76
Znajduję się teraz w takiej sytuacji, że ciężko jest o gorszą. Vincent nadal nie może się ruszać, a przed nami stoi właśnie zadowolony z siebie Niall.
— A ten co się tak wyleguje? Nachlał się? — pyta Niall zbliżając się do nas. Najrozsądniej to by było ukryć przed nim stan Vinni’ego, ale niestety jest to nie możliwe. — Co mu podaliście, bo wygląda jakby go sparaliżowało?
— Najpierw środek zwiotczający mięśnie, a dopiero co wstrzyknąłem mu lek po którym wszystko powinno wrócić do normy. Nie stanie się to jednak natychmiast, więc nie myśl nawet by go dręczyć – zastrzega Thomas na samym wstępie. Dobrze, że bierze stronę moją i Vincenta.
Niall z satysfakcją parzy na szatyna. Chce mu pokazać, że znowu to on jest górą, że nie ma z nim żadnych szans.
— Ty się lepiej módl żebym to ja nie wyciągnął konsekwencji, bo zamiast mi o wszystkim powiedzieć to ty byłeś ciągle z nim w zmowie. Ja jednak zawsze wiedziałem, że jesteś zdrajcą, więc się zabezpieczyłem – zauważam, że Vincent porusza palcami, więc chwytam jego dłoń. Niech wie, że zawsze będę przy nim i go nie zostawię. — W zegarku masz wbudowany GPS.
— Mogłem się tego domyśleć – odpowiada pochmurnym tonem. — Powinienem coś zacząć podejrzewać jak raz kupiłeś mi osobiście prezent na urodziny. Zawsze to inni cię wyręczali, a ty nawet nie starałeś się udawać, że jest inaczej.
Napięcie między tą dwójką można aż wyczuć, ja jednak nie widzę żadnego sposobu w jaki mogłabym to wykręcić na swoją stronę.
— Weź już się przestań tak nad sobą użalać. Jak chcesz się zrehabilitować to zabierz stąd Valerie, bo ja wreszcie muszę się pozbyć problemu — dobrze wiem, że to właśnie Vincent jest tym tytułowym problemem. Tak bardzo się boję, że czuję jakbym miała zaraz zwymiotować. Strach mnie paraliżuje.
— Niall błagam nie rób tego — patrzę na niego ze łzami w oczach. Najgorsze jest to, że on jeszcze nigdy mnie nie posłuchał. Zawsze robił to co chciał mając gdzieś to co ja czuję. — Jeśli coś mu się stanie to cię znienawidzę i możesz być pewien, że już nigdy nie będziemy razem. Na zawsze mnie stracisz.
— Val słoneczko przecież on cię skrzywdził. Siłą wyciągnął wtedy z domu.
— To było udawane. Chciał zranić mojego ojca za te wszystkie kłamstwa i próby morderstwa. Wszystko mi wytłumaczył i nie zrobił mi krzywdy.
— To nie ważne. On musi odpowiedzieć za to, że mi cię odebrał, jak już się dogadaliśmy to on wywiózł cię daleko stąd.
— Bo go o to prosiłam! Opowiedziałam mu, jak mnie uprowadziłeś i, że rzadko mi przynosiłeś jedzenie i picie. Możliwe, że trochę przesadziłam, więc to jedynie moja wina. Jeśli chcesz kogoś ukarać to właśnie mnie.
— Valerie nie — Vinni z trudem wypowiada te słowa. Ja jednak nie zwracam na niego uwagi. Teraz najważniejsze jest jego życie.
— Nikt tu tak naprawdę nie jest winny — odzywa się Thomas. — Całe życie ich okłamywali, więc nie ma co się dziwić, że jak prawda wyszła na jaw wyjechali daleko od nas by wszystko przemyśleć.
— Jeśli chcesz zranić zarówno mnie jak i Vincenta to ukarz mnie teraz na jego oczach. On jeszcze przez jakiś czas nie da rady nic zrobić — szatyn jeszcze mocniej ściska moją rękę. Ja jednak jestem pewna swoich słów.
— Ty naprawdę masz mnie za potwora — stwierdza Niall i kuca obok mnie. — Przecież już ci mówiłem jak bardzo żałuję tego co wtedy ci zrobiłem. I nie kłamałem twierdząc, że już nigdy tego nie zrobię.
— I dobrze, Valerie dużo przeszła i jej organizm jest przez to osłabiony. Mógłbyś przesadzić, a tego przecież nikt nie chce. A Vincent to nasz brat.
— Zrozumcie, że on i tak jest już trupem. Jeśli ja go teraz szybko nie zabije to zrobi to ktoś inny i to dużo boleśniej. Szybka śmierć to dla niego najlepsze rozwiązanie.
— Nie! — wykrzykuje. — Musi być coś innego. I jeśli je znajdziesz to przysięgam, że już na zawsze będę twoja.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top