Temat pierwszy: Rodzina. Część 2.

Heej, stwierdziłam, że podzielę temat na dwie części, ponieważ wyznań jest naprawdę wiele. Dziękuję osobom, które się zgłosiły i wzięły udział w projekcie ;) Mam wielką nadzieję, że nikogo nie pominęłam, bo starałam się was zapisywać, ale gdyby ktoś się tutaj nie pojawił (oby nie, proszę), to wyślijcie mi wiadomość i od razu was dodam ;)

Mam nadzieję, że projekt wam się podoba. Następnym temat jest Przyjaciel/Przyjaciółka i możecie wysyłać wyznania do 1 września ;) Przypominam o hasztagu na tt

No to powodzenia!

Nin!!

Rodzina i bliskie osoby zawsze były dla mnie osobnymi sprawami. To nigdy nie było tym samym, oprócz jednego przypadku - mojej mamy, która oczywiście należy do mojej rodziny, ale jest mi także bliska. Pomimo tego, że należy do tego kręgu, ostatni raz płakałam przy niej, czy wyraziłam jakieś negatywne, szczere emocje kilka lat temu. Krąg moich bliskich osób ostatnio coraz bardziej się zwęża. Kiedyś było to pięć osób, później cztery, następnie trzy, aż w końcu dzisiaj zostały mi dwie, jeśli nie liczyć mojej mamy. Niestety tym osobą nie mogę się zwierzyć, mamie - bo tak naprawdę nie zna większości moich problemów i słysząc niektóre ,zapewne chciałaby mnie zamknąć w psychiatryku. Osobie nr.1 - bo ma większe problemy ode mnie, mamy także taką więź, w której rozmawiamy o swoich problemach, ale tylko do pewnej granicy, a ta granica to mur nie do przebicia, osobie nr.2 - ponieważ przechodzi teraz dosyć ciężki okres w swoim życiu i nie mam zamiaru jeszcze bardziej pogorszyć jej stanu, chociaż wiem, że to nie moja wina i tak obwiniam się za to... Bliska osoba to taka, przy której czuję się swobodnie, nie udaję - ona ufa mi, a ja ufam jej. Mama nagina trochę tę regułę, ale w sumie cieszę się z tego faktu. Rodzina to zbiór osób, z którymi jest się związanym krwią, ale właściwie nic więcej cię z nimi nie łączy. Spotkania rodzinne to gra pozorów, w której wygrywa ten, kto najlepiej ciągnie tematy na zupełnie nieważne rozmowy z jak największą liczbą zgromadzonych. Jest to test, by pokazać się z jak najlepszej strony, czasami zdaje się, jakby te wszystkie osoby wchodziły w określoną rolę i to spotkanie było przedstawieniem, sztuką. Zawsze nurtowało mnie jedno - kto jest widownią ? Sąsiedzi ? Współpracownicy ? Rówieśnicy, którzy przypadkiem spotkali twoją ciocię na mieście ? Przez ostatnie miesiące było ze mną lepiej. Spałam więcej, jedzenie sprawiało mi przyjemność i mając przy sobie przyjaciół, miała wrażenie, jakbym miała wszystko. Teraz w tygodniu śpię 1/3 tego, co śpię normalnie, choć i tak jest to mniej, niż powinnam spać. Moje oczy są przekrwione, a pod oczami mam wory. W nocy mam koszmary, a rano nie widzę sensu, by podnieść się z łóżka. Wszystko smakuje praktycznie tak samo z wszystkiego, co dzisiaj jadłam, tabletka smakowała najlepiej. Osoba nr.3, która już nie należy do grona moich bliskich, do mojej strefy bezpieczeństwa, przestała mi ufać, zmieniła się, jej zachowanie oraz słowa sprawiły, że miałam atak paniki (właściwie to kilka) i chciałam z sobą skończyć, już jedną nogą stałam na poręczy i jak zahipnotyzowana spoglądałam w dół. Gdyby nie to, że oprzytomniałam i do mojej głowy przebiła się myśl o tym, że przecież skok z tej wysokości raczej mnie nie zabije, pewnie bym skoczyła. Jestem słaba, żałosna i już nie mam siły walczyć. Nie mam przysłowiowej "rodziny", która mnie wesprze. Gdyby nie to, że dałaś mi szansę się wygadać (za którą bardzo Ci dziękuję) znowu musiałabym sobie poradzić z tym wszystkim sama, chociaż obawiam się, że tym razem nie dałabym rady.

