,,Tajemnice, o których nie mamy pojęcia..."

Zakryłam dłonią oczy porażone światłem promieniującym za dnia. Kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do promieni słonecznych tajemnicza postać zniknęła jeśli wogóle ją widziałam...
- Wszystko w porządku? - Zaniepokoiła się Roxanne.

- Tak wszystko gra tylko przez chwilę oślepłam. - Nie mogę jej powiedzieć o tej postaci...

- Na pewno wszystko gra?. Wyglądasz na zamyśloną. Nie chcesz mi coś powiedzieć?

- Nie tak po prostu się zamyśliłam.

- Coś zbyt często ci się to zdarza - Zauważyła moja przyjaciółka.

- Dobra muszę iść na lekcję trzymaj się - Pomachała mi z uśmieszkiem znikając za budynkiem szkoły.

Ja odpowiedziałam tym samym, ale zanim zdążyłam wykonać czynność ta zniknęła za budynkiem szkoły. Kiedy miałam już iść zauważyłam pióro tej samej sowy, która uciekła jakieś kilka minut wcześniej. Była w nim jedna rzecz, która przyciągnęła moją uwagę. Dolna część pióra była pokryta tuszem. Nie takim zwykłym, ale z biblioteki poznaje po lekko niebiesko-szarym kolorze. To nie może być przypadek. Postanowiłam pójść za tym śladem do naszej biblioteki.
Na jednym z regałów zauważyłam ślad takiego tuszu. Mógłby ktoś to przypadkiem pochlapać, bo bardzo mało tuszu zostało na drewnianym regale, ale zawsze to jakiś ślad. Moją uwagę przykuła książka z napisem,, The oldest time stories''. Gdy miałam już po nią sięgać zauważyłam tą samą postać odzianą w zieloną bluze z kapturem zakrywającym twarz przechodzacą po mojej prawej stronie. To nie może być przypadek... impulsywnie pobiegłam za owym człowiekiem i skręcając za rogiem natrafiłam na kogoś i wlecieliśmy na siebie. Oczywiście ja upadłam, a ten człowiek stał niewzruszony podając mi rękę, abym mogła wstać . Odruchowo przewróciłam oczy i podałam mu rękę, ktorą uniósł do siebie sprawiając, że gwałtownie wróciłam na poprzednią pozycje.

- Witaj Grace nie sądziłem, że wpadniemy na siebie. - Powiedział tym swoim charakterystycznym uśmieszkiem.

- Witaj Josh jak zwykle twoje żarty powalają.- Odwzajemniając jego uśmiech.

- Miło, że tak sądzisz - Zamrugał z sarkazmem swoimi oczami.

Josh ma ponad 180 m wzrostu jasne brązowe włosy niebieskoszare z lekką domieszką zieleni oczy oraz lekko zadrapany nos. Nosi on okulary.

- Widziałeś może kogoś w zielonej bluzie z kapturem? - Rozgladając się za nim czy nie ma śladów tej postaci.

- Nie, a dlaczego pytasz jeśli mogę wiedzieć?- Powiedział z lekko zaniżonym tonem głosu.

- Byłam po prostu ciekawa. - Nie mogę przecież na lewo i na prawo rozpowiadać to co usłyszałam...

- Dobrze jeśli nie chcesz nie mów. Lecę trzymaj się muszę wypożyczyć książkę. - Powiedział serdecznym tonem głosu.

- Trzymaj się do później - Odpowiedziałam również się uśmiechając serdecznie.

Chwilę później jak Josh odszedł
Rozejrzałam się za tą dziwną postacią. Nie mogłam jej nigdzie znaleźć, a książka, której szukałam ,, The oldest time stories'' zniknęła razem z tuszem, który był na regale. Ten koleś to jakiś duch czy co?

- Dobra Grace uspokój się, przecież nie mogło się to tak po prostu rozpłynąć we mgle. - Pomyślałam biorąc głęboki wdech i wydech.

Dobra później zajmę się tą sprawą musze lecieć na lekcję, bo za jakieś pięć minut się zacznie. Szybkim tępem tłocząc się w tłumie uczniów próbowałam dojść do sali lekcyjnej gdy nagle ktoś na mnie wpadł był to chyba ten sam gość co w bibliotece, ale już nie w zielonej bluzie tylko czarnej z kapturem zakrywającym twarz. Ehh coraz bardziej chcę się dowiedzieć co tu jest grane...

Bardzo mnie korci, by pójść za nim, ale i tak pewnie zniknie gdzieś za rogiem narazie muszę się pospieszyć na lekcje.

Zmęczona biegiem do sali numer siedem, gdy pani już zamykała drzwi wślizgiem w ostatniej chwili przemknęłam do sali lekcyjnej.

