Jedyny i ostatni dodatek

Po sali echem rozniósł się dźwięk solidnego plaśnięcia, a następnie dźwięk upadającego na lód ciała. Nagle wszystko stało się idealnie ciche. Publiczność milczała, niezbyt pewna co właśnie się dzieje, łyżwiarze dalej byli w szoku po niedawnym występie. Nawet dziennikarze nie robili zdjęć. To tak jakby czas się zatrzymał. Dla Victora na pewno tak było. Trzymał on rękę na lewym policzku, który piekł od siły uderzenia. Bolały go też inne części ciała, ale nie zwracał na to dużej uwagi. Leżał na lodzie, nieruchomo próbując zebrać myśli.

Yuuri, który zdążył już wstać, patrzył z góry na siwowłosego. W tych czerwonawych tęczówkach paliła się wściekłość. Widział swoją dawną miłość i nienawidził, każdej sekundy, w której los udowadniał mu, że przed nim nie znajduje się żadna halucynacja ani wymysł jego chorego umysłu. Po tak długim czasie widział przyczynę swojego załamania, prawie depresji i to w chwili, gdy uważał się za wyleczonego z tego cholernego uzależnienia. Los był na pewno kapryśną suką. Patrząc w te błękitne tęczówki, miał ochotę zniszczyć kryjący się w nich blask. Wywrzeszczeć gniew i smutki ostatnich lat i z satysfakcją obserwować, jak duszące macki żalu sekunda po sekundzie będą niszczyć Rosjanina. Chciał Katsuki zrobić z człowiekiem przed sobą to samo, co on zrobił z nim. Oko za oko, jak to mówią. Nie zrobi tego jednak. Miał dość przelanych łez, dość zdartego gardła po łkaniu przez całą noc, a na pewno dość niespodzianek w życiu. Dlatego tylko prychnął kpiąco na swoją dawną miłość. Z satysfakcjonującym pieczeniem w dłoni, dojechał na łyżwach do wyjścia z lodowiska. Tam założył osłony na ostrza i ruszył do szatni. Za sobą słyszał, jak tłum zdawał się wracać do życia. Zaczęły się rozmowy, a dźwięk migawek aparatów wypełnił salę, ale Yuuri'ego to nie obchodziło. Zostawił przeszłość za sobą.

Victor zdawał się wybudzić z transu. Zamrugał prawie sennie, rozglądając się dokoła. Nigdzie nie widział Japończyka. Wstał bez gracji ze swojej pozycji i rozglądał się gorączkowo. Prawie jak pijany zataczał się po lodowisku, jednocześnie cały czas skanując tłumy. Gdy zszedł z lodu i znalazł się na stabilniejszym podłożu, dopadł go tłum reporterów, ale po prostu przepychał ich ze swojej drogi. Miał swój cel i musiał go znaleźć. Dwa lata czekał na tę okazję i nie mógł jej zmarnować. Nie wtedy, gdy wiedział, że nie otrzyma innej szansy. Gdy zobaczył dzisiaj Yuuri'ego myślał, że ma zwidy dopiero Yurio uświadomił mu, że to, co widzi, jest prawdą. Występ był dla niego hipnotyzujący i całkowicie magiczny. To tak jakby cofnął się o dwa lata i na nowo oglądał mężczyznę swojego życia w całkowitym rozkwicie. Ruchy były precyzyjne i płynne, skoki bezbłędne, ale coś się zmieniło. Było o wiele więcej drapieżności, zadziorności. Występ nie miał zaszokować, miał całkowicie powalić. I właśnie to zrobił z biedną psychiką Rosjanina.

Nie mogąc się powstrzymać, po zakończeniu występu wtargnął na lodowisko i po prostu pocałował bruneta. Ambrozją znów było czuć te usta na swoich. Przez pewien moment wierzył, że może być tak jak dawniej. Wiedział, że dużo ryzykuje, ale musiał to zrobić. Sam nie wiedział czego się spodziewać, ale na pewno nie brał pod uwagę tego, że zostanie prawie znokautowany. Nadal czuł ból, ale zdawał się lekko stępić. Nie przejmował się tym jednak. Jedyne co się dla niego teraz liczyło to pewien brunet. Błyski aparatów i nawoływanie tłumów zniknęło gdzieś w tle. Siwowłosy biegł po korytarzu, przeszukując wszystkie pomieszczenia. Nigdzie nie było nawet śladu obiektu jego desperackich pragnień. Zmartwiony, wybiegł w końcu na dwór, nie przejmując się tym, że drzwi z impetem zderzyły się ze ścianą. Jego niebieskie tęczówki z niedowierzaniem patrzyły na postać stojącą kilka metrów od niego, prosto w te czerwone oczy.

