Temat drugi: Przyjaciel/Przyjaciółka.
Temat Przyjaciel/Przyjaciółka przyjął się znakomicie i dziękuję wam za tyle wyznań. Dalej, jeśli kogoś nie dodałam, za co przepraszam, to dajcie po prostu gwiazdkę przy swojej wiadomości, a wszystko zaaktualizuję. Jako, że idziemy już za kilka dni do szkoły, zmieniłam kolejność i prosiłabym o wyznania na temat Szkoły. Mała prośba - osoby, które dodały wyznania na wszystkie tematy, proszę o wysłanie jakieś wiadomości (może być emotikon), abym was nie zgubiła :)
Temat Szkoła obowiązuje do 8 września!!
To wszystko, zapraszam!
Ninakorka.
Mam szóstkę przyjaciół, z którymi tworzymy tę legendarną, szkolną elitę. Na pewno kojarzycie- stereotyp bogatych dzieciaków. Mnie i moich przyjaciół łączy nas wiele aspektów. Rodzice o dobrym statusie i wizerunku, ciągają na bankiety, na których zmuszają do uśmiechu. Niszczą nasze pasje, kiedy nie są wystarczająco eleganckie. Zdarza się, że niszczą... nas. Ale każdy postrzega to jako idealny model życia. Po drugie, wszyscy mamy problemy z tytułu... aspołeczności? Od dzieciaka nie potrafiliśmy się dopasować, rujnując zasady większości. Nie funkcjonujemy najlepiej w społeczeństwie. W którejś klasie podstawówki nasze ekipa powoli zaczęła się "kompletować". Otwieraliśmy się przed sobą. Wybiliśmy się, bo - ej - bogate dzieciaki stworzyły jakąś swoją zamkniętą sektę! I każdy oceniał. Patrzył przez pryzmat stereotypu, rozsiewając o nas plotki. My pomagaliśmy sobie nawzajem, aż byliśmy w stanie stworzyć iluzję pewnych siebie ludzi. Płakaliśmy sobie w ramiona, rozdrapywaliśmy skórę do krwi za każdym razem, kiedy problemów było za dużo. Ale dla innych nadal byliśmy tylko idealnymi dzieciakami z perfekcyjnymi życiami. Kiedy nie mieliśmy siły udawać i odpyskowaliśmy nauczycielowi, wszyscy rozsiewali plotki o tym, że "uważa, że nauczyciel ma za mało pieniędzy, by okazać mu szacunek".Przeżyliśmy razem tyle złego, że teraz dopełniamy się idealnie. Ukształtowało nas to samo, bezlitosne środowisko jakim jest szkoła. Mamy wspólne blizny, z którymi na nowo uczymy się iść przez życie.Ale dla uczniów i nauczycieli nadal pozostajemy tylko rozpieszczonymi bachorami. Czasem nie mamy siły. Chciałabym mieć dzieciństwo osoby, która nie była bezpodstawnie oskarżana o płacenie za oceny w szkole, która nie siedziała zawsze sama w przedszkolu.Jutro i tak znów usłyszę na szkolnym korytarzu o tym, że jestem idealna i nie mam prawa wypowiadać się o problemach. Na szczęście jest coraz lepiej. I z nami, dzięki wzajemnej pomocy, i z naszym środowiskiem, do którego bardzo powoli, ale dociera.------------------------------------------------
Zacznę od tego, że mam 17 lat. Jakoś od zawsze lepiej dogadywałam się z chłopakami. Z dziewczynami nie mam za dobrych wspomnień z tego względu, że nigdy nie przepadałam za malowaniem się, modą i tym wszystkim, co przeważnie lubią dziewczyny.
Jedna przyjaciółka, z którą zapowiadało się dobrze, niestety mnie skrzywdziła, sama zakończyłam znajomość po dwóch latach.
