Rozdział 9
Tris
W końcu nadchodzi dzień Ceremonii Wyboru. Wstaję wcześnie rano, bo zaczęłam się stresować i nie mogę już zasnąć. Biorę czarne rurki, top i skórzaną kurtkę, a następnie idę pod prysznic.
Gdy wychodzę z łazienki, Tobias nadal śpi, jak gdyby nigdy nic. No tak, on nie ma się czym denerwować, bo to nie jego pierwszy raz.
Mam jeszcze trochę czasu, więc postanawiam napić się jeszcze kawy, bo nie mam ochoty na śniadanie. Kiedy siedzę przy stole, czytając gazetę, przychodzi zaspany Tobias, chwyta mój kubek i opróżnia go w szybkim tempie.
- Tobias! - Wołam i wyrywam mu naczynie.
- Myślałem, że to dla mnie - uśmiecha się łobuzersko. Siada na przeciwko i przeciera oczy.
- A rączki pan ma? - Unoszę brew, rozbawiona. - To proszę bardzo, tam jest czajnik.
- Nie chce mi się - ziewa, przeciągając się. - Chyba się jeszcze położę.
- Farciarz, ja muszę zaraz wyjść - patrzę na zegarek. - Nie wiem, po co musi jechać ten idiota Harry - dodaję, marszcząc czoło.
- Dlaczego idiota? - Ręka Tobiasa ponownie zmierza do mojego kubka, ale w porę w nią uderzam.
- Przypomina mi Erica, jest bezwzględny i zimny - odpowiadam.
- Ale Eric chyba nie zawsze taki był, co nie? - Zaczyna Tobias, a mi serce zaczyna bić szybciej. - Przecież chwilę byłaś jego dziewczyną, co prawda omamił cię, ale traktował jak ukochaną osobę, więc nie możesz narzekać.
Nie wierzę, że wypowiedział te słowa. Próbuję się uspokoić, policzyć do dziesięciu, ale krew się we mnie gotuje. Wstaję gwałtownie.
- Pieprz się, Tobias - rzucam ostro i szybko ubieram ciężkie buty Nieustraszonych. Zbliża się jesień, przez co na dworze jest nieco chłodniej.
- Tris, nie, poczekaj, przepraszam, że to powiedziałem! - Próbuje mnie chwycić za rękę, ale się wyrywam.
- Nie dotykaj mnie - warczę i trzaskam drzwiami.
Biegnę do wyjścia, a potem kieruję się na tory. Jest tam już kilkunastu Nieustraszonych, których nie znam i Tyler z Harrym.
- Cześć Tris - wita mnie Tyler, a Harry coś burczy pod nosem.
- Hej. Jedziemy? - Pytam i rozglądam się.
Brunet spogląda na zegarek.
- Jeszcze minuta.
Gdy w końcu zbliża się nasz pociąg, zaczynamy biec, a niektórzy wznoszą wesołe okrzyki. Wpadamy do pierwszego wagonu, siadam pod ścianą z Tylerem i zaczynamy rozmawiać. Harry przygląda nam się spod zmrużonych powiek, ale staram się nie zwracać na niego uwagi.
Kiedy dojeżdżamy do centrum, prędkość pociągu zmniejsza się, a my zaczynamy z niego wyskakiwać po kolei. W oddali widoczna jest olbrzymia czarna wieża, do której zmierza już tłum ludzi ubranych w kolory wszystkich frakcji.
Nie korzystamy z wind, tylko jak na prawdziwych Nieustraszonych przystało, wbiegamy po schodach na górę, krzycząc i tupiąc, ogólnie robiąc dużo hałasu.
Gdy w końcu docieramy do celu, na czole mam krople potu. Nie zmęczyłam się tak jak kiedyś, jako Altruistka, bo mam teraz o wiele lepszą kondycję, ale jestem nieco zdyszana.
W sali panuje półmrok, krzesła są ustawione w kręgu, a na środku znajdują się misy wypełnione szkłem, wodą, kamieniami, węglem i ziemią. Wszystko zostało odbudowane tak jak było wcześniej, przed niszczącymi rządami Evelyn.
Sala powoli zapełnia się, każdy członek frakcji zajmuje swoje miejsce. Zauważam dużo bezfrakcyjnych, których kojarzę po wyglądzie, ale nie pamiętam ich imion. Dostali drugą szansę i mogą ponownie wybrać frakcję. Chcielibyśmy całkowicie wyeliminować problem bezfrakcyjnych, ale niektórzy, tak jak na przykład Gilbert i Leon wcale nie chcą wpasować się w system i musimy to uszanować.
W końcu wszyscy są już na swoich miejscach, a na sali zalega cisza. Zauważam Evelyn, która stoi w grupce bezfrakcyjnych. Na przód wysuwa się Harry, który jest naszym przedstawicielem w radzie. Staje przy mównicy, omiata salę ostrym wzrokiem i zaczyna swój wywód.
- Witajcie na Ceremonii Wyboru. Po małej przerwie możemy znów wrócić do najlepszego systemu frakcyjnego - robi krótką pauzę. - Zaraz wybierzecie swoją frakcję. Do tej pory podążaliście drogą wskazaną przez rodziców, przestrzegaliście ich reguł. Dzisiaj rozpoczniecie nowe życie, to wy będziecie decydować o sobie. Choć miasto było eksperymentem, my dalej chcemy żyć w systemie frakcji, ponieważ wierzymy, że tylko tak utrzymamy ład i porządek w mieście - pociera czoło dłonią z poobijanymi kłykciami. - Zastanówcie się, co chcielibyście w sobie wytępić: nieuczciwość, niewiedzę, agresję, egoizm, czy tchórzostwo - Harry uśmiecha się złośliwie. - A teraz przejdźmy do rzeczy. Kiedy usłyszycie swoje nazwisko, podejdźcie, weźcie nóż i wybierzcie. Dotychczasowi bezfrakcyjni podejdą na końcu.
Wyłączam się z tego, co dzieje się wokół i zagłębiam się w ponurych myślach. Pamiętam swoje dylematy, które przeżyłam w tej sali jako Niezgodna, pasująca do trzech frakcji. Co by było gdybym została z rodziną w Altruizmie? Pewnie nie przeżyłabym symulacji ataku. Albo matka wyprowadziłoby nas z Chicago do Agencji, a Nieustraszeni pozostaliby na zawsze w symulacji, wybijając wszystkich Altruistów, Jeanine przejęłaby całkowitą władzę nad miastem, a Agencja i tak pewnie nic by z tym nie zrobiła. I nie poznałabym Tobiasa. W tym momencie jestem na niego tak wściekła, że natychmiast wyrzucam go ze swoich myśli i zaczynam obserwować to, co się wokół mnie dzieje. Mamy już dziesięciu Nieustraszonych i sześć transferów, a jesteśmy dopiero przy literce M. Niektórzy Nieustraszeni przeszli do Prawości.
W końcu przychodzi czas na bezfrakcyjnych. Dwóch z nich wybiera naszą frakcję. Marszczę czoło, kiedy zostaje wyczytane nazwisko matki Tobiasa. Wspominał, że zamierza wrócić do Altruistów.
Evelyn waha się przez chwilę, nacina wnętrze dłoni i kieruje ją nad misę. Jej krew spływa do wody, a ja wytrzeszczam oczy.
Evelyn wybrała Erudycję.
CDN.
Pozdrawiam 😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top