Temat pierwszy: Rodzina.

Nawet nie musiałam zapowiadać tematu, aby posypała się lawina wyznań. Jestem taka dumna z tego projektu, bo już na pierwszy raz jest was tak dużo! To wymagało wielkiej odwagi, aby to zrobić, więc już dzisiaj dodaje wyznania, które mi podesłaliście, ale temat jest ważny do 25 sierpnia!! 

Oczywiście, jeśli ktoś będzie chciał podesłać swoje wyznanie później, to nie ma z tym problemu, ale wtedy rozdział będzie odświeżany nieregularnie ;)

Zacznijmy tak, jak obiecałam, czyli od mojego wyznania, a potem będą już tylko anonimowe z poczty, Wattpada oraz Twittera. Przypominam o hasztagu #rozmowyzranionych.

Jeśli miałabym mieć tylko jedną prośbę, to taką, aby wasze wyznania były poprawnie napisane. W wakacje mogę to jeszcze ogarnąć, ale w roku szkolnym zajmie mi to więcej czasu. Dodaje wam stronkę, na której sama betuję moje prace, pokaże wam, gdzie są błędy i zajmie to wam najwyżej trzy minuty ;)

Stronka: https://languagetool.org/pl/

Jeśli ktoś ma jakąś radę dla wyznania, to możecie bez problemu je komentować, wyrażać swoje opinie. Róbmy to jednak w mądry sposób, pamiętajcie.

~

Moja rodzina nie jest jakaś wyróżniająca się na tle innych. No może ze względu na ilość osób w domu, kiedy całe moje rodzeństwo się zjedzie, ale dla mnie to nic takiego. Zawsze mamy jakieś problemy, kiedyś finansowe, teraz z powodu na charakter, ale nie sądzę, aby były to problemy nie do rozwiązania. Jedyna rzecz, która mnie martwi to moje kontakty z jedną z sióstr, które są bardziej neutralne. Myślę, że chodzi tutaj o nasz wiek, który jest bardzo podobny i nasze światopoglądy. Ja jestem tą poważną, ona woli robić wszystko na ostatnią chwilę. Ale rozmawiamy ze sobą, jest już lepiej. Jedyne, co podłamało naszą rodzinę to śmierć babci, z którą każdy był bardzo zżyty. Umarła w szpitalu, więc przygotowanie na śmierć było w jakiś sposób łatwiejsze, niż nagły telefon, ale dalej pamiętam jej twarz, kiedy leżała na łóżku, kiedy była w śpiączce. Pamiętam dzień, kiedy miała operację, która nawet mnie nie przestraszyła, bo pomyślałam, że to tylko operacja, da siebie radę. Nawet lekarze byli dobrej myśli, ale cóż... Skończyło się inaczej.
Moją rodzinę podzieliłabym na mamę i tatę. Przyznam, że nie jest to najlepsze małżeństwo na świecie. Dbają o nas, ale jako ich dzieci wiemy, że nie mają już do siebie tak otwartych uczuć, jak może kiedyś. Może przez to właśnie ich dzielę, chociaż kiedy nam się coś dzieje, od razu działają razem. Myślę, że nie wyróżniamy się niczym innym. Moje rodzeństwo stanie za każdym murem i zawsze działaliśmy razem i jakoś uczyliśmy się wspólnie na swoich błędach. Wiem, że mam u nich wsparcie i zawsze mogę do nich iść, gdy mam jakiś problem.

--------------------------

Wraz ze mną moja rodzina liczy pięć osób. Mamę, tatę i dwóch młodszych braci. Kocham ich, bo w końcu jest to moja rodzina, ale mam duży problem.

Nie mam dobrych kontaktów z moim tata. Każda nasza rozmowa kończy się na moim płaczu, a jego krzyku... 

Oprócz tego dochodzi do wielu kłótni między moimi rodzicami. To mnie boli... Chciałabym im pomóc, ale jednocześnie boje się wtrącać w ich problemy. 