Drugą mam w tej chwili, interesuje się tym samym co ja (jakby co, jestem tą od hobby - transportu z poprzedniego tematu o rodzinie), tylko całkiem inaczej je traktujemy ze względu na charakter i zachowanie każdej z nas. Zadaję się z takimi, do których ona ma problem, nie znając ich. W sumie od tego zaczęło się coś psuć. Teraz doszła jakaś zmiana w jej zachowaniu, bo od miesiąca ciężko się z nią dogadać, mało się odzywa i jakby miała gdzieś wszystko co jej mówię. Jestem z reguły spokojną osobą, która lubi pomagać i nie oceniam ludzi "po okładce", jak i nie drę się na widok żadnego nawet najmniejszego błędu na daną osobę. Nawet jeśli dany kierowca mnie nie zna, i tak podejdę, jakby potrzebował pomocy i zapytam, czy mogę jakoś się przydać. A ona? Przeciwieństwo. Pewna siebie, aż za bardzo, najpierw coś robi, potem teoretycznie myśli (chociaż i tak czy zrobiła dobrze, czy według innych źle - ona ma to gdzieś). Niejednokrotnie musiałam łagodzić konflikty, które stworzyła między nią a moimi znajomymi. Jak słyszy, czy widzi o tym, jak pomagam to się puka w głowę i stara się mnie od tej inicjatywy odciągać.
Ciekawa jestem, jak się to z nią dalej potoczy.
Trzecią poznałam przez Internet. Rok młodsza, pasja ta sama, tylko 300km nas dzieli. Zawsze wysłucha, doradzi, powie, co zrobiłam źle. Za półtora tygodnia jadę do szpitala na operację blisko jej miejscowości. Co sama zaproponowała ? Że przyjedzie. Nareszcie się spotkamy po raz pierwszy na żywo.
A wracając do chłopaków. W swoim wieku aktualnie mam kilku przyjaciół jeszcze z gimnazjum i paru z Internetu. Dogadujemy się zawsze, nie ma kłótni. Tyle, jeśli chodzi o rówieśników.
Teraz jednak o tych, z którymi spędzam najwięcej czasu. Kierowcy. Tak, wiem, że to dziwnie wygląda, jak zadaję się z mężczyzną dwa razy starszym, nawet w kilku przypadkach trochę więcej lat starszym niż dwa razy. Jednak po 3 latach odkąd się interesuję, zdążyłam dobrać znajomych tak, że teraz mam tylko takich, którym ufam po całości. Niektórzy okazywali się dopiero po czasie fałszywcami, ale z takimi po prostu od danego momentu się nie zadaję i zapominam. A co do tych dobranych przeważnie mają od 30 do 45lat. I wiem, że nic mi przy nich nie grozi ( inaczej już dawno bym to zauważyła, bo z niektórymi znam się po 2-3lata ). Trzech już udowodniło wiele razy, że mogę na nich polegać. Pod kątem rodziców doradzają, w zainteresowaniach wspierają. Ja w sumie też nie jestem im dłużna, bo zawsze pomogę. Czy to na trasie, czy przy kupieniu czegoś na mieście. Dla przykładu. Wsiadam do "swojego" autobusu, widzę, że mój znajomy jest przeziębiony. A sam po chwili przyznaje, że kończą mu się chusteczki, a przerwy nie będzie miał na tyle długiej, żeby je gdzieś kupić. No to bez zastanowienia mówię, że mu po nie pójdę i zaraz wracam. Wysiadam, lecę do jakiegoś sklepu czy kiosku, kupuję, co trzeba i po jakimś czasie ( jak przyjedzie kursem powrotnym ) wsiadam i przekazuję.
Coś się psuje, a sam średnio da radę ? Choćbym miała przegapić swój autobus do domu, i tak zostanę i pomogę.
Może to z boku dla reszty wygląda jednoznacznie ( myślę, że nie muszę tłumaczyć, wskazówka to stereotyp jak może wyglądać relacja małolaty z dojrzałym facetem ), ale traktujemy to sami jako zwykłą znajomość, przyjaźń. Jeśliby ktoś z Was pytał, niektóre żony czy dziewczyny ich wiedzą o moim istnieniu i po wytłumaczeniu wszystkiego nie mają do mnie problemu.
Doszły mnie słuchy, jakie plotki krążą o mnie u mnie na wsi wśród sąsiadów i rówieśników, ale i tak mam to gdzieś. Nie patrzę na opinię innych.
Ważne, że mam po prostu przyjaciół, na których mogę zawsze polegać.
