Rozdział 7

Tris

- To Zeke - Uriah odbiera i włącza tryb głośnomówiący.
Wzdrygamy się słysząc wrzask Zekego.
- Musisz mi pomóc! Drzwi naszego mieszkania się zatrzasnęły i nie da się ich otworzyć, a Shaunie coś odeszło, chyba płody...
- WODY, IDIOTO! - Słyszymy krzyk Shauny.
- No właśnie, wody - mówi Zeke. - Weź Cztery i spróbujcie je wyważyć.
- Daj nam Shaunę - odpowiadam stanowczo.
- Halo? - Odzywa się słabym głosem Shauna.
- Jesteś w stanie określić co ile masz skurcze? - Pytam, jednocześnie wychodząc z mieszkania. Idziemy szybko pod ich drzwi.
- Nie wiem! Chyba co trzy minuty.
- A długo trwają?
- Około minuty.
Próbuję przypomnieć sobie cokolwiek z tego, czego uczyliśmy się kiedyś w szkole o porodzie. Na pewno nie tego, jak go odebrać, ale coś mi świta.
- Wydaje mi się, że to już końcowa faza - przygryzam wargę. - Christina, biegnij po pielęgniarkę do skrzydła szpitalnego, wy spróbujcie coś zrobić z tymi drzwiami - zastanawiam się przez chwilę. - Zeke, weź kilka ręczników. Shauna połóż się i oddychaj głęboko.
- Mam odebrać poród?! - Piszczy przerażony Zeke.
- Myślę, że jest już za późno na pójście do szpitala, skurcze są za częste - odpowiadam, myśląc gorączkowo.
Nie jest dobrze, Zeke jest silny, ale Erudyta z niego żaden. Biedna Shauna, słyszę jak jęczy z bólu i szczerze jej współczuję.
Tobias i Uriah na wszystkie sposoby starają się wyważyć drzwi, ale na razie nie ma efektów.
- Shauna, nie czułaś wcześniej skurczy? - Pytam, marszcząc brwi.
- Były tak niewielkie, że pomyliłam je z ruchami dziecka - odpowiada, sapiąc.
Przez niepokój zaczynam obgryzać paznokcie. Widzę kropelki potu na twarzach Tobiasa i Uriaha, rzucają się drzwi bez przerwy. Po którymś razie w końcu puszczają i się otwierają. Natychmiast wbiegamy do środka, ale do sypialni wchodzę tylko ja, żeby nie krępować Shauny. Biedna leży, cała spocona, włosy stoją jej we wszystkie strony, a w oczach ma obłęd.
Jestem trochę zażenowana, ale muszę jej pomóc.
- Nie jestem specjalistą, ale jak na moje to rozwarcie jest bardzo duże i chyba możesz zacząć przeć - stwierdzam.
- Ale pielęgniarka - jęczy Shauna.
- Christina zaraz ją przyprowadzi - patrzę na bezużytecznego Zekego - Chwyć ją chociaż za rękę! A ty przekaż mu cały swój ból.
Widzę jak dłonie Zekego bieleją od uścisku Shauny. Musi ją naprawdę boleć.
- Shauna, przyj - mówię spokojnie.
- Nie umiem!
- No jasne, że umiesz!
Jej twarz wykrzywia grymas bólu. Wspieram ją jak mogę, a po kilku minutach wytrzeszczam oczy.
- O kurczę! Chyba widzę główkę! No dalej Shauna, pomóż mu się wydostać!
Dziewczyna krzyczy przez zaciśnięte zęby, a Zeke wygląda jakby miał zaraz zemdleć. Na szczęście Christina przychodzi z pielęgniarką, która natychmiast rozkłada potrzebny sprzęt.
- Jak chcesz, możesz wyjść, bo chyba zaraz padniesz - mówię do Zekego, a ten wzdycha z ulgą. Zajmuję jego miejsce i chwytam Shaunę za rękę, a Christina za drugą. Czuję się jakbym była w transie, razem krzyczymy i dopingujemy przyszłą mamę. Kiedy przyszła pielęgniarka, było już za późno na podanie znieczulenia, bo i tak by nie zadziałało, więc Shauna musi bardzo cierpieć. Ściska moją rękę tak mocno, jakby miała mi ją zaraz zmiażdżyć.
Po kilkunastu minutach, które dla nas zdawały się wiecznością, słyszymy skrzekliwy płacz. Pielęgniarka trzyma czerwone dziecko, umaziane krwią i śluzem, ale i tak jest śliczne. Każe mi przeciąć pępowinę i kładzie maluszka na Shaunie. Jest to tak cudowna i wzruszająca chwila, że nim się orientuję, całą twarz mam zalaną łzami. Patrzę na Christinę i widzę, że jest w identycznym stanie.
- Urodziłaś piękną dziewczynkę - uśmiecha się pielęgniarka, ona także jest wzruszona.
- Lynn - szepcze zmęczona, ale szczęśliwa Shauna.

CDN.

Nie mogę się doczekać wieczoru 😎
Mimo tego, że kocham Real Madryt i naszego Cristiano, dzisiaj mam nadzieję, że wyślemy Portugalię do domu. 😏
Adios, amigos! 👋🏽😹

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top