------------------------------------------------

Moja najbliższa rodzina liczy sobie razem ze mną 5 osób. Jestem najstarsza z rodzeństwa. Mam 15 lat. Mam dwóch młodszych braci. Jeden z nich, czterynastolatek, ma obsesję na punkcie elektroniki i programowania. Mogę mu powiedzieć praktycznie o wszystkim i nie wygaduje moich tajemnic rodzicom, mimomimo że mam z nim najgorsze kontakty. Tak, najgorsze. Niedawno nawet był taki okres, gdy dokuczaliśmy sobie nawzajem, bo taki mieliśmy kaprys. Nawet zaczęliśmy się dogadywać, kiedy zaczęłam nagrywać na yt (co mi kompletnie nie wyszło i już nie mam kanału), gdzie to była tajemnica, którą dochował. Kolejny, to pięcioletni dzieciak uzależniony od internetu. Wszyscy próbujemy, ale nie udaje nam się go odciągnąć od tableta, czy telefonu. Z rodzicami mam nawet spoko kontakty, a niektórzy nawet myślą, że ja jestem siostrą mojej mamy. Od zawsze chciałam mieć młodszą siostrę, bo z taką ilością facetów w domu nie idzie wytrzymać, plus, chciałabym choć raz usłyszeć, jak do mnie mówią unni (starsza siostra dla kobiety, w koreańskim języku), ale niestety, już na zawsze (chyba) pozostanę nooną (starsza siostra dla faceta, również z koreańskiego). Nawet jeżeli nasza łyżka jest brudna (tak, znowu nawiązuje do Korei, przepraszam, tam istnieje system łyżeczkowy, złota łyżka to bogacz, a brudna łyżka to biedota), to staramy się o siebie dbać. Nawet rodzice zrobili mi niespodziankę i dzisiaj, zobaczyłam, jak wygląda mój pokój, po ponad miesięcznej nieobecności. Przemalowali ściany na mój ulubiony kolor, dostałam od nich lustro i nową lampę, oraz na jednej ze ścian jest fototapeta z moim ulubionym zwierzęciem, czyli wilkiem. Normalnie kocham moich rodziców, ale czasami, jak to nastolatka, mam ich dosyć. To samo z braćmi. Raz, jak się pocięłam, to mama i brat (ten średni, najmłodszy wolał pykać w minecrofta) poryczeli się i pochowali wszystkie żyletki, oraz porozmawiał i szczerze ze mną. Tata do tej rozmowy dołączył później. Po tym, jak pierwszy raz sięgnęłam po żyletkę, wszystko było w miarę ok, dopóki nie zaczęłam zatracać się w kpopie, co nie spodobało się moim rodzicom, bo zaczęłam wtedy gadać tylko o moim ulubionym bandzie, ale już im przeszło i jesteśmy nawet normalną rodziną z różnymi zainteresowaniami. Jedyne, czego nie wolno mi robić, to myśleć o pracy, jaką mogę się podjąć w moim wieku, bo muszę zdać z dobrą średnią tą moją przyszłą, trzecią gim. i mam się w większym stopniu skupić na nauce, niż na zarobkach. Pieniądze wcale nie są takie ważne, ważniejsze są relacje z bliskimi.