Nie wiem, czy opisałam wszystko, ale jakby ktoś chciał coś dopytać, to piszcie w komentarzach.
-------------------------------------------
Miałem kiedyś grupkę przyjaciół, których uważałem za tych prawdziwych. Niestety się przeliczyłem... Jak tylko przestałem ukrywać moją samoocenę, zacząłem pokazywać, że coś jest nie tak, powiedziałem o moich problemach, że się samookaleczam i miewam myśli samobójcze, wsparły mnie dwie osoby, cztery raczej się tym nie przejęły. Z tej czwórki trzy osoby się z tego śmiały, a jedna zachowała się tak, jakby wszystko spływało po niej jak po kaczce. Przestali się ze mną kontaktować po trzech miesiącach, została tylko ta dwójka. Oni postarali się mi pomóc, zaprowadzili do psychologa, bo ciąłem się po żyłach, co prawda lekko, ale jednak. Wraz z pogarszającą się psychiką traciłem chęci do wielu rzeczy, przestałem udawać uśmiech, jedna osoba wręcz co chwila komentowała, że chce się zabić, drażniło mnie coraz więcej rzeczy, w styczniu po zerwaniu z dziewczyną, nie odzywaliśmy się do siebie, głównie dlatego, że czekałem aż do mnie cokolwiek napisze, odezwie się cokolwiek, pięć lat przyjaźni, a ona i tak nie wykazywała chęci do spotkań ze mną. Po paru miesiącach jeden z ostatniej dwójki zaczął więcej myśleć o jego miłości, a dla mnie czasu nie miał, bolało mnie okropnie, że mój najlepszy przyjaciel zawsze znajdzie czas dla osoby, którą kocha nie. Przyjaźń osłabła, praktycznie została mi jedna osoba, która wyjdzie ze mną, pomoże, doradzi, rozweseli, chociażby pogada po prostu, mój ostatni przyjaciel... Ufam tylko jemu, chociaż nadal nie potrafię powiedzieć, że jestem biseksualny, bo nie wiem. jakby zareagował, ale i tak jest najlepszym przyjacielem, jakiego mogłem sobie wyobrazić. Tylko do niego się nie pomyliłem i jest tym prawdziwym przyjacielem na dobre i na złe. Reszta odeszła, nie odzywają się, znaleźli sobie lepszych ludzi niż takie ścierwo jak ja. Szkoda, bo ja byłem wstanie pomóc im nawet, jakby zrobili coś okropnego. Tak szybko można stracić przyjaciół znanych od dziewięciu lat. A to wszystko moja wina, nie potrzebnie przestałem udawać... Boję się, że zostanę sam...
---------------------------------------
Moja przyjaciółka jest dla mnie jak "młodsza" siostra, której nigdy nie miałam. Dałam młodsza w cudzysłów, bo różnica między nami to miesiąc i 5 dni, jesteśmy z tego samego rocznika. Jednym słowem potrafi sprawić, bym się uśmiechnęła, a jednym zdaniem sprawia, że mam fangirl równie wielki, jak fangirl przy najnowszym comebacku BTS (a uwierzcie, gdy zobaczyłam teledysk do "Idol" to prawie rozniosłam mieszkanie ze szczęścia). Comiesięczne wypady na kebaba, kawę, czy do Empiku to norma. Gdy chciałam ze sobą skończyć, ona mnie wspierała, a teraz gdy miała problemy rodzinne (nie wytrzymuje sama z matką, jej ojciec to chuj, który ich zostawił, gdy miała 6 lat, a jej brat wyprowadził się do narzeczonej na drugi koniec Polski) odwdzięczałam jej się tym samym, nawet przez telefon, gdy nie mogłam przy niej być, bo byłam na wakacjach u dziadków we Włoszech. Przynajmniej dla niej mogę być Unni :'3 Szkoda, że nie jest moją prawdziwą siostrą, bo z dwójką młodszych braci nie idzie wytrzymać.