Może to nie są jakieś ,,ciężkie" problemy, ale potrzebowałam się komuś wyżalić...

-------------------------

Mam bardzo "ciekawą" rodzinę. Trzy lata temu zaczęłam się interesować transportem. A dokładniej, najpierw interesowałam się tematem autobusów, aktualnie raczej wszystko, spedycja, komunikacja miejska, turystyka itd. Rozmawiałam sobie z kierowcą u siebie w busie na ten temat, szybko się w sumie polubiliśmy. Jednak jak to na wsi bywa, ludzie chcą wszystko wiedzieć, dopowiadają i donoszą, także nie minęło dużo czasu, a o tej mojej znajomości z danym kierowcą autobusu dowiedzieli się od "kochanych" sąsiadów rodzice. I się zaczęło.
Afery "Co ludzie powiedzą?!" "On Ci coś zrobi, w końcu jest 30 lat starszy !" "Nie dasz rady jako kierowca !", "Co to w ogóle za hobby !". Po którejś awanturze doszło do tego, że chciałam się zabić. Nie cięłam się, nie tnę do tej pory, co mnie trochę dziwi, bo w takiej sytuacji raczej byłoby to normalne z takimi problemami. Ale ktoś mnie od tego samobójstwa uratował. Właśnie wyżej wymieniony kierowca. Rozmawialiśmy wtedy bodajże całą godzinę. Pomogło. Jednak czy przez te 3 lata się coś zmieniło ?
Tak. Powiedziałabym, że na gorsze nawet. Pomimo tego, że o całym hobby albo zapomnieli, albo nie chcą o tym myśleć, przestali się mną interesować. Boli mnie noga ? Na pewno zmyślam. Nie znają nawet nazwy szkoły, do której chodzę. Przy rodzince udają idealnych rodziców, a potem robię wszystko jak służąca. Co z tego, że mam problemy zdrowotne, które powodują, że szybciej się męczę, nie wspomnę, że nie mogę zbytnio się przeciążać z obowiązkami. Ale kogo to obchodzi.
Zrób to, zrób tamto. - na okrągło.
Jak zrobię 5 rzeczy, ale 6 już nie to nagle na drugi dzień siedzę w domu jak niewolnik i nie mogę nigdzie wyjść na miasto, bo "Skoro boli Cię noga/kręgosłup/głowa/brzuch, bo nie zrobiłaś tego, czy tamtego, to nigdzie nie idziesz"
Kwestia rodzeństwa.
Mam 3 braci. Jeden starszy, dwóch młodszych. Ten  starszy to mniejsza, bardziej chodzi mi o dwóch młodszych.
Trzynastoletni, rozpieszczony przez matkę Pan i Władca, który myśli, że jemu wszystko wolno. Muszę wracać o 18 do domu i nie później. On? Nie ma go, jest 21, a rodziców to nie interesuje.
Nie zrobię czegoś, co matka kazała natychmiast? Prócz matki drze się na mnie i miesza z błotem także on.
Drugi brat. Jeszcze bardziej rozpieszczony mały, pięcioletni bachor, uzależniony od komputera i gier (typu GTA - zachowanie, podejrzewam, ma po właśnie takich). Bije, ma humorki, a spróbujcie mu zabrać telefon czy komputer, to dostaje szału.
Co na to rodzice ?
"To Twoja wina. Jakbyś się nim zajęła to pewnie byłby grzeczny"
A jak mam się zajmować, jak leci na mnie z pięściami? (dwa razy miałam lekko podbite oko, obolały brzuch i plecy, z taką siłą wali). Włazi, kiedy tylko mu się podoba, bez pukania, matka zresztą też, ojciec przynajmniej zapyta, czy może.
Nienawidzę swoich rodziców. Bardzo często jest tak, że płaczę, czy na drugi dzień jestem rozbita... Jedyne osoby, na których mogę polegać to przyjaciele, ale o tym kiedy indziej.
Reszta rodziny też podobna.