--------------------------------

Długo się zastanawiałam czy napisać o mojej rodzinie, ale zdecydowałam, że nie mogę tego dłużej trzymać w sobie, a anonimowo będzie łatwiej. Więc tak moja rodzina składa się z dwóch osób mnie i mojej mamy. Owszem, mamy dalszą rodzinę, tylko że mama znalazła "miłość" przez internet i przeprowadziłyśmy się cztery lata temu, do miejscowości oddalonej od reszty rodziny o dobre 500 kilometrów. Przeprowadzkę strasznie przeżywałam, nie chciałam zostawić przyjaciół i rodziny. Może cofnijmy się do czasu pierwszej klasy podstawówki. Moja mama wyjechała za granicę, a ja zostałam z sąsiadką która miała 2 dzieci po za mną. Od zawsze byłam popychadłem. Po trzech latach moja mama raczyła wrócić ze Szwecji i od razu tego samego dnia wyjechałyśmy do miasta, w którym aktualnie jestem. Płakałam dobre trzy dni, z przerwami na sen. Kiedy już się zadomowiłam u partnera mojej mamy, musiałyśmy się przeprowadzić do innego mieszkania same, bo partner mamy stwierdził, że nie chce bachora w domu - miałam wtedy 9 lat i jakoś bardzo to we mnie nie uderzyło. Mieszkam sama z mamą, która ciągle się o wszystko denerwuje i na mnie krzyczy, przez pewną sytuację związaną z inną osobą (wyznanie na inny temat) stałam się bardzo wrażliwa i słowa, które kiedyś uważałam za żarty, teraz wywołują u mnie płacz.
Może kilka słów na temat mojego ojca. Był alkoholikiem. Kiedy skończyłam 6 lat, sąd odebrał mu ode mnie prawa rodzicielskie. W sumie to jestem dzieckiem nieplanowanym, nigdy nie chcianym, zawsze to odczuwałam. Lecz teraz to jeszcze bardziej boli. Strasznie zamknęłam się w sobie i zaczęłam większość czasu przebywać w internecie, bo mam wrażenie, że tylko on mnie rozumie.

------------------------------------

W mojej rodzinie jestem tą złą. Gorszą córką i wnuczką.
Zawsze byłam porównywana do mojej młodszej, o sześć lat, siostry, przez co często kłócę się z całą resztą rodziny.
Z ojcem, z którym sprzeczam się najczęściej, mamy takie same, wybuchowe charaktery. Nawet najmniejsze nieporozumienia kończą się krzykiem, moim płaczem, a czasami nawet gorszymi rzeczami...
Za dwa tygodnie kończę osiemnaście lat. Mimo to traktują mnie jak małe dziecko. Nie mogę wychodzić ze znajomymi, bo zrobię coś głupiego. Nie mogę za często używać telefonu, słuchać muzyki, czy czytać książek, bo powinnam się uczyć.
Szkoła i oceny to jedyne, co się liczy.
Przez całą tę sytuację nie czuję się zbyt dobrze w towarzystwie osób, które przecież powinny być mi najbliższe. Nie ufam im. Nie wiedzą o żadnym moim problemie, a wręcz są ich głównym powodem.

---------------------------------------

Moja Rodzina nie jest idealna...
Moi rodzice są skłóceni od pół roku, przez to straciłam kontakt z tatą. W ogóle z nim nie rozmawiam. Mam trójkę rodzeństwa: starszą siostrę i braci. Z siostrą się nienawidzimy, kłócimy się ciągle. Zraniła mnie psychicznie i fizycznie.
Nikt z nich nie zwraca uwagi na moje problemy. Raz jak zobaczyli moje rany, nakrzyczeli na mnie, wyzywali od chorych psychicznie, nawet uderzyli. Nawet nie spytali, czemu to zrobiłam. W mojej rodzinie liczy się tylko to żeby nie być wyśmiewanym. Przez 2 tygodnie nie odzywali się do mnie, jakbym nie istniała.
Zraniło mnie to bardzo, znienawidziłam ich. Przez nich nie potrafię kochać. Najchętniej bym ich wszystkich zabiła.
To chyba tyle, jestem bardzo wstydliwa i trudno mi było to pisać.

-------------------------------------

Mam rodzinę. Całkiem normalną. Jestem ja, brat, mama i tata oraz mój pies. No dobra może troszkę przesadziłam, z tym że jest normalna. Zacznijmy od początku. NIBY mam jakąś tam rodzinę. Swoje dzieciństwo do 5 lat wspominam dobrze. Nie było źle. Miałam wspaniałego brata, który się mną opiekował, kiedy rodziców nie było w domu wieczorami. Większość tego czasu spędziłam u rodziców mojego taty, więc jedyne co pamiętam ze spędzonego z rodzicami czasu, były wspólne wakacje.

