Prolog

3 lata wcześniej

- Pamiętasz, jak się poznaliśmy? – powiedziała nagle, z szerokim uśmiechem na twarzy.

- Oczywiście, że pamiętam najpiękniejszy dzień mojego życia! – odparłem nonszalancko.

Zaśmiała się cicho, rumieniąc się nieco.

Siedząc z nią, zapominałem o wszystkich moich problemach – przy Mii one ulatniały się i schodziły na drugi plan. Bo kogo niby obchodzi jakaś kartkówka z matematyki? No właśnie, nikogo.

- Poznaliśmy się całkiem przypadkiem, dwa lata temu, poprzez jednego idiotę z mojej klasy, który zaczął mnie publicznie wyśmiewać, a potem nawet bić. Obroniłaś mnie przed nim, a ja w podzięce miałem spełnić jedno twoje życzenie – powiedziałem spokojnie.

- Brawo, jeszcze nie masz sklerozy!

Przewróciłem oczami, lekko znudzony tym tekstem.

Mimo, iż miała trzynaście lat, a ja zaledwie jedenaście, nasza przyjaźń była całkowicie idealna i nikt nie śmiał stwierdzić, by było inaczej. Traktowaliśmy się jak rodzeństwo, a nawet lepiej, bo ja z moim bratem toczyłem wieczną wojnę. Znaliśmy wszystkie nasze sekrety, nie baliśmy się przebywać razem, a osoby wyśmiewające nas odkładaliśmy ignorowaliśmy i szliśmy dalej.

Wszystko było perfekcyjne. Mia była sensem mojego życia i spędzało mi się z nią czas lepiej niż z własną rodziną, czy nawet z jakimkolwiek z moich rówieśników.

W klasie uchodziłem za dziwaka, bo przecież „ja lubiłem starsze dziewczynki, bo one są takie cool", albo „on nie siedzi milion godzin dziennie przed komputerem, tylko chodzi na randki z tą Mią czy Mayą, jak tam jej było". Puszczałem to wszystko mimo uszu i nigdy, ale to przenigdy nie było mi z tego powodu przykro.

- Słuchaj, ja już muszę iść – mruknęła po chwili.

Na pożegnanie, tam jak zawsze, przytuliliśmy się mocno, a ja nawet podniosłem Mię z ziemi.

- Ojej, Xavier, jesteś już dla mnie za silny! – zawołała, a kiedy ją upuściłem, dodała – Kocham cię, mój mały braciszku. Zawsze o tym pamiętaj, choćbym nie wiem co powiedziała, dobrze?

Pokiwałem głową i odpowiedziałem poważnym tonem:

- Ja ciebie też, moja dużo siostrzyczko!

***

- Mano, naprawdę, zaraz wrócę do domu! Już jestem, przy sklepie. Tak, tak, pamiętam o tym, żeby kupić masło i mleko. Ziemniaki? O nich nie wspomniałaś! Kupię, dobrze, kupię. Nie, nikt mnie nie porwie! To karate przecież do czegoś w życiu musi się przydać! – mówiłem, coraz bardziej zirytowany.

Szedłem tak jeszcze kilka minut, aż nagle usłyszałem dźwięk mnóstwa syren, a zaraz później moi oczom ukazał się zbiegowisko ludzi, karetka i kilka aut policyjnych?

Co poważnego mogło się stać?

Podbiegłem tam i zacząłem przeciskać się przez tłum. Po chwili w końcu stanąłem w pierwszym rzędzie.

Ratownicy właśnie zabierali jakąś dziewczynę na noszach i wkładali ją do pojazdu. Nic dziwnego, że zebrał się tu tak ogromny tłum.

- Co tu się stało?! – krzyknął ktoś z tłumu.

Na chwilę zapanowała głucha cisza, a dopiero po dłuższej chwili ktoś inny się odezwał:

- T-ta dziewczyna... Jakiś chłopak ją n-napadł i... za-zaatakował ją nożem...

Wzdrygnąłem się, na myśl o tym, kto o zdrowych zmysłach może tak skrzywdzić drugiego człowieka?

- Jaki chłopak? – zapytałem odważnie.

- A bo ja wiem, dzieciaku? Ze trzy lata starszy od ciebie, tak na oko. Widziałem go, ma takie brązowe włosy i niebieściutkie oczy. Wiem, bo gdzieś już go widziałem! – padła odpowiedź znade mnie.

No tak, chyba zapomniałem wspomnieć, że jako krasnolud miałem zaledwie 151 centymetrów wzrostu, prawda?

Czternastolatek? Jak tak w ogóle można zrobić? Obym ja taki nie był za te trzy lata...

- Wie ktoś, co to za dziewczyna? Trzeba to zgłosić jej rodzinie, bo chyba jej tu nie ma! – krzyknęła jakaś kobieta.

- Znam ją! To córka mojej sąsiadki, mieszka w mieszkaniu zaraz obok mnie! Chwila, jak ona miała na imię... – zamyśliła się jakaś nieznana mi starsza pani, a cały tłum wstrzymał oddech.

Sam byłem ciekawy, którą to biedną dziewczynę spotkał tak okrutny los? Ciekawe, czy w ogóle przeżyje!

- Mia Williams! – padła odpowiedź, która sprawiła, że niemal zemdlałem, a łzy od razu zaczęły skapywać mi po policzkach. Nie, to nie może być ona...

Wtedy mój sąsiad podszedł do mnie, złapał mnie za ramię i powiedział:

- Chwila, a ty nie jesteś Xavier, jej najlepszy przyjaciel? Cholera, to na pewno ty... – mruknął.

***

Niewiele z tej sytuacji zapamiętałem, bo rozpacz całkowicie zaćmiła mój umysł i skutecznie wyłączyła logiczne myślenie.

Ostatnia rzecz, którą pamiętam, to gdy siedziałem z mamą na komisariacie i wysłuchiwałem coraz to gorszych rzeczy:

- Mia Williams po ciężkiej walce w szpitalu... niestety, nie udało jej się uratować – padły słowa, których brzmienie na zawsze zostało w mojej głowie.

- A druga, zła wiadomość jest taka, że odpowiedzialny za ten czyn jest.. Liam Mayors, pani starszy syn – druga wiadomość nie okazała się być lepsza od drugiej.

Cały mój świat rozsypał się na drobne kawałki, a moje chęci do życia zniknęły jak ogień zalany wodą lub śnieg roztopiony przez słońce.

Dalej było gadanie o wszystkim i o niczym, aż nagle moja mama chwyciła się za serce i rozłożyła się na krześle, nieprzytomna.

***

- Miała zawał, niestety nie przeżyła –

***

Wystarczył jeden dzień, by mój cały świat znikł.

Czym zgrzeszyłem, bym dostał taką okropną karę?

Śmierć Mii doszczętnie zniszczyła moje szczęście i odebrała sens i chęci do życia.

Mój brat wystraszył mnie i całkowicie przekreślił moje plany i ambicje na moją przyszłość.

A moja mama zabrała mi jeszcze nadzieję na poprawę mojego życia.

Zostałem sierotą – mój tata zmarł cztery lata temu w wypadku samochodowym, a mama... umarła dosłownie godzinę temu.

Dziadków nie miałem, a większości nawet nigdy nie poznałem.


Przez te wszystkie rzeczy rozmyłem się w deszczu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top