Carbonara

Gdy wszedłem do środka, zaskoczył mnie przyjemny zapach przypraw wymieszany z nieprzyjemną wonią stęchlizny. Wizualnie wnętrze nie było bardziej zachęcające od zewnętrza. Stoliki miały na sobie plamy, których nie dało się pozbyć nawet najsilniejszym detergentem. To samo ściany. Tapeta powinna była zostać wymieniona już dawno, to było pewne, lecz albo brakowało na to pieniędzy, albo komuś zwyczajnie się nie chciało. Stawiałem raczej na to pierwsze.

Poszedłem za Harrym do stolika w rogu, który był oddzielony od reszty półścianką. Coś go ciągnęło to tych zakątków. Nie narzekałem na to, gdyż celowałem dokładnie w ten sam typ miejsc. Możliwe, że dlatego się ponownie zobaczyliśmy po naszym inicjalnym spotkaniu.

Karty dostaliśmy od mężczyzny, którego zakola sięgały niemal połowy jego głowy. Na sobie miał wymiętą koszulkę, upaćkany fartuszek i znoszone spodnie. Spojrzałem mimowolnie na studenta, siedzącego naprzeciw mnie. Swój ciągnie do swego? Odłożyłem kartę na stół, gdy tylko mężczyzna zniknął nam z oczu.

- Nie twoje standardy? – spytał Harry, nie unosząc nawet wzroku z karty. Czułem, że będę musiał się do tego przyzwyczaić, gdyż wyraźnie robił to po to, aby mnie zirytować. A nie chciałem powtórki z rozrywki. Domyślam się, że on też nie widział jej za pożądaną.

- Można tak powiedzieć – mruknąłem i po raz kolejny rozejrzałem się po restauracji. Zdecydowanie nie moje standardy. Nie pamiętam, żeby moja noga kiedykolwiek stanęła w tego typu miejscu. Oczywiście była to zasługa moich rodziców. Jak okropni nie byli, nauczyli mnie życia z klasą.

- Burżuj – parsknął brunet, odkładając menu na bok. – Jesz ze mną albo nici z przebaczenia.

- To manipulacja – odpowiedziałem, mrużąc powieki.

- I co z tym zrobisz?

Gnojek chciał mnie zmusić, abym wziął do ust, a do tego jeszcze przetrawił, jedzenie z takiej restauracji? Mierzyliśmy się spojrzeniami do momentu, w którym kelner do nas podszedł i spytał, czy jesteśmy gotowi zamówić. Miał silny, włoski akcent. Może doświadczenie nie będzie tak tragiczne, jak sądziłem? W końcu włosi byli znani ze swojej niesamowitej kuchni, prawda?

- Dla mnie będzie carbonara, a dla tego tutaj... - Tu student spojrzał na mnie znacząco. Uniósł nawet jedną brew, jak gdyby rzucając mi wyzwanie.

- To samo – odparłem, rzucając starszemu mężczyźnie firmowy uśmiech. – Do picia wzięlibyśmy najlepsze czerwone wino, jakie macie na stanie.

Kelner objechał mnie spojrzeniem od góry do dołu i chyba stwierdził, że wyglądam na takiego, który może sobie na to pozwolić, bo nie zadawał więcej pytań. Zabrał karty i pozostawił nas samym sobie. Gdy odszedł, zdjąłem w końcu płaszcz i zawiesiłem go na krześle. Raczej będziemy tu dłuższą chwilę, a lokal był dosyć dobrze ocieplany, także nie chciałem ryzykować nadmiernego wydzielania potu. Zwłaszcza, że już byłem po dosyć długiej podróży pociągiem, po której miałem zamiar wskoczyć pod prysznic, aby pozbyć się niechcianych zapachów.

- Nawet nie spytałeś, czy chcę pić alkohol – wypomniał mi nagle brunet, rzucając zaintrygowane spojrzenie.

- Przyszedłem tu za tobą, mogę przynajmniej coś z tego mieć – zauważyłem, przechylając delikatnie głowę w bok. – Zresztą wydaje mi się, że przyda nam się coś na rozluźnienie napięcia.

Parsknął rozbawiony, odchylając się na krześle. Jego głowa lekko się pokiwała, jakby myślał o dokładnie tym samym.

- Nie zmienia to faktu, że przegrałeś – rzucił, uśmiechając się pod nosem.

- To, czy przegrałem, stwierdzimy po tym, jak spróbuję tej carbonary – powiedziałem spokojnie.