Od 6 roku życia zaczęły się moje problemy. Na początku ich nie rozumiałam. Nigdy nie miałam problemów w szkole. Miałam dobre kontakty ze wszystkimi. Nie chodzi tu o szkołę, ale o dom. Czasami każdemu dziecku zdarzyło się przynieść złą ocenę to normalne, ale rodzicie tego, nie rozumieli. Zawsze, gdy zrobiłam coś źle, przyniosłam złą ocenę lub się nie posłuchałam w domu była awantura, ale nigdy nie było przy mojego brata. Różnie bywało raz, kończyło się na moim płaczu i krzyku matki innym razem na tym, że byłam przez nią bita. To trwało przez 6 lat i było coraz gorzej. Zaczęła mnie bić o byle co lub kiedy miała zły humor i musiała wyładować na czymś swoją frustrację. Tym czymś byłam zawsze ja. W wieku 9 lat zaczęłam się jej bać na tyle, że czasami wychodziłam szybko z domu i wracałam do domu po 24. Nigdy jej tego nie wybaczę, że się na mnie wyżywała, ale nigdy nie wybaczę też ojcu, który nigdy jej się nie przeciwstawił, nigdy nie powiedział dość. Nie próbował mnie w żaden sposób uratować ze szponów matki, NIGDY.
U mnie w domu nie było tylko przemocy fizycznej, ale też i słowna. Właśnie przez nią moja psychika została doszczętnie zniszczona.
W końcu w wieku 12 lat wyznałam komuś tę bolesną prawdę. Ta osoba poleciła mi iść do pedagoga szkolnego i tak zrobiłam. Poszłam, wyżaliłam się i później stworzyłam jeden wielki problem. Pedagog zgłosiła to wszystko na policje. Nie chciałam w ten dzień wracać do domu, bo nie wiedziałam, jak rodzice na to zareagują. Wróciłam do domu i na samym wstępie mój ojciec się wydarł, czemu to zrobiłam. Po jakimś czasie wróciła matka cała zapłakana. Nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Wtedy miałam mętlik w głowie. Już nie byłam taka pewna czy dobrze zrobiłam. Nie potrafiłam odpowiedzieć na pytania, jakie mi zadawali, bo od razu zaczynałam płakać. Pod wieczór pojawiła się policja. Najpierw rozmawiali z nami wszystkimi, później tylko ze mną. Sprawa została zgłoszona do sądu. Musiałam chodzić z mamą do Pani psycholog. Najgorszej, jaką w życiu spotkałam. Zawsze, gdy pytała się mnie czy się poprawiło, kłamałam 'Tak już wszystko w porządku' i na tym kończyła się sesja. Później byłam załamana, ale nigdy nie sięgnęłam po żyletkę czy cokolwiek innego. Co prawda mam na kącie 2 próby samobójcze, ale to w chwilach słabości.
Po roku znalazłam wspaniałą przyjaciółkę, która musiała czekać 7 miesięcy na to, aż w końcu powiem jej co mi leży na sercu. Od sylwestra 2016 musiała czekać, aż będzie wiedziała o mnie dosłownie wszystko. Jest przy mnie zawsze. Od momentu, kiedy jej wszystko powiedziałam, wspiera mnie jeszcze bardziej niż przed. Dzięki niej już mi się poprawiło.
Teraz w domu dalej są awantury, dalej jest przemoc słowna, a ja dalej uciekam z domu z płaczem, ale nie ma bicia. Czyli coś się poprawiło.

Dziękuję za wysłuchanie moich wyżaleń.

Kasieksa (zgoda autorki wyznania)

