Rozdział 11

Tris

Nie potrafię się opanować, więc skradam się do nich po cichu, po czym krzyczę im do ucha:
- Kiedy instruktor tłumaczy, nowicjusze słuchają - rzucam im ostre spojrzenie. - 100 przysiadów, teraz.
- Ale my dopiero co... - zaczyna Alice.
- 200 przysiadów - odpowiadam obojętnie. - Masz coś jeszcze do powiedzenia? Stawka wciąż rośnie.
Chcąc nie chcąc, Alice i Jessica zaczynają robić przysiady. Żeby uniknąć oszustwa, każę pozostałym nowicjuszom liczyć do dwustu. Tobias obrzuca mnie rozbawionym spojrzeniem, ale pozostaję obojętna, bo wciąż jestem na niego zła.
- Masz im rozdać punkty - podaję mu osiem kart i tablet. - A na tym masz szczegółowy plan nowicjatu.
- Tris... - zaczyna, ale ja już jestem kilka metrów od niego.
Kiedy Serdeczne kończą robić przysiady, dosłownie uginają się pod nimi nogi. Uśmiecham się zadowolona i wychodzę z sypialni nowicjuszy.

Na kolacji dosiadam się do przyjaciół. Przekazuję Uriahowi karty.
- Słyszałem, że terroryzujesz transfery - zwraca się Zeke, śmiejąc się.
- Po prostu uważam, że potrzebna jest dyscyplina, bo inaczej będą się buntować - wzruszam ramionami.
- I tak trzymaj, twardzielko - Uriah poklepuje mnie po ramieniu.
Pośród innych nowicjuszy, widzę Alice i Jessice, które obrzucają mnie wściekłym spojrzeniem. Szczerze mówiąc, mam je gdzieś.
Kiedy wszyscy kończą jeść, Amar wygłasza mowę powitalną, mówi o założeniach naszej frakcji, jak ważną w życiu rolę pełni odwaga i tym podobne.
Na początku w to wierzyłam, później miałam chwile zwątpienia, ale teraz próbuję znów zaufać swojej frakcji.

Po kolacji wracam do mieszkania i w ekspresowym tempie biorę prysznic. Tobias musiał jeszcze zostać z transferami, więc naprawdę się spieszę, żeby leżeć już w łóżku, kiedy przyjdzie i udawać, że śpię.
Słyszę dźwięk otwieranych drzwi i kroki. Zaciskam powieki.
- Tris, śpisz? - Pyta cicho Tobias, pochylając się nade mną. Nie daję po sobie znać, że jestem przytomna.
Tobias wzdycha, całuje mnie w czoło i przykrywa bardziej kołdrą.
Kiedy idzie do łazienki, uśmiecham się szeroko. Mimo całej złości, rozczulił mnie swoją opiekuńczością.

Następnego dnia budzę się dosyć wcześnie, ale Tobiasa nie ma już w pokoju. Sprawdzam na tablecie plan nowicjatu i widzę, że właśnie ma dziesięciokilometrowy bieg z transferami.
Postanawiam odwiedzić malutką Lynn i wziąć ją na krótki spacer.
- Ratujesz mi życie - wzdycha Shauna. - Zeke jest w pracy, a Lynn daje niezły koncert, całą noc nie spałam!
Faktycznie wygląda na wykończoną. Biorę wózek i wkładam do niego tego małego krzykacza.
- Jak coś to wróć z nią - mówi jeszcze Shauna.
- Damy radę, mamusiu - puszczam jej oczko i wyjeżdżam w stronę Jamy. Na początku Lynn non stop płacze, ale im dłużej jedziemy, tym bardziej wydaje się zadowolona. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam do niej gadać. Być może ktoś kto przechodzi obok mnie, uznaje mnie za chorą psychicznie, ale nie mogę się powstrzymać, widząc te słodkie, zaspane oczka, które co chwile się zamykają.
Spaceruję z nią w miarę spokojnych jak na Nieustraszoność miejscach. Niedaleko przepaści spotykam Tobiasa, który jest spocony i zdyszany. Podchodzi do nas i zagląda do wózka.
- Cześć Lynn - uśmiecha się do niej i głaszcze palcem jej malutką piąstkę. - Przyjdziesz dziś na trening?
- Po lunchu - odpowiadam.
- Okej - waha się przez chwilę. - Czy istnieje szansa, że kiedykolwiek przestaniesz być na mnie obrażona?
- Pewnie tak. Do zobaczenia później - żegnam się i odjeżdżam.

Po lunchu idę do sali treningowej. Tobias pokazuje im prawidłową technikę rzucania nożem. Nowicjusze jednak są w tym beznadziejni, więc wpadam na pewien pomysł.
- Chyba potrzebujecie dosadniejszej demonstracji pokazującej czym jest cel - uśmiecham się złośliwie. - Dlatego instruktor Cztery stanie pod tarczą, gdy ja będę rzucać.
Tobias patrzy na mnie nieco zszokowany, a Serdeczne piszczą cicho.
Zemsta ma słodki smak.

CDN.

Halo ziomki, co tam? 😈
Ja cały czas kisnę z wczorajszych karnych w meczu Włochów i Niemców 😂😂😂
Mam nadzieję, że Kuba oglądał i poprawił mu się przez to humor 😏
Pozdrawiam 😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top