35
Przytulam do siebie poduszkę próbując zasnąć, lecz nijak mi się to nie udaje. Potrzebuję chociaż na chwilę wyłączyć myślenie i przestać się zadręczać tym co będzie. Vincent na pewno już obejrzał ten filmik i jak go znam to pewnie zareagował furią. Boję się nawet pomyśleć co mógł zrobić przez to Thomas'owi, choć jest też niewielka nadzieja, że się opanowała bojąc się, że poniosę jeszcze inne konsekwencje.
Oby tak było.
Nagle słyszę pukanie do drzwi, to nie mogę być Niall, więc podnoszę głowę i mówię cicho "proszę". Wchodzi przez nie Cindy.
— Hej — mówi niepewnie zupełnie tak jakby się bała mojej reakcji. Oczywiście, że bym mogła na nią na skoczyć, bo za to co się stało odpowiada także Fernanado, a ona jest dla niego ważna, więc mogłabym się na niej wyładować.
— Część, wchodź — podnoszę się do pozycji siedzącej. Nie będę sobie psuć kontaktów z jedyną osobą, z którą tu się dogaduje.
Zamyka drzwi i do mnie podchodzi, a następnie siada na brzegu łóżka. Rozgląda się też dokładnie po pomieszczeniu. Najwidoczniej jakoś często to tutaj nie przebywa.
— Słyszałam, że Niall miał ci dać karę za krzywdę swojego brata. Bądź pewna, że tego nie popieram, tym bardziej sposobu w jaki to zrobił. Może porozmawiam z Fernanado żeby kazał mu być mniej okrutny i... — wchodzę w jej słowa.
— Nie trzeba — gdyby nie ojciec Niall to nic takiego by się nie wydarzyło. Oczywiście nie umniejsza to w niczym winy szatyna, który najpierw to wszystko sprowokował, a następnie mnie skrzywdził.
Drzwi znowu się otwierają, ale tym razem wchodzi przez nie sprawca moich wszelkich nieszczęść. Ma że sobą tacę z jedzeniem.
— Co ty tu robisz? Wynoś się stąd natychmiast! — Cindy nie wypowiadając ani jednego słowa szybko opuszcza pomieszczenie. — Nie rozmawiaj więcej z tą głupią dziwką. Ona jest nikim, nie dorasta ci nawet do pięt.
Też mi coś, nie pozwolę by mi mówił z kim mam się zadawać, a z kim nie. Nie będzie mną rządził.
— Przyniosłem ci twoją ulubioną kawę, i coś na przekąskę — z wyglądu rozpoznaje, że chodzi tu o mokke i zauważam też na tacy truskawki i czarne winogrona. Moje ulubione owoce, które mogę jeść bez umiaru.
Ciekawe kiedy zdążył przepytać Thomasa.
— Nic od ciebie nie potrzebuję — komunikuje, a następnie odwracam się do niego plecami. Nie zamierzam zawierać z nim żadnego kontaktu. Nawet wzrokowego.
— Nie jadłaś z dziesięć godzin, jestem pewnie, że już ci burczało w brzuchu, a głodząc się nic nie osiągniesz, no chyba, że chcesz bym cię na siłę karmił, a uwierz mi, że może do tego dojść — przewraca mnie tak, że leżę na plecach. Ma rację, jestem już głodna, ale wolałam nie opuszczać tego pokoju.
Bierze do ręki dużą dorodną truskwkę i przystawia mi do ust. Biorę małego gryza. Jest naprawdę dobra. Sama, więc biorę jedną z talerza.
— Smakuje?
— Średnio, bo mnie boli gardło — jest to kłamstwo, ale chcę żeby się martwił. Biorę też łyka tej kawy, tu też nie mam się czego doczepić, jest wyśmienita.
— Przepraszam — zaczyna patrząc mi prosto w oczy. — Byłem na ciebie zły po tym co mi powiedziałaś i przesadziłem. Nie jest dla mnie tylko zakładnikiem lub laską, z którą mam wspaniały seks — chce dotknąć mojego policzka, ale odsuwam głowę.
Nie daruje mu tego co mi zrobił tylko dlatego, że powiedział kilka nic nie znaczących słów.
— Chcę odzyskać mój telefon i laptopa — oznajmiam pewnym głosem. Ja go nie proszę, ja mu rozkazuje.
— Nie — odpowiada i wkład sobie do ust winogrono. Mam ochotę chlusnąć mu tą gorącą kawą w twarz. Ledwo się przed tym powstrzymuje. — Im mniej masz kontaktu ze swoją rodziną tym dla nas lepiej. Odetnij się od Vincenta przez którego cierpisz. Teraz jestem ja i Sophie.
Jego słowa mnie przerażają, czy on naprawdę sądzi, że my jesteśmy w jakimś związku? Przecież ja sypiałam z nim tylko dlatego, że nie miałam innego wyboru. Nadal go nienawidzę i coraz bardziej jestem pewna, że zamordował mi brata.
— Zrozum ty wreszcie, że gdyby nie moja rodzina to w ogóle by mnie tu nie było. Pozwalam na takie traktowanie tylko po to by ten cholerny rozejm nadal się utrzymał, lecz nie sądzę już, że to długo potrwa.
— Jesteś rozdrażniona Valerie i nie wiesz co mówisz. Sophie chciała do ciebie przyjść, ale jej nie pozwoliłem, jutro ją odwiedzimy — jak zwykle gdy dochodzimy do niewygodnego dla niego tematu tu go zmienia. To dla niego typowe.
Do moich uszu zaczynają docierać głośne krzyki. Niall także spogląda w stronę drzwi, a ja uświadamiam sobie, że znam ten głos.
Wstaje z łóżka i biegnę na dół, Niall coś tam za mną mówi, ale nie zwracam na to uwagi, jak dobiegam do salonu to zauważam mojego wściekłego ojca, a także i brata.
Oczy ich obu zostają skierowane na mnie, a ja podbiegam do taty i wpadam w jego ramiona.
— Tak bardzo się o ciebie bałem — czyli widział ten filmik.
No to się Niall doigrał, gdy nie wysłał żadnych filmów to by nie miał problemu, i jak myślicie, jak to się skończy?
Liczę na waszą opinię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top