----------------------------------------------

Moja rodzina to tylko ja, mama, tata i pies. Odkąd pamiętam, mój ojciec zawsze dużo pracował. On po prostu nie potrafi nic nie robić. Założył własny biznes i w 2009 zaczął budować dom. Oczywiście co mógł, robił ,,sam", ale u niego robić coś samemu oznacza mieć pomocnika, który Ci wszystko poda/przyniesie/zrobi. No niestety tym pomocnikiem od zawsze jestem ja. Dwa miesiące temu wprowadziliśmy się do tego domu, a moje bycie pomocnikiem przerodziło się w bycie ich służąca. Codziennie słyszę tylko - przynieś, podaj, zrób, a jakikolwiek sprzeciw kończy się wrzaskiem i wyzwiskami. Mój tata jest bardzo wybuchowy człowiekiem, wrzeszczy po prostu na wszystko. Dzwoni jakiś klient - jest zły. Jest za ciepło - jest zły. Coś mu nie wychodzi przy pracy - jest zły. I jak się tak na wszystko złości musi się na kimś wyżyć i tym kimś jesteśmy albo ja, albo moja mama. Co prawda jeszcze nigdy nie podniósł na mnie ani moją mamę ręki, ale i tak się go boję. Moja mama. Kobieta dość gruba o podobnym do mojego ojca charakterze. Również bardzo szybko się złości i wrzeszczy, tylko nie tak jak w przypadku ojca, na cokolwiek co mu się nawinie, a na mnie. Wystarczy, że krzywo na nią spojrzę, a ona już rozpoczyna awanturę. I tak dzień w dzień.
Dokładnie 28 listopada na moim nadgarstku pojawiła się pierwsza kreska. Moja przygoda z cięciem nie trwała długo, bo jakiś miesiąc. Dzięki mojej, już byłej, przyjaciółce, zwróciłam się o pomoc do pedagoga szkolnego. A później wszystko samo się potoczyło. Wizyta mojej matki w szkole, kilka poważnych rozmów z rodzicami, w których jedyne co usłyszałam to to, że mam przestać zachowywać się jak małe dziecko i robić im problemy, bo chcą dożyć spokojnej starości i na koniec sprawdzanie, czy dalej się tnę, co w sumie trwało tylko kilka dni. Po tym wszystkim całkowicie zamknęłam się w sobie, czym nikt się nie przeją. I w sumie żałuję, że kiedykolwiek poszłam do tego pedagoga. Teraz codziennie męczą mnie myśli samobójcze. Do cięcia nie wróciłam, chociaż czasem jestem o krok do zrobienia kreski. I gdyby nie to, że zbyt bardzo boję się, że gdybym jednak nie umarła i musiała tłumaczyć się, dlaczego to zrobiłam, to już dawno byłabym martwa.

------------------------------------

Co jest ze mną nie tak?
Odkąd tylko pamiętam, dla moich rodziców liczył się tylko i wyłącznie mój młodszy brat. Nigdy nie doceniali mnie oni, tylko na okrągło wywierali na mnie presję bycia najlepszą. Najlepsze oceny, najwyższa średnia, jak najwięcej wygranych konkursów... Zdążyłam się już do tego przyzwyczaić, gdy mój brat rozpoczynał naukę. I wtedy już wszystkich przestałam obchodzić ja. Rodzina zapomniała, że to ja byłam tym cudownym inteligentnym dzieckiem. Zaczęli za to zachwycać się chłopcem, którego szczytem umiejętności było niepłakanie przez kilka godzin.
Powiecie: Dobra, dziewczyno, dramatyzujesz i przesadzasz, inni mają gorzej.
Matka i ojciec kochali mnie tylko wtedy, gdy byłam im posłuszna. Mieli gdzieś to, że inne dzieciaki się nade mną znęcają, że podebrałam szkolnej patologii papierosa i zapaliłam, że żałuję tego, że w ogóle żyję. A ja wciąż i wciąż gdzieś w środku czułam, że ich zawiodłam. Zarywałam nocki po to, by udowodnić im, że jestem lepsza od niego, lepsza od swojego młodszego brata.

I w końcu, odpuściłam. Odcięłam się od nich i stworzyłam sobie swoją własną, lepszą, wyimaginowaną rodzinę. Gdyby chociaż spróbowaliby mnie kiedykolwiek poznać, może wiedzieliby o mojej depresji, bulimii czy zalążkach jakiejś odmiany schizofrenii.
Ale teraz już jest za późno.
Może i fizycznie mam rodzinę, mentalnie jestem jej pozbawiona.

---------------------------------

Moja rodzina ma plusy i minusy, zupełnie jak każda.

Plusy są ogromne. Mam cudowne rodzeństwo, które rzeczywiście czasem mnie wkurza, ale jednak strasznie ich kocham. Z mamą utrzymuję świetny kontakt, rozmawiam z nią na każdy możliwy temat, także na takie tematy, których nie poruszam z przyjaciółmi.

