Prolog

Ogień ją pochłaniał, zostawiając popiół w jej duszy. Wszystko, co znała nagle przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Istniał tylko ogień sięgający do każdego fragmentu ciała dziewczyny. Patrząc na tego, który jej towarzyszył, zastanawiała się jakim cudem był taki spokojny. Wszak świat się kończył. Jej świat, lecz dla niego to nic nie znaczyło.

Jego wzrok doprowadzał ją do tego, że płonęła, błądząc powoli po jej ciele. Amarissa zasłoniła mu dłonią oczy.

- Nie chcę cię widzieć - warknęła. Nieoczekiwanie mężczyzna złapał ją za gardło, ale nie na tyle mocno, by jej to przeszkadzało. Niechętnie zabrała ręce.

- Ale będziesz. Masz na mnie patrzeć - rozkazał tonem nieznoszącym sprzeciwu, przyszpilając jej nadgarstki do ściany.

- Dam ci to, czego pragniesz, ale pozwól mi zapomnieć. Tylko o to proszę - wyszeptała w jego usta, czując buchający od nich ogień. Płomienie przestały ją przerażać. Gdyby spłonęła, nie czułaby bólu, który był gorszy od wszystkich tortur.

- Dobrze - mruknął, napierając na wargi dziewczyny. O dziwo, nie odrzucało jej to, a wręcz przeciwnie, jego zapał przynosił ulgę. Wreszcie przestała walczyć z nim i ze sobą. Oddała się w ręce płomieni. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top