42


— Za co? — pyta Niall. Oczywiście zamierza udawać głupiego, ja jednak nie mam zamiaru nabrać się na te jego gierki.

— Mało ci było śmierci Roberta, postanowiłeś mi jeszcze odebrać Vincenta? — jestem na niego wściekła i nie mam zamiaru tłumić swoich emocji. Niall jednak chwyta mnie za rękę i gdzieś ciągnie. Wpycha mnie do jakieś łazienki, a następnie przekręca zamek.

— Zwariowałaś? Nic nie zrobiłem Robertowi ani tym bardziej Vincent'owi. Owszem ze wszystkich sił go nienawidzę, ale wiem jak dużo on dla ciebie znaczy, więc nie tknąłbym go i to jeszcze teraz gdy zależy mi na tym by cię odzyskać. Valerie ja się w tobie zakochałem i nie zrobiłbym nic co miałoby ci sprawić przykrość.

— To masz bardzo słabą pamięć — wypominam mu. Gdyby nie bawił się uczuciami innych to najpewniej dalej bym z nim mieszkała. Ja się nie skarżyłam. To on nagrywał moje cierpienie, a następnie pastwił się nad moim bratem. Nie mógł skrzywdzić Vincenta fizycznie to robił to psychicznie.

— Wiem, że popełniłem błąd, ale ogromnie tego żałuję — chce mnie dotknąć, ale robię dwa kroki do tyłu. Nie mogę się odsunąć już dalej, bo za mną jest ściana. Nie mam możliwości przed nim ucieczki, ale nie zamierzam mu okazywać strachu. Nie dam mu tej satysfakcji.

— Nie cofniesz czasu, jeśli naprawdę jest tak jak twierdzisz to dasz mi spokój i przestaniesz mi niszczyć życie. Zanim ciebie poznałam to nie miałam tylu problemów — mój głos zaczyna się łamać. Tego wszystkiego jest już za wiele.

Dobrze, że za mną jest ściana, bo najpewniej bym upadła.

— Możesz mi nie wierzyć Valerie, ale cierpię patrząc w jakim jesteś stanie.

Nagle robi coś czego kompletnie bym się po nim nie spodziewała, a mianowicie ten ważny Niall Horan przede mną klęka. Jeszcze tak niedawno to ja musiałam go o wszystko prosić, a teraz to on jest na kolanach.

— Nigdy wcześniej nie sądziłem, że do czegoś takiego się posunę, ale błagam cię Valerie o to byś dała mi jeszcze jedną szansę. Moje propozycja by zostać twoim zakładnikiem nadal jest aktualna, oczywiście w tej sytuacji cały ten układ nie dotyczy Vincenta. Ja nie potrzebuje żadnej gwarancji, z chęcią powierzę swój los w twoje ręce. Nie ważne co byś ze mną robiła, i tak byłbym szczęśliwy, że mogę być z tobą. Proszę odwołaj ten ślub, nie będziesz szczęśliwa z Thomasem.

Cholera, czemu on mi robi mętlik w głowie. Przez niego znowu zaatakowały mnie wątpliwości.

— Przesuń się — żądam. — Muszę sprawdzić czy są jakieś informacje odnośnie Vincenta — robi to, odblokowuję zamek, a następnie puszczą mnie przodem. A ja idę prosto przed blok operacyjny.

Dochodzę tam i zauważam, że nie ma mojego ojca i jest tylko Thomas.

— Gdzie mój tata? — pytam i siadam na krześle.

— Stwierdził, że nic tu po nim i pojechał do domu — mówi wpatrujac się w Nialla. Po chwili jednak przestaje i podaje mi kubek z kawą. Biorę łyka i zauważam, że tym razem wybrał jakąś z mlekiem. — Nie powinno cię tu być — zajmuje miejsce obok mnie.

— Ciebie tak samo. Przyczepiłeś się do Valerie i ciągle za nią chodzisz. Daj jej spokój.

— Z tego co mi wiadomo to ja mam większe prawo z nią przebywać, a tobie nie wolno się do niej zbliżać.

— Możecie przestać? Vincent tam walczy o życie, a wy się kłócicie o jakieś głupstwa. Jeśli macie zamiar dalej to robić to najlepiej obaj się stąd wynoście — obejmuje się ramionami. Wszystko czego teraz potrzebuje to dobra wiadomość o stanie mojego brata.

— Masz rację — odpowiada Thomas.

— Jeśli czegoś potrzebujesz to tylko mów — komunikuje Niall.

Spoglądam na niego.

— Proszę cię wróć do siebie. Zajmij się Sophie, bo ona teraz bardzo cię potrzebuje.

— Zgoda, ale przemyśl jeszcze to co ci powiedziałem — mówi, a następnie wychodzi. Pozbyłam się przynajmniej jednego kłopotu.

Dopiero po ponad trzech godzinach ktoś do mnie przychodzi i informuje, że operacja została zakończona, ale najbliższe kilka godzin będzie decydujące. Nadal nie ma pewności czy mój braciszek przeżyje.

Udaje mi się jednak uprościć lekarza by pozwolił mi do niego wejść. A tak naprawdę to dość szybko się zgodził. Jak się płaci doktorom to oni są zadziwiająco mili.

Wchodzę do sali i widzę Vincenta, który nawet sam nie oddycha, jest okryty zieloną tkaniną.

Chwytam jedną z jego rąk i łączę nasze palce.

— Cieszę się, że dla mnie walczysz. Mam nadzieję, że wiesz iż nie wolno ci mnie zostawić. Ja sobie nie poradzę bez ciebie — teraz to już nie mam siły na powstrzymywanie łez.

Po prostu wybucham głośnym płaczem.

Liczę na waszą opinię.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top