Temat czwarty: Coś, co mnie dogłębnie zraniło.

Bardzo dziękuję wszystkim, którzy odpowiedzieli na temat i mam nadzieję, że nikogo nie pominęłam. Jeśli chcecie dodać jeszcze jakiś wpis, to dodam je wtedy, kiedy będę aktualizować rozdziały. Następny temat uznamy za świąteczny :) "Moje wymarzone święta." Zgłoszenia do niedzieli.

Ninakorka!


2016- Rok nieszczęść. Śmierć babci, która była dla mnie jak druga mama, przegrała walkę z rakiem płuc, śmierć dziadka z powodu mikro udarów, tata zaczął mieć problemy z alkoholem, pierwsze ataki paniki

2017- znęcanie się nade mną na kolonii przez przyjaciółk,i którym ufałam, jedna z nich przepisała się do mojej szkoły, znęcała się nade mną w szkole, tata stracił prawo jazdy z powodu jeżdżenia pod wpływem alkoholu, pierwszy raz widziałam jak prawie uderzył mamę, zaczęłam się okaleczać, comiesięczne ataki paniki2018- zmiana szkoły, brak jakiejkolwiek przyjaciółki, aspołeczność, poważne myśli samobójcze, planowanie samobójstwa, myśli są ze mną do teraz, wizyta u psychologa szkolnego (nie czuję się lepiej i tak, mama wie o myślach, ale nic z tym nie zrobiła, dlatego sama poszłam do psychologa), okaleczam się dalej, problemy w nauce (do ataków paniki chyba już się przyzwyczaiłam. Nie płaczę, jak kiedyś. Wiem co robić. Wiem, że przejdą.)Gdyby nie to, że nie chcę zostawić mamy samej, dawno by mnie już tu nie było. Cóż, teraz mam 14 lat. Ciągle zadaję sobie pytanie- Kiedy to wszystko się skończy?- ale odpowiedzi brak.


-------------------------------------------------------------------------

Już od dziecka brakowało mi czyjejś uwagi. Miałam wrażenie, że nikt mnie nie kocha, że jestem tą najgorszą.

