23


- Wątpię czy oni pozwolą ci tak często tam jeździć - mówi do mnie Robert jak szykuje się do jazdy do domu Horan'ów. - Do Thomasa to nikt jeszcze nie zadzwonił.

- A skąd wiesz? Siedzisz z nim non stop? - przewraca oczami, bo udało mi się go złapać na ubarwianiu historii. - Wiesz też jak bardzo jestem związana z Vincent'em i chce jak najczęściej sprawdzać czy wszystko z nim okej. Poza tym sam Niall namawiał mnie bym nawet codziennie ich odwiedzała - nie mogę mu powiedzieć całej prawdy, bo na pewno by mnie tam nie puścił.

- Nie chcę nawet wiedzieć jak zdobyłaś jego sympatię - czyli myśli, że się z nim przespałam. Nie zaprzeczam, bo pewnie niedługo to nastąpi.

- To ja już jadę, będę wieczorem - chwytam za torebkę. - Jakby co to dzwoń - opuszczam dom, a następnie wsiadam do mojego sportowego autka. Długo na prosiłam się swojego ojca by mi je kupił, on wolał bym miała wolniejszy i bezpieczniejszy samochód, lecz po negocjacjach udało mi się załatwić, że ja i Vincent dostaliśmy na swoje dziewiętnaste urodziny po jednym z lamborghini. Ja czerwone, on czarne.

Czasem będę musiała uruchomić samochód mojego brata, bo nie może on wiecznie stać w garażu.

Droga jest krótka i nie zajmuje mi długo czasu, nie mam też najmniejszego problemu z dostaniem się na posesję Nialla.

- Dobrze, że dotrzymujesz słowa skarbie - mówi Niall, który już na mnie czeka siedząc w salonie. Cholera, a miałam nadzieję, że najpierw spędzę trochę czasu z bratem.

- A Vincent już jadł śniadanie?

- Chyba nie, nie zauważyłem by opuszczał swój pokój. Chodź do mnie - wyciąga rękę w moją stronę.

- To może ja mu coś zaniosę i trochę z nim posiedzę - proponuję.

- Nie - odpowiada twardo. - Przyjechałaś tu dla mnie, a nie dla tego swojego brata. Masz spędzić czas ze mną, a później pójdziemy do Sophie.

Skoro on chce mi wszystko utrudniać to ja także nie zamierzam być mu dłużna.

- A po co? Żebyś znowu jej nagadał takich głupot, że będzie miała rodzeństwo. Przecież wiesz, że to się nigdy nie stanie, a robisz jej nadzieję, że będziemy szczęśliwą rodziną.

- Coś cię dzisiaj ugryzło czy okres ci się zbliża? Ja jestem dla ciebie miły, a ty niewidomo czemu robisz się wredna. Zmień zachowanie Valerie - mówi ostro. - A teraz sobie gdzieś pojedziemy, bo za karę dziś w ogóle nie zobaczysz się ze swoim bratem.

Jak już się do niego choć trochę przekonuje to on robi coś takiego, że znowu zaczynam go nienawidzić.

- Jak sobie chcesz - odpowiadam przez zaciśnięte zęby.

Wstaje i idzie pierwszy, a ja podążam za nim. Wsiadamy do jego czarnego samochodu. Nie przyglądam się mu zbytnio, więc nie wiem jakiej jest marki i szczerze to w ogóle mnie nie interesuje.

- Masz minę jakbyś jechała na ścięcie - mówi odpalając silnik.

- Dekapitacja w ogóle nie boli w odróżnieniu od czasu spędzonego z tobą - śmieje się na moje słowa. Nie mam pojęcia co jest w tym zabawnego.

- Mogę cię zapewnić, że spodoba ci się tam gdzie cię zabieram.

Bardzo nie podoba mi się to co powiedział.

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top