Katsuki stał równie zamrożony, nie wiedząc co robić. Właśnie wkładał swoje słuchawki do uszu, chcąc umilić sobie drogę o mieszkania i zagłuszyć myśli. Nie spodziewał się, że Victor będzie go gonił ani desperacji, którą widział w tym znajomym spojrzeniu. Chciał uciekać, ale jego durne ciało go nie słuchało. Dwóch mężczyzn stało więc bez ruchu, nie wiedząc jak zareagować. O dziwo szybciej otrząsnął się siwowłosy. Podbiegł on do bruneta i po prostu przytulił. Trzymał się go desperacko, niemal jak tonący liny ratunkowej. Rozkoszował się ciepłem drugiej osoby, próbując znaleźć cokolwiek do powiedzenia. Niestety Yuuri także się otrząsnął.

- Puszczaj mnie! - Wrzasnął, jednocześnie odpychając drugiego z taką siłą, że niewiele brakowało do jego upadku.

Katsuki nie wiedzieć czemu dyszał, jakby przebiegł cały maraton. Nienawidził własnej słabości. Po tak długim czasie przeklęte łzy znowu zbierały się, niemal jakby go zdradzając. Przeszłość wlewała się do jego głowy niczym powódź. Przypominał sobie, każdy najlepszy i najgorszy moment, których głównym bohaterem był człowiek przed nim. To tak bardzo bolało. Miał ochotę zacisnąć szczękę z bólu, opanował się jednak. Musiał się w sobie zebrać, nie był już bezbronną porażką. Wyprostował się na pełną wysokość i zaczesał do tyłu włosy, które opadły mu na twarz. Teraz albo nigdy. Starając się być jak najbardziej opanowany, zaczął mówić.

- Skończyło się, rozumiesz? To koniec. To przeszłość, do której nie zamierzam wracać. - Wśród błękitu błysnął ból, ale postanowił to zignorować. - Nie ma już nic pomiędzy nami. Zero, kompletnie nic. Nie po tym, jak mnie zostawiłeś, nie wtedy gdy mnie oszukałeś. Próbowałem cię szukać, wiesz? Dzwoniłem do ciebie, pytałem, szukałem jakiegokolwiek sposobu, aby się do ciebie dostać. Obiec-cywałeś mi - tu głos Japończyka lekko się załamał - obiecałeś, że będziesz ze mną, a porzuciłeś mnie bez żadnego słowa. Nawet najmniejsza wiadomość byłaby lepsza niż ta przeklęta cisza. Ale wiesz, dziękuje ci. - Powiedział z pełną powagą. - To dzięki tobie jestem tym, kim jestem. Stwardniałem, zniszczyłeś moje naiwne spojrzenie na świat. Jestem lepszą wersją siebie. Mimo tego, co zrobiłeś, mimo bólu, który mi przyniosłeś. Nawet nie wiesz, ile przez ciebie płakałem, ile razy zdzierałem sobie gardło. Przez ciebie niemal stałem się pustą skorupą. To przez ciebie Nikiforov. To ty prawie mnie złamałeś, sprawiłeś, że myślałem o sobie jak o czymś gorszym. Znienawidziłem cię wtedy i dalej to robię. Ale i tak nie potrafiłem przestać o tobie myśleć. Nawiedzałeś moją głowę i koszmary, a teraz niszczysz mnie po raz drugi. I wiesz co? Nie pozwolę ci na to. Nie chcę cię więcej widzieć. Wypierdalaj z mojego życia! - Pod koniec znowu wrzeszczał, ale to był na szczęście koniec.