--------------------------------------------
Chyba w tym pustym świecie mam tylko jedną uśmiechniętą duszyczkę, mój Lokiś (zostałam poproszona, aby nie używać prawdziwego imienia) jedyna bliska mi osóbka, która pokochała nawet pomimo wszystkich przejść, pomimo nie ufności i poprzednich przeżyć, dzięki niej podniosłam się i z jej pomocą stawiam pierwsze kroki, lecz to nie może być takie proste, jak myślicie, ciągle przesiadywanie obok, przytulanie, w końcu buziaczki, drobne pocałunki, wszędzie byle nie w usta, aby nie zniechęcić drugiej strony do siebie, ponieważ moje słońce jest w 100% hetero, ja za to odwrotnie, na wspólnych wyjazdach spanie razem, coś musiało się zepsuć. Po pewnym czasie zamiast przyjaciółki widziałam w niej kogoś więcej, na moje nieszczęście... Mam nadzieje, że chociaż ona mnie nie zostawi, dała mi w końcu życie, teraz chce je opuszczać.
~Ninita
-----------------------------------------
Może to być dziwne, ale mam problem z takim jednym chłopakiem - teraz nie nazwałabym go przyjacielem lub kolegą, ale teraz zacznę od początku. Jeszcze przed wakacjami siedziałam z BFF u niej na tarasie, wtedy przejeżdżał ten chłopak, w sumie ma na imię Maciek , krzyknęłam do niego "cześć", on tylko się spojrzał. Nie przejęłam się tym jakoś. Dalej w szkole gadaliśmy normalnie. Od początku wakacji nie odzywa się do mnie. Prawie codziennie go widuję, kiedy przechodzę obok niego i jego kolegów. Ciekawi mnie, dlaczego nawet nie powie cześć. Pytałam się niektórych osób - jedna wie, ale nie chce powiedzieć, inne nie mają pojęcia . Nie odzywa się również do mojej BFF . Za parę dni początek roku szkolnego będę znów się z nim widziała, może wtedy dowiem się coś więcej. Wiem, to może być nie problem jakiś ważny, wielki, ale to boli, jak ktoś, z kim się przyjaźniłaś, nie odzywa się do ciebie od dłuższego czasu.
---------------------------------------
Przez całe swoje życie nie miałam zbytnio przyjaciół, a przynajmniej takich prawdziwych. Przez większość podstawówki byłam raczej tym dzieckiem, które zawsze próbuje się pod kogoś dopasować, byleby nie być samemu. W piątej klasie odpuściłam, bo wtedy powstał jakiś malutki zalążek mojej pierwszej 'przyjaźni', wydaje mi się, że byłyśmy tzw. ibf, prawdę nie mam pojęcia, kim ja mogłam być dla niej. Ona przez całe dwa lata była ze mną, wspierałyśmy się nawzajem itd. Potem ona przestała wchodzić na skype'a, więc kontakt się urwał, a potem jak się okazało, po prostu zapomniała... Kontakt znowu się urwał i w zeszłe wakacje coś udało się jeszcze z tego wykrzesać, było między nami jak najbardziej okej i nie zapowiadało się, żeby było inaczej. Cóż, niestety po jakimś miesiącu przestała odpisywać. Nadal nie mamy kontaktu.
Przez widoczny koniec tamtej przyjaźni wpadłam w internecie w nie do końca dobre towarzystwo, bo samotność była nie do zniesienia i czułam się wtedy tylko gorzej, na szczęście na koniec wakacji pozrywałam złe kontakty. Potem w szkole byłam tak przerażona samotnością, że bałam się każdego weekendu i chciałam jak najszybciej poniedziałek. Przez dwa miesiące w miarę się wszystko u mnie unormowało i wreszcie miałam dwie 'bliższe' mi koleżanki, jedna, mimo że mnie uznaje za przyjaciółkę, to nadal mi jest trudno ją nazwać przyjaciółką, ale to tylko dlatego, że boję się, że mnie zostawi.
