rozdział czwarty + a/n
Jego brat był głupcem.
Arwen zrozumiał to dobitnie, wychodząc z okrytego źródła, w którym to się umył. Nikt nie zawracał sobie głowy myciem, jeśli przeszedł kilkakrotnie przez mosty w trakcie ulewy, ale Arwena zawsze irytowało poczucie brudu po deszczu.
Nie cierpiał deszczu.
Zbyt wiele tragedii wydarzyło się właśnie podczas takiej pogody.
Odetchnął z poirytowaniem i naciągnął pospiesznie koszulę przez głowę, dostrzegając Lavandeę po drugiej stronie korytarza. Była daleko i nie widział jej zbyt wyraźnie, ale nikt inny nie byłby prowadzony w ten sposób przez Leandera.
— Rozumiem, że to rozkaz kapitana? — zawołał, przykuwając uwagę Leandera. Lavandea również spojrzała w jego kierunku, choć z pewnością zauważyła go wcześniej, bo nie drgnęła na dźwięk jego głosu.
— Doceniłbyś w końcu brata — burknął na niego Leander, wpuszczając tę denerwującą kobietę do komnaty, leżącej dokładnie naprzeciwko jego własnej.
— Doceniłbyś brata — wymamrotał pod nosem i pokręcił sam do siebie głową. Stracił ochotę na sen. Uznał, że mógłby pójść postrzelać z łuku, żeby wyładować frustrację, ale wtedy Leander ruszył w jego kierunku wolnym, cichym krokiem.
— Nie neguj jego pozycji w jej obecności. W ogóle, nie neguj jego pozycji w niczyjej obecności — upomniał go.
— To mój brat — odparł po prostu, ale uniesiona nad złotym okiem brew Leandera świadczyła o tym, że nie lubi owego argumentu.
— To nasz kapitan. A wkrótce może i nasz generał. — Następne słowa wypłynęły jakby niechętnie z jego ust. Zniżył ton, tak żeby echo nie poniosło się po ścianach. Arwen zerknął na niego, początkowo nie rozumiejąc pewnej sugestii. Gdy ta jednak do niego dotarła, napiął mięśnie karku.
Prychnął.
— Nie bądź śmieszny.
Leander wzruszył ramionami.
— Po coś ją zatrzymał, prawda?
— To niedorzeczne — próbował oprzeć się sensowi, jaki płynął z dyskusji z Leanderem, ale bezskutecznie.
— Nie słuchaj mnie. — Leander naciągnął na głowę mokry kaptur i mrugnął kilkakrotnie. — To tylko moje domysły. — I już miał go wyminąć, ale wtedy dopowiedział jeszcze: — Jednak wszystkich innych podejrzanych przeprowadzał przecież do innego skrzydła.
Jego kroki ucichły po chwili, a Arwen pozostał sam w holu. Nierówne ściany jaskini wraz z oświetlającymi je pochodniami sprawiały, że jego myśli nie wybiegały poza ich kryjówkę, tylko zatrzymywały się w tym konkretnym miejscu.
Przy Lavandei.
Kobiecie, która przecież z dużym prawdopodobieństwem mogła być wysłanym szpiegiem, a która przesiadywała teraz tak blisko nich. Powstrzymał w sobie chęć wejścia do jej pokoju i przepytania jej.
Jedną rzecz musiał przyznać bratu — nigdy nie pomylił się w ocenie człowieka.
Kiedyś miał nastać ten pierwszy raz.
Arwen obawiał się, że właśnie teraz są tego naocznymi świadkami. Że budowana latami intryga skruszy się niczym farba na starym obrazie.
Jakże mógł więc dopuścić do jego ślubu z tą dziewczyną? Wszyscy wiedzieli, że to właśnie brak żony blokuje mu drogę do wyższego stopnia i zdawali sobie zarazem sprawę z tego, że jest on potrzebny, by zwiększyć morale w wojsku. Powszechnie uważano też, że to Chiona stanie u jego boku. Spędzali ze sobą stanowczo za dużo czasu, mimo iż Carian przez całe życie twierdził, że nie zwiąże się z kimś, kogo w przyszłości potencjalnie musiałby wysłać na bitwę.
Wykluczał więc możliwość wejścia w związek z jakąkolwiek rebeliantką.
— Ale z obcą dziewuchą już nie? — szepnął do siebie, otwierając drzwi do komnaty. Miał nadzieję, że to tylko dziwna dedukcja starego Leandera doprowadziła go do takich wniosków. To, że Carian miał nosa do ludzi nie oznaczało, że...
Arwen nie miał siły więcej o tym myśleć. Położył się po prostu na łóżku i zakrył twarz łokciem.
[...]
Cześć!
Zapewne się tego nie spodziewaliście :D Ja też nie! Uznałam jednak, że lekkie zawirowanie na profilu jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Nie ukrywam, że jest to dla mnie nowość - nigdy bowiem nie dzieliłam się nieskończoną książką, a co dopiero nie dawałam zapowiedzi. Rozdziały, które przeczytaliście, mogą ulec w przyszłości zmianom, ale nie sądzę, aby były znaczące. Nie będę teraz obiecywać konkretnej daty publikacji, ponieważ projekt ten nie jest jedynym, który chciałabym dokończyć, a życie zweryfikuje moje priorytety. Mam jednak nadzieję, że ten mały smaczek Wam się spodobał
Powiedzmy, że jest to taka moja mała obietnica, że nie zniknęłam zupełnie i wciąż tworzę ;) Będę też bardzo wdzięczna za podzielenie się tym, co do tej pory sądzicie o tej historii.
Trzymajcie się! I spokojnych Świąt <3
Maria
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top