-------------------------

W końcu zdecydowałam się na kategorie Rodzina. Myślę, że to ona w pewnym sensie trochę zostawiła ślady na mojej psychice, a więc zaczynamy.
-Kiedy miałam 6 lat, moi rodzice się rozwiedli. Strasznie to przeżywałam, ponieważ poszłam wcześnie do szkoły i miałam kłopoty z materiałem, byłam zestresowana. Ale jak mój Ojciec z nami mieszkał, nie widywałam go, teraz widuję go raz na miesiąc. Teraz przejdziemy do mojego drugiego problemu. Mama, kiedy miałam 8 lat, zaczęła mieć poważne problemy ze zdrowiem. Lekarze dalej nie mogą jej zdiagnozować do końca. Teraz na dodatek czeka na operacje ręki, ponieważ ma cieśń nadgarstka. Przez to wszystko nie może pracować. Ale na tym się nie skończą moje problemy. Nikt mnie nigdy nie rozumiał. Zawsze byłam gnębiona przez znajomych. W wieku ośmiu lat trafiłam przez "koleżanki" do szpitala. Potem zmieniłam szkole i też się nie poprawiło. Teraz idę już do kolejnej szkoły w ósmej klasie i jest to dla mnie straszny stres, że znowu mnie nie zaakceptują. Ostatnią rzeczą mojej spaczonej psychiki jest moja waga. Byłam otyłym dzieckiem i był to jeden z powodów mojego gnębienia. Kiedy miałam 10 lat, koleżanka na obozie pokazała mi kilka ćwiczeń na odchudzanie. Schudłam do wymarzonej wagi. Nie przytyłam przez dwa lata i nawet moja rodzina martwiła się, że mam anoreksję. Wszystko było fajnie aż do tego roku. Przestałam się martwić w końcu o wagę i przytyłam cztery kilo. Na obozie, który miałam na początku wakacji urządziłam sobie dietę. 500 kcal dziennie. Schudłam w tydzień te cztery kilo. Przyznaje się, że wtedy naprawdę nie jadłam nic. Tylko zjadłam raz banana i dwa dni później jabłko. Kolega, którego tam poznałam, zaczął się o mnie martwić i musiałam jeść całe posiłki, bo by mnie wydał. Po powrocie do domu odkryłam coś strasznego, przytyłam dwa kilo po mojej diecie w pierwszym tygodniu. Teraz staram się zdrowo odżywiać i przed nowym rokiem szkolnym schudnąć do wymarzonej wagi. Boję się, że przywitam ich jako gruby wieloryb.
- A więc to wszystko. Mam nadzieje, że nie myślisz o mnie jak o rozwydrzonej grubej nastolatce, która wynajduje sobie problemy. Chciałabym, żeby ta wypowiedź została anonimowa. Cieszę się, że mogłam ci się zwierzyć.

Wiem, że nie miałam komentować waszych wyznań, ale chciałabym tylko pokazać, że was nie oceniam. Możecie pisać, co tylko chcecie i ile chcecie. Zdanie, pięć strony, naprawdę nie będę was oceniać, to wasze historie i wasze życie.

------------------

Zawsze się nienawidziłam. Tego, jak wyglądam, ogólnie wszystkiego z siebie.

To wszystko zaczęło się w piątej klasie szkoły podstawowej, kiedy zmieniłam szkołę.
W nowym otoczeniu nie byłam akceptowana przez swój wygląd i zainteresowania.
Inne dzieciaki zaczęły mnie dręczyć, a nauczyciele nie reagowali.
Raz nawet chcieli mi włosy.
To wszystko ciągnęło się przez dwa lata.
Oczywiście rodzicie próbowali coś z tym zrobić, ale z marnym skutkiem.
Gdy poszłam do gimnazjum, sytuacja się nie poprawiła ciągle mnie dręczyli.
Właśnie wtedy pierwszy raz sięgnęłam po żyletkę.
Dzięki temu byłam spokojniejsza.
Po jakimś czasie tego torturowania, nie wytrzymałam i próbowałam się zabić jakkolwiek...
Trafiłam przez to do psychiatryka na leczenie
A moi "przyjaciele" mieli kolejny powód do śmiechu.
Ale na szczęście już później starałam się znieść to wszystko i spokojne pójść do technikum
Tam na szczęście się wszystko uspokoiło
i mam nadzieję, że nadal tak będzie.

