••• TAJEMNICA •III• RADOSNA •••
Na Dobry Początek:
"Narodzenie Jezusa" (Ewangelia według św. Łukasza, rozdz. 2)
"1 W owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym państwie. 2 Pierwszy ten spis odbył się wówczas, gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz. 3 Wybierali się więc wszyscy, aby się dać zapisać, każdy do swego miasta. 4 Udał się także Józef z Galilei, z miasta Nazaret, do Judei, do miasta Dawidowego, zwanego Betlejem, ponieważ pochodził z domu i rodu Dawida, 5 żeby się dać zapisać z poślubioną sobie Maryją, która była brzemienna. 6 Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. 7 Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie."
Narodzenie Jeszui
Oktawian August wydał dekret, więc musieli jechać. Josef wziął swoją żonę do siebie, przygarnął ją i jej Dziecko, tak przedtem niechciane. Szedł więc, ze zmarszczoną od wysiłku twarzą obok szarego uszatego wierzchowca, na którego grzbiecie jechała, podskakując na kamiennych wybojach, ona. Brzuchaty tymczasowy domek Syna był już bardzo pękaty, obijał się boleśnie o twardy ośli kręgosłup.
Kilka długich, sparzonych słońcem dni i chłodnych, wiejących nie-pokojem nocy. Nocy spadających łez jak słonych, skroplonych gwiazd. Razem czuwali, razem się bali, co przyniesie świt.
•••
Wreszcie, po obolałym trudzie i znużeniu, przybyli do miasteczka, aby się dać zapisać. Jedni z wielu, jedni z licznego uciemiężonego ludu, spętanego rzymskim jarzmem. Nie-pokojem. Miriam jakoś tak się trzęsła, traciła równowagę, o mały włos, a spadłaby z osiołka! Josef na szczęście przytrzymał ją silnymi dłońmi i usadowił lepiej wśród wełnianych koców.
Gdy on już się wpisał do cesarskiej księgi, chyliło się ku zachodowi. Pojawiła się pierwsza gwiazda. Miriam naprawdę już źle się czuła, w głowie się jej kręciło i spuchły jej stopy. Spytała:
« Gdzie się teraz zatrzymamy? Pewnie wszystko już zajęte.»
On nic na to nie odpowiedział, tylko poprowadził uszatego uparciucha do gospody. Zapukał, przygryzając z nerwów wargi. Gdy drzwi otworzyły się, uderzył go odblask oliwnej lampy i słodkomdląca woń dymu i trunków zmieszana z ludzkim potem. Stał przed nim mężczyzna z wypiekami na policzkach, ubrany w biały fartuch upstrzony soczewicowymi plamkami. Odezwał się nieco przychrypniętym głosem:
«Dobry wieczór, w czym mogę służyć?»
Josef odpowiedział:
«Chcielibyśmy prosić o pokój na jedną noc.»
Mężczyzna gwizdnął cicho i odpowiedział, patrząc przepraszająco:
«Niestety nie ma już wolnych pokoi. Zjechali się różni tacy ludzie, co się zapisać chcieli. Niektórzy to goście bardzo zacni. Nie mogę ich wyrzucić, rozumiesz pan. Inni to tacy mniej zacni, ale lepiej ich nie mieć za wrogów, póki się tu żyje. Przykro mi.»
Przez jego ramię Josef dostrzegł plamę purpury rzymskiego płaszcza. Pokręcił głową, do której buchnęła mu gorąca krew. Spojrzał na żonę, która patrzyła na niego tak, jakby miała się zaraz rozpłakać, ale ostatkiem sił się powstrzymywała. Odetchnąwszy głęboko, zapytał:
«Pozwoli pan, by niewiasta w stanie błogosławionym spędziła noc na ulicy? Proszę, czy nie znajdzie się dla nas jakiś bezpieczny kąt?»
Gospodarz chwilę pomyślał, aż w końcu wpadł na pewien pomysł, który przegnał cienie z jego twarzy.
«Już wiem! Możecie przespać się w stajence! Poczekajcie chwilę, zaraz was tam zaprowadzę.»
Wspomniana przez niego stajnia położona była w niewielkim oddaleniu od miasta. Wybudowano ją między skupiskiem skał, które miały ochraniać od wiatru mieszkające w niej zwierzęta. Gdy dotarli na miejsce, Miriam zeszła z osiołka z pomocą Josefa i z ulgą rozprostowała nogi. Miała dosyć.
•••
Wnętrze mogłoby się wydawać całkiem przytulne, gdyby nie zapach je wypełniający. Wyobraźcie sobie zgromadzone razem, w skłębionej kupie na sianie owieczki, osły i kózki, a także porozrzucane dookoła kuleczki małych bobków. Panował tam zaduch niemiłosierny. Marysia tylko jęknęła, klapiąc bez sił na względnie czystym miejscu.
Josef w tym czasie podwinął rękawy i zaczął ogarniać ten bajzel. Wyrzucił na zewnątrz bobki, poświęcając do tego jeden z koców, wytrzepał brudne siano na zewnątrz, a następnie zabrał się za przyrządzanie kolacji.
Zjedli podpłomyki z kozim serem i pastą z soczewicy (podarunek od żony gospodarza), wypili wodę z manierek i odmówili wspólnie Maariw*, tak jak lubili, ze śpiewem. Potem położyli się, wtuleni w siebie nawzajem i owcze, wełniane kłębuszki. Było im razem dobrze, mimo wszystko.
•••
Później, w nocy, Maria obudziła się nagle. Coś dziwnego zaczęło dziać się z dzieckiem! Czuła to! Obudziła Josefa, dmuchając mu w zaspane oczy. Zerwał się natychmiast i spytał, nad podziw przytomnie:
«To już?»
To było już. Oni sami nie bardzo byli na to przygotowani, oni sami czuli się jeszcze jak dzieci. Nieporadni. Czy poradzą sobie? Czy będą umieli pomóc przyjść na świat Synkowi?
I udało im się. Jak? To nawet dla nich było tajemnicze. Na szczęście nie bolało tak strasznie, jak mówiło wiele kobiet w Nazarecie. Spoglądając na narodzonego Synka, oboje mieli wrażenie, jakby się narodzili na nowo. Patrząc w Jego oczy jak niebo, ściskając Jego małą, miodową rączkę, śmiejąc się z Jego słodkich ziewnięć, czuli, że serca w nich pałają: Słońcem i Radością. A pierwsza gwiazda wieczorna mrugała znacząco.
Świeć, gwiazdeczko mała. Świeć.
«»
*Maariw - żydowska modlitwa wieczorna
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top