W wieku około czterech lat byłam molestowana i gwałcona analnie... przez starszego brata. Mimo to szybko o tym zapomniałam i teraz mam jedynie przebłyski niektórych sytuacji i świadomość, że tak było. Nie winię go za to; kocham go najbardziej na świecie i nie mogłabym mieć do niego jakiegokolwiek żalu, zwłaszcza, że jest najbliższą mi osobą z rodziny.W 2016 roku, czyli wiele lat później, na wakacyjnych rekolekcjach poznałam takiego jednego Kamila. Wysoki, starszy o rok, miły i miał duże oczy. Łączyło nas tylko to, że byliśmy razem w grupie i to, że był w pokoju z moimi kumplami z klasy. Trzymaliśmy sztamę, lubiałam go. Gdzieś w połowie turnusu jakiś jego znajomy zorientował się, że wyglądam kropka w kropkę jak jego młodsza siostra. I rzeczywiście, wyglądałam. Dlatego od tamtego czasu on nazywał mnie siostrą, a ja jego – bratem.Zważywszy na swoją bliską relację z bratem, taka "ksywka" dla Kamila miała dla mnie ogromną wagę. Obiecywaliśmy sobie przyjaźń, wieczne rodzeństwo. Liczyłam więc na jego zaangażowanie, co się udawało, ale gdzieś w połowie roku szkolnego straciliśmy kontakt, bo on pisał egzaminy, a ja znowu walczyłam z okaleczaniem i głodówkami.Jeszcze wcześniej spotkaliśmy się na początku września. Nie mogliśmy się od siebie oderwać, nie chcieliśmy odchodzić ani przestać się przytulać. Ile bym dała, żeby tamten dzień wrócił...Ponownie spotkaliśmy się na początku kwietnia 2017. Byłam sama z parafii, znałam tylko dwie dziewczyny, z którymi mieszkałam w domu u jednej rodziny. Z początku nie wiedziałam, czy to on, ale kiedy jednak, to był on, znowu nie potrafiliśmy się od siebie oderwać. Spędziliśmy ze sobą całą sobotę.Jednak demony powróciły... Już wcześniej bałam się rozczarowania dlatego zaczęłam przy nim uważać. Bałam się, że zawali w roli "brata", tak jak to wyszło z moim, dlatego przez sobotę nieco się odsunęłam.Wieczorem, w sumie przez przypadek, delikatnie poruszyłam temat współżycia z jedną z koleżanek z domu. Wyjawiłam jej swoje obawy, że Kamil może mnie zranić, niekoniecznie w taki sam sposób jak mój brat, ale jednak. Poradziła mi, żebym z nim o tym pogadała i wyjawiła mu obawy, wtedy może razem znajdziemy rozwiązanie.W niedzielę mu opowiedziałam dlaczego się boję.Wtedy też popełniłam jeden błąd. Poprosiłam go, żeby mi powiedział, że mnie kocha. Bo potrzebowałam się dowartościować, poczuć lepiej po swoich wątpliwościach, gdyż przez zaniki w pamięci nie potrafiłam sobie przypomnieć, czy mój brat nie posunął się jeszcze dalej i nie zgwałcił mnie jeszcze inaczej. Kazałam mu skłamać, po czym dwie godziny później nawrzeszczałam na niego, bo jestem gównem, śmieciem, jestem tak brudna, że mój brat nawet wyjechał i się do mnie nie odzywał.Rozstaliśmy się kilka godzin później. Kamil starał się utrzymać ze mną kontakt, żebym nie ześwirowała i sobie nic nie zrobiła. Jednak każdego dnia ja potrafiłam zrobić kilkanaście ran na ramieniu. Minęły dwa lata, a na nim pozostały jedne z najobrzydliwszych blizn, jakie widziałam.Uważałam, że nie byłam wartą jego uwagi, że straciłam na wartości. Tak cholernie kogoś potrzebowałam przy sobie, a on był osiemdziesiąt kilometrów ode mnie. Potrzebowałam pocieszenia, a jednocześnie chciałam, żeby traktował mnie normalnie, jakby ta sytuacja nigdy nie miała miejsca. Byłam pieprzoną hipokrytką.W połowie maja coś się popsuło. Odwaliło mi, bo pragnęłam coraz więcej atencji, współczucia, a Kamil powoli zaczął mieć na mnie wywalone. Moja egoistyczna część wkurzyła się i kazała mu spadać, ale zaraz na początku sierpnia wróciłam z podkulonym ogonem. Grzecznie przeprosiłam i powoli zaczynało być tak jak dawniej. Pisał pierwszy, troszczył się. Bajka...Moja bajka potrwała niecałe dwa tygodnie. Był oschły, docinał mi w najmniej przyjemny sposób, nie odpisywał na wiadomości albo całkowicie je zlewał i pisał XD lub zmieniał temat. Znowu się wkurzyłam.Te teksty pamiętam jak dziś.Ja: Powiedz szczerze, na ile cię to jeszcze wszystko obchodzi, co?On: Tak szczerze to już mnie to w ogóle nie obchodzi.17 sierpnia 2017 roku około godziny 21 lub 22 moje serce złamało się na pół. Udawał. Kłamał. Oszukiwał.To nie jest coś, co zraniło mnie dogłębnie. To ktoś. Mój brat. Mój przyjaciel.Od tamtego czasu widziałam go trzy razy. Zlewał mnie, udawał że nie istnieję. Swobodnie rozmawiał z moimi znajomymi z parafii, ale ze mną się nawet nie przywitał.W grudniu (czyli trzynastego minie rok) napisałam naszemu wspólnemu przyjacielowi, że to koniec, że na tydzień po zakończeniu roku szkolnego schodzę z tego świata. Przecież Kamil ze mną nie rozmawiał. A tamten był drugim, któremu ufałam w tej sprawie. Kamil zadzwonił raz, ale nie odebrałam. Bałam się tej rozmowy.W czerwcu usunęłam konta na wszystkich portalach, 28 miałam przedawkować leki nasenne. Ostatecznie nie umarłam. Wciąż żyję, a w ciągu tygodnia założyłam nowe konto na FB, jednak mój każdy nowy znajomy przechodził ostre sprawdzenie. Nie mógł mieć w znajomych ani Kamila, ani tamtego przyjaciela.Brakuje mi go. Przestałam go winić za odejście. Przerzuciłam się na siebie. To moja wina, bo jestem wciąż niewystarczająca dobra, miła i ładna, dlatego mnie zostawił. Podobnie jak odwrócił się ode mnie mój starszy brat. Tęsknię każdego dnia, ostatnimi czasy nawet znowu płaczę.Ten facet złamał mi serce, omal się w nim nie zakochałam, jeśli to się już nie stało. Bojąc się podobnej sytuacji, zerwałam wszelkie kontakty z ludźmi. Nie umiem rozmawiać z moimi "przyjaciółmi", w klasie jestem wyrzutkiem, nie chcę nigdy więcej na kimś polegać.Minął rok. W tym czasie moja dusza podzieliła się na dwie części: na tę, która go obwiniała i wymyślała barwne epitety pod jego adresem. Oraz ta, która obwiniała mnie, bo nie byłam wystarczająco dobra, żeby zasłużyć na miano przyjaciela. Dziś jestem tylko tą drugą częścią.To była moja wina. To była pomyłka.I mimo tych ran, ja dalej o nim myślę. Dalej pragnę, żeby wrócił. I chyba wciąż go kocham...