PS to wszystko przez to, że choruję nie bielactwo.

-----------------

A więc chyba to wszystko zaczęło się w wieku mojego 5 roku życia? Może i troszkę później nawet. Pamiętam, że wtedy moi rodzice się bardzo kłócili a wręcz nawet bili, ale na moich 5 urodzinach przystopowali. Jakby chcieli, żeby żeby ten dzień był dla mnie cudowny. Przyjechała cała moja rodzina na te urodziny oraz miałam tort i prezenty więc powinnam być szczęśliwa, jednakże pamiętam, jak moja mama pożegnała się ze mną i poszła ze swoim "nowym chłopakiem" gdzieś. Do dziś mam do niej o to żal, choć nie powinnam. W czasie następnych trzech lat był rozwód, a między innymi przed była taka kłótnia, że sąsiedzi kazali mi wybierać pomiędzy matką a ojcem. Dla takiego dzieciaka to była trochę trudna decyzja, jednakże w kilka sekud wybrałam ojca. Teraz się zastanawiam jaki ból musiała mieć moja mama wtedy. Była jeszcze akcja z psychologiem, bo raz tylko byłam u niego w tamtych latach. Kazał mi narysować swoją rodzinę, a narysowałam tylko siebie i tatę. Gdy się zapytała "Gdzie jest mama?" Odpowiedziałam "Nie chciało mi się"- nadal mam do siebie żal. Do ósmego roku życia miałam comiesięczne spotkania z mamą, na które ona coraz rzadziej przychodziła, a ja zostawałam u jej mamy, czyli mojej babci, jednakże potem po prostu zniknęła i jej nie było. Cztery/Trzy lata temu dowiedziałam się przez telefon, bo spałam wtedy u dziadków, że po prostu. eh najlepiej opowiem w prost, że nie żyje. Zamordował ją jej chłopak, ponieważ byli pijani i się pokłócili. Bił ją aż umarła, a przynajmniej tak słyszałam. Ogólnie zastanawiam się, jaka jest Patologia w tym kraju, że dostajesz tylko 3,5 roku więzienia za morderstwo. Ogółem mogę dodać, że nie miałam wtedy jakoś uczuć do jej śmierci i miałam po prostu to gdzieś. Dopiero dzisiaj Rozumiem, jaki to ból. A teraz? Mieszkam, z którego tatą nie mogę nazwać alkoholikiem, jednakże dość często popija zbyt oraz pali. Mój dziadek obniża mi samoocenę, mówiąc, że nic nie osiągnę w życiu "i jaką ja beznadziejna Jestem a tak to jest nawet okej. Dziękuję, że mogłam się wygadać.

