wygrywa Granat. - Stwierdziła Bizmut.

Greg pobiegł odszukać swoją ukochaną, podczas gdy nadeszła kolej moja i... Żony...

- Okej, to... Żadnych forów? - Zapytała ukochana dzierżąc miecz.

- Żadnych forów. - Odparłem.

Rozpoczęła się walka. Przez jakiś moment obrałem defensywną strategię i używałem tarczy, by bronić się przed jej mieczem.

W pewnym momencie jednak zaatakowała od tyłu. Ja w ostatniej chwili uskoczyłem aktywując moją moc szybkiego i wysokiego skoku i swobodnego spadania.

Ona zaczęła wspinać się po odłamkach unoszących się w powietrzu i zaatakowała mnie od góry. Czym prędzej zrobiłem bańkę, a w kontakcie mojej ochrony z mieczem, broń Connie wypadła z jej ręki i zaczęła ze mną spadać.

Ja zniknąłem bańkę i ją złapałem swobodnie spadając.

- Ej! Miało być zero forów. - Skomentowała zarumieniona zdając sobie sprawę z naszej bliskości.

Ja czym prędzej ją powaliłem i przytrzymałem tarczą.

- Jakie fory? - Skomentowałem uśmiechnięty.

- Oż ty! Brawo, wygrałeś. - Odpowiedziała.

Rozpoczęła się ostatnia walka pierwszej rundy, pomiędzy Bizmut, a Gregiem.

- Ja ewidentnie nie mam szans. - Stwierdził ojciec, gdy znalazł się w miejscu walki.

Uparł się, że jego bronią będzie gitara i patelnia. Nawet nie będę tego komentować...

Zaczęła się walka. Niestety Greg, nie umiejący za bardzo walczyć, nie miał szans z kolorowym klejnotem, którego pasją była walka i tworzenie broni.

Po ostatniej walce zrobiliśmy chwilę przerwy, żeby odpocząć.

Wtedy nadeszła kolej na walkę moją i Ami.

- Jak za dawnych lat, co? - Wspomniała Ametyst.

Uśmiechnąłem się.

Wyczarowała bicz i zrobiła się w kulkę celując we mnie. W ostatniej chwili uskoczyłem i odbiłem się od jednej z lewitujących części ruin, po czym wyprostowałem pięść. Ona złapała ją i przewróciła.
Już miała mnie przygnieść, kiedy ja wyczarowałem wielką bańkę, na którą wpadła.

Wstałem i sturlałem się, uciekając od niej, by po chwili zawrócić i biec na nią.

Ona złapała moją bańkę swoimi biczami, jednak ja nie miałem zamiaru się złapać. Zniknąłem bańkę i szybko podskoczyłem, po czym wyczarowałem pod stopami tarczę i odbiłem się od niej. Tym razem jednak mój przeciwnik nie spodziewał się ciosu i oberwał kopniakiem w brzuch.

- Sorki. - Odparłem, popchnąłem Ametyst i przytrzymałem wygrywając ten pojedynek.

___________________________________________

Ciąg dalszy nastąpi!

Jak myślicie? Kto wygra te starcie? Która walka wam się podobała?
Śmiało piszcie, chętnie przeczytam ^^

Słów: 1045

Next: w poniedziałek

Bye!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top