Po tym zapadła cisza. Harry nie garnął się do kontynuacji rozmowy, a ja nie wiedziałem, o czym z nim rozmawiać. Nie wiedziałem, w jaki sposób do niego podejść. Był dziwny. Bardzo dziwny. Jedyny sposób, w jaki się komunikowaliśmy, było przekomarzanie się, a tego nie dało się ciągnąć w nieskończoność. Chyba, że się myliłem, o czym miałem dowiedzieć się już za chwilę.

Kelner przyniósł wino, ratując mnie z sytuacji patowej.

- Aglianico del Taburno Docg, rocznik 2015 – oznajmił, polewając mi na spróbowanie do kieliszka. Przyjąłem go i wtedy dopiero kontynuował. – Wino czerwone wytrawne z winogron ze szczepu Aglianico. Uprawiane są one w Kampanii, zbierane ręcznie. Bukiet dominują czerwone owoce, które pięknie łączą się z nutami przypraw oraz delikatnym powiewem tytoniu.

- Czarny pieprz na wykończeniu? – spytałem po tym, jak już powąchałem oraz zamoczyłem usta w trunku. Mężczyzna na mój komentarz aż pokazał zęby w uśmiechu.

- Widzę, że ma pan wprawę. Napełnić kieliszki?

- Zostawić butelkę. Szkoda by nie dokończyć tak zacnego wina – odparłem szczerze.

Niemal podskoczył zadowolony na moje słowa, nalał nam po kieliszku, zostawił butelkę i pobiegł do kuchni, jak gdyby się paliło.

- Ty naprawdę jesteś burżujem – skomentował student, w końcu kosztując wina. Skrzywił się i odłożył od razu szkło na stolik, odsuwając je jak najdalej od siebie. – Pieniądze posrały ci nie tylko w głowie, ale też w ustach?

- Nie spodziewałem się nawet, że ktoś taki, jak ty, doceniłby dobry alkohol – odparłem kąśliwie i na pokaz pociągnąłem potężnego łyka ze swojego kieliszka.

Mężczyzna w średnim wieku wrócił w ekspresowym tempie z deską serów.

- Będą się niesamowicie komponować z winem. Ach i proszę się nie martwić. To na mój koszt.

Puścił nam jeszcze oczko, zanim znowu zniknął za kolumną. Spojrzałem zwycięsko na bruneta, unosząc kieliszek, który trzymałem w dłoni. Ten parsknął z niedowierzaniem i pokręcił głową, nie mogąc pewnie uwierzyć w to, co się właśnie stało. Nic jednak nie powiedział. Lecz nie musiał. Jak już wcześniej wspomniałem, jego twarz była na tyle ekspresywna, że dało się z niej wszystko odczytać. Cóż... Przynajmniej w niektórych sytuacjach.

- Już drugi raz wspomniałeś, że nie jadłeś nic od rana – zagaiłem. Treść mojej wypowiedzi musiała studenta zaskoczyć, co wyraźnie odmalowało się w jego oczach. – Jesz ty w ogóle jak normalny człowiek?

- Jem jak student – odparł krótko, sięgając niezdecydowanie po porzucony wcześniej kieliszek.

- Też jestem studentem i nie mam problemu ze spożywaniem posiłków w sensownych przerwach – zauważyłem. Sięgnąłem po jeden z serów na desce i skosztowałem go, zaraz po tym popijając go winem.

- Pewnie dlatego, że pieniądze starych dają ci taką możliwość – rzucił nieco jadowicie, po czym odchrząknął i to była jego kolej, aby zadać pytanie. – Dlaczego byłeś na stacji?

- Wracałem od „starych, których pieniądze dają mi taką możliwość" – odpowiedziałem krótko, wyraźnie nie chcąc kontynuować tematu. – Co, myślałeś, że wszędzie poruszam się limuzyną?

- Nie zdziwiłbym się – parsknął i zamoczył usta w winie. Wydawało się, że z każdym łykiem przekonuje się do trunku. Dobrze, kosztował niemało. Nie wiedziałem ile dokładnie, ale mogłem się domyśleć półki cenowej.

- To skoro to zostało wyjaśnione... - zacząłem, bawiąc się podstawką kieliszka. – Dlaczego w ogóle przyjąłeś moje przeprosiny?