--------------------------------------------------

Ok. No to tak... U mnie z rodziną jest tak, że od kiedy pamiętam to mnie i moją siostrę wychowywała głównie mama i jej rodzice, a ona była bardzo młodą mamą, bo siostrę urodziła, mając 19 lat, a mnie 22. Tata w tym czasie jeździł do Niemiec pracować i prawie go nie było w domu, a jak już był to go pamiętam, jako takiego tyrana. Nienawidziłam, jak on był w domu, bo nie raz wiedziałam zapłakaną mamę przez niego, a ja jako małe dziecko niezbyt rozumiałam, czemu ona płacze, teraz wiem, że moi rodzice bardzo często się kłócili, dlatego, gdy miałam 4 lata, wzięli rozwód. Już w trakcie rozwodu nie chciałam jeździć do taty, bo on mieszkał razem ze swoimi rodzicami i jego siostrą, która była dla mnie wredna i na mnie krzyczała o gówno co. Nawet sprawa rozwodowa moich rodziców była dłuższa przez moje kontakty z ojcem, a raczej z ciotką. Też po rozwodzie do około 9 roku życia nie jeździłam do ojca, bo po prostu nie chciałam i bałam się po części tej ciotki. W tym czasie mama znalazła sobie nowego partnera, z którym jest cały czas. W domu było wtedy bardzo dobrze jak dla mnie, nie to, co w szkole, ale to bardziej do innego tematu. Po podstawówce poszłam do gim. z internatem i najlepszy był tekst mojej babci od taty strony: "Ty?! Do internatu?! Przecież ty jesteś taki mami cyc, że ty tam sobie rady nie dasz!" Tak wierzy we mnie i w moją siostrę rodzina taty. Tak w 3 gim moja relacja z ojczymem wyraźnie się psuła, a za tym szła relacja z mamą. Częste były kłótnie, że ja w pewnym momencie czułam się, jakbym nie miała domu, bo do taty jeździłam, ale się źle tam czułam, a u mamy cały czas kłótnie. Tak teraz się zorientowałam, że nie napisałam o tym, że cały czas ogólnie w domu mojej mamy były kłótnie, ale ich głównym bohaterem była siostra mamy i przez cały czas byłam biernym słuchaczem kłótni. A teraz wracając do tematu w tym dość trudnym dla mnie czasie, krótko mówiąc psychika mi trochę siadła i zaczęły się moje problemy z wagą, ale o tym też bardziej opiszę przy innym temacie. W po jakimś czasie te kłótnie ustały, ale co jakiś czas są jeszcze takie kłótliwe dni. Pod koniec gim. przy testach gimnazjalnych zdążył się cud, a dokładniej mój wyrodny ojciec codziennie do mnie dzwonił z zapytaniem, jak mi poszło. To naprawdę było dla mnie coś nie zwykłego, bo on zawsze moją i siostry edukację miał za przeproszeniem w dupie, nawet zajęcia muzyczne i tę szkołę uważał za bezsensowny wymysł mamy. Na zainteresowaniu o testy się skończyło jego interesowanie mną. CD. W wyborze LO mama mi pomagała, a tata jak mu się powiedziało, że trzeba gdzieś zawieść papiery, to pojechał ze mną dosłownie raz i na tym jego zaangażowanie się kończyło, nawet nie interesował się zbytnio czy się dostałam tam, gdzie chciałam. Teraz też były wyniki rekrutacji na studia siostry i na wiadomość, że dostała się na rachunkowość, to strona taty odradzała jej, by na to poszła, mimo tego, że babka miała ambicje, by tata z ciotką ukończyli rachunkowość. Plus też nie dawno moja siostra go prosiła, by dołożył jej na prawo jazdy, to on jej robił o to problemy, ale w końcu dołożył. Zbliżamy się do teraźniejszości, bo w zeszłym tygodniu jak rozmawiałam z mamą, to dowiedziałam się kilku na prawdę ciekawych rzeczy o moim ojcu, takich jak np. moi dziadkowie od mamy strony mieli zaczętą budowę domu, ale stwierdzili, że chcą oddać to moim rodzicom, by sobie to dokończyli i zamieszkali, na to mój ojciec stwierdził, że on w nie swoim nie będzie robił, a jakiś czas później dzwoni jego siostra czy pomoże jej w remoncie jej domu, zawinął dupę i pojechał jej pomóc. Też była taka sytuacja, że moi rodzice, gdy mama była w ciąży z moją siostrą, mieszkali w wynajmowanym mieszkaniu i, kiedy była w 9 miesiącu raz pojechał sobie gdzieś, zostawiając moją mamę samą bez żadnego telefonu. Ogólnie to rodzina mojego taty, a dokładniej w dużej mierze żeńska część dążyła do rozbicia małżeństwa moich rodziców, a na moją mamę, na moją siostrę i na mnie mieli nas gdzieś i co się z nami stanie. Tak w sumie jest dotąd. Też historia z tych wakacji ja zbierałam, robiłam na wiśniach z mamą mamy i ona mi bardzo pomogła, ale niestety nie zebrałam wystarczającej kwoty, a rodzina taty wiedziała od samego początku, że na niego zbieram, ale nikt nie zaproponował, że jak z babcią chodzę na wiśnie, to oni mi dołożą w razie czego, tylko po raz kolejny mieli mnie w dupie, dlatego moja kochana babcia dzisiaj powiedziała mi, że pójdzie specjalnie na jabłka i połowę pieniędzy zarobionych da mi na laptopa. Taka babcia to skarb.