Z drugą dziewczyną... Miałam bardzo dobre kontakty, z dnia na dzień coraz lepsze. Zwierzałyśmy się sobie, ona zawsze poprawiała mi humor i pomagała się jakoś trzymać, więc jak byłam wystarczająco pozbierana do kupy, że optymizm tryskał ze mnie na wszystkie strony, zrozumiałam, że w sumie ja jeszcze nic dla niej nie zrobiłam, dlatego z czasem starałam się być dla niej coraz lepsza. Od tych paru miesięcy, cały czas boli mnie to, że ona nie umie nazwać mnie przyjaciółką, nie, żeby mnie nie lubiła czy coś, napisała, że po prostu ma "opory przed nazywaniem ludzi przyjaciółmi" no i uszanowałam to, nadal to szanuję. Ale jeszcze przez jej całkiem chłodne podejście do tematu, że "przyjaźnie ze szkoły raczej się nie utrzymują" jest takie, że... Trochę boli, bo od zawsze potrzebowałam takiego prawdziwego przyjaciela, a teraz czuję się, jakby przeze mnie i przez to, że i tak zazwyczaj to ja muszę być tą pocieszaną relacja z na razie jedyną osobą, którą umiałabym nazwać 'przyjacielem', po prostu się psuje, a przynajmniej takie mam wrażenie. Najwidoczniej ma racje, z tym że moje humory powinny przestać być zależne od innych.
Pewnie miliony wątków są pokręcone i niespójne i w ogóle nie do zrozumienia, ale niestety pisanie o sobie czegoś dłuższego nigdy nie było moją mocną stroną.
--------------------------------------
Moja przyjaźń z K rozpoczęła się jakoś w piątej klasie podstawówki, wtedy to jej pomogłam sama narażając siebie. I rzecz biorąc, oberwałam za to i to mocno. Ale kit z tym. Od momentu, gdy się za nią wstawiłam to, zaczęłyśmy częściej rozmawiać i przypominać sobie dawne czasy z przedszkola gdzie uczęszczałyśmy do tej samej grupy. Po kilku tygodniach zostałyśmy przyjaciółkami... i to dość bliskimi byłyśmy jak siostry. I tak minęła cała szósta klasa. Gdy nadeszła klasa 7 (rok szkolny 2017/18) jakoś się od siebie oddaliłyśmy. Ona wróciła do przyjaźni z tą osobą, która w piątej klasie jej groziła, a ja poszłam tak jakby w odstawkę. I tu już nie chodzi tylko o to, że mnie zostawiła, a bardziej o to, jak zaczęła mnie traktować. Wtedy też zaczynały być powoli widoczne moje problemy zdrowotne. Jakoś w marcu na biologi słabo się poczułam i zemdlałam... okazało się, że byłam chora na anemie. Na drugi dzień okazało się, że ona to wszystko nagrała i zmontowała tak, by mnie ośmieszyć. Wysłała to wszystkim. Z czasem posuwała się coraz dalej i dalej... ja przez to osłabłam psychicznie (i tak już byłam psychicznie osłabiona przez anemie). Przez nią w ciągu kilku miesięcy przeżyłam 4 gwałtowne załamania nerwowe, jedną próbę samobójczą i obecnie na skutek tego, że ciągle mnie nagrywała i robiła mi kompromitujące zdjęcia, a później je rozsyłała paranoje... najpewniej przez nią będę miała ataki paranoi przez długie lata. Ale za jedno jej mogę podziękować. Dzięki niej nie dam już się nigdy zranić.
--------------------------------------=====
Mam jedną przyjaciółkę. Pierwszą od dawna.
Wcześniej pocieszenie przynosiła mi żyletka i moja mała kolekcja noży. Odcięłam się od ludzi. Jako jedyna przebiła się przez moją skorupę i wyciągnęła pomocną dłoń. Oswoiła mnie.
Miałam jedną przyjaciółkę. Zerwała kontakt po tym, jak ją "zdradziłam", próbując ją ratować.
Nie mam jej tego za złe. Rozumiem ją. Mam tylko nadzieję, że kiedyś mi wybaczy, że zrozumie, że chcę dla niej jak najlepiej. Jest najważniejsza.
Poczekam na nią. Nawet jeśli miałaby nigdy nie wrócić.
