Pięćdziesiąt twarzy...
Ja: * siedzi na łóżku,w uszach ma słuchawki a muzyka podgłośniona na maksa. W dłoni trzyma książkę. Nagle ktoś zdejmuję jej słuchawki a tym kimś okazuje się być Francja*
Francja: Moja droga a ty czemu się nie uczysz?
Ja: Bardzo mądre. Uczyć się w piątkowy wieczór. A ty czemu nie z chłopakami? Nie po to dałam wam Gilberta, byś teraz mi dupę zawracał.
Francja: Ach wiesz, tamci nie potrafili się normalnie zachować, jak zaprowadziłem ich do klubu ze stri..
Ja:* powala go na ziemię a jej stopa ląduje na jego przyrodzeniu, specjalnie mocno na nie naciskając*Gdzie go zaprowadziłeś?
Francja: *blednie na twarzy* Mmoja droga! To tylko żart!
Ja: Tak?
Francja: Ddokładnie! Co czytasz?
Ja: Dobrze, że do tego się sprowadziłeś. Greya. A więc co powiesz na wypróbowanie kilku metod jego karania?* pyta mocniej naciskając na jego przyrodzenie a w jej oczach widać błysk sadyzmu*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top