-------------------------------------

Pamiętam prawie każdą kłótnię rodziców po tym, jak ojciec upił się na imprezie. Zawsze, kiedy pił jakiś mocniejszy alkohol miał problem do mnie lub do mojej matki. Pamiętam, jak ją przytulałem z płaczem, ale próbowałem ją uspokoić, pare razy były to dość poważne kłótnie... Na szczęście później, jak ojciec wytrzeźwiał, wszystko było dobrze. Do czasu, gdy dowiedzieli się o moich ranach na ręce i udach, od tamtego czasu ojciec wypominał mi codziennie, że przeze mnie musimy jeździć po lekarzach, że dużo piszę na telefonie, cytując jego słowa "wypisujesz do jakichś nieznajomych ludzi na jakieś tematy i takie są tego skutki" nigdy nie podniósł na mnie ręki na szczęście, ale czasami potrafił doprowadzić do pogorszenia mojego stanu psychicznego paroma słowami. W wigilię powiedział, że on nie potrafi mnie przytulić, bo dla niego już nie istnieje, potem ryczał, jak małe dziecko a ja miałem mu dodać otuchy, starać się go uspokoić, nie potrafiłem tego zrobić. Parę miesięcy później znowu była jakaś okazja do świętowania, chyba jakieś imieniny, jak położyłem się do łóżka, słyszałem kłótnie i słowa, które padły z jego ust "masz jednego co się tnie i co tylko". Robię to rzadko, częściej palę (na szczęście ojciec nie wie) na razie jego wypominanie mocno osłabło, ale nie wiem na jak długo, staram się przy nim udawać radosnego, na razie mi się udaję. Często wychodzę z moim ostatnim przyjacielem, by ojciec widział uśmiech na mojej twarzy. Mam nadzieję, że nie powie znowu czegoś, czego będzie żałował, wigilii nadal mu nie wybaczyłem, ale staram się udawać, że jest dobrze. Od dwóch miesięcy nie słyszałem gróźb o domu dziecka lub, że zacznie mnie bić, oby tak zostało.