-------------------------------------
W przedszkolu i do połowy 4 kl. podstawówki byłam popychadłem. Byłam cicha, niechlujna i miałam złe oceny. Jeden chłopak gonił moich rodziców i mówił im, abym zaczęła się uczyć, bo obniżamy poziom kl. To jest pikuś, poszedł do mojego brata i chciał, aby dopilnował tego, żeby została w jednej klasie. W 4 kl. wyrzucano mi zeszyty do kosza, nikt nie chciał ze mną siedzieć ( mojego wzrost) ze mną w ławce. Okazało się, że mam problemy ze słuchem i potrzebowałam aparatu słuchowego. Przyniósł ulotkę do szkoły i po cichu czytałam, zabroni mi ją z łapek i śmiano się ze mnie. Po ten zdobyłam przyjaciółkę, dostałam aparat słuchowych i wszystko się zmieniło... Ale nie do końca. Jak ktoś brał mnie na plac, z kim za bardzo nie gadałam to po to, abym byłam sponsorem. Ok, kolejny etap gimnazjum tu było spoko, byłam pomocna i miła do wszystkich, miałam problem, aby się otworzyć. Teraz zawodówka, otworzyłam się na cały świat i byłam sobą, otwartą taką małą kluska, dużo osób się ze mnie śmiało, ale miałam to gdzieś. Raczej mnie polubili, zaakceptowali, dali mi tę próbę czasu. Ale ja jestem samotna... Moja przyjaciółka pojechała na wakacje za granicę, a ja nie miałam nikogo... Byłam sama cały czas... Opowiadałam o moich problemach osobom, które chyba to nie obchodził (ale takim co można zaufać) muszę to zmienić. Zacznę poznawać nowe duszyczki, które mnie pokochają taką, jaką jestem. I wiem, że naraziłam się jednej lasce, przez jej własną głupotę boję się iść do szkoły, ale głowa wysoko i idę przed świat; muszę pokonać wszystkie przeszkody, które daje mi ten popieprzony świat. Trzymajcie za mnie kciuki.
----------------------------------------
Gdy pierwszy raz przekroczyłam próg mojej szkoły, pierwszego września dokładnie 7 lat temu w klasie znałam tylko trzy osoby. Każdego kolejnego dnia zdobywałam znajomych. Wtedy poznałam ją. K (będę pisać pierwszą literą imienia danej osoby) Zaprzyjaźniłyśmy się. Miałam wtedy też wroga. M, ale o niej później. Razem z K stałyśmy się nierozłączne. I było tak do czwartej klasy. Wtedy, 1 września trzy lata później do naszej klasy doszły dwie dziewczyny. K i W. Moja przyjaciółka K, jak to ona od razu poszła się z nią zapoznać. Tak, byłam zazdrosna, ale z czasem też się z nią zaprzyjaźniłam. We trójkę byłyśmy nierozłączne. Aż do 7 klasy. Po wakacjach, gdy wróciliśmy wszyscy do klas... coś zaczęło się psuć. Nie wiem co, nie wiem czemu. Zaczęłyśmy się kłócić. O pierdoły, lecz z czasem zaczęłyśmy się oddalać. To już nie była ta sama przyjaźń, nawet moja klasa zaczęła to dostrzegać. Pewnego "pięknego" dnia zerwałam przyjaźń. Nie mogłam już wytrzymać tego, co robimy i mówimy. One zaczęły pierdolić, że to ich wina i że chcą się pogodzić. Oczywiście byłam głupia, więc się zgodziłam. I powtórka z rozrywki. I znowu to samo. One przepraszają, ja się zgadzam. I potem to K zerwała przyjaźń. Załamałam się. Płakałam całą noc. Przekabaciła W na swoją stronę i zaczęły mnie nienawidzić. Zamieniły mnie na E (moją przyjaciółkę z przedszkola). Zraniło mnie to bardzo. Zaczęły namawiać na mnie klasę. Nikt mnie nie lubił. Wtedy jedyną osobą, która do mnie podeszła, aby mnie pocieszyć była to właśnie M. Po jakimś czasie zostałyśmy "przyjaciółkami". Nie wiem czemu. Może ta przyjaźń istnieje naprawdę a może nie? Nie wiem, czy ją lubię, czy trzymam z nią, bo boję się, że odejdzie. Swoją pierwszą kreskę zrobiłam wczoraj na biodrze. Nie wiem czemu. Może dlatego, że miałam wszystkiego dość. Wszyscy, którzy się tną, mówią, że przynosi to ukojenie. Chciałam spróbować. I mieli rację. Mam już dość wszystkiego. Ludzi, rodziców, fałszywej przyjaźni. Łatwiej się wygadać obcej osobie niż własnej matce. Wiem, że ona nie zrozumie
