66
Szukam w pamięci sytuacji, w których Vincenta dałby mi do zrozumienia, że nie jestem jego prawdziwą siostrą i niestety takiej nie znajduje, ale jeśli chodzi o uczucia to non stop mi takie okazywał. Owszem może one były zbyt dziwne jak na rodzeństwo, ślę najwidoczniej ja sama nie chciałam tego widzieć. Zawsze lubiłam jak moi bracia byli dla mnie czuli, a Vinni'ego to wprost uwielbiałam. I chociaż teraz chętnie cofnęłabym czas i starała się tak bardzo go nie pokochać, lecz już tego nie zmienię.
Czy chcę czy nie muszę pogadać z Vincent'em, on może znać odpowiedzi na pytania, które mnie teraz dręczą. A co najważniejsze muszę się dowiedzieć czemu moja prawdziwa matka mnie oddała i nawet nie szukała ze mną kontaktu.
Ten dom nie jest duży, więc bez trudu znajduję sypialnie Vincenta. Lecz z tego co widzę to chyba zaplanował on ją dla naszej dwójki, bo znajdują się tu także moje rzeczy. Nie mam pojęcia jakim cudem w tak krótkim czasie starając się nie wzbudzać podejrzeń udało mu się przywieźć trzy moje walizki.
Musiał być on naprawdę czymś zmęczony skoro mimo tyłu wrażeń udało mu się tak łatwo zasnąć. Zbliżam się do niego. Mam ochotę nim potrząsnąć by szybko się obudził, lecz coś mnie powstrzymuje przed tym.
Nie umiem tak szybko go wyrzucić ze swojego serca. Siadam więc na brzegu łóżku i kładę dłoń na jego policzku, a następnie go delikatnie poklepuje. On się uśmiecha i powoli otwiera oczy.
— Jeśli to sen to ja nie chcę się budzić.
— Niestety będziesz musiał — mruga kilka razy, a następnie podciąga się do pozycji pół siedzącej. Trochę mu zazdroszczę tego spokojnego snu, ja tak łatwo po tym czego się dowiedziałam nie zasnę. — Chcę z tobą porozmawiać i oczekuje, że będziesz mi mówił prawdę.
— Nie musiałem ci mówić o tym co się stało z Robertem, ale jednak to zrobiłem. Dlatego możesz wiedzieć, że ja cię nigdy nie oszukam. Nie jestem taki jak Niall czy Thomas oni myślą jedynie o korzyściach jakie mogą otrzymać z związku z tobą...
— Przejdźmy do rzeczy — nie mam teraz ochoty na rozmawianie o tych dwóch. Obecnie są dużo ważniejsze sprawy do omówienia.
Siadam po drugiej stronie łóżka tak by być możliwie jak najdalej od Vincent. Opieram się też o zagłówek.
— Z tego co zauważyłam to ty dość dużo rzeczy wiesz. Jestem ciekawa czy odkryłeś to kto jest moją biologiczną matką i masz na nią jakieś namiary — wiem, że po tym wszystkim w ogóle nie powinnam się interesować losem tej kobiety, ale ja i tak nadal mam nadzieję, że może po prostu zostałam jej siłą odebrana, a ona nadal o mnie myśli. Zdaje sobie sprawę z tego, że to nawine, ale chciałabym mieć świadomość, że kobieta, która mnie urodziła mnie kocha.
Do tej pory żyła w przeświadczeniu, że moja matka mnie nienawidzi.
— Wiem, ale wolałbym ci tego nie mówić, lecz skoro takie jest twoje życzenie — mówi dość ponurym głosem. Ciekawe o co w tym wszystkim chodzi? — Urodziła cię Megan mając szesnaście lat.
No i wszystko jest jasne. Dlatego ilekroć odwiedzała tatę to przywoziła mi prezenty i próbowała mnie zagadywać. Nie raz odnosiłam się do niej dość nieprzyjemnie, ale to było na prośbę Vincenta.
Przecież jak teraz się zastanowię to ona się mną bardziej intereswała niż moja umowna matka.
— Z tego co się dowiedziałem to właśnie ona jest największą miłością twojego ojca. Oddała cię mu byś miała lepsze życie.
Łzy mimowolnie zaczynają spływać po moich policzkach. Jeśli chodzi o mnie to chyba wolałbym zostać wychowana w mniejszych luksusach, ale przy mamie. Choć z drugiej strony nie miałabym wtedy przy sobie moich braci i ojca, a oni też otaczali mnie miłością.
— Moja matka długo ukrywała ciąże, bo ojciec całkowicie oszalał na punkcie Megan. A jak to okrył to już wiedział, że z nią będzie miał dziecko. By uniknąć skandalu kazał wszystkim mówić, że urodzą się bliźniaki. I ku zaskoczeniu wszystkich przyszliśmy na świat tego samego dnia, ja nad razem, a ty kilka minut po jedenastej w nocy. Zupełnie tak jakby los na zawsze nas ze sobą połączył. Nie musiałem cię pokochać, ale jednak tak się stało Valerie.
Chwyta moją dłoń, a następnie spogląda mi prosto w oczy.
— Jeśli nie kochasz mnie ten sam sposób co ja ciebie to nic nie szkodzi, jestem cierpliwy, zdobędę twoją miłością, ale proszę daj mi szansę. Chcę móc cię uszczęśliwiać kochanie, bo dobrze wiesz, że potrafię to robić.
Co myślicie o Vincentcie, jest szczery czy może oszukuje? Liczę na waszą opinię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top