---------------------------

Moja rodzina jest troszkę pokręcona. Jest mama, tata, babcia, moja siostra i ja. Czasami czuje, jakby nie było nikogo. Tata, gdy byłam mała, pracował od rana do wieczora. Jego rutyna wyglądała tak: wstać, jechać do pracy, pracować i wrócić do domu, zapalić fajkę i iść spać. Teraz, jeśli nie spojrzysz w jego grafik pracy, to nie wiesz, kiedy będzie w domu... Moja mama... Za dużo mówić nie będę, ponieważ to trudne. Czasami jest kochana i opiekuńcza a czasami czepia się i wrzeszczy o byle co. Babcia. Z babcią jest jeszcze trudniej. Raz doprowadziła do takiej kłótni ze swoją córką (moją mamą), że moja mama chciała wyjść z domu i nie wracać. Teraz siostra. Moja siostra jest bombą emocjonalną. To jak ona ujmuje 'jest kozłem ofiarnym'. Nie. Ona po prostu jest starszą siostrą. Czasami jest naprawdę kochana, ale kiedy włącza tryb "wszystko mi w tobie przeszkadza" i "nie chce cię znać" jest mi cholernie przykro. To ja od niej wysłuchuje, że, jest 'Tą złą'. Że tata o nas się nie troszczy. Że znowu są problemy finansowe, a nie chce wyciągać kasy od mamy. Sama nie może sobie dorabiać, ponieważ miała wypadek w pracy. Jest w drugiej kl. liceum. Ja mam tylko trzynaście lat, a już nie potrafiłam przeżyć dnia bez myślenia - lepiej im by się żyło beze mnie. Chciałam jeszcze dopisać, że kłótnie są na porządku dziennym. Czasami nie wiesz kogo w nich bronić. I kto ma tę cholerną rację. Bo na pewno nie ja. Najbardziej trudne dla mnie jest to, że nie wiem już komu wierzyć, ufać i powierzać swoje sekrety i problemy. Dlatego 3/4 czasu siedzę sama w pokoju z własnymi myślami, które już przestały polepszać sytuację.

--------------------------------

Mój ojciec ma w dupie moje zdanie co do MOJEJ przyszłość. Chce oddzielić mnie od mojej pasji i zmusić do interesowania się tym, czym on chce, żebym się interesowała. W tym roku pisze egzaminy. Mam wrażenie, że wyląduje albo na cmentarzu, albo w psychiatryku.

-----------------------------------

Mając pięć lat, przeprowadziłam się z mojego rodzinnego miasta razem z mamą i babcią. Ojciec zostawił nas, gdy miałam 5 lat. Przedtem bił mamę i nadużywał alkoholu. No, ale gdy już się wprowadziłyśmy do nowego mieszkania, myślałam, że wszystko będzie okej.
Jednak z wiekiem jak to każde dziecko zaczęłam więcej rozumieć i zauważyłam, że mama z babcią lubią sobie wypić. Gdy pierwszy raz mnie uderzyła (mama). miałam jakieś 7 lat, było to po pijaku, gdy powiedziałam, że chcę czekoladę. W szkole zaczęło się robić nieciekawie, więc mama przeniosła mnie do drugiej. Tam zaczął się odrębny koszmar. Moje życie składało się z udawania. Dziesiątego babci emerytura A dwudziestego któregoś alimenty na mnie. Gdy tylko coś się nie podobało, dostawałam w twarz. Nie był to zwykły klaps, dlatego tu przytoczę parę przykładów z mojego życia..
2010 - babcia nie chciała dać mamie na wódkę. Musiałam dzwonić na pogotowie, bo babcia miała głęboką ranę nożem na ramieniu. 8 godzin spędziłam w domu dziecka
2010- mama chciała oddać mój telefon do lombardu, aby sobie wypić, aja się nie zgodziłam. Rzuciła mną o ścianę i zaczęła po mnie skakać, potem znów mną rzuciła o ścianę i kopnęła w twarz.
2014 mama dowiedziała się, że się samo okaleczam, rzuciła we mnie nożem, stołem i krzesłem.
W 2015 trafiłam do domu dziecka na stałe, bo nie otworzyła mi drzwi do domu.
Do dziś jestem poniżana, zastraszana, matka pije już jakieś 20 lat. Nienawidzę jej, bo niszczy mi wszystko, co dobrego spotkam na drodze. Rok temu kazała mi zrobić jej kreskę z amfetaminy. Mój ojciec próbuje się ze mną skontaktować, ale nie na długo. Daje o sobie znać na jakieś des tygodnie, a potem za rok, dwa wraca.
Według mnie ludzie, którzy się tak zachowują, jak moi rodzice, powinni być automatycznie kastrowani. Niczego się nie uczą, a tylko krzywdzą. Przez moją matkę czasem mam ochotę się zabić, choć z jej samego powodu próbowałam już 3 razy. Boli mnie to wszystko. Boli mnie, że matka potrafi wyjechać na dwa miesiące.