----------------------------------------------
Wiele razy mówiłam, że mam przyjaciela. Osobę, której ufam bezgranicznie. Prawie zawsze jednak to była moja naiwność, od około 1,5 roku mam 3 osoby, które nazywam przyjaciółmi. Jedna z nich to mój trener od Taekwon-do, zawsze mnie wspierał i nawet teraz, mimo że nie będę u niego trenować, to mnie wspiera. Cokolwiek się dzieje, mogę mu napisać, jako pierwszy wiedział o tym, że się tnę, że mnie wyzywają i źle traktują. Potem dowiedziała się o tym Marysia wtedy jeszcze koleżanka z treningów i zawsze mogłam jej powiedzieć, co się dzieje. Na treningach bacznie mnie obserwowała i nie musiałam nawet mówić, że coś się stało, kiedy myślałam, że udaje mi się coś ukryć, to się mnie pytała, czy wszystko u mnie w porządku. Jest jeszcze Jagoda. Wpierw się nie lubiłyśmy, przez jeden incydent w szatni. Teraz gdy trener nas ponad pół roku temu pogodził, jest spoko. Mimo że już się nie tnę to nadal widzę, jak przy przebieraniu się w szatni wypatruje ran lub strupów, Marysia zresztą też. Dużo obie ze mną rozmawiały, w większości Jagoda ze mną rozmawiała, jednak nie zawsze miałam na to ochotę.
Dzięki tym osobom z tego wyszłam i się cieszę.
Mam nadzieję, że się na tych osobach nie zawiodę, bo są dla mnie najważniejsze, mam nadzieję, że tym razem nie jestem naiwna...
Róża.
------------------------------------------------
Mój kochany przyjaciel zawsze mi pomaga, jest najlepszą osobą na świecie. Gdy dowiedział się, że mam problemy i się tnę, kazał mojej koleżance zabrać mi żyletkę(oczywiście to zrobiła), i zagroził, że jeżeli jeśli raz to zrobię, a sie o tym dowie, to będzie robił to samo. Nigdy nie pozwala, abym była smutna, rozumie mnie i akceptuje to, kim jestem(osobą z depresją), ale tego nie popiera. Kocham go z całego serduszka. Szkoda, tylko że to internet przyjaciel...
----------------------------------------------------
Nie wiem, jak zacząć, a więc zapewne tak, jak większość z was, miałam koleżanki w szkole. Były to takie nie
z obowiązujące znajomości. W 6 klasie zawiodłam się na „przyjaciółce". Niby to było tylko olewanie mnie, gdy potrzebowałam pomocy, aczkolwiek bolało. W gimnazjum klasa mnie odrzuciła, ponieważ nie ubierałam się w to, co modne, tylko w to, co mi pasowało, a na każdy temat miałam swoje zdanie, odbiegające od opinii ogółu. Następnie poszłam do szkoły średniej i tu zaczął się problem, ponieważ chciałam się z kimś zaprzyjaźnić, ale tak jakby wewnętrznie blokowałam się? Nie wiem, jak to nazwać, po prostu nie pozwalałam, aby koledzy stali się przyjaciółmi. I nie było mi z tym źle, w sumie to dalej nie jest. Muzyka i książki mi wystarczają. Nie odczuwam potrzeby „ posiadania " przyjaciela. Wszyscy byliby szczęśliwi, gdyby nie to, że wszyscy ingerują w to, z kim się zadajesz, a w moim przypadku braku tej interakcji. Od paru miesięcy zaczęłam się zastanawiać czy to ze mną coś nie tak, bo nie mam przyjaciół? Wszyscy mówią, że to źle i się gubię. Po prostu jest mi tak dobrze i czuję się szczęśliwa. I w sumie to tyle dziękuję za możliwość wygadania się. Czuje, że to „wyznanie " jest jakiś niepoprawne, ale chyba jest dobre.
------------------------------------------------------
Szczerze, to nie jestem pewna czy nie powinnam czekać do tematu "Miłość". Muszę jednak się wygadać.
