Rozdział 50
Tris
W uszach raz po raz rozbrzmiewają mi słowa Caleba, ale nie potrafię przyjąć ich do wiadomości... Dziecko... Jestem za młoda, mam siedemnaście lat... Jak zareaguje Tobias? Wiem, że boi się, że będzie taki sam jak Marcus. Na pewno nie chce jeszcze dziecka. Ja też nie jestem gotowa, dopiero się pobraliśmy, jesteśmy zbyt młodzi, jak my sobie z tym poradzimy?
Shauna i Zeke dają radę, choć nieraz jest im trudno. Jednak oni mogą liczyć na pomoc matki Shauny, która często opiekuje się swoją wnuczką. A kto nam pomoże? Kochająca babcia Evelyn?
- Tris? - Caleb patrzy na mnie ze zmarszczonym czołem.
- Jesteś pewny? - Pytam przez ściśnięte gardło.
- Tak. Zrobimy jeszcze badanie USG. Mamy tutaj super sprzęt najnowszej generacji, możemy dokładnie zbadać płód - mówi podekscytowany, jak typowy Erudyta. Podaje mi rękę i wstaję. Prowadzi mnie na stół, na którym kładę się i podwijam bluzkę, a Caleb uruchamia urządzenie. Przed sobą widzę ekran, ale na razie jeszcze nic się na nim nie pojawia. Caleb smaruje mój brzuch żelem i przyciska do niego przetwornik. Przez chwilę mruczy coś sam do siebie, a na ekranie pojawia się czarno-biały obraz.
- I mamy go - odzywa się w końcu. - Ale jest już duży! Tris, to jest koniec pierwszego trymestru.
- Czyli który tydzień?
- Dwunasty. Naprawdę niczego nie zauważyłaś? Musiałaś mieć jakieś objawy - stwierdza Caleb.
Gdy głębiej się nad tym zastanawiam, wiem, że przeoczyłam kilka faktów. Te moje wahania nastrojów... Uciążliwe dolegliwości. Nawet piersi mi urosły, ale myślałam, że to przez to, że jeszcze dojrzewam. W końcu mam dopiero siedemnaście lat.
- Miałam kilka objawów, ale przez myśl mi nie przeszło, że mogę być w ciąży - odpowiadam. Trochę krępuję się rozmawiać o tym z moim bratem. - Nawet miałam miesiączkę. Trochę słabszą, ale była.
- W pierwszym trymestrze pojawia się plamienie przypominające miesiączkę - tłumaczy Caleb. - Chcesz poznać płeć? - Proponuje, przygryzając wargę. Pewnie już wie i korci go, żeby mi powiedzieć.
- Możesz mi to już powiedzieć? Nie jest za szybko? - Pytam zdziwiona.
- Płód jest dobrze ustawiony, poza tym jak mówiłem, mamy dobry sprzęt - szczerzy zęby.
- No powiedz, bo widzę, że zaraz nie wytrzymasz - patrzę na niego wyczekująco.
- To chłopiec - mówi szybko Caleb. Podaje mi chusteczkę, abym wytarła brzuch.
Chłopiec. Od razu wyobrażam sobie małą kopię Tobiasa biegającą po Nieustraszoności i oczy wypełniają mi się łzami. Będę miała dziecko. Zostanę mamą małego słodkiego szkraba.
Caleb wciska mi w ręce zdjęcie USG i zaczyna tłumaczyć, gdzie co jest. Nie mogę już się powstrzymać i zaczynam płakać. To jest takie piękne, żałuję tylko, że nie mogę tej chwili dzielić z Tobiasem. Mam nadzieję, że nie będzie na mnie zły, gdy powiem mu o dziecku.
Czuję się inaczej, niż podczas pierwszej ciąży, którą poroniłam. Może dlatego, że jest to dziecko Tobiasa. Pokochałam je natychmiast, gdy Caleb powiedział mi, że będzie to chłopiec i pokazał zdjęcie. Jestem szczęśliwa.
Caleb przyciska rękę do mojego podbrzusza, bada coś palcami.
- Macica zaczęła się powiększać. Jak mogłaś tego nie czuć - kręci głową.
- Miałam różne sprawy na głowie. Organizowałam ślub - wzruszam ramionami.
Nagle przypominam sobie, po co przyszliśmy tutaj z Tylerem. Muszę powiedzieć Calebowi prawdę, może jemu uda się dokładnie zbadać serum Evelyn.
- Caleb, chodź ze mną do Tylera, muszę ci coś powiedzieć - odzywam się.
Caleb marszczy brwi, ale posłusznie za mną idzie. Chowam pierwsze zdjęcie maluszka do kieszeni kurtki.
Kiedy idziemy na tyły siedziby Erudycji, zaczynam opowiadać Calebowi wszystko od początku. Najpierw patrzy na mnie sceptycznie i nic nie mówi, ale po chwili widzę, że zaczyna łapać.
- Ale że Evelyn i Harry? - Unosi brwi.
- Mówię ci to, bo chcę, żebyś miał się na baczności. Mogą na ciebie czyhać - odpowiadam.
Gdy wychodzimy, Tyler patrzy na mnie wymownie.
- Dłużej się nie dało? - Pyta niezadowolony.
- Podczas badań okazało się... że jestem w ciąży - wyznaję i się uśmiecham.
- Chrzanisz - wyrywa się Tylerowi, który wytrzeszcza oczy.
- To prawda - mówię uradowana.
- No to gratulacje! - Woła i ściska mnie mocno.
- Dziękuję - odpowiadam i milknę na chwilę. - Powiedziałam Calebowi o wszystkim.
- Tak? I co myślisz? - Pyta Tyler, patrząc na mojego brata.
- Myślę, że możecie mieć rację - przyznaje Caleb. - Będę mieć ją na oku i postaram się dowiedzieć, co kombinuje.
Nagle słyszymy tupot, jakby biegło do nas kilka osób. Nie zdążyłam się obrócić i ktoś wkłada mi na głowę czarny worek. Po odgłosach słyszę, że Tylerowi i Calebowi przytrafia się to samo.
- Co jest, do cholery? - Warczę, wściekła, próbując odepchnąć napastnika.
- Niespodzianka - słyszę głos Evelyn.
Ktoś podsuwa mi bluzkę i wbija w biodro igłę. Moje ciało robi się bezwładne i tracę świadomość.
KONIEC
Jak zwykle, bardzo wam dziękuję, że jesteście tutaj ze mną i że czytacie moje opowiadania 💞
Kończę pisać tą opowieść z ponad 8 tysiącami wyświetleń 👀
Jest to dla mnie ogromna ilość, nawet nie wiecie jaką radość sprawia mi pisanie, oraz to, gdy widzę wasz pozytywny odzew 💞
Uwielbiam także dostawać od was pogróżki 😂💞
Żegnam się z ROZDARTĄ i jeszcze raz wam wszystkim DZIĘKUJĘ 💞💞💞
Pozdrawiam, Robaczki 😘😘😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top