Rozdział 49

Tris

Całe towarzystwo od razu milknie.
- Chciałam wam tylko pogratulować i dać upominek z okazji ślubu - tłumaczy i uśmiecha się sztucznie.
- Eeee... To my może już pójdziemy - stwierdza Shauna i przyjaciele zaczynają się zbierać, po czym wychodzą z mieszkania.
Evelyn podchodzi do mnie i Tobiasa. Wyciąga rękę z prezentem i wręcza mi go. W środku jest najobrzydliwszy wazon, jaki miałam okazję zobaczyć. Nadaje się co najwyżej do trzymania w nim szczotki do kibla.
- Dziękujemy - odpowiadam, siląc się na uśmiech. Ta kobieta prawdopodobnie czyha na moje życie, a ja muszę znosić jej towarzystwo we własnym domu.
- Szkoda, że nie zaprosiliście mnie na ślub - stwierdza z niby żalem.
I tak tam byłaś, zołzo. Podrzuciłaś mi kartkę do kurtki.
- Wiemy, że nie chciałaś, żebyśmy się pobrali - odpowiada Tobias. - Zresztą to była mała impreza - patrzy przez chwilę na matkę, a później na mnie. - Napijesz się czegoś? Kawy?
Serio, Tobias?
- Tak, poproszę - mówi i rozsiada się przy stole. - Z cukrem, jeśli łaska.
Szkoda, że nie z arszenikiem.
Podchodzę ze złością do czajnika i wstawiam wodę. Nasypuję do kubka kawy i uśmiecham się złośliwie, kiedy zamiast cukru dodaję sól.
- A ty się czegoś napijesz, kochanie? - Specjalnie akcentuję ostatnie słowo, żeby zirytować Evelyn.
- Nie, mam piwo - pokazuje na butelkę.
Uważnie obserwuję Evelyn, kiedy zaczyna pić swoją słoną kawę. Nie daje niczego po sobie poznać, jedynie posyła mi kpiące spojrzenie.
Tobias zaczyna z nią rozmawiać, a ja milczę jak zaklęta i odliczam czas do jej wyjścia. Evelyn jest świetną aktorką, bo naprawdę dobrze gra. Mam nadzieję, że Tobias nie da się jej znowu nabrać na to, że jest kochającą i troskliwą mamusią. Bo ona doskonale udaje.

Następnego dnia Tobias idzie rano do pracy, a ja z Tylerem ponownie do siedziby Erudycji.
Gdy siedzimy w pociągu, opowiadam mu o wczorajszej wizycie Evelyn, co bardzo go rozbawia. Ma o niej takie samo zdanie jak ja.
W plecaku Tylera znajdują się niebieskie stroje, które wczoraj ukradliśmy, jednak musimy je ubrać dopiero jak będziemy w siedzibie Erudytów. Mam nadzieję, że tym razem uda nam się dowiedzieć czegokolwiek. Najlepiej byłoby dostać się do laboratorium i zbadać serum, nad którym pracuje Evelyn. Jednak ona cały czas przy nim siedzi, więc nie mamy szans, żeby ukraść choćby kropelkę.

Gdy szukamy miejsca, żeby się przebrać, wpada na nas zaskoczony Caleb. Cholera... Nie teraz...
- A co wy tu robicie? - Pyta podejrzliwie.
Wymyśl coś, Tris, myśl, myśl...
- Ja... Przyszłam do ciebie na badania - odpowiadam, posyłając Tylerowi znaczące spojrzenie. - Od jakiegoś czasu źle się czuję. Zbadałbyś moją krew?
- Okej, nie ma sprawy. A dlaczego jest tutaj Tyler? - Pyta Caleb, marszcząc brwi.
- Po prostu dotrzymuje mi towarzystwa - wzruszam ramionami.
- No dobra, chodź do mojego gabinetu - mówi Caleb.
- Spotkamy się na tyłach, tam gdzie nie ma kamer - szepczę do Tylera, a on kiwa tylko głową.

Siadam na fotelu, ściągam kurtkę i podciągam rękaw bluzki. Caleb wbija igłę i pobiera moją krew.
- A co ci dokładnie dolega? - Pyta, kiedy fiolka jest już pełna ciemnoczerwonej cieczy.
- Bardzo boli mnie głowa - odpowiadam.
Caleb przysiada do maszyny i zaczyna badać moją krew. Nerwowo patrzę na zegarek, chyba znowu nic dzisiaj nie załatwimy. Dlaczego akurat musiał napatoczyć się mój brat? Z takim szczęściem nigdy nie dowiemy się, co dokładnie kombinuje Evelyn.
- Długo jeszcze? - Pytam niecierpliwie.
- Daj mi kilkanaście minut - odpowiada Caleb, a ja przewracam oczami.
Siadam z powrotem na fotelu i zaczynam skubać nieistniejące próchna ze spodni.
W końcu Caleb się podnosi i podchodzi do mnie z zaskoczoną miną.
- I co? - Pytam szybko. Chcę już stąd wyjść.
- Tris... Ty jesteś w ciąży...

CDN.

😳

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top