31

Perspektywa Brada: 

Stałem właśnie na sali bankietowej popijając gazowany sok z kieliszka. Normalnie taż bym wypił szampana, w końcu mam już 18 lat tylko jest jeden problem, ja nie mam umiaru. Z nudów oparłem się o ścianę w sali , zacząłem się rozglądać a gdy mój wzrok spoczął na azjacie serce momentalnie przyspieszyło. W garniturze i ułożonych włosach na żel wyglądał naprawdę nieziemsko, szkoda tylko że cały ten piękny obrazek psuła ta gnida uwieszona na jego ramieniu. Często bierze jakąś dziewczynę ze szkoły jako osobę towarzyszącą więc powinienem się do tego przyzwyczaic jednak za każdym razem boli tak samo. To ja chciałbym być na miejscu tej pustej lali i to ja chciałbym się w niego wtulić. Jedyne co mi zostaje to marzyć i przytulać się do bluzy która i tak zaczyna gubić swój zapach

Po paru minutach opuściłem sale udając się do ogrodu, bardzo dużego ogrodu. Państwo Wood są bardzo dumni z niego i z tego co wiem dostają za niego jakiś medal

Usiadłem na ławce za wysokim żywopłotem po czym leniwie wyciągnąłem telefon czując w dochodzące z niego wibracje

- O to znów on- powiedziałem sam do siebie

Nieznany: Hej aniołku, co robisz

Ja: Jestem na bankiecie

Nieznany: I jak się bawisz

Ja: Świetnie po prostu! państwo Wood opowiadają o swoim gekonie, rodzice chce mnie spiknąć z ich synem a na dodatek moja miłość bawi się wnajlepsze z jakąś tępą lalą. Serce mi pęka widząc jak ślini się do niego

Nieznany: Aż tak go lubisz?

Ja: Lubię? Ja go kocham

Nieznany: To mu to powiedz

Ja: No co ty. On jest hetero

Nieznany: Skąd ta pewność

Ja: Inaczej nie zapraszał by dziewczyny.

Ja: Eh...nie ważne, zmieńmy temat bo płakać mi się chce

Nieznany: To co teraz robisz? Gdzie jesteś

Ja: W ogrodzie. Chciałem nabrać trochę świeżego powietrza

Nieznany: A...rozumiem. przepraszam ale muszę kończyć, mama mnie woła. Pa

Ja: Pa

Schowałem leniwie telefon do kieszeni po czym odchyliłem głowę w tył głośno wzdychając

- Nienawidzę swojego życia- powiedziałem sam do siebie

- Niektórzy by wszystko oddali by być na twoim miejscu- usłyszałem głos Minho który nie ukrywam bardzo mnie przestraszył przez co wzdrygnąłem się - spokojnie, przecież nic ci nie zrobię- wyznał siadając obok mnie

- M-Minho hej...co ty tu robisz- zapytałem nerwowo

- Strasznie duszno tam więc musiałem się dotlenić- powiedział rozkładając się wygodnie na ławce- a ty...co tu robisz

- Też- rzuciłem szybko

Między nami zapanowała cisza a ja nie wiedząc co robić zacząłem wymachiwać nogami

- Chcesz coś zobaczyć?- zapytał przerywając ciszę

Pokiwałem tylko twierdząco głową a chłopak szybko chwycił mnie za rękę prowadząc w głąb ogrodu. Chciałem się zapytać dokąd mnie prowadzi ale jakoś nie mogłem wydusić z siebie ani jednego słowa czując jak jego dłoń delikatnie zaciska się na mojej. Chłopak prowadził mnie przez liczne zakręty a gdy znaleźliśmy się przed ścianą żywopłotu trochę się zdziwiłem widząc jak chłopak próbuje się przez niego przecisnąć jednak ostatecznie udało mu się a po chwili usłyszałem jego wołanie abym też to zrobił. Moje ciało jest drobniejsze więc bez trudu udało mi się przejść na drugą stronę

Wstałem otrzepując się z brudu a gdy rozejrzałem się do okoła nie rozumiałem po co mnie tu przyprowadził. Znajdowaliśmy się w jednym wielkim kwadracie. Z czterech stron otaczały nas tylko wielkie ściany żywopłotu

- Widzę że nie rozumiesz- powiedział ściągając z siebie garnitur po czym rzucił go na ziemię

Przez tą całą scenę zrobiło mi się mega gorąco, czułem jak adrenalina we mnie wzrasta. Bo przecież co innego można poczuć gdy ktoś prowadzi cię daleko od ludzi a na dodatek w miejsce praktycznie bez wyjścia.

- Siadasz?- zapytał wyrywając mnie z zamyślenia

Spojrzałem na azjate który siedział na wcześniej rzuconym garniturze i zachęcająco klepał miejsce obok siebie

Jezu Brad! O czym ty myślałeś!