------------------------------------------------------------

Przyjaciółka, jedna najlepsza, najprawdziwsza, najwspanialsza, moje słoneczko, moja gwiazdeczka, mój promyczek. Po stracie innej przyjaciółki stała się dla mnie najważniejsza na całym świecie. I mając ją obok nienawidziłam tego świata i siebie tak trochę mniej. Koniec końców dzięki niej chyba to nawet pokochałam, siebie i świat. Nie potrzebowałam nikogo poza nią, nikt się nie liczył. Zawsze byłyśmy we dwie i nikt nas nie mógł rozdzielić. 'Ola i Martyna' lub 'Martyna i Ola'. Nigdy inaczej, nigdy sama 'Martyna' bądź sama 'Ola'. Nie byłam zbyt lubiana, ale Ola tak i wiele osób chciało jej uwagi, którą ona całą poświęcała mi. Szczerze przyznam, że kochałam (wciąż kocham) ją bardzo, ale czy to już wykraczało poza miłość przyjacielską? Nie wiem. Przy niej, to miało sens. Wszytko. Wstawanie rano, zjedzenie śniadania, a nawet miałam ochotę wyjść z domu i zrobić cos ze swoim życiem. Po prostu dzięki niej miałam powód do szczęścia. Aż zauważyłam że coś się dzieje, widziałam że o czymś mi nie mówi. Trwało to kilka miesięcy, ale jeśli sama nie mówiła to nie chciałam wyciągać tego na siłę. Do pewnej rozmowy z koleżanką. Nie wiem, jak udało mi się to wyciągnąć od niej, ale to były słowa, które mnie złamały. "Ola się wyprowadza, czwartek to jej ostatni dzień w szkole. W piątek jej już nie będzie. Przepraszam, ale nie chciała żebyś o tym wiedziała." Poszłam na niemiecki i usiadłam koło Oli, tak jak zawsze. "Przepraszam, to nie zależy ode mnie", szept którego nigdy nie zapomnę. Nauczycielka zaczęła mówić o długoterminowej pracy w parach i o tym, że to oczywiste, że ja zrobię ją z Olą. Ola zaprzeczyła i wtedy zaczęłam płakać. Przepłakałyśmy cały w-f przytulając się. Następne dni były najgorsze i najlepsze. Nasze ostatnie chwile, ostatnie wyjście na lodowisko, ostatnie zakupy, zdjęcia, kręgle, wygłupy i wspólne słuchanie muzyki. Płakałam cały czas gdy nie było jej obok. W ostatni czwartek dała mi prezent pożegnalny. Otworzyłam go dopiero jak poszła. Trzy rysunki i napis na nakrętce tymbarka 'przyjaciele na zawsze'. Gdy to przeczytałam, łzy zaczęły płynąć i nie chciały przestać. Potem musiałam się nauczyć żyć od nowa w miejscu, w którym żyłam od zawsze. Znów musiałam szukać powodów do szczęścia i chęci do życia. A wszyscy powtarzali to okropne kłamstwo: "Nie powiedziała ci dla twojego dobra, bo nie chciała cię widzieć smutnej". Ola szybko znalazła nowych przyjaciół, a ja przez następne kilka miesięcy płakałam każdej nocy. To było prawie rok temu i choć teraz już w moim życiu jest względnie dobrze, to i tak wciąż boli tak samo mocno, tym samym bólem którego nie da się wytłumaczyć, ani zmniejszyć. Potrafię myśleć o tym i nie płakać, ale przez te wydarzenia, choć cholernie bym chciała, to nie potrafię nikogo pokochać, bo za bardzo boję się straty. Po prostu wiem, że trzeci raz nie przeżyłabym czegoś takiego. -------------------------------------------------
Najbardziej zraniło mnie to że gdy moja matka dowiedziała się o tym że się tnę to uznała mnie za nienormalną. Zaprowadziła mnie do psychiatry a ten stwierdził że mam depresję. Leczenie się od kilku miesięcy a rodzice kontrolują mnie i traktują jak jakaś istotę która jest kompletnie inna o nie zasługuje na szacunek . Do tego dochodzi szkoła gdzie nie nadążam za nauka i mam coraz gorszej oceny. Najgorsze jest to że nikt nie chce mi pomóc...-------------------------------------------


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top