Pani zamknęła drzwi i przemówiła do mnie...

- Nieźle panno Grace jednak prosiłabym, aby była pani bardziej punktualna - Powiedziała dosyć poważnie.

Klasa zaczęła bić mi brawa za taki szarmancki występ w wielkim stylu.

- Dobrze, a teraz usiądź na miejscu. - Wracając do poważnego tonu sprzed chwili.

Posłusznie usiadłam na miejsce gdzie czekała moja przyjaciółka Roxanne.

- Tak, więc dzisiaj moi drodzy pomówimy o sposobie zniszczenia wroga ktoś chętny? - Popatrzyła na nas z lasem rąk...

Rayan podniósł rękę do góry. Pani pozwolila mu mówić.

- Żeby zniszczyć wroga trzeba usunąć jego zmysły. - Powiedział dosyć niepewnym tonem głosu.

- Zgadza się rozwiń... - Dalej ciągnęła pani te mękę.

Ja dalej nie słuchałam tego co po tym zdaniu było powiedziane, choć trochę tego żałuję, bo za tydzień będziemy walczyli przeciwko sobie w drużynach, a ta lekcja nas do tego przygotowywała, ale trudno raz się żyję. Kiedy wróciłam zmęczona do domu rzuciłam plecak na ziemię i rzuciłam się na łóżko . Gdy przekręcałam się na nim chcąc dosłownie wtulić się w pościel poczułam coś w kieszeni spodni, która powinna być pusta. Wyciągnęłam ową rzecz, która się tam znajdowała. Wyprostowałam lekko zgniecioną kartkę, na której widniała notatka. Było na nie napisane ,,O dwudziestej pierwszej przez posągiem założyciela..."
Pod notatką po prawej stronie widniał napis.
Green man
W dosłownym tłumaczeniu ,,Zielony mężczyzna" Czyli pewnie ten w kapturze jednak to co widziałam wcale mi się nie przywidziało.

Zniecierpliwona czekam na tę godzinę, myślę czemu tak nagle chcę się ze mną spotkać. Strasznie jestem ciekawa tego co ma mi powiedzieć. Tak bardzo chce wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi słowa dyrektora. Ten mężczyzna w kapturze znikającym jak cień i ta notatka. To nie może być przypadek. Musi być to wszystko jakoś ze sobą powiązane...

Wreszcie zbliżała się umówiona godzina była gdzieś 20:45. Postanowiłam przebrać się i wyjść byłam bardzo ciekawa co mnie tam czeka. Byłam jakieś dziesięć minut przed umówioną godziną specjalnie sprawdzałam zegarek. Przeczekałam resztę czasu i nic się nie wydarzyło. Chyba na darmo oczekiwałam nie wiadomo czego. Kiedy miałam już iść. Przed moimi oczami pojawiło się to samo pióro co na spotkaniu z Roxanne podpisane tym samym tuszem z biblioteki. Jego treść brzmiała.

,, odwróć się ''

Kiedy zrobiłam tak jak było napisane w instrukcji ujrzałam na pomniku stojącą tą samą postać. Ubrana była w czarny kaptur i dziwną maskę.

Miałam mętlik w głowie. Ta postać była jak duch tak szybko się pojawiała jak znikała

Miałam masę pytań strasznie ciekawiła mnie jego twarz...

- Czego chcesz odemnie? - Zapytałam wyraźnie zaciekawiona ową postacią.

Człowiek ubrany w kaptur zeskoczył z dwumetrowego posągu jakby to był skok z jednego schodka czym bardzo mi zaimponował. Postać chłopaka podchodziła do mnie wyjmując ręce z kieszeni. Wyglądało to strasznie, aż zesztywniałam w bezruchu. Kiedy była już wystarczająco blisko szepnęła mi do ucha miłym głosem.

- Naprawdę chcesz wiedzieć?

Impulsywnie wyjęłam nóż z rękawa i go zaatakowałam odruchowo to zrobiłam tak jak uczyli na treningu. On zrobił szybkim krokiem unik i oddalił się nieco odemnie jednak fragment jego maski się zniszczył. Wtedy ujrzałam jego lewe oko było niebiesko zółtawe, a w jego okolicach widać było niewielkie ślady oparzenia. Gdy zauważył, że jego oko było widoczne dla mnie natychmiast je zakrył i zniknął w objęciach mroku...

Dziesiejszą część chciałbym zadededykowaćQilith dziś twoje urodziny rozkoszuj się rozdziałem; )

Tak, więc napiszcie czy się podobało, bo nie wiem czy idę dobrym torem opowiadania, a wasze zdanie ma dla mnie duże znaczenie...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top