- Yyyy tak...Jasne- powiedziałem po czym niepewnie usiadłem obok chłopaka- a więc co chciałeś mi pokazać

Chłopak położył się po czym ruchem głowy pokazał abym też to zrobił. Niepewnie położyłem się obok szatyna po czym spojrzałem w górę.

Teraz rozumiem. Przez to że zaprowadził mnie z ciemne miejsce niebo było idealnie oświetlone przez gwiazdy. Wyglądało to mega zjawiskowo i...romantycznie

- I jak?- zapytał wyrywając mnie z zamyślenia

- Jest pięknie- powiedziałem z nadmierną ekscytacją

- Widziałeś!?- krzyknęliśmy razem wskazując na miejsce przelotu spadającej gwazdy

Odruchowo ścisnąłem kciuki zamykając przy tym oczy po czym pomyślałem życzenie

- Co ty robisz?- zapytał Minho nie ukrywając zdziwienia

- No myślę życzenie- wyjaśniłem obracając głowę w bok aby na niego spojrzeć

- I myślisz że to tak działa? - zapytał łagodnym tonem

- Nie wiem.

- To co sobie życzyłeś?- zapytał podnosząc się na łokciu

- Nie mogę ci powiedzieć bo się nie spełni- wyznałem a mój wzrok spoczął na jego ustach

- No ale chyba jakoś zgrabnie możesz mi przekazać o co mniejwiecej chodzi

- Nie ma mowy!- krzyknąłem przez śmiech

Przecież mu nie powiem, że moim marzeniem jest aby mnie pocałował

- No weź- zrobił minę szczeniaczka a moje serce zmiękło

W sumie on nie wie że go kocham więc chyba mogę mu powiedzieć

- A więc?- zapytał a ja odruchowo spojrzałem się w drugą stronę

- Chce aby osoba którą lubie mnie pocałowała

- Oh...czyli o to chodzi- powiedział po chwili ciszy- a nie możesz sam tego zrobić?

Zapytał a ja spojrzałem na niego cały zarumieniony. Jak on może mówić to tak bezwstydnie.. a no tak, on nie wie, że to o nim

- Nie mogę- powiedziałem patrząc w jego piękne oczy- on tego nie odwazjemni

- Skąd ta pewność?- zapytał poprawiając się na łokciu przez co odległość naszych twarzy  zmniejszyła się a na mojej twarzy pojawił się jeszcze większe rumieńce

- Jest hetero

- Co jeśli ukrywa swoją orientację

- Czemu miał by to robić?

- No nie wiem- wzruszył ramionami- są różne powody

Chłopak uśmiechnął się do mnie czule a ja powoli czułem ja zaczynam się roztapiać. Boże jaki on ma piękny uśmiech. Miałem już własnej mu odpowiedzieć gdy nagle zadzwonił mój telefon przez co byłem zmuszony odebrać

- Tak?- powiedziałem odbierając

- Brad, gdzie jesteś? - usłyszałem zdenerwowany głos matki

- Zzzzz kumplem- powiedziałem spoglądając na szatyna który posłał mi lekki śmiech

- Z kumplem powiadasz- powiedziała przeciągle i mogę się założyć że na jej twarzy gościł cwany uśmiech

- Mamo!- krzyknąłem cały zarumieniony

- No już dobrze dobrze, ale wracaj już bo niedługo jedziemy

- Ah....dobrze- powiedziałem po czym rozłączyłem się

- Mama?- zapytał gdy schowałem telefon

- Tak, przepraszam ale muszę wracać. Niedługo jedziemy- wyjaśniłam a na twarzy azjaty pojawił się smutek

Gdy wróciliśmy na salę oczy naszych rodziców momentalnie spoczęły na nas. Trochę mnie to przeraziło bo rodzice Minho patrzeli na mnie z odrazą natomiast moi...

I tu się zdziwiłem. Oni patrzeli na mnie z lekkim rozbawieniem

- To cześć

Powiedziałem do azjaty a gdy ten chciał coś powiedzieć nagle na jego szyi uwiesiła się jego towarzyszka z milionem pytań gdzie był. Postanowiłem to zignorować i podejść do rodziców

- Jedziemy?- powiedziałem do matki która akurat odkładała kieliszka szampana

- Tak- odparła posyłając mi mały uśmiech

Spojrzałem jeszcze raz na azjate co musiał od razu wyczuć bo jego wzrok od razu znalazł mnie w tłumie. Chłopak posłał mi czułe spojrzenie a ja rumieniąc się odwróciłem wzrok

- Kochanie- odezwała się mama przez co od razu na nią spojrzałem- chyba masz gorączkę

- Co? Nie! Chodźmy już- krzyknąłem kierując się do gospodarzy aby się pożegnać a za sobą usłyszałem tylko cichy śmiech

Boże co ja z nimi mam

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top