Japończyk rozluźnił zamknięte pięści, które nie wiedział, nawet kiedy zacisnął. Wziął uspokajający oddech i odsunął wzburzone emocje. Poczuł jakiś dziwny spokój, gdy wylał z siebie cały żal ostatnich lat. Jednak tego potrzebował. Miał niemal ochotę się uśmiechnąć. Nie zdążył się niestety tym nacieszyć, ponieważ po raz kolejny został uwięziony, a dokładniej jego ręka w sztywnym uścisku siwowłosego.

- Yuuri... - Wyszeptał Victor, patrząc na niego błagalnie.

Słowa uwięzły w gardle Nikivorofa. Nie był w stanie nic wytłumaczyć ani wymamrotać żadnych przeprosin. Tyle razy przeżywał tę scenę w myślach, ale żaden scenariusz nie pasował do tej sytuacji. W ani jednym z nich nie występowała tak przerażająca nienawiść. Wiedział, że zranił Yurri'ego, samego siebie zresztą też, ale nie mógł przeczuwać, że aż tak boleśnie. Chciałby móc cofnąć czas i uderzyć swoje niepewne, wcześniejsze "ja". Nikt nie zasługiwał na to, co zrobił. Próbował znowu powiedzieć cokolwiek, ale jego język zdawał się niedolny do ruchu. W desperacji wypowiedział więc jedyne słowa, o których mógł myśleć.

- Kocham cię. - Wrzasnął na cały głos.

I dokładnie to miał na myśli. Dopiero gdy stracił swoją miłość, zrozumiał to. Nie pozwoli, aby strach go znowu ograniczał. Chciał walczyć o swoje tu i teraz. Nie obchodziło go, ile czasu to zajmie, był gotowy na wszystko, aby brązowowłosy mężczyzna do niego wrócił. Nie było miejsca na żadne kompromisy. Przekazał to, patrząc prosto w oczy drugiemu z całkowitą szczerością. Już się nie bał własnych uczuć. Japończyk wprost przeciwnie. Prawie zemdlał, gdy zrozumiał sens tych słów. Jego umysł zdawał się na nich zaciąć, nie mogąc przetworzyć tego prostego znaczenia. Jedynym co zdołał pomyśleć, było to samo zdanie, które po chwili wyszło z jego ust.

- Kurwa, nie znowu. - Wyszło bardzo ochrypłe, a przy ostatnim słowie głos Yuur'iego lekko się załamał.

Cofnął się o kilka kroków, nie mogąc tego słuchać. Rosjanin jednak nie zamierzał puszczać. Z powodu niespodziewanego oporu Katsuki zachwiał się i nie zdołał  utrzymać równowagi. Pociągnął za sobą Nikivorofa. Obaj polecieli do tyłu, lądując na twardej powierzchni lekko zdezorientowani. Po chwili usłyszeli pod sobą cichy trzask, a następnie czekał ich szok lodowatej wody. Walcząc z zimną wodą zalewającą mu usta, Japończyk jakoś zdołał przebić się nad powierzchnię. Chwilę za nim wynurzył się siwowłosy. Obaj kaszleli i łapczywie wdychali upragnionego powietrza. Wściekły brunet jakoś wygramolił się z wody i spojrzał na miejsce, do którego wpadł. To był najprawdopodobniej ozdobny staw, w którym wiosną pływały złote rybki. To było po prostu za dużo. Szczękając zębami, Japończyk skierował się w stronę drzwi, chcą stąd uciec i przy okazji rozgrzać się w ciepłym budynku.

- Yuu...

- Milcz. - Rzucił ostro brunet, nie patrząc za siebie.

Szedł miarowym krokiem, drżąc na całym ciele. Ubranie niewygodnie przykleiło się do jego skóry. W myślach opłakiwał utratę swojego telefonu i słuchawek, które trzymał w lewej kieszeni. Ale to mógł jakoś przeboleć. Najważniejsza była teraz jednak ucieczka od pewnej kłopotliwej osoby. Niestety jego marsz do upragnionego ciepła, przerwała jednak osoba, która stanęła w drzwiach. Sylas Ricci, stojąc w swej pełnej chwale, rozglądał się gorączkowo, najwyraźniej kogoś szukając. Gdy Włoch spojrzał w te czerwone oczy, przełknął głośno ślinę. Japończyk w mokrym ubraniu i trzęsąc się z zimna, nie wyglądał może groźnie, ale samo spojrzenie wystarczyło. Czerwień zdawała się niemal płonąć. Ricci, aż cofnął się lekko w kierunku ściany.

