2
Perspektywa Minho:
Po zakończonym treningu udałem się wraz z chłopakami do szatni. Niedługo rozgrywamy ważny mecz więc Dylan daje nam nieźle popalić. Nie dziwię mu się, dzięki temu uzyska stypendium i będzie mógł kontynuować naukę w wyższej szkolę.
- Patrz jak łazisz!- krzyknął Liam wyrywając mnie z zamyślenia
- Nie zauważyłem cię krasnalu - tłumaczył się Brett
- Znów będziecie się kłócić?!- warknął mój przyjaciel i zarazem kapitan drużyny
- To krasnal zaczął
- Wysoki do nieba a głupi jak trzeba
- Co żeś powiedział!- krzyknął Brett chwytając go za bluzę
- To co słyszałeś...A co? Klasę powtarzasz bo taki mądry jesteś
- Dosyć!- krzyknął Theo co trochę nas zdziwiło bo na ogół jest bardzo spokojny - ile wy macie lat? Jesteśmy drużyną powinniśmy się dogadywać
- Theo ma rację - przyznał Dylan
- Ciekawe...na mnie i na krasnala narzekasz ale jak by Thomas był w drużynie to pewnie sam byś tak robił
- To inna sprawa - wymamrotał pod nosem i nikt nie odważył się odezwać
Wszyscy oprócz Liama wiemy czemu nienawidzi gejów i chodź nie powinien kłaść wszystkich do jednego worka to nie powiemy mu tego
- Dobra nara chłopaki ja już idę- powiedział Theo przerywając ciszę
- A ty gdzie- zapytał Brett torując mu drogę
- Do domu a gdzie niby
- Nawet o tym nie myśl. w tej chwili do sali 107, nie po to załatwialiśmy ci korki z francuskiego abyś teraz się wymigiwał
- Pierwszy raz zgodzę się z Brettem - powiedział Liam- chodź w sumie nie trudno było namówić na to mojego brata. Powiedział bym nawet że był szczęśliwy
- Dobra już dobra... pójdę- powiedział przewracając oczami
- Ja cię zaprowadzę- stwierdził Brett zarzucając mu rękę na ramię- tak dla pewności- dodał opuszczając szatnie
Theo mimo że na ogół radzi sobie z nauką tak ten przednio nie przypadł mu do gustu. Nie wiedzieć czemu nagle zaczął opuszczać lekcję a jak tylko zbliża się francuski zachowuje się dziwnie. Nie raz udawał że musi iść do pielęgniarki a tak naprawdę przeczekiwał tam lekcję
- Kurna...- zaczął Liam czym zwrócił naszą uwagę
- Co jest? - zapytałem
- Bo jeśli Theo ma dziś korki z francuskiego to znaczy że transportu nie mam - wyznał siadając znów na ławce po czym wciągnął telefon
- Przecież masz auto
- Wczoraj trochę wypiłem i Mike uparł że mam z nim jechać
- Aaaaa. Ale tak czy siak masz niedaleko- zauważyłem
Chłopak przez chwilę nic nie odpowiadał lecz po momencie na jego twarzy pojawił się uśmiech. Schował telefon po czym wstał z miejsca
- Już mam transport- powiedział z szerokim uśmiechem a już po chwili było można usłyszeć dźwięk otwierających się drzwi przez które wszedł najsłodszy aniołek jaki stąpał po ziemi - O jesteś- powiedział uradowany zarzucając plecak przez ramię- mój prywatny transporcie
- Przecież masz niedaleko- powiedział swoim słodkim głosem
- Wiem ale nie lubię się męczyć- wyjaśnił wzruszając ramionami
- Boże ale ty leniwy- pokręcił głową śmiejąc się słodko a gdy przestał jego wzrok spoczął na chwilę na mnie lecz gdy tylko nasze oczy się spotkały od razu spojrzał w drugą stronę
Chyba mnie nie lubi
- Dobra chłopaki- powiedział zarzucając mojemu aniołkowi rękę na ramię- my z Bradem idziemy, nara
- Nara - odparłem spoglądając ostatni raz na profil fiołkowookiego aniołka- gratuluję- powiedziałem do przyjaciela gdy ci wyszli
- Co?- spojrzał na mnie unosząc jedną brew
- Nie przygadałeś Bradowi- powiedziałem próbując ukryć to że naprawdę jestem z tego faktu zadowolony
- A...nie chciało mi się- wyznał wracając wzrokiem na wyświetlacz telefonu
Nie chciało mu się? Przecież Dylan to największy homofob jakiego znam. Znaczy nie zawsze takim był. W jego życiu wydarzyła się pewna tragedia która to wszystko zapoczątkowała. Jest to mój przyjaciel więc nie chce aby dowiedział się o mojej orientacji. Nie chcę aby został w tym sam. Dlatego ukrywam to
- To co? Idziemy?- zapytałem zarzucając ręce za głowę
- Tak- odparł chwytając plecak
Szybkim krokiem pokierowaliśmy się do wyjścia po czym ruszyliśmy w stronę parku. Nasze domy znajdowały się niedaleko więc mogliśmy sobie pozwolić na mały spacer.
- Czy to nie ten pedał?- zapytał przyjaciel wyrywając mnie z zamyślenia
Zatrzymał się więc i ja to zrobiłem
- Gdzie?- dopytałem rozglądając się- A... tam
- Może wrzucimy go do kosza?- zapytał z lekkim uśmiechem a mi szczerze nie podobał się ten pomysł
- Może innym razem. Jestem zmęczony po treningu
- Niech ci będzie- powiedział ruszając
Wzruszyłem tylko ramionami po czym ruszyłem za przyjacielem. Mieliśmy już wychodzić z placu na którym zauważyliśmy Thomasa gdy nagle wpadł na nas pewien facet
- Uważaj jak łazisz- powiedział mój przyjaciela- zaraz moment
- Co Pan tu robi?- dokończyłem za przyjaciele widząc przed sobą trenera drużyny koszykarskiej z którą niedługo mamy stoczyć mecz
- O chłopaki. Co tu robię pytacie?- zapytał drapiąc się nerwowo po głowie- Yyyy...ostatnio jak u was byłem bardzo spodobał mi się ten park więc stwierdziłem że raz na jakiś czas tu wpadnę- stwierdził chowając dłonie w kieszenie spodni- a teraz wybaczcie, pójdę już, widzimy się na meczu
- Dowidzenia- rzuciliśmy krótko z chłopakiem
Facet ominął nas a my ruszyliśmy dalej
- Nie wydaje ci się to dziwne - zaczął mój przyjaciel gdy wychodziliśmy z parku
- Niby co- dopytałem zatrzymując się co po chwili uczynił rozwiąż Dylan
- Nie widziałeś jego ubioru? Ubrał się tak jakby na spotkanie
- No w sumie racja. Może umówił się z wuefistką dziewczyn - stwierdziłem śmiejąc się lekko
- No co ty....a nawet jeśli to jak czterdziestolatce udało się wyrwać tak młodego trenera - stwierdził a po chwili wybuchliśmy śmiechem- Dobra stary ja spadam. Zaraz się do pracy spóźnię
- Nara- rzuciłem żegnając się z nim w przyjacielskim uścisku
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top