-----------------------------------


Na dobrą sprawę nigdy nie miałam czegoś takiego, od małej dziewczynki marzyłam o ucieczce, i wyrwaniu się z mojego otoczenia, rodzice zawsze darzyli mnie chłodem i niezrozumieniem, przez co wszystkie problemy przez lata chowałam w sobie, gdzie dojrzewały niczym zepsute owoce na młodym drzewku. Skończyło się jak prawie u każdego nastolatka z problemami akceptacji - bunt, żyletki, garstka leków, ledwo przeżyłam, niestety to piekło trwa...
Ninita.

---------------------------

Śmiało mogę powiedzieć, że moje problemy zaczęły się wraz z moimi urodzinami. Miałam wmiare szczęśliwe wczesne dzieciństwo, mimo tego, że moja rodzina nie jest specjalnie bogata. Chodzi o to, że do siódmego roku życia nie mieszkałam z tatą, co uważam za jedną z przyczyn późniejszych problemów. Tak czy inaczej widywaliśmy się praktycznie codziennie w wakacje i co sobotę lub niedzielę, gdy przyjeżdżał. Mieliśmy ze sobą świetny kontakt do czasu, gdy się przeprowadziliśmy do jego domu. Już pierwszego dnia spotkała nas niemiła niespodzianka. Szyba w jednych z drzwi została wybita, a podłoga i ściany były brudne od krwi. Nie trzeba było prowadzić śledztwa, żeby wiedzieć, że zrobił to mój ojciec (zapewne po pijaku). Później było tylko gorzej. Co sobotę wzywana była policja, ponieważ upijał się do takiego stopnia, że groził mojej mamie i szarpał się z nią. Nie raz jako małe dziecko musiałam sama dzwonić na policję, w obawie, że tata zrobi coś mamie i broń Boże zabije. W końcu stało się. Tata uderzył mamę tak mocno, że prawie złamał jej nos. Byłam wtedy na placu zabaw i brat po mnie musiał przybiec. Gdy ujrzałam mamę była cała zabrudzona własną krwią. Od tamtego czasu mieszkaliśmy przez dwa tygodnie u cioci. Później zaczynały się zaś problemy z moim bratem. Rozpoczynałam wtedy czwartą klasę, gdy ten popadł w złe towarzystwo. Oczywiście w ruch poszedł alkohol i papierosy, a skutki tego błyskawicznie były widoczne. Ciągle zachowywał się agresywnie i wracał czasami do domu pijany. Praktycznie codziennie bił mnie i mamę (siostry praktycznie w ogóle nie tykał). Ze strachu przed nim po lekcjach szłam często do koleżanki lub byłam na dodatkowych zajęciach, by nie spotkać go w domu. Aż ciężko sobie jest wyobrazić to, że ktoś boi się wracać do swojego domu, ale tak było. Wszystko to trwało do rozpoczęcia się gimnazjum. Brat został wysłany do specjalnej szkoły, gdzie się poprawił, a tata się w miarę ogarnął, ale od tego czasu ma mnie po prostu gdzieś. Już wcześniej tak było, lecz teraz jest to po prostu bardziej widoczne... Niby wszystko skończyło się choć dobrze, ale dla mnie nie. W szóstej klasie umarła moja babcia, po której nawet nie płakałam, a przynajmniej mocno nie rozpaczałam i szybko się z tym pogodziłam. Na pewno czułam ulgę, ponieważ od dawna bardzo cierpiała przy chorobie (nie jednokrotnie klnęła z bólu). Od tego czasu jestem po prostu osobą zimną, obojętna na wszystko i to aż za bardzo, co mnie bardzo wkurza. Nie rozumiem dziewczyn, które rozpaczają z powodu chłopaka, swojego wyglądu, czy nawet złośliwej koleżanki z klasy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top