- T-to two-oo-ja wina. I-i zapła-zapłaciszmi za-aa to. - Mówił Japończyk pomiędzy szękaniem zębów.

Widok Sylasa sprawił, że w Japończyku znów zagościł gniew. Szedł powolnym krokiem w kierunku Włocha, mając zamiar odebrać swoją zemstę. Widząc tego mężczyznę bez jego uśmiechu, było dziwne, ale zasłużył na to w pełni. Gdy Yuuri znalazł się od niego o zaledwie kilka centymetrów, wykonał szybki ruch, sięgając po coś za plecy. Ricci z niedowierzaniem patrzył, jak jego ręka została przykuta do żelaznej ozdoby, podobnej do żelaznego płotu, która na stałe przymocowana, była do ściany. Srebrne kajdanki brzęczały jeszcze przez chwilę, zanim zamarły na swoim miejscu. Włoch niestety miał świadomość, że nie zdejmie ich bez odpowiedniego klucza lub piły do metalu. Nie posiadał ani jednego, ani drugiego.

- Po-oo-wodze-ee-nia. - Powiedział na odchodne brunet.

Ani siwowłosy, ani blondyn nie zdążyli nawet zareagować. Katsuki nie obejrzał się na dwóch zszokowanych mężczyzn. Obaj dostali to, na co zasłużyli. Teraz musiał zająć się sobą.

---

Leżąc wśród ciepłej pościeli, Yuuri z rosnącą irytacją zużył kolejną chusteczkę, nie otrzymując upragnionej ulgi. Jego nos był całkowicie zapchany, a ciało zmagało się z gorączką. Nie miał nawet siły, aby wstać i wyłączyć telewizor, który od ponad kilku godzin katował go maratonem jakiejś włoskiej telenoweli. Niestety nie był w stanie uzyskać upragnionego snu. Nie wiedział, czy to jego pożerany chorobą mózg, czy zwykła głupota, ale jego umysł nawiedzał cholernie okropny pomysł. Brak sił nie powstrzymał go od myślenia, a dokładniej przeżywania wciąż od nowa i nowa, wczorajszego dnia.

Desperacja w tych niebieskich oczach, teraz niemal wypalała mu duszę. I moment, gdy usłyszał dwa słowa, na które tak długo czekał. Wtedy nienawiść zakłócała jego właściwe postrzeganie, ale teraz czuł niewielkie ciepło w brzuchu na myśl, że siwowłosemu jednak zależy. Jeszcze ten uścisk, który otrzymał, zaraz po tym, jak przyłożył temu człowiekowi. Wzdychając chyba po raz setny tego dnia, spojrzał na swój telefon.

Był zmęczony i chciał odpocząć, a wiedział, że nie zrobi tego, zanim nie rozwiąże tej sytuacji. Mając dość własnych wątpliwości, wybrał numer telefonu, który udało mu się zdobyć dziś rano od Yurio. Dźwięk mijających sygnałów połączenia niemal rozdzierał jego ostanie resztki opanowania na strzępy, ale nie miał zamiaru się wycofać. W końcu przyszedł długo oczekiwany dźwięk odbieranego połączenia.

- Victor? - Zapytał niepewnie Japończyk.

---

Notka od autorki;

Do ludzi, którzy nalegali na ten dodatek - wasze ciała spalę na stosie, w ofierze matki weny. Napisałam to coś o trzeciej w nocy, ponieważ pomysły tak tłukły mi się po czaszce, że nie byłam w stanie spać. Wstawiony został dopiero teraz, ponieważ musiałam go sprawdzić. Ale proszę, oto jest. To koniec tego ff.

Nul

Zero

Nicht

Nie będzie nic więcej.

Pogódźcie się z tym ;)

Ps. Scena gdy Victor zobaczył Yuuri'ego po wybiegnięciu z budynku to scena z okładki <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top