Jedyna osoba, która nie pojawia się w plusach, to mój tata. Nic dziwnego. Widzicie, od chyba roku wiem, że jestem osobą biseksualną. Akceptuję siebie, a moi przyjaciele mnie wspierają. Ale tata jest inny. Dla niego wszystko, co nie jest hetero, to wymysł społeczeństwa, choroba psychiczna itd. Najbardziej mi przykro, gdy np. w telewizji jest coś o gejach i słyszę z jego strony komentarze w stylu "przełącz to, właśnie jem".

Mama nie miałaby problemu z moją orientacją. Jej brat, a mój wujek, to gej i wcale jej to nie przeszkadza. Ale nie powiedziałem jej, bo chcę stawiać jej w sytuacji, w której musi coś ukrywać przed tatą. W końcu są małżeństwem i kochają się. A za żadną cenę nie chcę, by tata się dowiedział.

Tyle że czasem aż boli mnie to, że zdaniem taty osoby takie jak ja powinny iść do pieca.

-------------------------------

Rodzina... Co widzę, gdy o tym myślę? Szczerze? Nic miłego. Problemy ze sobą mam już około 7 lat i jest ciągle gorzej, ale to historia do innego tematu.
Mam dość zwykłą rodzinę. Mama, tata, starszy brat. Powinnam jednak uwzględnić, że brat przez ładnych parę lat mnie nienawidził; taty często nie było, więc nie mam z nim za dobrego kontaktu; mama absolutnie mnie nie rozumie i dość często się kłócimy. Jest też dziadek. Osoba, która nie mieszka z nami i dzięki Bogu, bo by mnie tu już nie było. Myślę, że odkąd przyszłam na świat, on mnie nienawidzi. Gdy tylko się spotykamy, jest wielka kłótnia, on mnie obraża, wyzywa... A moja mama (jego córka) tylko się temu przygląda i nie robi absolutnie nic... Może poza przyznaniem dziadkowi racji.
Nie mam żadnej babci, więc nigdy nie wiedziałam, jak to jest, chodzić na niedzielne obiadki do takowych, dostawać super prezenty na urodziny, być ciągle dokarmianym przez nie. Nigdy tego nie przeżyłam i nie przeżyje... Strasznie mnie to boli.
Wytłumaczę trochę, o co chodzi, z tym że mama mnie nie rozumie, żebym nie została odebrana, jak jakaś głupia nastolatka (a czuję się tak często). Próbowałam rozmawiać z mamą o tym, co mnie boli. Przysięgam, że siedziałam z nią u mnie w pokoju i w pewnym momencie rozmowy po prostu się popłakałam. Potem przyszedł tata i usłyszałam tylko ,,Czemu ryczysz?" i opuścił pokój. Mama chwilę została, potem poszła... Ale za dużo do niej nie dotarło. Nie powiedziałam jej oczywiście o moich poważniejszych problemach, bo nie dałam rady... Ale to zawsze jakaś próba.
Wiecznie się wszyscy mnie czepiają, wysługują mną... Nikt mnie nie rozumie hah. Możliwe, że na tym powinnam skończyć...
Może do później i szybka wiadomość dla osób, które to przeczytają:
Nie dajcie sobą pomiatać. Jeśli to się uda, odzyskacie kontrolę nad swoim życiem.