Tu Harry zamilkł. Wyglądał, jakby sam musiał się nad tym chwilę zastanowić. Być może nieco za późno, gdyż powinien był to zrobić przed tym, jak mnie tu zaciągnął. Jego decyzja wydawała się być impulsywna – zresztą jak sporo innych rzeczy, które robił czy mówił. Nie powinno mnie to dziwić. A jednak. To tylko dodawało mu nieprzewidywalności. Mi za to dawało więcej powodów do fascynacji oraz frustracji jego charakterem.

- Cóż... Zachowałeś kartkę – powiedział, jakby to miała być wystarczająca odpowiedź na moje pytanie. – I użyłeś jej w możliwie najbardziej żałosny sposób.

- Proszę, nie przypominaj mi o tym – mruknąłem, chowając twarz w dłoni przy akompaniamencie jego chichotu.

Nasze jedzenie przyszło po kolejnej dłuższej chwili ciszy. W jej trakcie zdołałem zauważyć, dlaczego student zdecydował się odpowiedzieć w taki sposób. Celowo uniknął odpowiedzi, przy okazji sprowadzając moje myśli na inny tor, abym nie drążył dalej. Wiedziałem to, gdyż sam działałem według takiego mechanizmu, kiedy nie chciałem się czymś dzielić.

- Chwila prawdy – rzuciłem, zanim skosztowałem carbonary. Z ociąganiem nawinąłem ją na widelec i wsadziłem do ust. Moje kubki smakowe eksplodowały. – Wow...

- Mmm... Dobre, nie? – mruknął mężczyzna przede mną, ocierając kącik ust wierzchem dłoni, gdy przełknął pierwszy kęs.

- Niesamowite – przyznałem i od razu wziąłem więcej. – To w ogóle możliwe? Nie jestem w jakiejś symulacji?

- Jedyne, w czym jesteś, to zamknięte na możliwości pudełko burżuazji.

Rzuciłem mu żartobliwo-ostrzegawcze spojrzenie, zanim wznowiłem konsumpcję mojego posiłku. Nie zamieniliśmy już ani słowa aż do momentu, w którym oba nasze talerze stały puste. Harry był wyraźnie głodny, więc prawdopodobnie nie był w stanie się skupić na niczym innym oprócz jedzenia. Ja nadal byłem zdumiony tak dobrą jakością posiłku z takiego miejsca.

- Dobra, oficjalnie przegrałem – powiedziałem w końcu, gdy już wytarłem serwetką swoje usta. – To była najlepsza carbonara, jaką w życiu jadłem. A miałem okazję spróbować niejedną we Włoszech.

- Oczywiście, że miałeś – parsknął brunet, wycierając swoje usta dłonią. Jego brak manier nie miał granic. Mimo jego starań, sos został mu na brodzie. Jak dziecko.

- Chodź tutaj. – Westchnąłem, wziąłem czystą serwetkę i nachyliłem się nad stołem. Ująłem czystą część jego brody i przytrzymałem ją, drugą ręką zdejmując resztki sosu z jego twarzy. Dopiero, gdy to zrobiłem, spojrzałem wyżej. Zrobiłem to, gdyż poczułem jego spojrzenie. Jego zielone oczy intensywnie się we mnie wpatrywały. Miały jakiś nieokreślony dla mnie wyraz. Pewnie to sprawiło, iż ja sam nie mogłem przerwać naszego kontaktu wzrokowego.

Zrobił to pierwszy Harry, który nagle spojrzał na zegar ścienny, znajdujący się za moimi plecami.

- O cholera, muszę lecieć – powiedział z wyraźnym pośpiechem i wstał, tym samym pozbywając się moich palców ze swojej twarzy. – Dzięki za obiad.

I po chwili już go nie było. Pozostawił mnie z rachunkiem, który od początku to ja miałem pokryć, więc to było do przeżycia. Jednak pozostawił mnie również z konsternacją i wieloma innymi uczuciami, których nie potrafiłem nazwać. Spojrzałem na swoją dłoń. Dlaczego to zrobiłem? Nigdy nie byłem tak opiekuńczy w stosunku do nikogo. Może dlatego, że tak bardzo przypominał nieporadne dziecko? Tak, to musiało być to.

Wziąłem w dłoń kieliszek i zacząłem nim bujać tak, aby zmieszać znajdujący się w nim płyn. Gdy tak się w niego wpatrywałem, coraz bardziej uświadamiałem sobie hipokryzję swoich własnych myśli. Wypuściłem gwałtownie powietrze i wziąłem porządnego łyka wina. Przecież ja nawet nie lubię dzieci.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top