72
— A kiedy wróci mama? — poraz kolejny zadaje mi to pytanie moja córeczka. Tyle razy już ją odnośnie tego okłamałem, więc boję się, że przestanie mi ufać.
— Valerie na teraz bardzo duże rzeczy do zrobienie, ale ciągle o ciebie pyta. A jak już wróci to nie pozwolimy jej już nigdzie pojechać. Dostaniesz też swojego braciszka — obiecuję jej. Choćby nie wiem co to dotrzymam tej obietnicy. Odzyskam moją ukochaną.
— Mama mnie już chyba nie kocha — smutnieje nie zwracając na mnie uwagi. Kurwa coraz bardziej mam ochotę zapierdolić Vincenta. To wszystko przez niego, gdybym dużo wcześniej się go pozbył to moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Pewnie spotkałabym Valerie w innych okolicznościach i nasz związek wyglądałby zupełnie inaczej.
— Oczywiście, że cię kocha i to tak samo jak ja — biorę ją na ręce i do siebie przytulam.
Kurwa żebym tylko miał jakiś punkt zaczepienia, ale Vincent okazał się dużo sprytniejszy niż na początku się spodziewałem. Dobrze, że przynajmniej Thomas gdzieś wyparował i przynajmniej nim nie muszę się przejmować. Mam nadzieję, że prędko nie wróci, bo ostatnio nawet sam jego widok zaczął mnie wyprowadzać z równowagi.
A, że to mój brat, prawdziwy, a nie jak ta przybłęda Vincenta to nie chcę mu zrobić jakieś krzywdy. Jak tylko zrozumie, że ma przestać ze mną konkurować to nasze relacje wrócą do normy.
Pov Valerie
Wiem, że wcześniej sama chciałam się spotkać z Megan, ale teraz gdy stoi ona kilkanaście metrów ode mnie to mam ochotę uciec. Ona jednak zachowuje się zupełnie odwrotnie uśmiecha się i zaczyna kroczyć w moją stronę.
— Kto to? — pyta Thomas.
— Moja mama — odpowiadam, a następnie zbieram w sobie trochę odwagi i robię kilka kroków do przodu.
— Tak się o ciebie bałam Valerie, od twojego ojca usłyszałam o wszystkim co się stało — mówi jak gdyby nigdy nic. No tak, ona nie ma pojęcia o tym, że poznałam prawdę. Skoro tak to nie zamierzam jej wyprowadzać z równowagi.
— Tata przesadza i jeśli żywisz do mnie jakiekolwiek pozytywne uczucia to przysięgnij, że nikomu nie powiesz, że mnie tu widziałaś.
— Jeśli nas wydasz to ja umrę, a Valerie także po pewnym czasie. Niall Horan ubzdurał sobie, że ją kocha, ale nie przeszkadza mu to w dręczeniu jej. Jak chcesz to wyślę ci na maile to jak ją torturował. Wszystko dokładnie widać na tych filmach — nawet nie zauważyłam kiedy pojawił się Vincent.
Na szczęście Thomas zajmuje znaczną odległość od nas.
— A ty jej nie skrzywdzisz? — zadaje to pytanie Vincent'owi.
— Nigdy tego nie zrobiłem i wiedz, że nie zrobię. To przedstawienie było zemstą za to, że chcieli mnie zabić. Valerie jednak w żaden sposób przy tym nie ucierpiała. W odróżnieniu od nich nie jestem bez serca — Vinni chwyta mnie za rękę. To wszystko są miłe słowa, ale ja go znam i wiem, że na pewno już ma jakieś plan B. On nie zostawia niczego przypadkowi.
— Jedźcie stąd szybko, znajdujecie się zbyt blisko Edwarda by teraz pozwalać sobie na postoje — spoglądam na Vincenta i szybki ruszamy w stronę samochodu gdzie już stoi Thomas. — Valerie — zatrzymuje się i spoglądam w jej stronę. — Proszę skontakuj się kiedyś ze mną.
Nic hej jednak nie odpowiadam tylko idę jeszcze szybciej, a zajmuje miejsce w samochodzie. Vinni siada za kierownicą i rusza.
— Dobrze zrozumiałem, że to jest twoja matka? — pyta Thomas. — Skąd to wiesz?
— Ja jej powiedziałem, lepiej też zamknij się, bo to jest drażliwy temat dla Valerie.
— Sorry nie miałem pojęcia. A zmieniając temat to skąd ty to wszystko wiesz? Jesteś nawet lepiej poinformowany niż Niall, a ten to ma wszędzie swoje kontakty.
— Niall to kretyn, który uważa się za nie wiadomo kogo i przez to popełnia same błędy — komunikuje, a następnie bierze do ręki swoje latte. Dodałam tam dwie saszetki cukru zupełnie tak jak lubi. — Za kilka kilometrów zatrzymany się na uboczu i zmienimy tablice rejestracyjne. Tak na wszelki wypadek.
I dobrze, ostrożności nigdy nie za wiele.
Liczę na waszą opinię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top