Problemu zbyt wielkiego nie mam - większość rzeczy została rozwiązana i mam aktualnie spokój.
Ale mam też najlepszego przyjaciela, z którym prawie wszyscy mnie shipują.
I dziewczynę, o której prawie nikt nie wie.
Zawsze myślałam o sobie jako o dziewczynie hetero. Nie brałam nawet pod uwagę związku z kobietą. Ale ona wyciągnęła mnie z toksycznego związku. Zaprzyjaźniłyśmy się. Spotkałyśmy się. I jakoś to nam wyszło.
Dzielą nas trzy godziny drogi i przymus ukrywania się.
Moja rodzina jest średnio tolerancyjna. Wielokrotnie słyszałam ich zdanie na temat osób homoseksualnych. O bi pewnie nie mają lepszego zdania.
Tu wkracza mój przyjaciel. Poszłam do liceum i jakoś tak zaczęliśmy ze sobą gadać. Mamy podobne zainteresowania. On wie, że kogoś mam, ale myśli, że chłopaka.
Oboje są dla mnie ważni. To moje dwa skarby. Ją kocham, jego lubię. Boję się jednak, że wsadzam go w "friendzone". W dodatku moje przyjaciółki - wiedzące o mnie i o niej oraz będące prawie homofobkami - przekonują mnie, że to tylko przywiązanie, bo mi pomogła i wcale jej nie kocham.
Obawiam się też, że zastanawiam się czy czegoś do niego nie czuję, bo jest "bezpieczną opcją" - to chłopak, mieszka blisko i moja rodzina go uwielbia.
Oboje są moimi najbliższymi przyjaciółmi - wiedzą o wszystkim co się u mnie działo i są wyjątkami, których dotyku się nie boję. Nie chcę ich krzywdzić, ale chyba co nie zrobię ktoś zawsze będzie zraniony.
--------------------------------------------
Teraz... nie mam już prawdziwych przyjaciół, wszystko to tylko pozory. Pewien "przyjaciel" jest po zerwaniu z swoją miłością i bardzo to przeżywa, ja cały czas go pocieszam i wspieram, on niby wie o moich problemach, ale o tym nie rozmawiamy, bo nie chcę go dołować. Nikt nie wie, że kilka tygodni temu miałam próbę samobójczą, nie mogę nikomu o tym powiedzieć, a szczególnie jemu, bo zaczął by się o to obwiniać. Następny "przyjaciel" to właśnie wymieniona powyżej miłość mojego kolegi. Ta oto osoba całkowicie zmieniła swoje zachowanie, jakiś czas przed moją próbą przestała mi ufać, nie wiem dlaczego, choć próbowałam z nią rozmawiać dzień i noc. Strata osoby, która wie o tobie praktycznie wszystko bardzo boli. Następna osoba dzięki mnie ma zajebiste życie - załatwiłam jej znajomych, zawsze ją usprawiedliwiam przed nauczycielami, pomagam w wszystkim, jestem ( a raczej byłam) jej opiekunką, a nie przyjaciółką. Szczerze jej nienawidzę(pomimo to nadal się "kolegujemy", ponieważ nie chcę palić za sobą mostów) jest jednym z powodów moich ataków paniki, ona mnie przeraża, a z drugiej strony wiem, że jestem od niej silniejsza. Z czwartąosobą moja relacja jest bardzo specyficzna... Mówimy sobie o wszystkim (pomijając kilka wypadków), ale nie ma w tym troski, ta osoba pozwala mi popełniać błędy, itd. Ale dzięki niej nauczyłam się, że mogę mieć własną opinię, zawsze mi powie prosto w twarz to co myśli, np."dajesz się wykorzystywać". Dzięki niej patrzę na siebie i ludzi wokół mnie bardziej obiektywnie. Chociaż żadna z nas tego nie przyzna, to jesteśmy sobie bardzo bliskie, chyba ją jakoś jedyną powinnam jeszcze nazywać przyjaciółką.
Moje życie jest pełne udawania, niedopowiedzeń i kłamstw, ale dzięki temu mogę przetrwać tak więc można powiedzieć, że kłamstwo także jest moim przyjacielem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top