Rozdział 42

Tris

Jak ta kobieta to robi? Pojawia się i znika, niezauważona przez kogokolwiek. Nie biorę na poważnie jej gróźb, no bo co może mi zrobić?
- Coś się stało? - Pyta Tobias, podchodząc do mnie bliżej. Pewnie zobaczył, że mam niewyraźną minę. Nie chcę go martwić, więc muszę skłamać.
- Trochę gorzej się poczułam - to akurat nie jest kłamstwo. Głowa pulsuje bólem, więc masuję skronie, ale wiem, że to i tak nic nie da.
- Może wrócimy już do mieszkania? - Proponuje Tobias, przyglądając mi się ze zmartwieniem.
- No coś ty, to nasz ślub, nie możemy zostawić gości - kręcę głową. - Zaraz mi przejdzie, tylko wyjdę na chwilę na zewnątrz. Chłodne powietrze dobrze mi zrobi.
Tobias powoli kiwa głową, ale zmarszczka między jego brwiami pozostaje.

Wychodzę z namiotu i od razu uderza we mnie mróz. Śnieg chrzęści pod nogami, kiedy kieruję się w stronę pobliskiego lasu. Przystaję na chwilę i biorę głęboki oddech.
Co się ze mną dzieje?
Sama nie wiem dlaczego, ale mam ochotę się rozpłakać. Nie mam konkretnego powodu ku temu, ale nieproszone łzy zaczynają spływać mi po policzkach.
Może to przez ten cały stres, który towarzyszył mi przez ostatni tydzień? Szybko ocieram policzki, żeby nie było widać, że płakałam. Nie chcę się tłumaczyć, bo sama nie wiem, jaki jest powód moich łez. Tak, sama tego nie rozumiem.
Rozglądam się wokół i nagle uderza mnie myśl, że mogę być obserwowana. Nie słyszę żadnego dźwięku, ani nikogo nie widzę, ale wyobraźnia podsuwa mi obraz nienawistnego spojrzenia Evelyn i mimowolnie się wzdrygam. Mam wrażenie, że gdzieś się tu czai, ale nie chce jeszcze zaatakować. W sumie ten moment idealny, jestem sama, bez jakiejkolwiek broni. Lepsza okazja może się nie przytrafić.
Nie wiem, ile czasu spędzam w lesie. Wychodzę z niego, gdy moje nogi zaczynają przypominać dwa sine słupy. Wracam do namiotu, rozglądając się niespokojnie. Wciąż czuję, że ktoś mnie obserwuje.

Wesele kończy się koło trzeciej nad ranem. Niemalże wszyscy są zalani w trupa, tylko ja nie piłam, a Tobias pozwolił sobie na trochę alkoholu, ale nie jest pijany.
W najgorszym stanie jest Caleb, ale podejrzewam, że to sprawka braci Pedrad, bo sam z siebie by się tak nie upił.
- Beatrice, Cztery - zaczyna Caleb, a język plącze mu się niemiłosiernie. - Czy dzisiejszej nocy zrobicie mnie wujkiem?
Reszta wybucha śmiechem, a ja robię się czerwona.
- Nie interesuj się - warczę i zwracam się do Cary. - Odstawisz go do jego mieszkania?
- Tris, my mieszkamy razem - chichocze Cara. No nie, kolejna pijana. Pijana Cara, przecież to jest sprzeczne z naturą.
- Dobra, nieważne - kręcę głową. - Dzięki za wszystko, dobranoc! - Żegnamy się z resztą i wracamy z Tobiasem do Nieustraszoności, trzymając się za ręce.
Tobias jest wesoły, a ja nie potrafię odgonić ponurych myśli, jednak wymuszam na sobie uśmiech.
Gdy wchodzimy do mieszkania, Tobias natychmiast zaczyna mnie całować. Oddaję pocałunek, a on zaczyna jeździć palcami po moich plecach, po czym rozpina zamek i ściąga ze mnie sukienkę. Zabiera się za całowanie mojej szyi i powoli kieruje się ze mną w stronę sypialni.
Nie czuję tego samego, co zwykle w tej sytuacji.
Przez cały czas muszę udawać, że podoba mi się to, co robimy, ale czuję jakiś dyskomfort. Leżę i czekam aż Tobias skończy.
Po wszystkim, on szybko zasypia, a moje oczy pozostają szeroko otwarte. Sen nie przychodzi, za to znowu mam ochotę się rozpłakać.
Po raz pierwszy nie chciałam kochać się z Tobiasem.

CDN.

Dzieeeeeeeeeeń dobry 😏😚

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top