43


Budzi mnie potrząsanie ramieniem. Otwieram oczy i pierwsze co dostrzegam to leżącego Vincenta. Po chwili atakuje mnie ostry ból kręgosłup, że ledwo się podnoszę.

— Valerie, jest już czwarta nad ranem, może zawiozę cię do domu — cholera zasnęłam na ponad dwie godziny.

— Nie, ale jak ty chcesz to wracaj do siebie, nie musisz tu być — głaszczę wierzch dłoni Vincenta. Tak bardzo bym chciała żeby się obudził. Wtedy już będę miała pewność, że przeżyje.

— Przecież samej cię tu nie zostawię. A wiedz, że Vincent bardzo cię kocha i na pewno nie byłby zadowolony z tego, że śpisz na tym niewygodnym krześle i narażasz się na ból pleców. Jak się obudzi to pierwsze co zrobi to na krzyczy na ciebie za to, że naraziłaś swoje zdrowie.

— Myślisz się — odpowiadam pewnym głosem. — Vincent nigdy nienawidził być sam. Jak byliśmy mali to specjalnie puszczał mi horrory bym się bała i ciągle do niego uciekała. Szkoda, że tata ma jak zwykle mało dla niego czasu. Jeśli jednak chcesz mi pomóc to możesz jechać po jakieś ubrania dla mnie. Sam coś wybierz z szafy, bo Kate pewnie do tej pory jest roztrzęsiona.

— Okej, ale jak chcesz się przespać to przenieś się tam — wskazuję na czarną kanapę. — Jedzenie masz na stoliku i jak wrócę to ma zniknąć chociaż jedna kanapka. No chyba, że chcesz się rozchorować i dodać Vincent'owi zmartwień — lekko się uśmiecham na jego słowa. Thomas jeszcze całuję mnie w czoło, a następnie wychodzi.

Przechodzę na tę kanapę, a następnie chwytam rogalik. Jest dobry z nadzieniem truskawkowym. No tak, przecież Thomas wypytywał o moje upodobania kulinarne.

Zjadam dwa te rogaliki, a następnie wyciągam z kieszeni telefon. Wcześniej go wyciszyłam żeby nikt mi nie przeszkadzał. Nie ma tam ani jednej wiadomości od mojego ojca za to są dwie od Nialla.

Od Niall:
Mam nadzieję, że z twoim bratem już wszystko dobrze. Możesz mi nie wierzyć, ale bardzo mi zależy byś była szczęśliwa.

Od Niall:
Kochanie jak tylko będziesz miała możliwość to daj mi jakoś odpowiedź. Nie mogę spać wiedząc, że cierpisz. Pamiętaj, że jesteś dla mnie najważniejsza. Kocham cię Valerie.

Ignoruje te smsy, bo nie mam teraz siły na żadną konwersacje z nim. Oczy znowu mi się przymykają, ale przytomnieje jak słyszę dźwięk otwierających się drzwi. Zamiast doktora lub pielęgniarki widzę jednak Nialla.

Czemu on się tak uparł by mnie dręczyć.

Gwałtownie wstaje, bo nie powinno go tu być. Vincent musi mieć spokój.

— Wyjdź stąd, jeśli chcesz coś mu zrobić to najpierw musisz zabić mnie.

— Owszem wiele razy marzyłem, o takiej sytuacji. Chociaż chciałem by patrzył mi w oczy jak będę go wykańczał. Teraz jednak zależy mi na tym by wydobrzał, a na twojej śliczej buzi pojawił się uśmiech.

— Skąd wiedziałeś, że będę tu sama?

— Kazałem obserwować szpital, a tym bardziej samochód mojego brata. Muszę wreszcie porozmawiać z tobą na osobności, bez kręcącego się obok Thomasa. Przyczepił się do ciebie i nie chce odpuścić.

— On zaraz powinien tu wrócić — informuje go, bo mam nadzieję, że dzięki temu za chwilę sobie pójdzie.

— Myślisz się, on tu nie wejdzie dopóki ja na to nie pozwolę. Przed szpitalem stoją ludzie, którzy mają za zadanie go tu nie wpuścić — czy on zawsze musi mnie nad wszystkimi kontroli?

— Nie mogę pojąć czemu ciągle do mnie przychodzisz. Wiele razy już ci mówiłam, że między nami wszystko jest skończone. Ja po prostu nie chcę być w związku z osobą, która mnie traktuje tak jak ty. Uwielbiasz dręczyć bliskie ci osoby, a ja nie chcę by ktoś ciągle mnie ranił.

— Valerie, dla ciebie mogę się zmienić — zapewnia mnie, ale ja nie wierzę jego słowom. Zbyt wiele razy mnie oszukał.

— Ludzie się nie zmieniają, a już na pewno nie na lepsze. Dla swojej wygody nakłamałeś swojej córce, która teraz jest nieszczęśliwa. Robiłeś wszystko by dręczyć Vincenta — podchodzę do brata i siadam na moim wcześniejszym miejscu.

Znowu łączę nasze dłonie, ale tym razem on lekko ściska moją.

— Biegnij po lekarza.

— Po co? Przecież nic z nim się nie dzieje... — przerywam mu.

— Dopiero ścisnął moją rękę, leć do lekarza! — podnoszę głos. I wreszcie do niego coś dociera, bo szybko opuszcza pomieszczenie.

Nachylam się i składam pocałunek na policzku Vincenta.

— Cieszę się, że mnie wysłuchałeś — szepcze nie mogąc pozbyć się uśmiechu z ust.

Doktor, który przyszedł do mojego brata każe mi, a także Niall'owi opuścić pomieszczenie. Nie kłócę się tylko bez słowa sprzeciwu to robię.

— Teraz już będzie tylko lepiej — zapewnia mnie Niall przytulając mnie od tyłu. Jestem tak szczęśliwa, że nawet mu nie przeszkadzam.

No to już chyba Vincent przeżyje, przynajmniej jedno zmartwienie opuściło Valerie. Liczę na waszą opinię.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top