7


- Ała- syknąłem gdy Brad mało delikatnie przejechał wacikiem po zadrapaniu

Po całym zdarzeniu napisałem do Brada o pomoc w dotarciu do pielęgniarki której swoją drogą nie było więc musieliśmy zająć się tym sami

- Nie marudź, w ogóle co to za głupi pomysł aby całować Dylana aby cię pobił? Masochistą jesteś?- zapytał odkładając wacik

- To był mój plan aby się go pozbyć. On już wiele razy był na dywaniku u dyrektora za bójki. I z tego co słyszałem już ostatnio chciał go wywalić

- I myślisz że to zadziała?- zapytał Liam- Dylan jest kapitanem drużyny koszykarskiej. Bardzo dobrym kapitanem stwierdził bym nawet. Dyrektor go nie wywali. Za dużo pucharów wygrywa dla szkoły

- Zobaczymy - westchnąłem odchylając głowę w tył- mleko i tak zostało już rozlane

- Hej- usłyszałem znajomy głos więc szybko odwróciłem głowę w stronę drzwi w których jak się okazało stał Theo

- Przyszedłeś się zamącić za Dylana?- rzuciłem oschle odwracając wzrok

- Co? Nie, ja do Liama mam sprawę

- Jaką?- zapytał

- Jesteś autem?

- Tak, ale o co chodzi

- Dziś mam korki u ciebie i Mike, mógłbym wracać z tobą?

- No spoko....ale Mike też kończy o...

- Mogę?- przerwał mu

- Tak... Jasne- odparł Liam posyłając mu zdziwione spojrzenie

Theo tylko machnął ręką po czym wyszedł z sali

- Dziwny jest - powiedział nagle Brad przyklejając mi plaster na łuk brwiowy- ja to bym z chęcią pojechał z Mikiem

- Co nie- przyznałem mu rację- przystojny jest

- I to bardzo. Ciekawe jak całuje

- Możecie nie gadać o moim bracie?- wtrącił Liam unosząc jedną brew i zaplatając dłonie na piersi

Spojrzeliśmy się po sobie z Bradem po czym nasz wzrok znów spoczął na chłopaku, długo nie trwało a całą trójką wybuchliśmy śmiechem.

- Sorry Liam. Po prostu masz przystojnego brata- powiedziałem wycierając łzę z kącika oka

- Ja też jestem przystojny

- Powiedział bym bardziej, że jesteś słodki

- Ty też

- Ooooo dziękuję- powiedziałem łapiąc się za serce

- To miała być obelga

- A właśnie- przerwał nam Brad- Nadal tak lata z kwiatka na kwiatek

- A wiecie co.... jakoś nie mogę sobie przypomnieć żeby ostatnimi czasy sprowadzał sobie kogoś do domu

- Żartujesz- powiedziałem i wraz z Bradem spojrzeliśmy na niego jak na wariata

- Mówię prawdę- uniósł ręce w górę- Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio szopkę odstawiałem

- Szopkę?- dopytał Brad

- Zawsze musiałem udawać jego syna gdy przyprowadzał sobie kogoś na jedną noc a później nie wiedział jak subtelnie powiedzieć aby sobie poszedł- wyjaśnił opierając się o ścianę

- Skończone- powiedział Brad odkładając apteczkę- chodźmy lepiej na lekcje bo nie chce mieć nieobecności

Przytakneliśmy tylko chłopakowi po czym ruszyliśmy w stronę klasy. Gdy byliśmy już niedaleko zobaczyliśmy że klasa nadal jest otwarta co oznaczało że nauczyciela nie ma. Posłaliśmy sobie porozumiewawcze spojrzenie po czym uradowani brakiem spóźnienia przyspieszyliśmy tępa

***********

- Hej mamo - powiedziałem wchodząc do kuchni

- Hej kochanie- odpowiedziała nie odwracając się do mnie

Kobieta stała do mnie tyłem mieszając coś w garnku. Odłożyłem plecak po czym usiadłem przy stole tak że teraz idealnie widziałem całą kuchnię. Przez chwilę panowała cisza a ja kompletnie nie wiedziałem jak wytłumaczyć mamie czemu moja twarz wygląda tak a nie inaczej

- Co dziś na obiad - zacząłem

- Spaghetti- powiedziała odwracając się w moją stronę- Boże skarbie co ci się stało- krzyknęła podchodząc do mnie

- Nic mamo- uspokoiłem po czym syknąłem lekko gdy kobieta chwyciła moją twarz w dłonie

- Kto ci to zrobił.....to pewnie ten homofob..jak mu tam było? Dylan?

- Tak to on. Ale spokojnie, on już mi nie zagraża- wyznałem z uśmiechem na co ta posłała mi pytające spojrzenie- to była zwykła prowokacja. Całą akcję widział dyrektor i z tego co słyszałem jutro ma zapaść decyzja czy go wywalą czy zostaje

- Boże kochanie, ale musiałeś poświęcać swoją słodką buźkę do tego?- zapytała głaszcząc mnie po niezranionym policzku

- Dla spokoju wszystkich homo w szkole? Zdecydowanie było warto- stwierdziłem z uśmiechem na co ta ucałowała mnie w czoło

- Jesteś nie możliwy- zaśmiała się roztrzepując moje wlosy ręką- pójdziesz zawołać na obiad....

- Tak - przerwałem mamie wstając z krzesła

Szybkim krokiem pokierowałem się do góry. Zapukałem w drzwi gabinetu a gdy usłyszałem pozwolenia na wejście od razu otwarłem drzwi wchodząc z uśmiechem na ustach

- Boże synku! Kto ci to zrobił

- Zgadnij

- Ten szatyn? Dzwonię do dyrektora, tego już za wiele

- Nie!- krzyknąłem wyrywając telefon- znaczy...nie trzeba. Już wszystko załatwiłem

- Czyli?

- Sprowokowałem go do ataku przy dyrektorze a już jutro ma zapaść decyzja o tym czy wylatuje czy nie. Jestem trochę poobijany ale spokojnie ry.... znaczy.... twarz nie szklanka

Nastała cisza a ja nie wiedząc co zrobić więc zacząłem błądziłem oczami po całym pokoju. Mój wzrok spoczywał wszędzie tylko nie na tych czekoladowych oczach

- Boże synku- usłyszałem a po chwili mogłem poczuć jak przytula mnie do swojej klatki piersiowej- nie rób tak więcej

- Dobrze- powiedziałem odwzajemniając uścisk

- Kocham cię synku

- Ja ciebie też mamo- wyszeptałem pogłębiając uścisk- A właśnie, mamy przyjść na obiad, chodźmy bo za chwilę się wkurzy a ja nie chcę z nią zadzierać

- I tu się z tobą zgodzę, to taka mała furiatka- powiedziała przepuszczając mnie w drzwiach

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top