--------------------------------------------

Znajomości internetowe. Niektórzy mówią, że są niebezpieczne, że nie wiadomo kto jest naprawdę za drugą stroną. Wiem o tym. Jednak co, jeśli w prawdziwym świecie nie znajdziesz tej grupy, w której czujesz się jak ryba w wodzie, a samotność rani bardziej niż słuchanie obelg, czy krytyki? Przecież nie da się żyć jako samotny i zagubiony człowiek przez bardzo długi okres.
Ale od początku. Kim jestem i jaką historię chcę przekazać...
Jestem czternastolatkiem, którego psychika jest bardzo osłabiona przez innych ludzi. A dokładniej, to przez niektórych uczniów, rodziców, brata również, prawdopodobnie też przez siebie samego. Przyjaciół w realu nie mam. Nie chcę zbyt wiele zdradzać obecnie o sobie.
Zacznę więc od początku historii.
Rok temu, w czasie roku szkolnego, do mojej szkoły przyjechał pewien pisarz, który prowadził ciekawy temat o grach komputerowych. Pod koniec spotkania powiedział, że ma kanał na yt. Okazał się on bardzo ciekawy i wciągający. Kilka miesięcy później ten pisarz stworzył grupę na Facebooku, na której można dzielić się swoimi marzeniami, postępami pracy itd. Tydzień (lub dwa) później pewien członek grupy stworzył chat grupy na discordzie i tam poznałem kilka bardzo ciekawych osób (głównie młodych pisarzy, niebędących jeszcze pełnoletnymi, ale starszych ode mnie, a ich książki dopiero się tworzą). Z całej tej ferajny, osobą, której najbliżej jest do mojego przyjaciela, jest 24-letni pisarz, którego pierwsza praca prawdopodobnie wyjdzie za rok. Prawdę mówiąc, dzięki powstaniu tego chatu, mogę być współtwórcą tej książki, a jedynie mogę powiedzieć, że będzie jedną, wielką komedią bez logiki. Wracając do samej grupy, ma ona za zadanie zrzeszać osoby z marzeniami, planami na przyszłość, pasjami (często takimi samymi), przy okazji tworząc rodzinną atmosferę.
Być może to, co napisałem, jest lekko chaotyczne i niezrozumiałe w niektórych momentach, ale nie potrafię pisać prosto z mostu, niestety. Tak czy siak, chciałem się podzielić częścią swojego życia. Prawdopodobnie się udało.
Internet jest ogromnym, pełnym niebezpieczeństw i podłym miejscem. To fakt. Jednak może być także azylem, czy miejscem spotkań z ludźmi, którzy są daleko od nas.

----------------------------------------

W ostatnie święta Bożego Narodzenia nie miałem humoru. Siedziałem głównie w pokoju przed planowaną wigilia domową. Nagle nadeszła pora na wynajętego przez rodziców Mikołaja, główną atrakcją dzieci. Podczas jego wizyty uciekłem do łazienki zapłakany. Nie wiedziałem, co ze mną jest I dlaczego... wyszedłem dopiero po tym, jak wyszedł, wtedy się uspokoiłem. Wziąłem już w salonie swój prezent I dosiadłem się do stołu. Zjadłem rybę, sałatkę I jeszcze parę potraw. Następnie podziękowałem za posiłek I odszedłem od stołu do swojego pokoju, do którego się szło przez ów salon. Siedziałem tam na fotelu przed telefonem, pisząc z bliskimi znajomymi. Nagle usłyszałem, jak mama z ojczymem się kłócą. Znowu byłem powodem kłótni. Od ojczyma usłyszałem tylko, jak mówi. by zamknęli drzwi od mojego pokoju, ponieważ nie może jeść, gdy się na mnie patrzy (siedział naprzeciw drzwi). Matka stanęła za mną, lecz nie na długo, po chwili wzięła jego stronę i podeszła do mnie zaczynając mnie wyzywać z niewiadomego dla mnie powodu. Mój humor wtedy pogorszył się dużo bardziej I z płaczem uciekłem z mieszkania w krótkich spodenkach oraz bluzce na dwór... do tego zimnego śniegu, którego nienawidzę. Byłem tak słaby, patrząc na psychikę w tamtym czasie, że nawet nie zwracałem uwagi, że się powoli wyziębiam. Wróciłem po jakimś czasie do domu. Byłem wtedy jak duch. Nikt na mnie nie zwracał uwagi. Podszedłem do matki spytać, co się stało, odkrzyknęła tylko, że zniszczyłem jej święta I mam jej się nie pokazywać na oczy. Była w łzach. Ja nie wiedząc, o co chodzi, odkrzyknalem, że to ona zniszczyła mi całe życie wraz z jej partnerem przez to, że przez wiele lat byłem poniżany, po czym uciekłem do pokoju. Trochę później już siedziałem po ciemku pod kołdrą, gdy nagle usłyszałem otwieranie drzwi. To był mój ojczym... Znowu przyszedł mnie, wyzywać, znajdując niewiadomo skąd powód do tego. Najczęściej to były sytuacje wyssane z palca, które nigdy nie miały miejsca... To były moje najgorsze święta w moim życiu... nigdy nie chciałbym przeżyć tego ponownie I nikomu nie życzę takich sytuacji, gdzie przyjmujecie rolę popychadła, czy to przez rówieśników, czy też przez rodzinę jak to było u mnie...

Gabriel.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top