79
Nie mam pojęcia co powiedzieć. Nie jest mi specjalnie szkoda Nialla, bo tak naprawdę to żadna krzywda mu się obecnie nie dzieje. Kątem oka spoglądam na Thomasa, mam nadzieję, że dotrzymał danego mi słowa i dopilnował by Vincent wyjechał jak najdalej stąd.
— Macie go wywlec do piwnicy i zamknąć na kilka dni. Możecie mu dawać tylko trochę wody, nic więcej — rozkazuje tata. Jego złość, potrafię zrozumieć, Thomasa nawet też, ale czemu Fernando na to wszystko pozwala. Przecież to jego pierworodny syn.
— Nie — sprzeciwiam się. Jeśli się go tak potraktuje to on stanie się jeszcze bardziej nieprzewidywalny i nie wiadomo do czego się posunie. A on zbyt wiele wie o Vincentcie. — Chyba zauważyliście, że nie jestem zbytnio pamiętliwa.
— I to błąd — odzywa się blondyn i do mnie podchodzi. — Ile jeszcze razy będziesz mu wybaczać to jak cię traktuje? Nie musisz się poświęcać, bo Vincent jest bezpieczny — bystrzeje na jego słowa. Jak to możliwe? Przecież Fernando i tata ciągle planują jego zabójstwo. Mają gdzieś to, że jeden jest jego biologicznym ojcem, a drugi go wychował.
— Nic ci nie zrobił, a do tego zniknął mi z oczu, więc nie mam powodu go ściągać. A ty w zamian jak najszybciej poślubisz Thomasa i raz na zawsze zapomnisz i tym tutaj — wskazuję na leżącego Nialla. — To chyba najlepsze rozwiązanie.
— Valerie obiecałaś mi to do cholery! — wrzeszczy Niall próbując się wyswobodzić. Może i jestem sadystką, ale odrobinę podoba mi się ten widok. Niall tyle razy mnie zniewalał, sprawiał, że czułam się taka słaba, bezbronna, a teraz to on jest zależny od innych osób. Choć teraz tak po nie ja się boję tylko on. — Ja dotrzymałem słowa, teraz ty to zrób!
Kurwa, jest mi nawet dobrze z Niall'em, ale Thomas jest bardziej zrównoważony. Nie raz już mi pomógł i to bezinteresownie.
— Dwa dni samotności dobrze mu zrobię — komunikuje, a następnie mijam ich wszystkich i idę na górę. Mi ciągle kazał rozmyślać nad tym jak miałabym być z nim szczęśliwa. Niech teraz to on zastanowi się nad swoim zachowaniem.
Otwieram drzwi do swojego pokoju i zauważam, że wszystko jest tu takie jak to zostawiałam, a przecież przez dłuższy czas tu nie byłam. Łóżko jest jednie pościelone.
Kurwa, wieczorem pójdę do Nialla i zaniosę mu coś do jedzenia, bo sama nie będę mogła spać wiedząc, że on tam cierpię. Może to bardzo głupie i naiwne, ale nic nie poradzę. Ja nie potrafię, a nawet nie chcę krzywdzić osób na których chociaż trochę mi zależy. A szkoda, bo Niall'owi by naprawdę przydała się nauczka.
Nie cieszę się jednak długo samotnością, bo po zaledwie kilku minutach pojawia się Thomas. Jest uśmiechnięty i wygląda na bardzo zadowolonego.
— Ty się na mnie nie złość, nie zdradziłem miejsca pobytu Vincenta, a jednocześnie udało mi się cię uwolnić od Nialla. Chyba naprawdę nie jestem taki beznadziejny za jakiego mnie wszyscy mają.
— Póki co jeszcze im nie wierzę, bo mój ojciec ma ogromny talent do kłamstwa. Przez całe życie mnie oszukiwał. A Vinni szybko doszedł do siebie po tym co mu wstrzyknąłeś?
— Tak, nie zostawiłbym go gdyby źle cię czuł. Tak szczerze to on mi pomógł wymyśleć ten plan — no oczywiście, że Vincent by nie pozwolił bym się związała z Niall'em. Zbyt mocno mnie kocha i się o mnie martwi.
— Będzie trzeba wymyśleć coś jeszcze, bo chcę się z nim widywać. A ty jeśli jeszcze kiedyś coś mu podasz to możesz być pewien, że sam będziesz potrzebował pomocy medycznej — komunikuje zdecydowanym tonem.
Jemu też uśmiech znika z twarzy, chyba nie sądził, że tak po prostu mu daruje, to co wtedy zrobił.
Vincent mógł różnie zareagować na tę substancję. A to mogło mieć tragiczny skutek.
— On by mnie wtedy zabił, a ja podałem mu taką dawkę by nic mu się nie stało. A spotykanie się nie jest dla was wskazane. On musi zrozumieć, że nie będziecie nigdy razem i spróbować sobie ułożyć życie. On nie może wiecznie żyć nadzieją, że kiedyś stworzycie związek. Przecież to nierealne. Będziesz ze mną lub z Niall'em, a chyba z naszej dwójki to ja jestem lepszy.
Ten Thomas to ma szczęście ostatnio wszystko układa się po jego myśli. Liczę na waszą opinię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top